Rozmowa

Magda Lenz: Kolejny krok to przejście do PRO

W drugim starcie na długim dystansie została mistrzynią świata IRONMAN na Hawajach, w kategorii wiekowej. Magda Lenz była siatkarka, nauczycielka i wychowawczyni zdradza jak wyglądał wyścig, jakie ma plany na przyszłość i jakie marzenia. Wiele wskazuje na to, że jeszcze nie raz będziemy cieszyć się jej dobrymi wynikami.

Czy uczniowie w szkole powitali Cię jak mistrzynię świata?
Problem jest taki, że nie byłam jeszcze w szkole, bo zdarzył mi się mały incydent zdrowotny i jestem na zwolnieniu lekarskim. Do pracy pójdę dopiero w poniedziałek.

Ale Twoi uczniowie wiedzą co ich nauczycielka zrobiła na Hawajach?
Tak, moi wychowankowie już przed wyjazdem mocno mi kibicowali. Dopytywali się i prosili, aby dawać znać, kiedy dokładnie będzie  start. Więc im wszystko wytłumaczyłam. Wiem, że zarówno oni jak rodzice moich uczniów obserwowali wyścig przez aplikację.

Więc w poniedziałek czekają Cię podwójne gratulacje z okazji mistrzostwa  oraz Dnia Nauczyciela.
Pewnie tak (śmiech).

Zaskoczona byłaś wynikiem, który osiągnęłaś?
Trudno powiedzieć, ale tak, byłam zaskoczona. Przy każdym wyścigu są ciche cele, które chciałabym zrealizować. Tym razem to się udało. Choć zawsze mam dwa plany, jak wszystko idzie po mojej myśli i jak nie do końca. W dniu wyścigu na Hawajach czułam się bardzo dobrze. Byłam znakomicie przygotowana. Wszystko zrealizowałam, jak chciałam. Reszta zależała od przygotowań innych zawodniczek. Z jednej strony byłam zaskoczona, ale z drugiej wiedziałam, że stać mnie na dobry wynik.

Mówiłaś przed zawodami, że nie jedziesz na Hawaje na wycieczkę, tylko żeby walczyć.
Tak, tylko że to jest sport i dlatego z dużą pokorą podchodzę do triathlonu. Zwłaszcza na długim dystansie może dużo się wydarzyć. Dlatego zawsze biorę to pod uwagę. Mimo fantastycznych przygotowań, niekoniecznie wyścig może pójść po naszej myśli. To też trzeba mieć z tyłu głowy.

Tym razem na Hawajach wszystko poszło po Twojej myśli?
Tak.

Jak przebiegał wyścig z Twojej perspektywy?
Na pływaniu start odbywał się kategoriami, więc startowałyśmy wszystkie razem. Do tej pory w większości wyścigów startowałam w systemie rolling start, gdzie komfort pływania jest zupełnie inny. Tutaj startowałyśmy wszystkie, więc przez większość czasu było dużo boksowania się w wodzie. Mówiąc kolokwialnie, kilka razy mocno oberwałam. Mimo wszystko trzeba było się trzymać i płynąć do końca własnym tempem. Udało się to zrealizować. Wydaję mi się, że warunki nie były najgorsze. Choć było trochę fali, która przeszkadzała w pewnym stopniu. Ogólnie jestem zadowolona z pływania. Jak zobaczyłam na zegarze, że udało mi się złamać 1:05, to z dobrym nastawieniem ruszyłam na trasę kolarską, która jest dosyć specyficzna.

Nigdy nie wiadomo, jak będzie wiać. Na treningach każdego dnia wiało inaczej. Mimo zmiennego wiatru pilnowałam założonych watów. Udało się to zrealizować. Dodatkowo motywowało mnie to, że stale przesuwałam się do przodu w stawce. Gdzieś w okolicach 55 kilometra ktoś z kibiców krzyknął, że jestem trzecia w kategorii. To dawało mi moc, żeby dalej trzymać dobre tempo. Pod koniec etapu kolarskiego wyprzedziła mnie Niemka, ale miałam ją w zasięgu wzroku. Początek ostatniego etapu też realizowałam  według założeń. Do 25 kilometra biegło mi się bardzo dobrze. Później wbiega się do znanego punktu na Hawajach tzw. EnergyLab. Słyszałam, że tam są dość trudne warunki i zazwyczaj pojawia się kryzysowy moment. Dopiero na nawrotce zobaczyłam, jak blisko mnie jest Holenderka i wtedy zorientowałam się, że nie mogę sobie pozwolić na chwilę słabości. Podejrzewam, że kibice obserwując to na trackerze, mieli większe emocje ode mnie, bo ja nie byłam świadoma jak mało mnie dzieli od rywalki, która mnie goni (śmiech).

