Rozmowa

Natalia Ćwik-Karaś: Robert nie słucha nikogo

Ich dzień jest poukładany. Dopracowany. Treningi, posiłki, czas na regeneracje i dla siebie. I choć trudno w to uwierzyć, to triathlon dla Roberta nie jest najważniejszy. Tym jest małżeństwo, rodzina. Robert lubi rozpieszczać Natalię. Ona wie jak dbać o Niego. Najbardziej denerwuje się o męża kiedy jest na rowerze. Zarówno na treningu, jak i podczas zawodów. Natalia nie lubi ultra, i boi się co jeszcze Robert wymyśli. A o sobie mówi, że jest super kobietą. Tak więc poznajcie Natalię Ćwik-Karaś…

Marcin Dybuk: Natalia, Robert i chłopaki z Teamu Karaś mówią o Tobie, że jesteś procesorem, bez którego cały ten komputer – Robert Karaś by nie działał. Jak to wygląda z Twojej perspektywy?
Natalia Ćwik-Karaś:
Nie uważam żebym robiła coś nadzwyczajnego. To Robert robi całą „robotę”. Jest jak maszyna. Zaprogramowany do treningu. Ja tylko staram się mu to ułatwić. Jest skupiony w stu procentach na realizacji założeń czy to treningowych, czy startowych. Do tego potrzebna jest spokojna głowa.

Jak długo się znacie i jak się poznaliście z Robertem?
Znamy się od dziesięciu lat. Poznaliśmy pracując razem na pływalni jako ratownicy. To był czas kiedy Robert kończył z pływaniem w Gdańsku, wrócił do Elbląga i rozpoczął przygodę z triathlonem. W tym czasie zdawał maturę, a ja kończyłam Gdański AWF, więc te nasze drogi spotykały się w Gdańsku i w Elblągu. W końcu zamieszkaliśmy razem  i 7 lat temu wzięliśmy ślub.

Wspierasz Roberta. Czym się dokładnie zajmujesz?
Prowadzę stronę TeamKaraś na Facebooku, a do tej pory głównie odpowiadałam za organizację i logistykę wyjazdów na zawody. Szukam noclegów, zamawiam, pakuję sprzęt i wszystko, co jest potrzebne Robertowi na wyjazdy. Trzeba pamiętać, że ostatnie dwa lata to starty w ultra.  Dużym wyzwaniem było przygotowanie się do double i triple Ironmana. Organizacja całego obozowiska, przygotowanie odpowiedniego jedzenia na zawody i w trakcie wyścigu. Bycia gotowym na każdą ewentualność. To jednak długi wyścig, na którym może się sporo wydarzyć. Staram się zorganizować wszystko na tyle, żeby Robert mógł skupić się w stu procentach na wyścigu i nie musiał zastanawiać się jadąc na zawody, czy wszystko zabrał.

Jakim „podopiecznym” jest Robert. Słucha? A może musisz o wszystko się wykłócać?
Robert nie słucha nikogo (śmiech). A może inaczej – wysłucha, a potem i tak zrobi po swojemu. Jak coś sobie postanowi, to tak musi być. Jest bardzo uparty. Ale ma też duże poczucie humoru i dystans do wszystkiego. Jest pomocny na tyle, na ile może i na ile wystarcza mu czasu. Treningi pochłaniają dużo czasu i maksimum energii, więc nie dokładam mu zbędnych obowiązków.

W tym roku wzięłaś roczny urlop bezpłatny. Postawiłaś na Roberta. To odważna decyzja. Dlaczego?
Zawsze na niego stawiałam. Z tym urlopem, to nie do końca tak. Ostatnie kilka lat naprawdę dużo pracowałam. Jestem instruktorem pływania. Prowadzę własną szkołę pływania. Prowadziłam koło 10-12 lekcji dziennie, sześć dni w tygodniu. To odbiło się w ostatnim czasie na moim zdrowiu. Wiedziałam, że potrzebna jest chwila przerwy. W tym roku mogliśmy sobie na to pozwolić. Oczywiście zawieszenie szkółki to była ciężka decyzja. Wiele lat pracowałam na wszystko, co mam, ale życie składa się z trudnych wyborów. Do pracy zawsze można wrócić. Moi podopieczni są ze mną od lat. Dostaję od nich wiele wiadomości. Wiem, że na mnie czekają. To bardzo miłe, bo wiem, że mam do czego i do kogo wracać.

Robisz dla Roberta bardzo dużo. Jednak nie wierzę, że Twoje życie ogranicza się tylko do tego. Jakie ono jest?
W tym roku moje życie zupełnie się zmieniło. Ostatnie 12 lat to głównie praca i chęć rozwijania firmy. Teraz jest trochę inaczej. Mam czas dla siebie. Ta przerwa pokazała mi, że nadszedł moment na pewne zmiany w życiu. Trzeba trochę zwolnić i skupić się na innych rzeczach. Mam 35 lat i już inne priorytety. Moje życie jest wspaniałe, jestem zdrowa, mam Roberta, mam cudownych przyjaciół i rodzinę, na którą zawsze mogę liczyć. Bardzo to doceniam.

Jak spędzasz czas, kiedy Robert trenuje?
W ostatnich latach, kiedy Robert był na treningu, ja byłam w pracy. Staraliśmy się tak układać dzień, żeby w przerwie między jego treningami, a moją pracą, spędzić czas razem, np. na wspólnych posiłkach i tak żeby o tej 19-20 być już razem w domu. W tym roku, kiedy Robert wychodzi na pierwszy trening wcześnie rano, ja zwykle jeszcze śpię. Kiedy wychodzi na kolejny, ja mam czas, żeby iść pobiegać lub zrobić coś dla siebie. Sporo teraz gotuję, w końcu mam na to czas. Kiedy Robert wraca z treningu, od razu dostaje porządną porcję paliwa. W tym sezonie skupiliśmy się na odpowiedniej diecie. Robert strasznie lubi słodycze i nawet trudno sobie wyobrazić, ile cukru potrafił zjeść w ciągu dnia. Teraz po konsultacjach z dietetykiem (Pauliną Ihnatowicz), wszystko idzie w dobrą stronę. Robienie zbilansowanych posiłków dla sportowca też zajmuje czas. No i ostatni trening Roberta to zwykle bieg i wtedy jadę obok niego rowerem – podaję mu picie.

Czytaj także: Niebezpieczne przetrenowanie. Jak zachować balans

Co lubisz robić w wolnych chwilach? Czy takie w ogóle są w Waszym życiu?
Nasz dzień jest bardzo poukładany, zaplanowany. Tak łatwiej się żyje i jest czas na wszystko. W poprzednich latach rzeczywiście o wolną chwilę nie było łatwo. W tym roku wolne chwile to czas dla siebie, naukę języka, czytanie, gotowanie, treningi, wspólne spacery z psem. Mam też kilka pomysłów, które chciałabym zrealizować po powrocie do Polski i teraz mam czas, żeby na spokojnie zająć się nimi.

Niedziela, to dzień kiedy Robert nie trenuje. Jak wtedy spędzacie czas?
Niedziela to dzień wolny od treningu, ale nie od pracy. Robert prowadzi zawodników. Właśnie ruszył jego nowy projekt, czyli aplikacja Ironman Inspiration. To wszystko zajmuje mu sporo „wolnego czasu”, ale tak jak mówiłam, nasz plan dnia jest poukładany i zawsze w niedzielę jest w nim miejsce na wyjście na plażę, kawkę, spacer i czas bez triathlonu. 

Jakim mężem jest Robert? Kiedy ostatnio dostałaś od Niego kwiaty, a może coś innego?
Kwiatów nie dostaję (śmiech), ale Robert lubi mnie rozpieszczać. Wie co lubię i zawsze tak układa dzień, żeby codziennie wieczorem pójść ze mną i z Judy (nasz pies) na długi spacer, czy po treningu pojechać rowerami na kawę. Wspólne spędzanie czasu jest najlepszą rzeczą. Doceniam to, że będąc w całym tym reżimie treningowym zachowuje równowagę między trenowaniem, a życiem rodzinnym. Triathlon jest dla niego ważny, ale nie najważniejszy. To też często powtarza zawodnikom, którzy dzwonią, bo mają problemy z pogodzeniem spraw rodzinnych i treningów. Triathlon ma być dodatkiem do ich życia, a nie na odwrót.

Natalia jakie masz marzenia?
Ciężko powiedzieć. Nie snuję wielkich planów na przyszłość. Raczej skupiam się na bieżących sprawach tu i teraz. Chciałabym tylko żebyśmy byli zdrowi i mogli realizować cele. Jeśli każda z osób w związku się realizuje to wszystko jest super. Mam jednak od zawsze jedno marzenie. Wyjechać  do Hiszpanii, zamieszkać w jakiejś małej miejscowości nad morzem i mieć kawiarnię. Może kiedyś…

