MŚ Ironman 70.3 St. George zwieńczeniem sezonu
Filip Inglot podchodzi do mistrzostw świata IM 70.3 w Utah z nastawieniem, że niczego nie musi udowadniać. Dla niego to będzie zamknięcie sezonu 2022.
Jak czujesz się na kilka dni przed zawodami w St. George?
Przygotowania do mistrzostw świata przebiegały planowo. To moje ostatnie zawody w sezonie. Dlatego mogę się w pełni na nich skoncentrować. Jestem zdrowy, omijają mnie kontuzje, więc tylko się cieszyć.
Jak podchodzisz do tego ostatniego startu w sezonie?
Starty w zawodach, zwłaszcza mistrzowskich, wywołują u mnie ogromną ekscytację. Nie mogę się doczekać. Nie mam obaw przy tym starcie. Nikomu nie muszę niczego udowadniać. Chcę się świetnie bawić tak jak w czasie innych startów. Oczywiście zamierzam dać z siebie wszystko. Za pięknymi widokami będę oglądał się przed i po zawodach.
Z kim pojechałeś do USA?
Do St. George poleciałem wraz z innymi startującymi z naszego kraju. Media społecznościowe ułatwiły nam zorganizowanie wspólnego wypadu. Osobiście znam tylko kilka osób. Kibiców niestety nie zabieram ze sobą, także pozostaje mi liczyć, że znajomi i rodzina będą trzymać kciuki.
W jakich okolicznościach znalazłeś się w triathlonie?
Do triathlonu trafiłem poprzez bieganie. Pewnego dnia postanowiłem, że wzbogacę dotychczasowy trening o pływanie i kolarstwo. Wydawało mi się to świetnym pomysłem na to, by trzymać formę i sprawność. Proces doskonalenia się poprzez uprawianie tych trzech dyscyplin bardzo mi się spodobał.
Jak wspominasz początki w tym sporcie?
Całkiem zabawnie. Zadyszka po wykonaniu kilku długości na basenie, upadki z powodu wpiętych w rower butów. Na szczęście z czasem było lepiej.
Jaką rolę pełnił sport w Twoim życiu przed triathlonem?
Sport towarzyszył mi przez całe życie. Odpowiedniego podejścia, pokory i samodyscypliny nauczyło mnie karate. Wmawianie sobie, że nic nie boli i wcale nie jest tak ciężko, towarzyszy mi do teraz. Byłem również w jednej z lepszych w kraju szkółek piłkarskich. Tam spora objętość treningowa również przyczyniła się do mojego rozwoju.
Jak zapamiętałeś tri debiut?
Byłem bardzo ciekawy, jak to wszystko wygląda. Start wspólny i „pralka” w Odrze były ciekawym doświadczeniem. Uznałem, że skoro to przetrwałem to chyba mam odpowiedni mental.
Z czym miałeś najwięcej problemów w triathlonie?
Największe zaległości miałem i mam do tej pory dotyczą pływania. Nie uczyłem się pływać od dziecka dlatego jest ciężko. Na szczęście nie boję się wody i zamierzam ciągle się doskonalić.
Które z zawodów były dla Ciebie najbardziej wymagające?
Mój najbardziej wymagający start to debiut na długim dystansie w czasie IRONMAN ITALY. Walczyłem tam ze wszystkimi możliwymi kryzysami. Cel postawiłem sobie ambitny jak na debiut. Chciałem złamać 10 godzin. Zrobiłem to (9:51), ale przez kilka dni miałem problem z chodzeniem.
-
Zajrzyj do: Tytuł mistrzowski w drugim starcie w aquathlonie
Jak podchodzisz do treningów?
Uwielbiam trenować. Czuję potrzebę stawania się lepszym. Poza tym trening to taka moja medytacja, ucieczka od wszystkiego. Dobrze wpływa na moje zdrowie psychiczne. Starty wybieram w ładnych miejscach, by przy okazji połączyć to z zobaczeniem i zwiedzenie czegoś atrakcyjnego.
W jaki sposób łączysz treningi z obowiązkami rodzinnymi i zawodowymi?
Sam ustalam sobie godziny pracy, nie mam dzieci, więc odpowiednio planując treningi, mogę je bez problemu wszystkie zrealizować. Moja dziewczyna też jest sportowcem. Więc się nie gniewa, kiedy oprócz randek z nią chodzę na randki z rowerem. Swoją drogą podziwiam kumpli (i ich żony), którzy robią to samo mając duże rodziny. Pozdrawiam #ironboyz.
Jakie masz marzenia związane z triathlonem?
Marzenie to oczywiście występ na mistrzostwach świata długiego dystansu na Hawajach. Zakwalifikowałem się tam w czasie IM Gdynia, ale odpuściłem. Dwie takie „tłuste” imprezy w przeciągu kilku tygodni to spore wyzwanie sportowe i finansowe. Zakwalifikuję się tam znowu następnym razem.
Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne