Paweł Młodzikowski ambitny amator z marzeniami o Hawajach
Na co dzień jest żołnierzem. Mimo licznych obowiązków znajduje czas na pasję, jaką jest triathlon. Osiąga, też dobre wyniki. Paweł Młodzikowski w rozmowie z TriathlonLife.pl opowiada m.in.: ostatnich zawodach, marzeniach i obowiązkach pozasportowych.
Kto Ciebie namówił na triathlon?
Na triathlon namówił mnie kolega Rafał pod koniec 2016 roku. Wtedy sam dopiero rozpoczął przygodę z tym sportem. Mówił, że to jest odskocznia od biegania. Przekonał mnie i spróbowałem.
Jak wspominasz pierwsze zawody?
Pierwsze zawody to była masakra. Pojechaliśmy z Rafałem na sprint do Okuninki. Wychodząc z wody, nie mogłem ustać na nogach. Kręciło mnie się w głowie. Rower też poszedł tragicznie. Pamiętam, że o mało nie wylądowałem w rowie. Na bieganiu było podobnie. Nie wiedziałem, kogo gonię, a kto dopiero zaczyna bieg. Skończyłem chyba 24 open. To mnie nie zniechęciło. Już dwa tygodnie później byłem drugi open na ¼ w Białce Parczewskiej.
Co ci sprawia do tej pory problemy?
Pływanie. Zaczynałem z poziomu rekreacyjnej żaby w 2016 roku. Jak to na początku, było ciężko. Zwłaszcza że do najbliższego basenu albo jeziora mam 30 kilometrów. Czas dojazdu łącznie z treningiem wynosi trzy godziny. Nie zrażam się. Małymi krokami do przodu. Najważniejsze, że jest progres.
Czy triathlon to jest Twój pierwszy kontakt ze sportem?
Nie. Trenowałem wcześniej bieganie od 2009 roku. Dochodziłem do niezłych wyników jak na amatora. 1:13 :07 w półmaratonie oraz 15:28 na 5 kilometrów.
Podczas Super League Triathlon Poznań na 1/2IM zająłeś 2 miejsce Open wśród amatorów. Spodziewałeś się takiego rezultatu?
Jadąc do Poznania chciałem walczyć o jak najlepsze lokaty i wynik na połówce. Miałem nadzieje, że uda się zbliżyć się do czterech godzin. Jednak skrócenie dystansu do 3/8 motywacyjnie nie pomagało. Organizatorzy mogli przesunąć start na 6 rano. Efekt byłby lepszy. Myślę, że do pierwszego miejsca zabrakło niewiele. Może to była kwestia sprzętu. Jeżdżę na starym treku i na podstawowych kołach. Biegowo i pływacko byłem lepszy, a przegrałem o trzy minuty na części kolarskiej. Choć rower udało się pojechać według założeń.
Czy start przebiegł bezproblemowo?
W czasie samych zawodów wszystko było super. Ale wychodząc na start z hotelu, pośliznąłem się na schodach. Uszkodziłem rower. Na szczęście kolega Artur pożyczył mi tylne koło z kasetą i podłokietnik pod lemondkę. Serwis Shimono dał radę to ogarnąć.
Czy to Twój najlepszy występ w dotychczasowej karierze triathlonowej?
Nie. W ubiegłym roku w debiucie na pełnym dystansie, podczas mistrzostw Polski w Borównie byłem piąty open. Przegrałem tylko z trzema zawodnikami PRO oraz Czechem. W tym roku wygrałem też Mistrzostwa Polski amatorów w duathlonie na dystansie średnim w Czempiniu.
Czym się zajmujesz poza triathlon?
Poza triathlonem jestem żołnierzem 18 Batalionu Dowodzenia w Siedlcach. Niestety, nie takim z zespołu sportowego. Pracuję normalnie po osiem godzin. Poligony i inne manewry wojskowe nie ułatwiają trenowania triathlonu. Przykładowo, od września do początku marca byłem służbowo na kursie w Poznaniu. Tam nie miałem możliwości zrobienia treningu na rowerze czy basenie. Dlatego cały tydzień były tylko treningi biegowe. Na szczęście wszystkie piątki miałem wolne. Wtedy wracałem do żony. W weekend robiłem po jednym treningu na rowerze oraz basenie, żeby podtrzymać formę.
W jaki sposób godzisz na co dzień obowiązki zawodowe ze startami oraz treningami?
Na szczęście mam wyrozumiałą żonę, która rozumie moją pasję. Przymyka oko, jak nie ma mnie w domu, bo jestem na treningu. Na zawody wyjeżdżamy razem. Czasami udaje mi się ją namówić na wspólny trening czy start. W tamtym roku dwa razy zrobiła 1/2IM. Poza tym staram się treningi organizować przy okazji. np. wyjazdów weekendowych do teściów. Żona jedzie samochodem, a ja robię długie wyjeżdżenie i spotykamy się na miejscu. Albo dojeżdżam na basen rowerem, trening pływacki i powrót.
Z jakimi wyrzeczeniami wiąże się trenowanie triathlonu?
Na pewno jest to sport bardzo czasochłonny, zwłaszcza trening do długiego dystansu. Czasami brakuje czasu na sprawy domowe. Mimo wszystko staram się to jakoś godzić. Wiadomo też, że sprzęt kosztuje. Czasami trzeba iść na kompromis typu kostka koło domu, czy nowy rower. Wiadomo kostka ważniejsza, a zakup roweru odkładam na później.
Jakie są Twoje najbliższe plany sportowe?
W najbliższym czasie wystartuje na 1/2IM w Elblągu oraz przygotowuje się pod pełny dystans w Malborku.
Jakie ma Pan marzenia związane z triathlonem?
Jak każdy triathlonista marzę o wyjeździe na Hawaje. Chciałbym zająć jak najwyższą lokatę.
Przemysław Schenk
foto materiały prywatne