Utrzymywałam tempo i na kolejnej nawrotce zobaczyłam, że oddaliłam się od niej. Więc z większym spokojem wybiegłam na autostradę. Mimo narastającego zmęczenia i czucia palącego słońca, wyczekiwałam kolejnych punktów odżywczych, aby móc się schłodzić i jak najszybciej dotrzeć do mety.

Trener, który czekał na mnie cztery kilometry przed metą poinformował mnie jaką mam przewagę. Wtedy już wiedziałam, że aż lub tylko muszę utrzymać tempo i wygram. Nie docierało to do mnie. Chyba nawet nie chciałam, żeby dotarło, bo mogły wydarzyć się różne rzeczy nawet podczas tak krótkiego odcinka. Zbiegając palani, była duża grupa Polaków, która krzyczała, że jestem mistrzynią świata, ale ja wyczekiwałam czerwonego dywanu. Dopiero przekraczając metę, poczułam ulgę oraz radość. Chyba do tej pory nie dotarło do mnie, że zrobiłam tak dobry wynik.

Czy Tomek Kowalski na tych czterech kilometrach przed metą oprócz informacji o przewadze powiedział Ci coś, co Cię dodatkowo zmotywowało?
Pomogła sama obecność Trenera, bo od tego momentu zaczynał się podbieg w kierunku skrzyżowania autostrady z ulicą Palani. Jak zobaczyłam znajomą koszulkę to dodało mi to energii. Wiedziałam, że zaraz usłyszę motywujące słowa, które pozwolą mi wytrwać.

Zdradzisz, co Ci tam krzyknął?
Dużo było tych rzeczy. Utkwiło mi w pamięci, że jestem mocna i dam radę.

Czy panujące warunki atmosferyczne podczas wyścigu były najtrudniejszym czynnikiem w czasie rywalizacji?
Bardzo lubię startować w ciepłych warunkach. Dlatego podchodziłam z dużym optymizmem do startu na Hawajach. Choć byłam ciekawa, jak zareaguje mój organizm. W Klagenfurcie też było ciepło, bo temperatura wynosiła około 30 stopni w cieniu. Tutaj była podobna, ale wilgotność robiła swoje. Jeszcze na rowerze nie czułam tego ciepła. Jechało mi się bardzo komfortowo. Tak samo było na biegu, dopóki nie wbiegłam do EnergyLabu. Dobrze znosiłam panującą warunki. Potem poczułam, że nawet dla mnie jest trochę za ciepło. Nastawiałam się, że może być ciężko. Przed zawodami, jak przyleciałam, to miałam wrażenie, że z każdym dniem robiło się coraz cieplej. Dzięki temu stopniowo mogłam zaadoptować się do tej temperatury.

Jesteś jedną z tych osób, które zaprzeczyły stwierdzeniu, że debiutanci na Hawajach nie mogą wygrać. Czy miałaś jakiś własny patent, który pomógł Ci osiągnąć tak dobry wynik?
Nie lubię słowa „udało się”, bo wychodzi na to, że to było dziełem przypadku. Zrobiłam to, bo dobrze się przygotowałam. Po zawodach w Poznaniu przez trzy tygodnie skupiałam się wyłącznie na Hawajach. Każdy trening robiłam z myślą o tych zawodach. Zdawałam sobie sprawę, że tam będą bardzo dobre zawodniczki oraz wysoka temperatura. Nie wiedziałam, jak zareaguję na zmianę strefy czasowej. Przyleciałam na 9 dni przed zawodami i liczyłam na to, że to będzie wystarczający czas, aby dobrze się zaaklimatyzować. Wszystko wyszło według planu.

W 2019 roku w jednej z rozmów z TriathlonLife.pl powiedziałaś, że Twoim marzeniem jest wywalczenie slota na Hawaje. Można powiedzieć, że w zabójczym tempie spełniasz marzenia. Co dalej?
Rzeczywiście to było moje marzenie i cieszę się, że udało się to zrealizować. Po drodze do Klagenfurt trochę zmieniłam zdanie, bo przygotowania do długiego dystansu są dosyć wymagające. Sam start w Klagenfurt spodobał mi się. Dlatego przyjęłam tego slota, aby wystartować na Hawajach. Myślę, że bardzo polubiłam się z długim dystansem i w tym kierunku podążę, jeśli chodzi o trening. Daję sobie jeszcze trochę czasu na decyzje, jak to będzie wyglądać w przyszłym sezonie. Jestem po wstępnych rozmowach z trenerem. Dajemy sobie jeszcze tydzień, dwa i myślę, że zapadnie konkretna decyzja.

