Rozmowa

Paulina Klimas: Moją największą słabością jest czekolada

Maciej Mikołajczyk: Sezon triathlonowy 2018 powoli dobiega końca. Jak podsumujesz ten rok? Z którego startu jesteś najbardziej dumna, a po którym czujesz największy niedosyt?

Paulina Klimas: Sezon dobiega końca, ale dla mnie tak naprawdę zakończył się już niestety, dwa miesiące temu, kiedy podczas wypadku na Pucharze Świata w Karlowych Warach złamałam rękę. Z sezonu nie do końca jestem zadowolona. Było kilka rozczarowań, ale czułam, że się rozkręcam i finalnie ten największy szczyt formy miał być właśnie pod koniec października na młodzieżowych mistrzostwach Europy. Choć moje wyniki może nie do końca były takie jak się spodziewałam, to czuję, że wyraźnie udało mi się podnieść sportowy poziom. Niestety, nie zawsze wszytko zagra tak jak trzeba i wiele czynników wpływa na wynik. Najbardziej jestem zadowolona z trzech startów, czyli debiutu w Pucharze Świata w Cagliari, sprintu w Gdyni i mistrzostw Polski na dystansie olimpijskim, gdzie pomimo dużych problemów udało mi się zdobyć brąz w Elicie i srebro w młodzieżowcach. Największy niedosyt czuję na pewno po mistrzostwach kraju w sprincie, gdzie byłam doskonale przygotowana, co pokazałam dzień później w wyścigach sztafetowych. Jednak dzień przed najważniejszym występem nie czułam się zbyt dobrze i start nie potoczył się tak, jak sobie to zaplanowałam. Podsumowując, nie był to sezon zły, ale też bez fajerwerków. Po prostu dobry.

Gdyby nie kontuzja, wystartowałabyś na mistrzostwach Europy. Jak doszło do tego pechowego urazu?
– Wystartowałabym na mistrzostwach Europy i jeszcze w Pucharze Europy. Do urazu doszło podczas startu. Złe warunki, ciężka technicznie trasa i chwila nieuwagi. Do końca nie pamiętam jak do tego doszło, ale najprawdopodobniej koło wjechało mi na próg zwalniający, a byłam w dolnym chwycie i przeleciałam przez kierownicę, bardzo niefortunnie upadając.

 

– Jak się obecnie czujesz? Kiedy planujesz wznowić treningi?
Obecnie jest już lepiej, ale niestety uraz okazał się dużo gorszy, niż na początku myśleliśmy, przez co zostaje mi tylko trenażer, lekkie i bardzo ostrożne bieganie, a na pływanie będę musiała jeszcze trochę poczekać. Trasa w Karlowych Warach była bardzo trudna technicznie, sporo zakrętów, podjazdów i niebezpiecznych zjazdów. Deszcz, który padał od dwóch dni oraz niska temperatura nie ułatwiały zadania, ponieważ było bardzo ślisko i widoczność była mocno ograniczona. Dużo dziewczyn nie ukończyło startu przez kraksy.

 

– Czy niefortunna kontuzja bardziej Cię podłamała, czy jeszcze mocniej zmotywowała do cięższej pracy?
Na początku oczywiście była złość, łzy i wielkie rozczarowanie, jednak tłumaczę sobie, że nic nie dzieje się bez powodu i wszytko jest po coś. Jeszcze nie wiem co dobrego może wyniknąć z tego wypadku, ale wierzę, że coś takiego się znajdzie. Teraz, gdy emocje już opadły, jestem bardzo zmotywowana do dalszej pracy i już nie mogę się doczekać, żeby zacząć normalnie i w stu procentach trenować, a robimy razem z fizjoterapeutami wszystko, co w naszej mocy, żeby stało się to jak najszybciej.

