Rozmowa

Ola Góralska: Chcę przełamać antytalent do biegania

Jest w triathlonie od 20 lat. Przez większość tej przygody przygotowywała się bez trenera. Celem Oli Góralskiej jest udział w mistrzostwach świata na “połówce”.  

Od kiedy jesteś w sporcie?
W wieku ośmiu lat zaczęłam uczęszczać na zajęcia gimnastyki sportowej. Rok później trafiłam do Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Właściwie od tego czasu sport towarzyszy mi bez przerwy. 

Jak wyglądała Twoja droga, która doprowadziła Cię do triathlonu?
W czasie liceum pokochałam piłkę siatkową. Niestety, grałam tylko w drużynie szkolnej. W tamtym czasie nie istniał żaden klub siatkarski dla kobiet w Olsztynie. Czas studiów też upłynął pod znakiem siatkówki, ale  pojawiły się pływanie i koszykówka. Kończąc studia natrafiłam na triathlon w krakowskiej YMCA i wpadłam na dobre. W tym roku będę świętować 20-ty triathlonowy sezon.

Jak wyglądały Twoje początkowe treningi?
W klubie trenowało zaledwie kilka osób. Na szczęście co rano mieliśmy dostęp do pływalni i to tam głównie się spotykaliśmy. W układaniu treningów pomagał nam trener Ryszard Szul, który sam był zaangażowany w triathlon. Wszyscy byli pomocni w organizowaniu sprzętu, planowaniu sezonu itd.

Kiedy wystartowałaś pierwszy raz?
Mój triathlonowy debiut to zawody w Wąsoszach w 2001 roku na dystansie sprinterskim. Mimo pozytywnego nastawienia zaliczyłam wywrotkę na rowerze i pierwsze solidne “szlify”. Jak widać, nie zraziło mnie to zbytnio i już trzy tygodnie później stanęłam na starcie kultowych zawodów w Kędzierzynie-Koźlu, skąd mam do dziś pierwszy puchar.

Zobacz też:

Wulkan energii. A wszystko przez triathlon

Jak na przestrzeni kariery zmieniali się trenerzy?
Po pierwszym sezonie pod okiem trenera Szula przyszedł czas na powrót do Olsztyna i trenowanie na własną rękę. Zostałam swoim trenerem na kolejne 16 lat. W tym czasie triathlon w różnym stopniu, ale był zawsze obecny w moim życiu. Poznałam męża na basenie, kiedy przygotowywał się do triathlonowego debiutu. Urodziłam troje dzieci, kilka razy przeprowadzaliśmy się, ale w każdym z tych 19 sezonów udało się gdzieś wystartować. W 2017 roku wygrywając AG w Ironmnan 70.3 w Belek, zdobyłam slota na MŚ i postanowiłam poszukać trenera. Tak rozpoczęłam współpracę z Filipem Szołowskim z LABO Sport. Efekt sportowy tej współpracy przerósł moje oczekiwania.

A jaki dokładnie efekt przyniosła ta współpraca?
W czerwcu 2018 roku wygrałam Mistrzostwo Europy Ironman 70.3 w Helsingor. Niestety, intensywny i poukładany trening wypalił zasoby motywacji i zabił radość z treningów.  Potrzebowałam odpoczynku i oderwania. Dlatego teraz znów trenuję sama. Jeśli uda się zdobyć slota na MŚ w Nowej Zelandii, to na pewno znów poproszę Filipa o pomoc. Będę gotowa psychicznie na kilkumiesięczny wycisk.

Jak w tym wszystkim odnajduje się rodzina?
Dla dzieci moje treningi to coś naturalnego jak jedzenie, czy spanie. Nie znają mnie innej, bo dla nich  trenuję od zawsze. Z mężem ścigamy się już 15 lat. Bilans naszych pojedynków jest dla mnie niekorzystny, na oko 50-6. (śmiech). Wspólna pasja ma plusy i minusy. Można razem iść na trening albo wyrwać się na zawody, ale może też być punktem zapalnym domowych kłótni.

W jaki sposób udaje Ci się godzić obowiązki rodzinne, zawodowe z triathlonem?
Moim zdaniem nie da się tego pogodzić, nie “zawalając” którejś z ról. Tylko dlatego, że nie pracuję zawodowo, udaje się wygospodarować 1-2 godziny dziennie na trening. Mam wrażenie, że to jest mój cały czas wolny. Przy trójce małych dzieci, mężu triathloniście pracującym na dwóch etatach i domu na głowie nawet bez pracy, ciągle brakuje czasu, a sterta prasowania rośnie.

Jaką rolę w Twoim życiu pełni triathlon?
Jak przystało na prawdziwą pasję, jest odskocznią od codzienności, sposobem na samorealizację i podniesienie poczucia własnej wartości. Jest też uzależnieniem i niezawodnym sposobem na poprawę nastroju każdego dnia.

goralska

Zajrzyj do:

Ewelina Szabelska: Triathlon był ślepą miłością – ROZMOWA

Obecnie nie pracujesz, a czym wcześniej się zajmowałaś?
Od kilku lat jestem “home manager’em” lub jak kto woli “kurą domową”. Studiowałam na Akademii Górniczo- Hutniczej w Krakowie. Z wykształcenia jestem inżynierem z uprawnieniami budowlanymi w nadzorze instalacji sanitarnych. Skończyłam też AWF i myślę, że w przyszłości wracając do pracy, rozpocznę “drugie życie zawodowe” związane właśnie ze sportem. 

