Rozmowa

Krzysztof Augustyniak chce przegonić Chmurę

Maciej Mikołajczyk: Krzysztof Augustyniak – dinozaur triathlonowy albo „polski Noriaki Kasai”. Podoba Ci się taki wstęp?
Krzysztof Augustyniak: Wielokrotnie słyszałem, że jestem już dinozaurem, ale zdecydowanie bardziej wolę to drugie określenie.

Pochodzisz z Polkowic. Zdarza się, że miejscowi proszą Cię o autograf na ulicy?
W Polkowicach mieszkam od urodzenia i z tym miastem związałem się na dobre. Doskonale się tu żyje i trenuje. Przez lata treningów i sukcesy zostałem osobą rozpoznawalną wśród polkowiczan. To cieszy, kiedy ktoś zupełnie obcy śledzi poczynania i kibicuje. Dla każdego tak jak i dla mnie takie wsparcie jest ważne. To dodaje energii. Jeśli chodzi o podpisy, to nie przytrafiają mi się takie sytuacje. Może dlatego, że nie robię z siebie celebryty. Kilka razy zdarzyło mi się jednak rozdać autografy, ale to było podczas zorganizowanych spotkań uczniów ze znanym sportowcem.

 

 

W 2016 roku zdobyłeś złoto mistrzostw Polski na dystansie Ironman. Jak podziałał na to Ciebie? Sprawiło, że osiadłeś na laurach, czy zmotywował do dalszej pracy?
– Do zawodów Bydgoszcz – Borówno w 2016 roku podporządkowałem całe przygotowania i był to mój główny start, na którym koncentrowałem się na 110 procent. Zwłaszcza, że debiutowałem wtedy na tym dystansie. Przed tymi zmaganiami wiedziałem na co mnie stać i ile jestem wart, ale nigdy nie można być pewnym wygranej, bo sport jest nieprzewidywalny i dlatego jest piękny. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jadę walczyć o złoty medal, ale dopiero podczas biegu na ostatnich kilometrach dotarło do mnie, że marzenia właśnie stały się faktem. Ten sukces zmotywował mnie do jeszcze cięższej pracy, aby w kolejnym sezonie bronić tytułu, bo nic nie smakuje tak jak medal mistrzostw Polski.

W tym sezonie zdobyłeś srebro MP. Który fragment rywalizacji na trasie Bydgoszcz-Borówno dał Ci mocno w kość?
– Zgadza się. 2018 rok był dla mnie kolejnym udanym sezonem. Po raz drugi zdobyłem medal MP na Ironmanie. Nie będę do końca obiektywny, jeśli chodzi o trasę, bo na trzy starty, dwukrotnie zdobyłem medal i uwielbiam tam startować. Ta trasa, choć nie jest najłatwiejsza i najszybsza, to mi odpowiada. Na tym dystansie najbardziej odczuwam zmęczenie i trud podczas biegu. Wtedy nie tylko walczymy z rywalem, ale również z samym sobą, gdy dopadają skurcze, a zmęczenie jest tak duże, że bieg staje się walką o przetrwanie. Czy Maciek Chmura był do pokonania? Tak, ale nie na tych zawodach. Okazał się lepszy właśnie w tej trzeciej, decydującej konkurencji, choć wiem od niego, że i on mocno cierpiał w czasie biegu. Podsumowując, był lepszy tego dnia i należą się jemu za to wielkie gratulacje.

Czy boisz się złapania kolejnych kontuzji? Jak starasz się ich unikać?
– Należę do tych zawodników, których kontuzje nie omijają. Na przestrzeni lat miałem ich tak wiele, że aż ciężko mi sobie wszystkie przypomnieć. Tak, boję się urazów. Wtedy nie tylko cierpi moje ciało, ale również psychika, bo najczęściej kontuzja pojawiała się z mojej winy. Coś musi być w tym, że im człowiek starszy, tym pewne rzeczy zaczyna dopiero rozumieć. Odpowiednie przygotowanie do treningu, czyli rozgrzewka i schładzanie po treningu jest równie ważne, jak sam trening. Oczywiście staram się korzystać także z zabiegów fizjoterapeutycznych, takich jak masaże czy komora kriogeniczna. Jedną z ważniejszych spraw, o jakiej zawodnik musi pamiętać, to regeneracja pomiędzy ćwiczeniami oraz dobry sen. Taka właśnie jest moja recepta na to, żeby nie łapać kontuzji, które od trzech lat już się mnie nie imają.

