Wiadomości

Miłosz Sowiński. Do zwycięstwa w Chinach zabrakło żeli

Z jednej strony świetny wynik i trzecie miejsce w Ironman 70.3 Xiamen w Chinach. Z drugiej niedosyt, bo gdyby nie pech na trasie rowerowej, to byłaby realna szansa w walce o zwycięstwo.

Marcin Dybuk: Gratuluję świetnego wyniku. Trzecie miejsce. Niewiele zabrakło do pierwszego. Czego?
Miłosz Sowiński: Dziękuję. Na pierwszym kilometrze roweru wypadł mi bidon, w którym miałem sześć żeli. Już wtedy wiedziałem, że ta sytuacja odbije się w późniejszym etapie wyścigu.

– Koniec sezonu, a Ty jesteś w świetnej formie. Dwa ostatnie starty i wysokie miejsca w zawodach. Czy taki był plan i jak do tego doszło?
– Dosyć późno zacząłem współpracę z nowym trenerem Rafałem Medakiem. Pierwsze miesiące były dosyć ciężkie. Nigdy nie trenowałem tak intensywnie. Byłem na obozie na Gran Canarii i St. Moritz gdzie dostałem ostry wycisk. Prawdę mówiąc dopiero od sierpnia zacząłem budować formę.

– Jak z Twojej perspektywy przebiegała rywalizacja w Chinach? Jak się czułeś?
– Od samego startu czułem się znakomicie. Z wody wyszedłem w 5 osobowej grupce. Plan były żeby spokojnie jechać w grupie, realizować strategię żywieniową i obserwować innych zawodników. Na 60 kilometrze postanowiłem zaatakować. Do T2 wjechałem z minutową przewagą nad drugim zawodnikiem. Na początku biegu czułem się komfortowo. Niestety, na 3 kilometrze zacząłem odczuwać brak żeli, które zgubiłem na rowerze.  Starałem się uzupełnić braki energii, ale było już za późno. Na 5 kilometrze, kiedy wyprzedził mnie Kevin Collington zaczął się pierwszy kryzys. Do 8 kilometra zjadłem wszystkie żele, później polegałem na strefach żywieniowych (żele, cola, woda, ISO).  Przez moment czułem, że odzyskuje siły, ale zostałem wyprzedzony przez kolejnego zawodnika. Wiedziałem, że muszę trzymać tempo. To była jedyna możliwość żeby nie zaliczyć spektakularnej „bomby”.  Na sześć kilometrów przed metą zaczęło robić się paskudnie. Zastanawiałem się czy w ogóle dam radę dobiec. Jeszcze nigdy w życiu nie miałem takich skurczów. Drugie miejsce zaczęło odjeżdżać i wiedziałem, że muszę zrobić wszystko żeby utrzymać podium. Na kilometr do mety stanąłem, nogi kompletnie odmówiły posłuszeństwa. Na szczęście miałem dużą przewagę nad czwartym zawodnikiem i obroniłem trzecie miejsce.

– Jak wyglądały przygotowania do zawodów w Chinach?
– Ostatnie dwa tygodnie solidnie trenowałem na Gran Canarii. Rozłożyliśmy z trenerem start na czynniki pierwsze: klimat, trasa, taktyka. Trasa w Xiamen była dosyć płaska. Niecałe 500 m przewyższeń, pozycja aero miała duże znaczenie, tutaj podziękowania należą się Janiszowi z Olimpiusa, z którym dopracowaliśmy moją pozycje na rowerze. Czas 2h03’45” mówi sam za siebie.

– Jakie plany na najbliższe dni? Odpoczynek?
– Teraz dwa luźniejsze dni i powrót na Gran Canarię na ostatni blok treningowy przed Ironman 70.3 Bahrain.

– Jakie plany na sezon 2019 i kiedy go rozpoczniesz?
– Zakwalifikowałem się na Challenge Samorin i Mistrzostwa Świata w Nicei. Na pewno to będą główne starty w sezonie 2019. Szczerze to chciałbym zacząć się ścigać już w styczniu. Może 70.3 w Dubaju albo RPA. Temat do przedyskutowania z trenerem  i menedżerem.

Marcin Dybuk
Foto materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X