Jaką uwagę przywiązujesz do codziennego żywienia oraz tego podczas zawodów?
Od kilku lat nie jem słodyczy (z małymi przerwami, kiedy spada mi motywacja). W tym sezonie testuję też ośmiogodzinne okno żywieniowe. Efekty są super. Chociaż nie jest łatwo w dni z dwoma treningami. Poza tymi ograniczeniami jem wszystko, głównie resztki po dzieciach (śmiech).

Tworzysz inicjatywę “Kobiety na triathlony”. Na czym to polega?
Z racji wieloletniego stażu triathlonowego pierwszym założeniem było pisanie czegoś na kształt bloga, w którym mogłabym podzielić się własną wiedzą i doświadczeniami. Zależy mi też na obalaniu niektórych szkodliwych mitów, jak np. przekonanie, że  szybko można jeździć tylko na drogich rowerach, w drogich strojach i butach. W ogóle ceny sprzętu to osobna historia. Chciałabym przy okazji stworzyć wirtualne miejsce, gdzie triathlonistki mogą skrzyknąć się na niekomercyjny obóz, czy rowerowy weekend, pogadać o kobiecych problemach z treningiem, czy innych zupełnie niezwiązanych ze sportem.

Z kim współtworzysz ten projekt i jakie są cele tej inicjatywy?
Na razie prowadzę go sama. Choć pierwsze efekty towarzyskie przerosły moje oczekiwania. W styczniu, dzięki ogłoszeniu inicjatywy na FB, zorganizowałam wyjazd do Calpe. To był  wspaniale spędzony czas pod względem towarzyskim i bardzo udany wyjazd rowerowy. Trafiła nam się piękna pogoda. Jeździłyśmy codziennie w słońcu. Plażowałyśmy i jadłyśmy pomarańcze prosto z drzew, ale przede wszystkim bardzo dużo rozmawiałyśmy. Tematy były najróżniejsze, treningowe, zdrowotne, czy rodzinne, ale najwięcej chyba żartowałyśmy i pękałyśmy ze śmiechu. Uważam, że atmosferę, jaką stworzyłyśmy w naszym małym kobiecym teamie, z niczym nie można porównać. Wyjazd dał mi solidny zastrzyk energii na kolejne miesiące trenowania.

Jak wyglądały Twoje plany startowe na ten sezon?
Tego chyba nie wie nikt. W planie jest albo już raczej był start w IM 70.3 Marbella 26 kwietnia. Oficjalnie zawodów jeszcze nie odwołano, ale szanse, że się odbędą moim zdaniem są znikome. Kolejnym startem jest “olimpijka” w Olsztynie, a następnie znów Ironman 70.3 Oteppa. Czy te starty dojdą do skutku, okaże się w ciągu najbliższych tygodni.

Przeczytaj też:

Bożena Jaskowska: Czasem warto odpuścić trening ROZMOWA

Jak do tej pory przebiegały przygotowania?
Przygotowania idą bardzo dobrze. Forma, jak na tę porę roku chyba też jest całkiem niezła. Może się jednak okazać, że nie będzie gdzie jej sprawdzić.

Obecnie zmagamy się z pandemią koronawirusa. W jaki sposób zmieniło to Twoje treningi?
W przeciwieństwie do codziennego życia akurat treningi niewiele się zmieniły. Pozostają “ostatnią deską ratunku” w obecnej rzeczywistości. Mieszkamy na wsi. Wychodząc na bieg,  czy rower jestem od razu w lesie, nie muszę więc szukać odludnych miejsc. Trenuję prawie zawsze sama. Więc i tu niewiele się zmieniło.

W jaki sposób radzisz sobie z brakiem możliwości realizowania jednostek pływackich na basenach?
Pływanie uważam za najnudniejszą część triathlonu. Nawet bez sytuacji nadzwyczajnych staram się ograniczać do minimum. Poza tym jest to też najbardziej czasochłonna część treningu. Dlatego teraz nie mam przynajmniej wyrzutów sumienia. Z doświadczenia już wiem, że forma pływacka jest stabilna. Niezależnie od tego, ile pływam, poziom wytrenowania zmienia się niewiele.

Jakie masz triathlonowe marzenia?
Chciałabym w końcu wystartować w “połówkowych” MŚ i pojechać na nie przygotowana na miarę możliwości. Chciałabym też w końcu przekonać się, że solidnym treningiem specjalistycznym da się przełamać własny antytalent do biegania.

Czy chciałabyś jeszcze po triathlonie zadebiutować w innych sportach?
Ponieważ całe życie towarzyszy mi sport, oprócz sporów walki próbowałam już chyba wszystkiego. Pozostało już chyba tylko na “50” skoczyć z “Mamuta”.

Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X