Rozmowa

Ola Korulczyk: Ciąża nie wyklucza ze sportu

Prowadzi bloga Biegająca Bio Mama. Zainteresowała się triathlonem podczas odwiedzin rodziny na Cyprze. Efekt? Wspólne starty z mężem i propagowanie sportu wśród kobiet. Ola Korulczyk nie ma trywialnych marzeń o Hawajach, lecz wybiera je na bieżąco.

Jak narodził się pomysł na prowadzenie bloga Biegająca Bio Mama?
Założyłam bloga w pierwszej ciąży, głównie po to, aby opowiadać o tym, jak to naprawdę jest biegać w tym stanie. W 2014 roku, kiedy byłam w ciąży, to był okres takiego bum na aktywność fizyczną w ciąży. Media i lekarze pisali o tym, że można. Gdy przyszło co, do czego i chciałam znaleźć rzetelne informacje na temat biegania w ciąży, nagle nie było nikogo wokół mnie, kto biegał z maluchem w brzuchu. Większość kobiet rezygnowała z biegania na ten okres w ich życiu. Jedyny rzetelny tekst stworzony przy współpracy z lekarzem sportowym był w książce Jerzego Skarżyńskiego ”Biegiem przez życie”. Wtedy właśnie stwierdziłam, że nikt tak naprawdę w tym stanie nie biega. Byłoby fajnie o tym pisać od ”kuchennej” strony.

O jakiej tematyce jest blog?
Kiedyś blogi były w formie pamiętnika. Pisało się o własnym życiu, a ludzie chcieli to czytać. Teraz blogi przypominają bardziej portale internetowe sportowe, czy o innej tematyce. Mój blog również ewaluował. Na początku był formą mojego pamiętnika z biegania w ciąży, potem zaczęły się starty w triathlonie, pierwsze współprace z firmami, trenerami, większa wiedza merytoryczna. Wtedy zaczęłam się dzielić na blogu nie tylko swoimi historiami, ale też tekstami stworzonymi bardziej dla czytelników. Zaczęłam od tematyki sportowo-ciążowej. Obecnie strona jest głównie o triathlonie, treningu i dietetyce.

Jakie są cele prowadzenia tej inicjatywy?
Pierwotnie to była motywacja kobiet do aktywności fizycznej w okresie około porodowym, czyli w ciąży i po porodzie. Teraz chciałabym motywować ludzi do zdrowego trybu życia, dobrego jedzenia, aktywności fizycznej, chociażby przez triathlon i pokazywania, że da się łączyć obowiązki rodzicielskie z trenowaniem oraz rozwojem. Obecnie kończę studia dietetyczne z zakresu ”żywienie i wspomaganie dietetyczne w sporcie”. Właśnie w tę stronę będę dalej rozwijała bloga.

Czym ma być blog dla czytelników?
Inspiracją, motywacją, merytoryczną wiedzą, a już niebawem miejscem, gdzie będą mogli podjąć współpracę dietetyczną ze mną i nauczyć się zdrowych nawyków żywieniowych.

Jesteś mamą dwójki dzieci. Czy ciąża i macierzyństwo musi oznaczać dla kobiety konieczność zakończenia przygody ze sportem?
Zdecydowanie nie. Oczywiście trzeba na pierwszy rzut wziąć pod uwagę kwestie zdrowotne.  Jeśli nie ma żadnych przeciwwskazań, to bycie mamą wcale nie oznacza rezygnacji z siebie i sportu. Nie ukrywam, że jest trudniej, ale to kwestia tylko i wyłącznie determinacji i priorytetów, czyli decydowania, co jest dla nas ważne.

korulczyk

Zobacz też:

Marcin Słoma: Trzeba dużo zmienić w polskim triathlonie

Jak było w Twoim przypadku?
Szczerze mówiąc, moja przygoda z triathlonem zaczęła się tak naprawdę po urodzeniu Zosi (pierwsza córka). Wcześniej startowałam w triathlonie tylko dwa razy dla zabawy, zupełnie bez treningu. W dziewiątym miesiącu ciąży kupiłam pierwszy rower szosowy, a po urodzeniu Zosi zaczęłam dopiero robić coś, co przypominało trenowanie.