Czy tą decyzją może być przejście do PRO?
Tak, myślę, że w podjęciu tej decyzji pomogłoby wsparcie finansowe. Żeby dobrze się przygotować jest ono potrzebne.

Już poszukujesz sponsorów, czy zaczniesz poszukiwania dopiero po podjęciu ostatecznej decyzji o przejściu do PRO?
Myślę, że obie odpowiedzi są dobre.

Co Ci się najbardziej podobało na Hawajach?
Na początku jak przyleciałam, to miałam takie „wow” i chciałam wszystko zobaczyć. Choć to się nie udało, bo przyjechałam się ścigać. Więc odpadały wszelkie wycieczki przed zawodami. Z uwagi na panujące warunki to większość czasu spędziłam w mieszkaniu. To, co zobaczyłam podczas poszczególnych treningów, zrobiło na mnie duże wrażenie. Uważam, że Hawaje są przepiękne. Sam wyścig jest niepowtarzalny.

Jak Ciebie słucham, to odnoszę wrażenie, że lubisz duże wyzwania.
Tak, to prawda. Choć stawiam sobie takie wyzwania, które mnie nie przytłoczą. Małymi krokami dam rade to zrobić. Cieszę się, bo ten sezon jest bardzo dobry dla mnie. Udało się zrealizować wszystkie cele.

Nie tylko zrealizowałaś, ale dodałaś kolejny, jakim były Hawaje, a tam zdobyłaś mistrzostwo świata. Gdzie siebie widziałaś w najśmielszych snach, jadąc do Kona?
Widziałam siebie w TOP5. Uważałam, że stać mnie na walkę o takie miejsce. Choć jak mówiłam, podchodzę z dużą pokorą do zawodów, bo może wydarzyć się wiele rzeczy. Z drugiej strony wiedziałam, że jestem przygotowana, żeby walczyć o TOP5.

W wielu rozmowach powtarzasz, że w sporcie jesteś od dawna. Tenis ziemny, piłka ręczna, czy siatkówka. Triathlon jest indywidualną dyscypliną sportu, która spodobała się Tobie. Według Ciebie, jakie trzeba mieć cechy, aby zostać mistrzynią świata?
Na pewno trzeba mieć w sobie dużo samodyscypliny, umiejętność zorganizowania czasu i poukładania całości, żeby czuć się dobrze. Jeśli byłoby inaczej, trzeba byłoby przewartościować cele. Oprócz tego to waleczność, ambicja. Na pewno są jeszcze inne cechy, ale teraz mi uciekły z pamięci (śmiech). Myślę, że to są takie cechy, które charakteryzują każdego sportowca, który chce walczyć o najwyższe cele.

Widzimy jednak sportowców o różnych cechach i są np. tak zwani mistrzowie treningu. Ty ciężko pracowałaś, a z drugiej strony masz mocną głowę, skoro w drugim starcie na długim dystansie wygrywasz w kategorii wiekowej i OPEN kobiet na Hawajach. Skąd u Ciebie bierze się silny mental?  
Przez większość treningów staram sobie wizualizować, jak to będzie wyglądać podczas wyścigu. Oczywiście zdarza mi się problem z motywacją, żeby wyjść na trening. Kiedy czasem brakuje tej motywacji treningowej, to mówię sobie, że podczas startu też to może się zdarzyć, a będzie trzeba walczyć dalej. Mimo wszystko zawsze się ubieram i wychodzę na trening. Zazwyczaj robię treningi według założeń.

Pracujesz od dwóch lat z Tomkiem Kowalskim. Jak zmienił się trening w stosunku do czasów sprzed?
Myślę, że to pytanie jest do Tomka, ale z mojej perspektywy pierwszy rok był zapoznawczy. Tomek stosował różne treningi, żeby zobaczyć, jak na nie zareaguję. Nawet w tym sezonie miałam inne przygotowania do Klagenfurt, a inne do mistrzostw świata, choć znacząco się nie różniły. Trening przed Hawajami był dla mnie bardziej urozmaicony. Tomek wplatał różne zadanie, aby urozmaicić dany trening.

