Rozmowa

Po 11 latach w triathlonie wygrywa kategorię wiekową, spełnia marzenia i jedzie na Konę

#polskieHAWAJE Jest autorem bloga endutrition.pl i za kilka tygodni będzie miał okazję opisać przeżycia z wymarzonego startu, jakim są Mistrzostwa świata Ironman na Hawajach. Jacek Marciniak nie ukrywa, że jedzie tam, aby przeżyć przygodę życia.

Niedawno wygrałeś kategorię wiekową w Finlandii. Jak było?
Samo miejsce było niesamowite. To była druga edycja Ironmana w Finlandii. W zeszłym roku wśród kobiet PRO wygrała tam Laura Philipp. Śledziłem transmisję live i urzekło mnie to, że większość trasy była w lesie. Akurat miałem szczęście, bo po którymś starcie w zawodach IM wypełniłem ankietę a nagrodą była możliwość wylosowania startu właśnie w zawodach Ironman organizowanych w Europie. Nie do wiary ale  po około pół roku zgłosili się do mnie z opcję wyboru miejsca startu. Wybrałem więc Finlandię, bo wcześniej już miałem wykupiony start na Lanzarote. Właśnie na Kanarach udało mi się wywalczyć wymarzonego slota. W tym przypadku ta Finlandia nie za bardzo mi pasowała i postanowiłem przesunąć ten start na ten rok. Organizatorzy wyrazili zgodę. Dlatego wystartowałem na niecałe 2 miesiące przed samą Koną. To był mój główny start A w przygotowaniach do mistrzostw świata. Wszystko wypaliło i zawody uważam za bardzo udane ale prawdopodobnie nie ma idealnych zawodów więc jest kilka kwestii, które można byłby poprawić na trasie. Sama meta była umiejscowiona niemal  w lesie, więc atmosfera zawodów było zgoła inna niż to ma miejsce zazwyczaj. Kuopio – Tahko to miejsce mega klimatyczne. Trochę przypominało górski triathlon. Do tego wygrałem w swojej kategorii wiekowej, więc nie mogę sobie wyobrazić większego szczęścia i uczucia spełnienia. Jestem szczęśliwy i zadowolony.

Czy ten start w Finlandii jest dobrym prognostykiem przed Koną?
Na pewno tak, bo buduje psychicznie. Choć MŚ to będą zupełnie inne zawody. Pogoda, trasa, różnica czasowa, itd. Po IM Finlandia jestem zadowolony z biegu, bo utrzymałem przewagę, którą miałem po rowerze. Widać, że te przygotowania przyniosły efekt. Jestem dumny z siebie, bo od 8-9 lat przygotowuję się samodzielnie.

Nie trenowałeś wcześniej u Zbigniewa Gucwy?
Tak trenowałem z Zibim przez pierwsze dwa lata przygody z triathlonem. Później się rozstaliśmy, ale mamy kontakt ze sobą. Poznałem Zbyszka, zanim jeszcze założył GVT. Ten projekt wówczas mu dopiero kiełkował w głowie. Jeździliśmy razem na rowerze w okolicach Wrocławia. W pierwszym roku działalności grupy byłem z nim. Po prostu szukałem czegoś innego. Nie potrzebowałem trenowania w grupie a bardziej indywidualnego podejścia i zacząłem sam trenować. Sporty endurance to jest moja pasja. Podpatruję najlepszych trenerów oraz zawodników, ale wiadomo, nie wszystko da się skopiować (śmiech). Staram się czerpać z jak najlepszych wzorców. Dużo czytam, jeżdżę na konferencje, powtarzam to jest moja pasja i staram się cały czas w tej materii rozwijać. Reasumując, na trenera jakiego z jakim bym chciał pracować, po prostu mnie nie stać. Tym bardziej cieszy mnie progres poczyniony samodzielnie. Jeszcze 5-6 lat temu nie pomyślałbym, że mógłbym na zawodach wygrać kategorię wiekową.

A tym bardziej slot na Hawaje, który był w sferze Twoich marzeń.
Dokładnie, osiem lat temu to było odległe marzenie, a teraz musiałem odmówić przyjęcia slota, bo wywalczyłem go wcześniej. To było niesamowite uczucie. 

Czym jest dla Ciebie możliwość startu na Hawajach?
Jadę na Konę, aby spełnić to marzenie. Nie nastawiam się na jakiś konkretny wynik (czas), bo nigdy a szczególnie tam nie da się go przewidzieć. Podchodzę do tego zdrowo rozsądkowo. Zbieram dużo informacji przed tym startem. Po prostu nie chcę się rozczarować. Chcę przeżyć przygodę życia, bo o to walczyłem przez ostatnie pięć lat.

Jak przebiegają już przygotowania pod Hawaje, treningowe i logistyczne?
Do tej pory szczerze to skupiałem się na starcie w Finlandii. Choć to było dwa w jednym, ponieważ plan dotyczył startu na dystansie długim. Obecne upały u nas nie są takie, jak na Hawajach, bo tam jest inna wilgotność, natomiast nie unikałem treningów w cięższych warunkach, np. w upałach. Jak mogę, to korzystam często z sauny. Nie tylko ze względu na Hawaje, ale też traktuję ją jako jednostkę treningową. Przede wszystkim teraz muszę się skupić nad tym, aby odpocząć po tym starcie, bo jestem bardzo zmęczony. Po dwóch tygodniach zamierzam zacząć spokojne przygotowania. Mam już zbudowaną formę, teraz muszę skupić się na tym, aby ją utrzymać. Nic więcej nie zdołam już zrobić. Na szczęście nie miałem większych problemów zdrowotnych. Systematycznie pracowałem przez cały rok i nagle nie stracę dobrej dyspozycji.  Głównym celem jest to, aby nie przesadzić i na spokojnie się przygotować.

