Nocna zmiana w triathlonie
– Z zawodu programista, po godzinach mąż i ojciec a… nocą triathlonista. Amator pełną gębą. Tak można Ciebie przedstawić?
– Powiem więcej. Teraz to jeszcze bardziej jestem amatorem. Kiedy urodził nam się syn, to czasu jest jeszcze mniej. Dwójka dzieci, to dwa razy więcej obowiązków. Do tego praca na pełen etat, tak więc czas na trening mam już tylko w nocy. Niektóre treningi potrafię kończyć po drugiej.
– I o której wtedy wstajesz?
– O dziewiątej…
– No dobrze, ale wróćmy na chwilę do początków. W 2011 roku ważyłeś prawie 100 kg przy 173 cm wzrostu, a dzisiaj jesteś jednym z najlepszych polskich triathlonistów amatorów w kategoriach wiekowych. Jak do tego doszedłeś?
– Ciężką pracą, sporo trenowałem, ale chyba też mam trochę talentu. Tak bynajmniej uważa mój trener.
Czy to prawda, że w młodości nie trenowałeś żadnego sportu z niewielkim tylko akcentem na pływanie?
– Tak to prawda. Nie uprawiałem żadnego sportu. Pływanie dopiero teraz prostujemy. Nauczyłem się w dzieciństwie tak pływać, że nie tonąłem. Jednak, kiedy rozpocząłem przygodę z triathlonem to okazało się, że błędów popełniałem sporo. Dopiero teraz z trenerami pracujemy w Endless Pool i poprawiamy wszystko po kolei.
Na zdjęciu: Michał Podsiadłowski został wybrany najlepszym triathlonistą roku 2016. Na zdjęciu podczas gali w rozmowie z Łukaszem Grassem. Pogadali jak triathlonista z triathlonistą
Twoje wpisy w mediach społecznościowych pokazują, że najwięcej czasu poświęcasz aktualnie na pływanie, które jest Twoją najsłabszą dyscypliną. Czy widzisz duże efekty tej pracy?
– Pracujemy dopiero kilka tygodni, ale mogę już powiedzieć, że widać efekty. Taka forma treningu w basenie z przeciw prądem jest bardzo skuteczna. Trener stoi tuż obok i widzi każdy ruch, każdy detal – zawsze możemy włożyć kamerę do wody i wszystko nagrać, pokazywać i analizować.
Zanim porozmawiamy o Twoich treningach, to wróćmy do 2011 roku – dlaczego triathlon? Jest przecież wiele innych interesujących sportów, a Ty wybrałeś właśnie triathlon, który już dzisiaj jest Twoją pasją
– To musiało być coś dużego. Wyścigi rowerowe nie są problemem. 100 km przejechać może niemal każdy. Triathlon był czymś dużym, odległym i to było wyzwanie, do którego trzeba było się przygotować i właśnie to mnie niosło codziennie na trening. A jednocześnie wydawało się, że jest wykonalne, osiągalne dla faceta, który ważył 100 kilogramów. I się nie pomyliłem.
Ile czasu poświęcałeś początkowo na treningi?
– W porównaniu do czasu, który dzisiaj spędzam na treningach to niewiele. Rowerem jeździłem do pracy. Miałem 21 km w jedną stronę, więc ponad 40 km dziennie. Trochę pobiegałem, w weekendy biegałem więcej, ale to nie były jakieś mega dystanse. Na ogół od 10 do 15 km, chyba raz zdarzyło mi się pobiec 19 km w formie zakładki i byłem z siebie mega zadowolony.
Czy pamiętasz na jakich zawodach debiutowałeś?
– Oczywiście, że pamiętam! To było w Borównie na początku września i to były chyba drugie po Suszu zawody z dystansem dziś popularnej połówki IronMana. Mam do tych zawodów bardzo duży sentyment.
Jak długo przygotowywałeś się do debiutu?
– Trzy miesiące.
– I osiągnąłeś bardzo przyzwoity wynik…
– Złamałem 6 godzin, co jak na tamten czas wydawało mi się zacnym wynikiem. Wielu kolegów z forum xTri nastawiało się, żeby złamać właśnie 6 godzin i wydawało mi się, że to będzie właśnie takie wow. Pomimo tego, że maszerowałem trochę na półmaratonie, za mocno pojechałem rower, dodatkowo temperatura jak na wrzesień była dość wysoka i wielu zawodników się męczyło. Mnie się udało.