Jakimi sportami zajmowałaś się przed triathlonem?
Ze sportem jestem związana praktycznie od dziecka. Chodziłam do szkoły sportowej, gdzie w klasach 1-6 trenowałam wyczynowo pływanie. Potem przerzuciłam się na windsurfing. Pochodzę znad morza, z Sopotu, więc było mi zawsze blisko do wody. Potem wyprowadziłam się z rodzicami na Cypr. Tam było mi trochę ciężej zostać w sporcie. Przez kilka lat miotałam się jeszcze między windsurfingiem a pływaniem, ale nie było już to trenowanie takie, jak za dziecka w Polsce. Okres nastoletni i studencki spędziłam na innych atrakcjach życiowych i zupełnie zapomniałam o sporcie.

Co należało do Twoich największych sukcesów w tych sportach?
Moje największe osiągnięcia to czwarte miejsce na mistrzostwach Polski w pływaniu na 800 metrów stylem dowolnym, mistrzostwo Polskie w sztafecie 4 x 200m dowolnym i mistrzostwo Polski na windsurfingu w klasie UKS.

W jakich okolicznościach zainteresowałaś się bieganiem na studiach ratownictwa medycznego?
Na studiach mieliśmy coś, co przypominało taki zwykły WF ze szkoły podstawowej. Takie zajęcia były pod kątem budowania sprawności fizycznej późniejszych ratowników. Nasz trener, nauczyciel, zupełnie nie wiem, jak go nazwać, był biegaczem. Chcąc nie chcąc,  musieliśmy z nim biegać. W międzyczasie też poznałam obecnego męża, który również był biegaczem. Zmotywował mnie, żeby spróbować. Jako pływaczka wydawało mi się, że nie umiem biegać. Poza tym pływacy zazwyczaj nie lubią biegać, ale jak się okazało, da się biegać bez zadyszki. Wystarczy robić to po prostu wolno. Więc z każdym dniem powolutku z marszobiegów przeszłam do regularnego biegania.

Jak to przerodziło się w triathlon?
Długa historia, ale spróbuję ją jak najzwięźlej opowiedzieć. Nie pamiętam, w którym roku, ale był to przedział 2013/2014. Wówczas jechaliśmy z moim Rafałem na Cypr odwiedzić rodziców. Już wtedy byliśmy regularnymi biegaczami, on z doświadczeniem, ja z niewielkim. Żeby wakacje były ciekawsze, szukaliśmy jakiegoś biegu ulicznego. Niestety, nie było żadnego w tym czasie. Był natomiast cross triathlon, czyli triathlon, ale na rowerach górskich i terenie pagórkowatym. Stwierdziliśmy, że pływać umiemy, ja lepiej on trochę gorzej, jeździć na rowerze każdy potrafi, no i biegamy. Więc damy sobie radę. W taki sposób zapisaliśmy się na pierwsze zawody triathlonowe. Zupełnie nie wiedzieliśmy, z czym to się je. Mamy masę śmiesznych anegdot z tamtego startu, ale główny cel na ten start było go  wspólnie zrobić.

Jak było już na samej trasie?
Ciekawie. W wodzie czekałam na Rafała. Nawet przez chwilę płynęłam pod prąd, by się wrócić do niego. Potem wspólnie przejechaliśmy rower. Trasa była wymagająca, koła buksowały w miejscu na skałach i piachu. Wiele osób schodziło z rowerów, ale nam się jakoś udało przejechać w fajnym czasie ten etap. Wbrew pozorom po daniu z siebie wszystkiego na rowerze, największe problemy miałam na najbardziej wytrenowanej ostatnimi czasy dyscyplinie, czyli bieganiu.

korulczyk

Czytaj także:

Organizatorzy Gran Fondo Gdynia odpowiadają zawodnikom

Jak dalej potoczyła się ta przygoda?
Pierwszy taki prawdziwy start, do którego naprawdę się przygotowywałam, to były zawody na Cyprze w 2015 roku. Na dzień mamy dokładnie, byłam wtedy świeżo upieczoną mamą trzymiesięcznej Zosi. Był to też mój pierwszy start na dystansie ¼. Co za tym szło, musiałam już się do niego troszkę przygotować.

Co pokazał Ci triathlon?
Przede wszystkim to, że jak się chce, to można. Kiedy zaczęliśmy myśleć o dziecku, wszyscy znajomi mówili mi, że zniechęcę się, jak zajdę w ciążę. Potem wszyscy mówili, że nam się odechce, jak dziecko się urodzi oraz ukrócą się nasze wyjazdy i treningi. Obecnie mamy dwójkę dzieci. Oboje jesteśmy triathlonistami, z czego Rafał trenuje teraz do pełnego dystansu. Nadal jeździmy tyle, co wcześniej, trenujemy i nadal nam się chce!

Jesteś pod opieką trenerską Marcina Fabiszewskiego. Jak rozpoczęła się Wasza współpraca?
Z Marcinem znamy się dosyć długo. Wszystko zaczęło się od organizowania wspólnych wyjazdów dla TriWawy. Mieliśmy też w planach obozy triathlonowe na Cyprze, ale przez ciąże i dzieciaki wszystko się odsunęło w czasie. Dawno temu też zaczęłam rozważać współpracę z Marcinem, ale wydawało mi się zawsze, że to jeszcze nie czas dla mnie na takie profesjonalne podejście. W tym roku przyszedł czas na zmianę i padło na Marcina. Odezwałam się do niego w sprawie współpracy i się udało. W końcu się dogadaliśmy (śmiech).

Jak oceniasz wspólną pracę?
Marcin jest doświadczonym trenerem. To widać i czuć na odległość. Oprócz własnego  trenerskiego doświadczenia ma niesamowitą charyzmę i psychologiczne podejście do zawodnika. Mnie właśnie takiej współpracy było potrzeba. Raczej jestem zawodniczką, która  wykonuje to, co ma napisane i zazwyczaj nie kwestionuje zasadności treningów. Jestem też zmotywowana, ale nie ukrywam, że od czasu do czasu potrzebuję dobrego słowa, pogłaskania, że wykonuję dobrą robotę. Czasami też potrzebuję bata, który powie: ”Olka nie pierdziel, zasuwaj!”. Taki właśnie jest Marcin. Poza dobrym merytorycznie trenerem ma też super podejście psychologiczne. Działamy na tych samych falach.

Jak wyglądało odkrycie korelacji diety do sportu?
Cały czas odkrywam tę korelację.

Czym zafascynowała Cię dietetyka?
Jako nastolatka miałam epizod w życiu, w którym poszłam w stronę modelingu. W tamtym okresie miałam niedobrą relację z jedzeniem. Codziennie byłam na innej ”nienormalnej” diecie. Potem na studiach trochę się zaniedbałam żywieniowo. Do czasu, aż wróciłam do sportu. Wtedy zaczęłam się interesować zdrowym odżywianiem i zrozumiałam, że dopiero zdrowe nawyki żywieniowe są w stanie unormować moją wagę i relację z jedzeniem, która kiedyś była zaburzona. W międzyczasie mama mojego męża zachorowała na raka. To był taki moment kulminacyjny, kiedy pochłonęłam masę książek o odżywianiu. Zaczęłam skupiać się na tym, aby jeść zdrowo, wszystko, co najlepsze dla nas. Potem przyszły dzieciaki na świat.  Sport i cała reszta zaczęły zbierać się w całość, a dietetyka coraz bardziej mnie fascynowała. Chciałam dawać własnym dzieciom wszystko, co najlepsze. Chciałam, aby dorastały z dala od śmieciowego jedzenia i słodyczy. Bardzo ciekawiła mnie też korelacja tego, jak się czujemy, jak funkcjonujemy, a jak się odżywiamy. Ograniczam spożywanie mięsa i to w dużej mierze sprawiło, że zainteresowałam się dietetyką oraz takim medycznym podejściem do sprawy. Przy trenowaniu, gdzie głównym paliwem są rośliny, trzeba robić to z głową i wiedzą.

