MKON: Z oporami myślałem o powrocie do triathlonu
Po powrocie z obozu w Portugalii wystartował w 40 Półmaratonie Wiązowskim. Za miesiąc będzie rywalizował na tym samym dystansie w Lizbonie. W lipcu Marcin Konieczny planuje start w Challenge Roth. W rozmowie z TriathlonLife.pl opowiada m.in. dlaczego tak ciężko wraca mu się do triathlonu oraz dlaczego woli trenować sam.
Jak Ci poszło dzisiejsza dycha?
Eeee… Połówka… Ale w sumie to masz rację, bo tylko dychę dobrze pobiegłem.
No ja właśnie o tym (śmiech). To jak Ci poszedł ten półmaraton?
Skończyłem z czasem 01:12:27. Pierwsze 10 kilometrów poszło dobrze, zaś druga część trasy już słabiej. W porównaniu do zeszłego roku, to czas jest o 37 sekund gorszy. Słabsze były też warunki. Jestem trochę zarżnięty po obozie. Taka jest moja teza, ale to nie był mój start A.
Czyli to nie był dla Ciebie ważny start?
Absolutnie nie, ale też nie można używać określenia start kontrolny. Bo każdy występ jest ważny, ale ten półmaraton nie był priorytetem. Moim startem A nie patrząc na triathlon, będzie półmaraton w Lizbonie za miesiąc. Wtedy myślę, że zejdziemy z intensywności pływackiej oraz rowerowej i pobiegnę lepiej niż dzisiaj.
Czytaj także: Czuję niedosyt po Frankfurcie
To, co jest startem A na ten sezon?
Challenge Roth, więc specyfika treningu jest zupełnie inna. W sumie pomyślałem, żeby w tym roku nie szaleć i potraktować go jako powrót do triathlonu. Kiedy będę chciał wrócić do biegania, to po Roth, na jesień wrócę na zawody biegowe.
Skąd wziął się pomysł na maraton w Lizbonie?
Kiedy rozmawiałem na koniec zeszłego roku z Tomkiem Kowalskim, to naciskałem, żeby trochę pobiegać w tym sezonie. Mam wrażenie, że na moim poziomie urywanie kilku sekund z życiówki wymaga specjalistycznego treningu. Myślę, że niestety skończyło się bieganie i robienie życiówek z przygotowania do startu w Ironmanie. Mam rekordy w maratonie, połówce i 10 kilometrach wyśrubowane. Więc potrzebuję specjalistycznego treningu. W niektórych przypadkach niezbędne będą też bardzo dobre warunki atmosferyczne na zawodach. Bo pogoda podczas tego ostatniego startu była beznadziejna. Patrząc na moich konkurentów z Trinergy, to wszyscy pobiegliśmy o 30 sekund wolniej. Więc patrzę na Lizbonę w kontekście kompromisu, bo bardzo wkręciłem się w bieganie. Z dużymi oporami myślałem o powrocie do triathlonu, ale w kontekście tego 2022 roku, to powrót jest niezbędny.
Dlaczego?
Bo nie da rady rozpoczynać przygotowań tuż przed startem kwalifikacyjnym w 2021 roku. Z perspektywy kilku miesięcy mogę stwierdzić, że to była dobra decyzja. Jeżeli dobrze wystartuję w Roth, to na pewno po małym odpoczynku będzie przestrzeń do startów biegowych w drugiej części roku.
W drugiej części roku będziesz myślał o maratonie, czy innych biegach?
Mam jeszcze parę rzeczy do wybiegania. Tym bardziej, że Jacek Nowakowski mocno namawia mnie do próby bicia rekordu Polski 50-latków. Tak więc jeśli zakwalifikowałbym się w 2021 roku na Hawaje w 2022, to miałbym czas na porządne roztrenowanie, a następnie przygotowanie do biegu maratońskiego. Następnie miałbym czas na spokojny powrót do triathlonu i przygotowanie się na Hawaje. Do tej pory wszystkie sezony gdzie na wiosnę startowałem w maratonie i dobrze mi wychodził, a potem na jesień startowałem w Ironmanie, było niezłe. Na razie tak wygląda mój plan. Zobaczymy, czy dopisze zdrowie.