W debiucie złamałeś 6 godzin, a ile czasu dzisiaj zajmuje Ci pokonanie dystansu Half IronMana?
– W Sierakowie było 4:07
W roku 2017 planujesz złamać 4 godziny?
– Chciałbym, a zobaczymy czy się uda. Ciężko planować. Ma być mocny trening, głównym celem na 2017 są Hawaje, ale na połówkach też chce się pokazać.
W tym roku startujesz również w mistrzostwach Świata na połówce?
– Zdobyłem slota, nawet go wykupiłem i zapłaciłem, ale chyba jednak pod kątem treningowym będziemy musieli odpuścić ten start. Przelot w dwie strony, zmiana czasu, aklimatyzacja dodatkowo przed startem trzeba odpuścić mocne treningi, po zawodach też trzeba odpocząć. Jest to duży koszt, a trening w tym roku będzie ukierunkowany na pełny dystans. A wiadomo, że to się jednak trochę kłóci, bo inaczej się trenuje do połówki, a inaczej do pełnego dystansu.
Obiecałeś córce, że będziesz mistrzem świata, czy to stanie się już w roku 2017?
– Chciałbym! Powiedziałem córce trochę żartem, że będzie mogła mówić w szkole, że jej tata jest mistrzem świata. Bardzo bym chciał, a czy to będzie rok 2017? Robimy wszystko żeby tak się właśnie stało. Zobaczymy w październiku.
– Na Hawajach będziesz walczył razem z MKonem (Marcin Konieczny – dop. redakcji), obserwując Wasze rozmowy na Facebooku widzę, że się wzajemnie napędzacie…
– Na pewno! Marcin jest bardzo pozytywnym człowiekiem. Zresztą motywuje bardzo wielu ludzi do pracy nad sobą. Ja też jestem w tym gronie. Celem dla mnie było zawsze pokonać MKona w wodzie, bo na rowerze chyba zawsze byłem szybszy, z kolei Marcin zawsze biegowo ze mną wygrywa. Może za kilka lat, jak wiek już spowolni MKona to z nim wygram biegowo, bo jestem kilka lat młodszy. Motywujemy się wzajemnie i chciałbym powalczyć z Marcinem.
Kto wygra na Hawajach w 2017 roku?
– Zobaczymy… Trudno powiedzieć (śmiech)
Hawaje to trudne miejsce, czasy stamtąd są zawsze ciut gorsze od rekordów życiowych. Ty już tam startowałeś. Powiedz co jest takiego specyficznego w tamtym miejscu?
– Tam wszystko jest specyficzne! Po pierwsze pływanie jest bez pianek co automatycznie spowalnia nas o kilka minut. Rower nie jest tak trudny jak głoszą legendy, natomiast temperatura robi swoje. Pomimo tego, że trasa jest łatwa technicznie, to 35 stopni sprawia, że nie pojedziemy tak szybko jak na innych trasach nawet trudniejszych i bardziej górzystych. Bieganie jest bardzo pofałdowane, całe Ali Drive to jest góra – dół, autostrada to też najpierw podbieg, potem zbieg i znowu podbieg pod Energy Lab. No i temperatura! Po Ali Drive musiałem biec po białej linii oddzielającej pobocze od drogi, bo po prostu paliły stopy jak biegłeś po asfalcie.
Przypomnij swój czas z mistrzostw Świata na Hawajach?
– 9 godzin 27 minut
Jak będzie w 2017 roku?
– Chciałbym wreszcie dołączyć do grona Sub 9, czyli chciałbym złamać 9 godzin.
Powiedziałeś, że małżonka nie jest fanką Twoich wyczynów, jak to znosi?
– Dobrze, mimo wszystko dobrze (śmiech). Nie jest fanką, bo jednak trening kosztuje mnie sporo czasu. Trenuje około 15 godzin, do tego aktywności około treningowe – dobór sprzętu, przygotowywanie napojów, mycie bidonów, itp. Dużo czasu ucieka na to, to nie jest tylko, to co zapisano w arkuszu treningowym. Jednak jak zsumujemy to jest tego znacznie więcej. Widzi, że jest to moja pasja więc stara się wypośrodkować oczekiwania wobec mnie z tym, żebym też mógł trenować.
Powiedziałeś, że trenujesz 15 godzin tygodniowo, a przed zawodami 20 a nawet 25 godzin tygodniowo. Pracujesz zawodowo 8 godzin dziennie, a czasami więcej bo jesteś szefem zespołu programistów. Wracasz po pracy do domu i poświęcasz czas dzieciom. Trenujesz w nocy – skąd bierzesz na to energię?