Co teraz jest dla Ciebie największym wyzwaniem?
Logistyka, mam już kupione na szczęście bilety. Jeśli chodzi o research, to czerpię od najlepszych, czy mentorów. Jestem w kontakcie z Marcinem Koniecznym. Podpytywałem też kolegów: Darka Dąbrowskiego, Roberta Wojnara i Marcina Pacholaka, którzy na Hawajach byli w 2019 roku. Mają własne doświadczenia i przemyślenia. Wiadomo, że człowiek najlepiej uczy się na własnych błędach, natomiast ja chcę tego uniknąć i jak najwięcej istotnych rzeczy wyciągnąć wcześniej od nich. Mam dużą pokorę do tego startu. Trzeba się spodziewać tego, czego człowiek tam się nie spodziewa. Zawsze wyjdzie coś, co mnie zaskoczy. Jeśli będę przygotowany na jak najwięcej rzeczy, które mogą się wydarzyć, to będzie po prostu łatwiej. Mam nawet gotowy już specjalnie zaprojektowany strój startowy, który czeka na ten wyjątkowy start i był już nawet przetestowany.

A jak wygląda u Ciebie  sytuacja z noclegiem?
Ceny są kosmiczne. Przez to, że nie było zawodów przez ostatnie dwa lata, to wszystko jest dwa razy droższe. Myślę, że po prostu ludzie chcą się odkuć za dwa lata niebytu. Nie mam porównania, ale rozmawiam z zawodnikami, którzy tam już byli. Zawsze było drogo ale teraz jest kosmos. Za dwa tygodnie noclegu można zapłacić 30 tysięcy złotych za dwie osoby i to bez posiłku. Można znaleźć oczywiście coś za pół ceny, ale sprawa wygląda tak. Jeśli chcesz mieszkać przy samym starcie, to hotelowy pokój klimatyzowany bez posiłku kosztuje krocie. Natomiast można coś znaleźć za połowę ceny, ale to miejsce będzie oddalone o 10 kilometrów od Kony. Wtedy trzeba wziąć pod uwagę dodatkowo wynajem auta, itd. Trzeba więc zadać sobie pytanie, kto, co chce i czego szuka ? Mam także już zabukowane miejsce noclegowe, aby się tym teraz nie martwić. Jeśli ktoś później rezerwuje, to ma mniejszy wybór. Niektórzy będą mieszkać i 30 kilometrów od startu. My planujemy być na wyspie trzy tygodnie, ponieważ nie wiem, czy jeszcze kiedyś nadarzy się taka okazja. Ja o swoim starcie wiem już od roku, więc pewnie jest mi łatwiej, a jeśli ktoś wywalczył slota np. w Gdyni, to ma trudniej, ponieważ jest bardzo mało czasu.  

 

Ile czasu planujesz na miejscu poświęcić na aklimatyzację przed zawodami?
Będę około 11 dni przed startem już na miejscu. Tak też inni doradzali. Można jeszcze przylecieć na trzy dni przed samymi zawodami, ale to mi nie pasuje. Bo mogłyby wyniknąć różne problemy np. zagubiony rower na lotnisku lub bagaż który mógłby nie dolecieć na czas. Po zawodach chcę jeszcze zostać przez kilka dni, aby się zresetować i pozwiedzać wyspę. Do tego formuła jest taka, że kobiety startują w czwartek, a mężczyźni w sobotę i nie ukrywam, że chciałbym pokibicować. Na pewno chcę zobaczyć najlepsze zawodniczki w akcji. Ciekawostką jest też to, że kategoria wiekowa MKONa startuje razem z kobietami w czwartek. Będę mieć okazję dopingować na trasie Marcina jako kibic.

Z jakim nastawieniem staniesz na starcie tych zawodów?
Nie nastawiam się na wynik. Chcę uniknąć takich sytuacji, o których słyszałem, że ktoś stamtąd wracał rozczarowany wynikiem. Ja tak nie chcę. Po prostu zamierzam zrobić, co mogę. Naprawdę podchodzę z wielką pokorą do tych zawodów. Jeśli będę między 50-100 miejsce w kategorii wiekowej, to będzie świetny wynik, bo zdaję sobie sprawę, że jest 60-70 lepszych ode mnie chłopaków, którzy też jadą na Hawaje. Na spokojnie, chcę po prostu żyć i cieszyć się tym startem. Nastawiam się na wielką przygodę, która zostanie mi w głowie do końca życia.  

Chciałbym korzystając z okazji podziękować #Yoga_Frog_Sobotka_Wroclaw , Marcinowi Górskiemu z SGR, Bartkowi Huzarskiemu oraz pozdrowić wszystkich z Fundacji Potrafię Pomóc której jestem ambasadorem.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X