Za miesiąc masz ważny start w Lizbonie, potem Roth w lipcu, czy wiadomo, co będzie potem?
Zostałem zaproszony przez organizatorów do startu w maratonie we Frankfurcie. Docenili mój zeszłoroczny wynik i drugie miejsce w kategorii wiekowej.
A o kwalifikacje na Hawaje powalczysz jesienią 2021 roku?
Dokładnie. Jeszcze nie wiem czy to będzie Ironman Emilia- Romagna, Barcelona czy inny start. Decydującym czynnikiem będzie budżet. Ważną kwestią wtedy będzie też strategiczne podejście do danych zawodów. Bo wszyscy namawiają mnie na Barcelonę. Tam wygrałem kategorię wiekową w 2016 roku. Jednak boję się trochę tych zawodów.
Z jakiego powodu?
Barcelona stała się na tyle popularnym kierunkiem, że przy moim pływaniu jest duże niebezpieczeństwo wyjścia z wody w bardzo dużej grupie. Wtedy rośnie ryzyko, że sędzia będzie podejrzewał mnie o drafting. Wówczas zawody skończą się dla mnie zbyt szybko. Jeszcze nie podjąłem decyzji gdzie wystartuję, aby powalczyć o kwalifikację na Hawaje 2022. Myślę, że usiądę i pogadam z Tomkiem.
Przeczytaj także: Co słychać u Roberta Karasia?
Jak się czujesz po obozie w Portugalii?
Trudne pytanie. Jako zawodnik wykonałem kawał dobrej roboty. Na obozie tylko trenowałem, odpoczywałem i trochę pracowałem zdalnie. Miałem dwa dni, że czułem ścianę, a po jednym z nich napisałem do Tomka, że czwartego tygodnia takich treningów chyba bym nie wytrzymał. Myślę, że ta ciężka praca za chwilę mi odda. Przed startem w półmaratonie zrobiłem badania krwi. Przesłałem je do profesora Pupki, który powiedział, że wszystko jest dobrze. W związku z tym twarde dane mówią, że nie jestem zarżnięty, a subiektywnie trochę się czuję niewypoczęty po tym obozie. Jednak po to się jedzie na takie zgrupowania, żeby się upodlić, a następnie trochę odpocząć. Tak po ludzku uważam, że to były najfajniejsze trzy tygodnie, jakie spędziłem sportowo i zawodowo. Udało mi się połączyć robotę z intensywnym treningiem w przepięknych okolicznościach przyrody. Portugalia jest fajnym miejsce, także jeśli chodzi o koszty. Świeciło słońce i mieliśmy dobre warunki do treningów. Jestem zadowolony, pomimo że nadal czuję ten wyjazd w kościach.
Jak się żyło z Pawłem Mitrusiem pod jednym dachem?
Dobrze, to jest bardzo ogarnięty młody człowiek. Musiałem ciągle się łapać na tym, że on jest w wieku mojego syna. W związku z tym nie mogłem sobie pozwolić na niektóre żarty i komentarze (śmiech). Paweł jest zorganizowanym młodym człowiekiem. Gdyby wszyscy, którzy chcą trenować byli tak zorganizowani, to nie bałbym się o poziom polskiego sportu wśród młodych ludzi. Muszę za to przyznać, że wróciłem z tego obozu grubszy o dwa kilogramy. Może dlatego, że zacząłem podobnie jeść jak Paweł (śmiech). Kiedy stanąłem na wadze po przyjeździe do domu, to pomyślałem sobie, że coś jest nie tak. W zeszłym roku ważyłem 69 kg, a teraz 71. To jest i tak o trzy kilo mniej, niż przy standardowym sezonie triathlonowym. Mam jeszcze jedno spostrzeżenie. Byłem na obozie praktycznie z samymi młodymi zawodnikami m.in.: Jackiem Krawczykiem, Jackiem Tyczyński, czy Łukaszem Kalaszczyński. Ich prędkość regeneracji w zestawieniu z moją, to są dwa różne światy. Odnosiłem takie wrażenie, że tak samo upodleni na treningu po pięciu minutach po, byli gotowi do kolejnej jednostki. Ja musiałem się położyć lub usiąść przy kawce z wyciągniętymi nogami.
