Rozmowa

Sergiusz Sobczyk wystartuje w mistrzostwach Polski w Malborku

Nie spełnił życzenia żony. Miał w pierwszym starcie jako mąż wygrać. Zajął drugie miejsce podczas LTE Bełchatów na 1/8IM. Ale jak przyznaje Sergiusz Sobczyk, obrączka nie uwiera. 

Na gorąco jak oceniasz niedzielny start?
Oceniam nieźle, patrząc przez pryzmat ostatnich trzech tygodni. Miałem trochę mniej treningu ze względu na ślub, podróż poślubną. Na datę ślubu złożyło się też zakończenie roku szkolnego. Więc jako wychowawca w podstawówce miałem sporo obowiązków. Pomimo mniejszej liczby treningów jestem zadowolony. Choć nie ukrywam, że myślałem przed zawodami o wygraniu z Dorianem, ale był mocniejszy, niż przypuszczałem.

Czy to było Twoje maksimum dyspozycji dnia?
Bardzo ciekawe pytanie. Lubię sprinty, bo to jest krótki wysiłek i można pobawić się intensywnością. Jednak widzę z każdym rokiem, że te treningi pod połówkę, czy dłuższe, nie służą mi, jeśli chodzi o intensywność. Myślę, że było maksimum. Na pewno, gdybym mógł, zrobiłbym to lepiej. Chodzi mi o zmuszenie się do jeszcze większego wysiłku i wyjścia spoza strefy komfortu. Jednak nie można mieć wszystkiego. Idę w kierunku dłuższych dystansów. W pewnym momencie trzeba sobie powiedzieć, że nie będzie się świetnym na każdym dystansie.

Jak przebiegał wyścig?
Wyszedłem piąty z wody. Wydawało mi się w trakcie pływania, że płynę dosyć żwawo. Mam na uwadze fakt, że od początku lockdownu zaliczyłem jedynie pięć jednostek pływackich. Na rowerze już nie było po mojej myśli. Myślałem, że będę odrabiać do Doriana. Było wręcz odwrotnie. Pojawił się moment, w którym pomyślałem, że będzie ciężko wygrać z nim na biegu. Samo bieganie było dobre. Może zabrakło fajerwerków, jeśli chodzi o prędkości. Jednak na teraz uważam, że bieg na poziomie 3:25-3:26 był dobry.

Wspominałeś, że ostatnio miałeś mniej czasu na treningi ze względu na intensywny okres w Twoim życiu. Do czego on się ograniczał?
Ograniczał się do podtrzymywania formy. Zazwyczaj trenuję 15-20 godzin tygodniowo. Wtedy była tego połowa. W ostatnim tygodniu przed ślubem trenowałem 9h, a już po całej ceremonii, to cały tygodniowy trening ograniczył się do dwóch wyjść na bieganie. No i w trakcie podróży poślubnej to wychodziłem głównie, żeby biegać. Jeden raz złapałem się ze znajomym ze Szklarskiej Poręby z Danielem Jakimiukiem. Udało się też zrobić raz zakładkę rowerowo-biegową. To było tyle.

Dlaczego przez ten czas skupiłeś się jedynie na bieganiu i rowerze?
Wiedziałem, że nie jestem w stanie wygospodarować odpowiedniej ilości czasu, która pozwoliłaby na to, żeby pływanie wróciło na odpowiedni poziom sprzed pandemii. Po prostu uznałem, że lepiej będzie podtrzymać rower i bieg, niż obecnie próbować rozłożyć na trzy dyscypliny osiem godzin treningowych. To byłoby nierealne. Więc nie było dużo tego treningu, ale teraz mam okres, w którym wchodzę na wyższe obroty. Wszystkie działa kieruję na Malbork. Zobaczymy, ile uda się ze mnie wycisnąć. Przez te sześć tygodni postaram się przygotować na ten długi dystans, na który wracam po pięciu latach.  

sobczyk

Zobacz też:

Najlepsi AG na ¼ w LTE Bełchatowie

Niedawno wróciłeś z podróży poślubnej. Jak było?
Rewelacyjnie. Razem z żoną podobnie spędzamy wolny czas. To był jeden z wielu czynników, który zbliżył nas do siebie. Spędziliśmy ten czas w aktywny sposób. Oczywiście nie zapomnieliśmy o regeneracji, czy pozasportowym spędzaniu wolnych chwil. Urządzaliśmy sobie piesze wycieczki po górach. Nie zabrakło jazdy na rowerach MTB. Mieliśmy wycieczkę do Pragi. Miejscem naszej podróży poślubnej była Szklarska Poręba, którą dobrze znam ze wcześniejszych obozów treningowych. Odwiedziliśmy spa w Termach Cieplickich. Robiliśmy sporo rzeczy. Dzięki temu, że nie miałem triathlonu, to każdy z tych dni był dla mnie długi. Sam wyjazd wydawał się dłuższy, niż to było w rzeczywistości. Maksymalnie wyciskaliśmy każdą godzinę spędzoną w podróży poślubnej. Nie mieliśmy z góry narzuconych obowiązków. To dawało swobodę w działaniu. Więc byliśmy bardzo zadowoleni po wyjeździe. Choć plany tej podróży były zmienione. Pierwotnie mieliśmy polecieć gdzieś w egzotyczne kierunki. Z wiadomej przyczyny to się nie udało. Dlatego wybraliśmy polskie góry. Ten czas spędzaliśmy na tyle fajnie, że nie uważany, aby ta podróż poślubna była gorsza, bo nie pojechaliśmy we wcześniej zakładane miejsce.

Czy obecność żony na niedzielnym starcie była dodatkową motywacją dla Ciebie?
Tak, kiedy dobiegałem do mety, to wiedziałem, że żona nie będzie w pełni zadowolona ze mnie (śmiech). Chciała, żebym pierwszy wyścig jako mąż wygrał, ale się nie udało. Miałem z tyłu głowy taką motywację w postaci obrączki i mojej żony. To działało na mnie motywująco. Mam nadzieję, że tak będzie dalej. Obrączka nie uwiera. Jest idealnie dopasowana do treningów i zawodów. Więc nie boję się, że zsunie się w trakcie wyścigu. Mogę startować z nią bez obaw. Dlatego cieszę się, że jeszcze długo będę myśleć o tym przy okazji każdego startu o posiadaniu żony i noszeniu obrączki. Założyliśmy nową rodzinę i to jest kolejny etap w życiu.  

Twoim głównym celem jest długi dystans w Malborku. Czy po drodze planujesz kontrolne starty?
Na pewno wystartuję w Białymstoku na mistrzostwach Polski na dystansie olimpijskim. Nie wiem, czy będzie więcej startów. Może coś zrobię z doskoku tak jak te zawody w Bełchatowie. Dosłownie w ostatniej stanę na starcie. Zobaczymy.

Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X