 

– Na początku sportowej kariery przez dziesięć lat trenowałaś tylko pływanie. Kiedy i dlaczego zamieniłaś je na triathlon? Była to dla Ciebie trudna decyzja?
Zgadza się. Pływać zaczęłam w trzeciej klasie podstawówki z moim pierwszym trenerem, Sławomirem Formasem, który nauczył mnie pływać i doprowadził do mistrzostwa Polski juniorów na 200 metrów stylem klasycznym. Tak naprawdę nauczył mnie on szybko pływać i zaraził wielką miłością do sportu i ciężkiej pracy. Pod jego okiem trenowałam do końca gimnazjum i potem rozpoczęłam naukę i treningi w oświęcimskim SMS-ie, gdzie pomimo tego, że naprawdę ciężko trenowałam i przepływałam masę kilometrów, przestałam się po prostu rozwijać. Tak jednak w pływaniu bywa i jest to w tym sporcie całkiem naturalne. W Oświęcimiu trenowałam aż do matury i przyszedł czas na kolejne zmiany i wybór studiów. Tu akurat decyzja była łatwa, bo od razu wiedziałam, że pójdę na AWF do Katowic, jednak gorzej było z moją karierą sportową. Byłam wypalona treningami pływackimi i tym, że nie robię postępów. Stwierdziłam, że albo coś zmienię albo zupełnie skończę z treningami i sportem. Zawsze nieźle biegałam, lubiłam jeździć na rowerze i dużo osób doradzało mi, żebym spróbowała sił w triathlonie i tak też z rozpoczęciem studiów zrobiłam. Jak widać, opłacało się. Muszę dodać, że miałam wielkie szczęście, iż trafiłam do drużyny GVT BMC i na trenera Zbyszka Gucwę.

– Pierwszy start z marszu zaliczyłaś w Charzykowach. Chyba nigdy go nie zapomnisz…
– To na pewno. Pamiętam jak przy wchodzeniu na rower przewróciłam cztery pachołki i poważnie przeszkodziłam w rywalizacji innym dziewczynom, ale „świeżakowi” chyba takie rzeczy się wybacza. Uważam, że ten start był chyba najcięższy w mojej karierze. Teraz wiem, że po siedmiu miesiącach kontuzji, po której nie mogłam biegać, nie byłam do niego kompletnie przygotowana fizycznie, a w dodatku nie wiedziałam, z czym to się je. Tak naprawdę nie wiedziałam o triathlonie nic, ale to po tym starcie zrozumiałam, że w końcu jestem w miejscu, w którym powinnam być już od dawna.

 

– Jak udaje Ci się godzić studia z treningami na AWF-ie w Katowicach?
– Studiuję na uczelni, która bardzo nam pomaga i tak naprawdę nie ma takiej drugiej uczelni w naszym kraju, która tak dopasowuje się do studenta -sportowca. Mam indywidualny tok nauczania. Dzięki temu mogę w stu procentach poświęcić się treningom. Możliwe, że przez to moje studia się wydłużą, ale wcale się tym nie przejmuję, bo w życiu postawiłam na sport i to on jest od dziecka na pierwszym miejscu. Wiadomo, wykształcenie jest ważne, dlatego ich nie skreślam, a po prostu wydłużam.

 

– Co na co dzień je Paulina Klimas? Jak wygląda twoje menu? Stosujesz jakąś dietę?
– Współpracuję z dietetykiem Mateuszem Gawełczykiem i na co dzień staram się realizować plan w stu procentach. Jestem jednak tylko człowiekiem i muszę czasem zjeść coś innego, np. przy wyjściu ze znajomymi. Wtedy się nie ograniczam. Tak naprawdę moją największą słabością jest czekolada i to w każdej postaci. Mogłabym ją jeść bez końca i gdybym mogła wybrać jeden produkt, który mogłabym spożywać do końca życia i nie tyć, to na pewno byłaby to ona. Wiem jednak, że jedzenie ma bardzo duży wpływ na nasz wynik i jest to dla mnie ogromna motywacja, żeby jeść zdrowo i to, czego naprawdę potrzebuje mój organizm. Śniadania lubię jadać na słodko, uwielbiam owsiankę z owocami i orzechami. Po treningach wypijam różne koktajle na mleku z białkiem i dodatkiem owoców. Staram się tego nie pomijać, bo to pomaga mi w szybszej regeneracji. Na obiad zazwyczaj warzywa, makaron, ryż i mięso (kurczak, indyk, wołowina) albo rybę. Na kolację mam różne omlety, kanapki lub sałatki.