Jak wygląda twoje codzienne menu? Kuszą Cię czasem słodycze, czy fast foody?
Wszystko zależy od okresu, w jakim się znajduję. Na dzień dzisiejszy nie mam jakiejś ułożonej diety. Staram się jeść zdrowo i korzystać z wysokiej jakości produktów. Na tym opieram codzienne odżywianie, choć moja roślinożerna żona Justyna od kilku lat z dużą konsekwencją przemyca coraz to więcej zieleniny i produktów, które nigdy wcześniej nie gościły na moim talerzu. Muszę przyznać, że zimą pozwalam sobie na świadome przybranie na wadze o 3-4 kilogramy, bo wiem, że bez problemów zredukuję masę ciała do wagi startowej. Do fast foodów mnie jakoś nie ciągnie, ale jestem za to wielkim fanem słodyczy. Ciasta są moją słabością, może dlatego, że mój dziadek był cukiernikiem i tu znów wkrada się moja żona, która próbuje robić mi zdrowe zamienniki.

Jak i gdzie zamierzasz przetrwać okres jesienno-zimowy? Niektórzy triathloniści zamieniają w tym czasie rower szosowy na MTB.
– Okres zimowy to dla mnie wspaniałe chwile treningowe. Jest to mój najbardziej urozmaicony czas w całym roku. Wiele dni spędzam w Jakuszycach, biegając tam na nartach, zaś w styczniu i lutym przebywam na obozach z kolarzami CCC w Calpe. Gdy jestem w Polkowicach, spotykam się ze znajomymi, którzy zamieniają szosę na MTB i jeśli warunki są dobre, to jeździmy po lasach. Nie mam też żadnych problemów z tym, by wsiąść na trenażer. Powiedziałbym, że też lubię taką formę przygotowań, w zaciszu pokoju.

 

 

Jan Frodeno to jeden z twoich największych idoli. Czym Ci imponuje?
– Frodeno jest jednym ze sportowców, których podziwiam. Jest po prostu klasą samą w sobie. Jego można doceniać za wiele rzeczy, choć wiem, że na swoją pozycję w świecie triathlonowym musiał bardzo ciężko pracować, o czym nawet nie mamy pojęcia. Jest wyjątkowy, bo to mój rocznik – 1981.

Gdyby nie pływanie, to parę lat temu być może wystartowałbyś na igrzyskach olimpijskich. Miałeś takie marzenie?
– Choć jestem optymistą, to nie łudziłem się, że mógłbym wziąć udział w igrzyskach. Takie marzenia miałem, kiedy byłem młodzikiem i juniorem. Jeszcze wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że taki cel, to coś nieosiągalnego. Nie tylko pływanie, a wszystkie dyscypliny, musiałbym poprawić, aby myśleć realnie o igrzyskach. Dziś wiem, że powinienem był trafić wówczas do klubu, który miałby na celu wychowanie olimpijczyków, a takich w naszym kraju obecnie brakuje.

Czego nauczyłeś się w triathlonie przez te kilkanaście lat?
Te dwadzieścia sześć lat, jak jestem w triathlonie/duathlonie, dały mi dużo więcej, niż mógłbym się tego spodziewać. Sport ukształtował mój charakter. Nauczył mnie przede wszystkim konsekwencji w dążeniu do celu, uporu, wytrwałości, radzeniu sobie z porażkami i otwartości na innych ludzi. To właśnie dał mi triathlon i jest to wartość dodana do wyników, jakie osiągam podczas zawodów, a które procentują również w moim zawodowym oraz rodzinnym życiu.

Na jakich startach w 2019 roku chcesz się najbardziej skupić? Planujesz rewanż na Macieju Chmurze?
Dziś już znamy terminy mistrzostw Polski na dystansie 1/2 IM (30.06.2019, Poznań) oraz IM (06.09.2019, Malbork). To są dwie imprezy, na których w przyszłym sezonie skupie się najbardziej. Za cel stawiam sobie walkę o medal na dystansie IM. Jeśli chodzi o Maćka, to jak będziemy startować na tych zawodach razem, a pewnie tak będzie, to żaden z nas nie odpuści i będzie walczył jak lew, aby pokonać rywala. Ja dam z siebie maksimum, a na ile to wystarczy, to zobaczymy dopiero we wrześniu. Z kolei na zawodach w Poznaniu postaram się uzyskać czas poniżej czterech godzin i nawet jeśli taki rezultat da odległe miejsce, to będzie to mój sukces.

 

Rozmawiał: Maciej Mikołajczyk

Foto materiały prywatne

 

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X