Michał Wojtyło: Organizacja MŚ w Nicei była imponująca
Zajął 11 miejsce w kategorii podczas mistrzostw świata w Nicei. Michał Wojtyło wrócił pamięcią do tamtego startu i szczegółowo go przeanalizował.
Podczas niedawnych mistrzostw świata Ironman w Nicei zająłeś 11 miejsce w kategorii wiekowej. Jak z perspektywy czasu oceniasz ten wynik?
Z pewnością jestem dumny z tego wyniku. Zająć 11. miejsce w tak prestiżowym wyścigu to dla mnie ogromne osiągnięcie. Choć jestem też samokrytyczny i wiem, że ten wynik można jeszcze poprawić i zapewne w przyszłości będę starać się to jeszcze zrobić. To jest jednocześnie motywacja do ciągłego doskonalenia się.
Z jakimi oczekiwaniami jechałeś do Francji?
Wyjeżdżając do Francji, miałem kilka konkretnych celów. Po pierwsze, chciałem dać z siebie absolutnie wszystko na trasie i pokazać, że ciężka praca z moim trenerem przynosi efekty. Po drugie, marzyłem, aby poprawić czas z lokatę z Mistrzostw Świata na Hawajach. Najważniejsze było dla mnie czerpanie radości z samego wyścigu.
Jakie wrażenie na Tobie zrobiła organizacja całych mistrzostw i towarzysząca temu otoczka?
Organizacja mistrzostw Ironman w Nicei była naprawdę imponująca. Całe wydarzenie odbyło się na najwyższym poziomie, a atmosfera była pełna entuzjazmu i pozytywnej energii. Byłem pod wrażeniem profesjonalizmu organizatorów oraz wsparcia ze strony kibiców i innych zawodników. To wszystko sprawiło, że czułem się jak w prawdziwym świecie triathlonu. Oczywiście wiele osób prosi o porównania Kony i Nicei, ale osobiście uważam, że porównywanie tych dwóch miejsce jest błędem. To po prostu dwie zupełnie inne lokalizacje – sportowo jak i emocjonalnie. Kona to kolebka Ironman, do której zawsze będzie ciągnęło triathlonistów. Za to Nicea ma trasę godną mistrzostw świata. Tu nie proces aklimatyzacji, a prawdziwe przygotowanie odgrywa kluczową rolę w zdobyciu mistrzowskiego tytułu.
Jak wyglądała rywalizacja z Twojej perspektywy?
Rywalizacja była z pewnością bardzo wymagająca. W kategorii wiekowej startuje wielu utalentowanych triathlonistów, którzy pracują równie ciężko jak ja. Dodatkowo na samych Mistrzostwach mamy już do czynienia z wyselekcjonowaną grupą, która musiała zdobyć kwalifikacje. Dodatkowo widać jak z każdym rokiem poziom staje się coraz bardziej wyżyłowany.
Co było najtrudniejsze dla Ciebie podczas tego wyścigu?
Najtrudniejsze w tym starcie okazało się dla mnie utrzymanie równowagi między trzema dyscyplinami: pływaniem, rowerem i biegiem. Pogoda w tamtym roku również była wyjątkowo trudna. To sprawiło, że wyścig był jeszcze bardziej wymagający. Wiedziałem, że aby liczyć się w rywalizacji, nie tylko tej w kategorii, ale też tej klubowej muszę każdą z dyscyplin pokonać równie dobrze. Najlepiej zawsze czuję się na rowerze. Dlatego na tym etapie przeważnie dawałem z siebie 110%. Tym razem postanowiłem dać tylko 100% i dokręcić na bieganiu – co finalnie okazało się bardzo dobrą taktyką.
Jakie wyciągnąłeś wnioski po tamtych zawodach?
Po mistrzostwach Ironman w Nicei zrozumiałem, że aby osiągnąć dobre wyniki, nie jest konieczne trenowanie po 15 godzin w tygodniu. Konieczna za to jest systematyka, kontrola trenerska oraz znalezienie balansu między rodziną pracą i treningami. Spięcie tych kilku elementów pozwala do sięgania, bo pierwsze miejsca na lokalnych startach oraz bycie w top kategorii na imprezach rangi mistrzowskiej.
Czy jeszcze czekają Ciebie jakieś wyzwania w tym sezonie?
Tak, oczywiście! W moim życiu zawsze jest miejsce na nowe wyzwania. Czeka mnie jeszcze kilka zawodów biegowych. Jednak obecnie pracuję z moim trenerem nad ustaleniem nowych celów na przyszły sezon. Moja głowa nie lubi próżni.