 

– Jak oceniasz rozwój i popularność triathlonu w naszym kraju? Wydaje się, że wszystko idzie w dobrym kierunku…
Tak, wydaje mi się, że wszytko idzie w dobrą stronę. Zainteresowanie triathlonem jest coraz większe, nie tylko ze strony zawodników, ale i sponsorów. Mam nadzieję, że to zachęci młodych zawodników, żeby trenować tę dyscyplinę i doczekamy się wielkiej gwiazdy w wyścigach ITU. My w tym sezonie dostaliśmy wielką szansę startów zagranicznych i system był bardzo sprawiedliwy. Mam nadzieję, że to się rozwinie i dalej będzie szło w prawidłowym kierunku.

– Co i dlaczego uważasz za największy dotychczasowy sukces?
Myślę, że największym sukcesem było wicemistrzostwo Polski w sprincie w Suszu z ubiegłego sezonu. Marzyłam o indywidualnym seniorskim medalu Mistrzostw Polski. Ciężko na to pracowałam i wysoko postawiłam sobie poprzeczkę. Bałam się, że się zawiodę, ale wytrzymałam presję, którą tak naprawdę sama na sobie wywarłam. Na mecie chyba nigdy nie cieszyłam się tak, jak wtedy i choć potem powtórzyłam sukces na olimpijce, to jednak ten pierwszy medal sprawił mi najwięcej radości i otworzył drzwi do zagranicznych startów.

 

– Bałaś się, że nie wytrzymasz presji. Jak radzisz sobie z nią przed zawodami?
W zasadzie, to nie wiem jak sobie z nią radzę. Zawsze przed startem bardziej boję się bólu i wysiłku, niż rywalizacji, dlatego tłumaczę sobie, że ciężko trenuję i jestem przygotowana na ten wysiłek i szybko się uspokajam. Jeśli chodzi o wyciszenie się, to nie robię tego, gdyż nie lubię być za bardzo skupiona, bo wówczas stres jest jeszcze większy. Tak naprawdę na długo przed wyścigiem staram się jeszcze wizualizować start, przed wolę już o tym nie myśleć i skupić się na mało istotnych rzeczach, żeby głowa mogła odpocząć. Lubię się pośmiać i pożartować, ale wiadomo, że nie zawsze mi się to udaje.

 

– Jak zamierzasz przetrwać zimę? Jakie są twoje plany na najbliższe miesiące?
– Najbliższym celem jest oczywiście powrót do treningów i formy. Na tym będę skupiać się na razie najbardziej. Pod koniec listopada z moim zespołem GVT BMC jedziemy na obóz do Szklarskiej Poręby. Zimę oczywiście trzeba przetrwać na trenażerze, nie tylko ze względu na temperaturę, ale i smog, który w mojej okolicy niestety, nie ułatwia mi zadania. Na szczęście nie mam z tym problemów i nie narzekam, kiedy muszę wejść na trenażer czy pobiegać na bieżni. Dalsze plany to na pewno obozy zagraniczne. Wierzę, że uda mi się tak, jak w tym sezonie połowę zimy przesiedzieć w Hiszpanii, bo to bardzo ułatwia zadanie.

 

– Dziękuję za rozmowę.

Wywiad z Pauliną Klimas przeprowadził Maciej Mikołajczyk,TriathlonLife.pl

Foto 1 i 2 Andrzej Gucwa/GVT BMC Triathlon Team i Szymon  Gruchalski/GVT BMC Triathlon Team

 

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X