Czytaj także: Kto ma bardziej porąbane pomysły ten gość

Czy denerwujesz się podczas treningów i zawodów Roberta?
Podczas treningów raczej nie, chyba że idzie na trening kolarski. Zawsze pytam, o której będzie w domu i jaką trasą będzie jeździł. A na długie treningi wciskam mu telefon, żeby co jakiś czas dał znać, że wszystko ok. Jeśli chodzi o zawody to zawsze się stresuję. Już kilka dni przed zawodami adrenalina zaczyna rosnąć. Zawsze czekam, kiedy skończy się rower i zejdzie w końcu na bieg. Jakoś ta część jest dla mnie najbardziej stresująca, bo chyba najmniej ma się wpływ na to, co się stanie. Możesz być przygotowany najlepiej jak tylko się da, a sprzęt może zawieść. No i nie przepadam za wyścigami ultra. Potrójny okazał się naprawdę wykańczający. Pogoda dała w kość całemu teamowi. Na tak długim wyścigu dzieje się bardzo dużo, musisz szybko reagować. To stresujące. Do tego jak widziałam Roberta na biegu skrajnie wyczerpanego, to naprawdę bałam się, czy dobiegnie do mety.

Co czułaś jak Robert wygrał podwójnego, a następnie potrójnego Ironmana?
Jak kiedyś powiedział, że zrobi podwójnego Ironmana to ja pukałam się w głowę i mówiłam że zwariował, że to jest tak wiele kilometrów. Ale on zrobił to i w dodatku w debiucie pobił rekord świata.

Pamiętam jak na odprawie Robert powiedział organizatorowi, że wygra te zawody, a oni śmiali się i pytali, ile ukończył takich wyścigów, że jest dwóch mocnych faworytów itd.

W trakcie wyścigu sędziowie przychodzili do naszego obozu i pytali, czy Robert na pewno wie, co robi i że jeśli będzie trzymał to tempo na rowerze, raczej tych zawodów nie ukończy. A jednak… Na mecie czułam radość, że wszystko poszło dobrze, pomimo drobnych problemów żywieniowych. Cieszyłam się, że ukończył ten wyścig i powiedział „nigdy więcej!” Poczułam ulgę. Jednak nie trwało to długo, bo jak tylko doszedł do siebie powiedział: Zostanę Mistrzem Świata na potrójnym Ironmanie. Śmiałam się i znowu mówiłam, że oszalał. Ale wiedziałam, że on to po prostu zrobi. No i taki jest właśnie Robert. Jak coś sobie postanowi, to tak właśnie jest. Wiem, że jest coś, co go ciągnie do tych wyścigów ultra, może jest w tym coś takiego, że jak już raz spróbujesz to zostajesz w tym na zawsze… Aż boję się myśleć, co jeszcze przyjdzie mu do głowy.

Nie masz czasami dosyć już tego triathlonu?
Nie! Triathlon to nie tylko praca Roberta, to nasza pasja, coś co oboje kochamy. Ja co prawda nie trenuję, ale siedzę z nim w tym po uszy od pierwszego startu. Jestem na każdym wyścigu i nigdy nie mogę doczekać się kolejnego. Triathlon to styl życia… Dzięki niemu poznajemy miejsca i ludzi, których pewnie nigdy byśmy nie spotkali.

Dokończ zdanie: Jestem kobietą i…
Jestem super!

Za co najbardziej podziwiasz Roberta?
Za upór, konsekwencję, szczerość do bólu i za to, że zawsze jest sobą bez względu na wszystko. Podziwiam go za ogromną pracowitość, drogę, którą przeszedł i co zbudował przez te siedem lat w triathlonie zaczynając od zupełnie, zupełnie niczego. Ogólnie fajny z niego gość (śmiech).

Marcin Dybuk
Foto materiały prywatne Natalii i Roberta

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

6 komentarze

  1. Szkoda Pani poświęceń i miłości.Wybrał agnieszkę ?,a może to ona jego.? A im to się odwróci i życie im się odpłaci.A Pani życzę WSZYSTKIEGO CO NAJLEPSZE ,Z CAŁEGO ❤ .Pozdrawiam Panią Bardzo Gorąco.

    1. takie jest prawo wszechswiata karma zawsze wraca..Machalica..Borkowski..Błaszczyk….wymieniać by dlugo ..chociażby Martyna podobno 3 razy tuż przed slubem rezygnowała,a nawet ślub odwoływała i ..dostala swoje upokorzenie po latach …,

  2. Niestety powód jest dość banalny. Związali się ze sobą w takim wieku, w którym przez następne 10 lat ludzie się najbardziej zmieniają. Poza tym żona sympatyczna, wysportowana kobitka ale jednak nowa wybranka ma ten seksapil, który pociąga facetów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X