Jaki to był sezon dla Ciebie?
To był naprawdę szalony sezon. Miał być tylko jeden długi dystans i w planach miałem powrót na jakiś czas do Xterra, a wyszedł start na Mistrzostwach Świata i kilka podium na krótkich dystansach. Co było, to było – teraz czas patrzeć już w przyszłość.
Jak trafiłeś do triathlonu?
Chyba nie skłamię, jeśli powiem, że z kanapy. Jednak to było już ponad 11 lat temu, kiedy udało mi się dostać do projektu Radiowa Akademia Triathlonu Radia Wrocław. Bardzo szybko pokochałem ten sport, który stał się moją pasją. Wraz z przyjaciółmi założyliśmy klub GT RAT i próbujemy zarażać tą pasją innych.
Z czym miałeś najwięcej problemów na początku przygody z triathlonem?
Chyba nie będę oryginalny, pisząc, że z pływaniem. To właśnie tej dyscypliny dosłownie się uczyłem 11 lat temu. Gdy w mojej głowie pojawił się pomysł startu w Ironman, jeszcze nie umiałem utrzymać się na wodzie – 16 miesięcy później stanąłem na mecie IM z czasem 10,5h.
Co Cię motywuje do dalszych treningów i startów?
Teraz przede wszystkim do bycia częścią triathlonowego świata motywują mnie sukcesy moich podopiecznych. Jeśli ktoś z nich mówi mi, że się nie da – to wtedy muszę wstać iść na trening i pokazać, że jednak się da.
Jakie wyrzeczenia wymógł na Tobie triathlon?
Triathlon to sport, który wymaga pewnych wyrzeczeń. Długie godziny treningów, dbanie o odpowiednią dietę i regenerację. To wszystko może czasem wydawać się trudne. Każde wyrzeczenie jest dla mnie inwestycją w zdrowie i osiągnięcie celów. Poza tym, satysfakcja po udanych zawodach zdecydowanie przeważa nad wszelkimi wyrzeczeniami. Po tych latach nie żałuje nawet jednej rzeczy, z której zrezygnowałem na rzecz triathlonowej pasji. Tu jednak należy być bardzo ostrożnym, aby zachować balans i aby z triathlonowej pasji nie zrobił się triathlonowy nałóg.
Co najbardziej lubisz w triathlonie?
To, co kocham w triathlonie, to połączenie fizycznego wysiłku z wytrwałością i umiejętnością strategii i planowania. Każdy etap jest inny. To sprawia, że wyścig jest ekscytujący i nieprzewidywalny. Poza tym, triathlon to nie tylko sport, to również wspólnota ludzi o podobnych pasjach, z którymi można dzielić doświadczeniami i motywować się nawzajem. Jestem typowym przykładem osoby, której do osiągania sukcesów sportowych potrzebna jest grupa. Dlatego też mimo że triathlon to sport indywidualny, bardzo często uczestniczę w treningach grupowych.
Pod czyim okiem trenujesz?
Sam jestem trenerem, ale nie popełniłem tego błędu i nie prowadzę się samodzielnie. Treningi, które realizuję, są sprawdzane i analizowane przez Mariusza z TRIMP Team. Nie jestem najprostszym zawodnikiem, bo chcąc utrzymać balans w między rodziną pracą i treningami, często muszę wprowadzać zmiany w przyjętej koncepcji no i oczywiście wszystkie treningi, które daje swoim podopiecznym, muszę przetestować na sobie. To na pewno nie raz doprowadziło do ostrej wymiany zdań z Mariuszem, ale w końcu od czego ma się trenera – u mnie przede wszystkim od tego, aby sprowadzał mnie na ziemię.
Co dla Ciebie jest ważne we współpracy z trenerem?
Mariusz zwraca szczególną uwagę na indywidualizację treningów. Rozumie, że każdy zawodnik jest inny i ma unikalne potrzeby. Dlatego dostosowuje plany treningowe do moich celów i możliwości. Monitoruje postępy i dba o to, aby trening był zarówno efektywny, jak i bezpieczny. Dla mnie szczególnie bezpieczny – czyli mało kontuzyjny ma wielkie znaczenie, i tu odpukać już od dłuższego czasu nie miałem poważnej kontuzji.
Jakie masz marzenia związane z triathlonem?
Moim marzeniem jest zdobycie pierwszego miejsca jako zespół na Mistrzostwach Świata – w Nicei jako TRIMP zajęliśmy drugą lokatę tym samym stając się pierwszym polskim zespołem który stanął na mistrzowskim podium – ale jak widać apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: Michał Wojtyło FB