Czy treningi z młodymi chłopakami pomagały w momentach ściany?
Tak i nie. Łapałem się na tym, że jednak mi komfortowo trenuje się w samotności. Grupa jest super pod względem towarzyskim, jednak jeśli chodzi o trening, to ja mam od nich o 20 lat więcej i musiałem pamiętać, że dotrzymywanie tempa nie jest wartością samą w sobie, bo mamy je różne.
Jak się wraca do triathlonu po tak długiej przerwie poświęconej na bieganie?
Bardzo ciężko, mówię to z pełną świadomością. Z dwóch powodów. Po pierwsze, jednak jestem po tych 16 miesiącach zakochany w bieganiu. Atrakcyjność tego typu sportu jest zdecydowanie większa niż triathlonu. Z drugiej strony, kiedy patrzę na to z perspektywy celów, które chcę osiągnąć, to szansa na zostanie mistrzem świata w maratonie w kategorii wiekowej jest zerowa. W związku z tym, jeśli chcę zdobyć ten tytuł, to muszę wrócić do triathlonu. Dlaczego to jest trudniejsze? Ostatnio rozmawiałem z Ewą, że mój start w Roth, to będzie chyba trzeci ostatni start w Ironmanie. Bo liczba godzin spędzonych na treningach, do tego mając w pamięci, ile trenowałem tylko bieganie, jest zatrważająca. Trenowanie na trenażerze nie sprawia mi problemu. Na nowo pokochałem się z rowerem. Oswoiłem się z basenem. Jednak trzeba pamiętać, że nawet trenując do maratonu, to najdłuższą jednostką byłoby dwugodzinne wybiegania. W przypadku triathlonu muszę wysiedzieć trzy dupogodziny, które są tylko i wyłącznie treningiem celowym. Gdyby ktoś teraz mi zadał pytanie, czy będę się szykować do Ironmana po 2022 roku, to bym stwierdził, że nie. Ale może mi się to zmieni.
Czytaj także: Piotr Ławicki chce pewnie wejść w długi dystans
Jak sobie radzisz z tą trudnością pod względem mentalnym?
Nie mam w ogóle problemu z mobilizacją. Nawet jeśli uświadamiam sobie, że to jest trudne, to wtedy przeformatowuje je na wyzwanie. W ten sposób zmieniam myślenie. Kiedy prowadzę szkolenia uświadamiam menadżerom, że jeśli pracujemy z zdemotywowanym pracownikiem, to nie ma szans, żeby on nagle był zmotywowany. Więc możemy mieć wpływ na to, żeby ta demotywacja nie miała odbicia w pracy tej osoby. Dokładnie tak samo jest ze mną.
Bieganie tak Ci się spodobało, czy tryb życia wokół biegania bardziej Tobie odpowiada od triathlonowego?
Na pewno jest tak, że szukamy łatwiejszego i lżejszego. Tym bardziej, że udało się osiągnąć w bieganiu takie wyniki. Zeszły rok obfitował w życiówki na wszystkich najważniejszych dla mnie dystansach.
Świadomość tego, że w Roth wystartują gwiazdy światowego triathlonu, jakoś na Ciebie wpływa?
Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Pamiętam poprzedni start w Roth. Miałem taką sytuację, że przez większą część etapu biegowego biegliśmy z Mirindą Carfrae i Caroline Steffen. Na przemian się wyprzedzaliśmy. Potem w trójkę umieraliśmy na mecie. Pamiętam, że Caroline do mnie podeszła i powiedziała, że miałem na plecach napis „follow me”, na który patrzyła. Zająłem wtedy wśród kobiet drugie miejsce.
Marcin jeśli tym razem w Roth zajmiesz także drugie miejsce wśród kobiet, to ja wpłacę na Nidzicki Fundusz Lokalny 500 złotych…
Będzie ciężko, ale powalczymy…
Czytaj także: Mistrzowska obsada w Roth. Także wśród Pań
Czy jest coś jeszcze, co chciałbyś dodać?
Chciałbym podziękować działaczom Klubu Sportowego Niemaniemogę za ich starania dzięki, którym mogłem pojechać na obóz do Portugalii (śmiech).
Marcin Dybuk
foto materiały prywatne