Mieszkasz w Starogardzie. To gdzie zazwyczaj trenujesz?
Zależy, kiedy mam trening kolarski wymagający dużego skupienia, to zostaję w domu. Mam też miejsca w Starogardzie, gdzie jestem w stanie zrobić niektóre zadania, bo jest dobrej jakości asfalt, czy mały ruch samochodowy. Tutaj mamy gdzie jeździć. Mamy płasko, a jak chcemy pojechać w bardziej pofałdowany teren, to kierujemy się w stronę Kaszub. Do biegania też mam super tereny. Blisko mnie znajduje się las, czy ścieżki rowerowe. Mamy też stadion do biegania zadań szybkościowych. Nie mam co narzekać na warunki treningowe.

Wszystko wskazuje na to, że przejdziesz do PRO. Jakie będziesz stawiała sobie cele, marzenia związane z niewątpliwie trudniejszą kategorią? 
Wszystko zależy od tego, jak wyjdzie pierwszy rok bycia w PRO. Wtedy można myśleć o konkretnych celach.

Chcesz wrócić na Hawaje?
Chciałabym.

Jaka jest Magdalena Lenz prywatnie?
Lubię spędzać czas sama lub z rodziną. Pójść na spacer, kiedy jestem sama, to czytam książki lub oglądam seriale. Nie ma za dużo tego czasu, ale kiedy się pojawia, to nadrabiam zaległości rodzinne.

Obecnie jesteś na etapie roztrenowania?
Tak.

Jaki oglądasz serial?
Aktualnie oglądam „Ród smoka”. Lubię takie klimaty.

Jak wrażenia?
Na początku byłam trochę zawiedziona. Zaczęło się rozkręcać od piątego odcinka. Jestem ciekawa, jak to dalej się potoczy. Nie czytałam książek, więc nie wiem. W przypadku „Gry o tron”, to najpierw przeczytałam książki, a potem wzięłam się za serial. Mniej więcej wiedziałam, jak to się potoczy. Myślę, że obejrzę też Andora, bo też jest fanką uniwersum Star Wars.

Czy Twoi uczniowie interesują się triathlonem przez to, że ich nauczycielka jest zawodniczką?
Podejrzewam, że samą dyscypliną się nie interesują. Natomiast wiem, że interesują się moimi wynikami. Mam nadzieję, że w jakiś sposób jestem dla nich inspiracją i motywacją.

Czy jest uczeń, który chciałby naśladować nauczycielkę?
Nie wiem, czy w triathlonie, aczkolwiek mam wychowanków, którzy trenują piłkę nożną, lekką atletykę albo piłkę ręczną. Mam nadzieję, że są wśród nich przyszli zawodowi sportowcy. Na pewno mogą liczyć na moje wsparcie.

Czy masz szansę być kolejnym popularnym sportowcem ze Starogardu Gdańskiego?
Byłaby to realizacja marzenia, o którym nie myślałam do tej pory. Na pewno to byłoby bardzo miłe.

Spędziłaś 14 lat w siatkówce. W jakich grałaś klubach?
Siedem lat byłam w zawodowstwie. Przygodę zaczynałam w Starogardzie Gdańskim. Potem dostałam propozycję, aby przejść do Gedanii Gdańsk. W tamtym czasie to było moje marzenie, żeby znaleźć się w tym klubie. Kiedy przyszła propozycja, to nie było chwili zastanowienia. Od razu się zgodziłam. Mieszkałam w internacie przez cztery lata i grałam. Kiedy miałam wiek seniora, to zaczęłam grać w TPS Rumia. Wtedy grałyśmy w drugiej lidze i chciałyśmy awansować do pierwszej. Przydarzyła mi się poważna kontuzja, zerwałam więzadło krzyżowe i praktycznie ciężko było mi wrócić na poziom przed kontuzją. Rok grałam w TPS, a potem przeszłam do Trefla Sopot. Grałyśmy w pierwszej lidze i zamierzałyśmy awansować do ekstraklasy. Potem była Stężyca i powrót do Gedanii. Zakończyłam karierę w Jokerze Świecie.

Widzę, że wszystko blisko domu. Czy jesteś domatorem?
Tak można o mnie powiedzieć. Kiedy dostawałam propozycję z dalszego miejsca, to początkowo się godziłam, ale po przemyśleniu odmawiałam.

Czego Ci życzyć?
Na pewno zdrowia, wytrwałości i radość ze sportu.

Rozmawiał Marcin Dybuk
foto materiały prywatne Magdaleny Lenz

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

1 komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X