– Może z czekolady, którą podjadam dzieciom ze spiżarni… (śmiech) Na pewno jest to spora motywacja. Czasami jest mega trudno. Były momenty, że wchodziłem na klatkę schodową, gdzie stoi mój rower, bo najmłodszy członek naszej rodziny, wyrzucił mnie z sypialni, siadałem na schodach i chciało mi się płakać. Byłem tak zmęczony po całym dniu. A tutaj jeszcze solidny trening. Dwie godziny na rowerze i jeszcze zakładka z bieganiem. Momentami jest ciężko, ale jak człowiek postawi sobie jakiś cel i dąży do niego to jest łatwiej. Trzeba mieć cel!
Marzysz o mistrzostwie świata i o czym jeszcze marzy Michał Podsiadłowski?
– Chciałbym zostać mistrzem Polski, niekoniecznie amatorów… ale zobaczymy czy to się uda. Czy mi nie zabraknie motywacji.
Jesteś już mistrzem Polski w kategorii wiekowej na dystansie połówki, myślisz o mistrzostwie Polski w kategorii PRO na pełnym dystansie?
– Na rok 2017 mam już slota na mistrzostwa świata jako amator więc ten rok odpada, ale rok 2018 jeżeli wystarczy mi energii i motywacji to będzie już jako PRO. To zależy jeszcze od tego, czy mój rozwój będzie taki, że będą szansę na konkurowanie z zawodnikami z kategorii PRO.
Nie stosujesz żadnej diety – jak sam powiedziałeś – jak jest kanapka z pasztetem to ją zjadasz, jak masz w szufladzie batona proteinowego to też. To kolejna rzecz, która wyróżnia Michała Podsiadłowskiego. Dlaczego tak jest?
– To się nazywa brak czasu. Jeśli miałbym czas, żeby usiąść czy stanąć przy kuchni i poświęcić dwie godziny dziennie na gotowanie dla siebie to może bym to robił. W sytuacji kiedy się pracuje, są dzieci, żona zajmuje się maluchami i nie ma czasu gotować, a ja muszę zrobić treningi, a do tego spędzić osiem godzin w pracy to tak, to wygląda. Kupuję obiady od firmy cateringowej w biurze. Staram się celować w zdrowsze potrawy. Różnie z tym bywa, bo różne rzeczy są dostępne.
Co ogranicza Michała Podsiadłowskiego, żeby zrobić jeszcze lepszy wynik oprócz czasu, którego już w życiu brakuje?
– Na pewno pływanie. Tutaj są braki, które staramy się nadrobić. Brakuje mi także prędkości na bieganiu. Nie robiłem tego w młodości i to się teraz niestety odbija. Ciężką pracą teraz trzeba każdą sekundę wypracować.
Dlaczego Twoim zdaniem warto uprawiać triathlon?
– Dlatego, że trening do triathlonu jest ogólnorozwojowy. W momencie kiedy trenujesz jeden sport jest o wiele łatwiej o kontuzje. Dodatkowo zawsze można wyskoczyć nad jezioro i zrobić trening, a nie tylko leżeć i pić piwo. Zawsze jest motywacja żeby się ruszać.
Nie jeździsz po ulicach na rowerze, trenujesz na trenażerze. Ile czasu na nim spędzasz i jak wygląda Twój trening?
– W szczycie sezonu od 12 do 14 godzin jazdy. Mój trening to laptop przed rowerem, jakiś film lub muzyka z YouTuba… To co trener napisał, że mam pojechać – czyli rozgrzewka, jakiś interwał, potem kawałek schłodzenia albo od razu zakładam buty i idę biegać. Boję się jeździć na szosie po ulicy i przeważnie jest ciemno jak siadam na rower.
Czy masz tremę przed ważnymi zawodami?
– Przed Weymouth myślałem, że wybuchnę już na lotnisku. Całe dwa dni przed zawodami w Anglii chodziłem napięty jak struna.
Ale efekt końcowy był bardzo dobry…
– Dokładnie. (Michał wygrał zawody w Weymouth w Anglii – dop. red.)
Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę żebyś już w 2017 roku spełnił obietnicę jaką dałeś córce. Powodzenia!
Rozmawiał: Marcin Dybuk
Foto tytułowe: autor zdjęcia Rafał Nowakowski Sportografia.pl / Sportevolution.pl