Jaką rolę odgrywa żywienie w Twojej przygodzie z triathlonem?
Po urodzeniu Zosi odstawiłam praktycznie w ogóle mięso. Nie miałam jednak wtedy wiedzy dietetycznej, jak taką dietę dobrze zbilansować. Przez to wpadałam w głęboką anemię i cały sezon niestety był mało przyjemny. To był też okres, kiedy debiutowałam na 1/2 IM i obydwa starty zrobiłam w okropnej anemii. Bardzo źle wspominam tamten okres. To poprowadziło mnie w stronę dietetyki. Wiedziałam, że chcę się o tym więcej uczyć. Nie tylko trzeba wiedzieć, jakie produkty są zdrowe, ale też ich wpływ na nasz organizm, ale trzeba też tę zdrowotność dobrze zbilansować, aby dostarczać wszelkich potrzebnych nam składników. Obecnie dieta pozwala mi wyciągnąć więcej z własnego organizmu. Wiem, co żywieniowo sprawia, że lepiej się regeneruje, co wspomaga mnie na treningach i przed nimi, jak zejść na wadze tak, aby treningi i moja dyspozycyjność nie ucierpiała. Testuję też na sobie to, o czym się uczę. Sprawdzam, jak to działa w praktyce.

korulczyk

Zajrzyj do:

Polowania Agnieszki Jerzyk

Z czego musiałaś zrezygnować, wchodząc do triathlonowego świata?
Myślę, że z wielu rzeczy. Triathlon jest dyscypliną, która pochłania twój wolny czas praktycznie w całości, kiedy chcesz to robić na wysokim poziomie oraz chcesz się ścigać, chociażby na poziomie amatorskim w kategoriach wiekowych. Wydaje mnie się, że człowiek też przeżywa takie różne okresy, jeśli chodzi o ten sport. Fascynacja, liczenie cyferek i taki mocny reżim treningowy. Po kilku latach nabieramy trochę do tego dystansu i zaczynamy po prostu czasami odpuszczać. Kocham góry i pomimo, że trenowanie powinno współgrać z tym, to nie do końca tak jest. Jednak też po jakimś czasie nauczyłam sobie po prostu robić tydzień wakacji w środku sezonu, w którym jadę pielęgnować drugą pasję, czyli chodzenie po górach. Wtedy nie trenuję i nawet nie chcę się tym obciążać psychicznie.

Z jakimi zawodami masz najlepsze wspomnienia?
Hmmm. Chyba nie mam takich jednych najlepszych. Każde zawody kocham za coś innego. Mam ogromny sentyment do Poznania i Złotej Fali, przy której organizacji byłam też zaangażowana. W pierwszym roku wystąpiłam w formie ambasadorki, a potem zaangażowałam się w te projekt od drugiej strony. Uważam, że jest to cudowna inicjatywa, aby zachęcić kobiety do startu w triathlonie. Podczas Super League Triathlon w Poznaniu  wszystkie kobiety startujące na dystansie 1/4 mają własny start, swoje piękne kobiece pakiety startowe. Około 30 minut przez mężczyznami startuje właśnie Złota Fala, na której nie doświadczasz pralki w wodzie. Wszystkie dziewczyny pomimo, że ze sobą rywalizują są przyjemne, uśmiechnięte i się wspierają. Nikt się nie przepycha i jest po prostu na maksa kobieco.

Na czyją pomoc i wsparcie możesz liczyć podczas tej triathlonowej przygody?
Zdecydowanie na mojego męża. Moi rodzice mieszkają na Cyprze. Rodzice Rafała zmarli. Więc mamy praktycznie siebie. Co jakiś czas zaangażujemy jakiś przyjaciół w opiekę nad dziećmi podczas startu. Jednak zazwyczaj jeździmy na zawody, na których starty są podzielona na kilka dni. Ja startuję zazwyczaj na 1/4, a Rafał na ½. Wtedy wymieniamy się opieką nad dziećmi.

Czym zajmujesz się zawodowo?
Dotychczas prowadziłam własną firmę, która produkuje czapki, ale to taki mały biznes na boku. Poza tym mamy szkołę narciarsko-snowboardową w województwie świętokrzyskim, w miejscowości Bałtów. Nasza praca jest dosyć mocna sezonowo. Od tego roku też wspólnie z firmą Na Osi-kolarska przestrzeń i i-Sport organizowaliśmy obozy kolarskie i triathlonowe na Cyprze. Poza tym od tego roku zacznę też własną działalność w dietetyce. Chcę zacząć współpracować z zawodnikami i wspomagać osoby dietetycznie, uczyć zdrowych i prawidłowych nawyków żywieniowych.

Jak to współgra z triathlonem?
Myślę, że wszystko fajnie się uzupełnia. Zimę mamy mocno zajętą. Przez to często mamy długi okres roztrenowania, kiedy inni budują formę, ale za to mamy luźniejsze lato i więcej czasu na podróże i zawody.

W jakim stopniu dwójka małych dzieci wpływa na Twoje treningi i plany startowe?
Dzieciaki na pewno sprawiły, że przez ostatnie kilka lat nie startowałam na dłuższych dystansach niż 1/4. Mając prawie pięciolatkę i dwulatka w domu, nie chciałam po zawodach nie mieć siły na zajmowanie się dziećmi. Dlatego zostałam przy krótszych dystansach. Zawody pomimo, że niby są intensywniejsze, bo robimy je na wyższych obrotach, to jednak nigdy nie sprawiły, żebym była nie do życia po nich. Jednak jest to tylko 2,5 godziny wysiłku, a nie pięć. Ten rok miał być trochę przełomowy dla mnie, bo miałam wrócić do 1/2 IM. Już w zeszłym roku mąż i trener namawiali mnie do startu w połówce, chociażby tak z marszu z treningu do 1/4. Jednak jestem ambitna i chciałabym ją zrobić od razu poniżej pięciu godzin, a do tego muszę się już przygotować w szczególności biegowo.

Jakie miałaś plany startowe na ten rok?
Chociaż jeden start na 1/2, ale gdzie nie do końca mogłam się na to zdecydować. Plany są na razie odroczone i po prostu sobie trenujemy. Chociaż obecnie jestem w takim reżimie treningowym, w jakim chyba nigdy nie byłam (śmiech).

Jak obecnie wyglądają Twoje treningi?
Wbrew pozorom bardzo dobrze, mogłabym się pokusić o słowa, że nigdy tak dobrze nie wyglądały. Może to jest kwestia zmiany trenera i nowego ducha, jaki we mnie się pojawił, dzięki tej zmianie. Ponadto niewiele więcej możemy robić przez obecną sytuację z koronawirusem. Więc treningi stały się czymś, co trzyma nas w ryzach. Taką jedyną stało w dzisiejszych dniach.

Co chciałabyś jeszcze osiągnąć w triathlonie?
Nie mam takiego konkretnego celu ani marzenia. Nie mam też trywialnego marzenia o Konie (śmiech). Lubię bezpośrednią rywalizację, a zawody na polskiej scenie triathlonowej na to pozwalają. Raczej nie marzę o byciu kilku dziesiątą na mistrzostwach świata. Wolę się ścigać tu w czołówce z dziewczynami, które znam.

Jakie masz triathlonowe marzenia?
Raczej mierzę siły na zamiary, a bycie mamą nauczyło mnie, że nie warto snuć jakiś wielkich marzeń, bo i tak życie je zweryfikuje. Moje triathlonowe marzenia wybieram na bieżąco. To są urwane minuty, kolejne podium, czy nowe dystanse. Na tę chwilę żyję tu i teraz. Chyba dobrze mi z tym.

Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X