Rozmowa

Sowiński: Zebrałem cenne doświadczenie w Hiszpanii

Miłosz Sowiński przygotowuje się do startu w Ironmanie we Frankfurcie. Na start w Bydgoszczy zdecydował się w ostatniej chwili i potraktował go jako solidny trening.

Marcin Dybuk: Przygotowujesz się do Ironmana we Frankfurcie. Jadąc do Sopotu, nagle skręciłeś w stronę Bydgoszczy i zdecydowałeś się wystartować w Enea Bydgoszcz Triathlon?
Miłosz Sowiński: Aż tak to nie. Plan odwiedzenia Bydgoszczy był wcześniej. Mój sponsor wspiera te zawody dlatego przyjechałem dla nich. W planach miałem w sobotę mocny trening, zakładkę. Kiedy zobaczyłem walczących zawodników na 1/4IM, to stwierdziłem, że wolę w niedzielę wystartować w ramach treningu w połówce.

Czyli miała być zakładka, którą zrobiłeś na zawodach?
Po rozmowie z trenerem Robertem (Karasiem – dop. red.), który stwierdził, że to dobry pomysł stanąłem na starcie. To była też dobra okazja do odblokowania się, bo ostatnie dwa starty nie poszły mi najlepiej. Nie ukończyłem zawodów w Hiszpanii na dystansie długim i w Suszu „połówki”. To miał być mocny trening, przełamanie się oraz pokazanie sobie, że potrafię ukończyć triathlon w dobrej formie.

Miłosz Sowiński kończy etap rowerowy w Enea Bydgoszcz Triathlon

Co stało się na pływaniu? Bo straciłeś do chłopaków dobre trzy minuty.
Pływanie było dosyć ciężkie. Był rolling start, więc sędzia nie pozwolił nam w trójkę startować. Puściłem Sebę (Najmowicza – dop. red.) i Tomka (Marcinka – dop. red.), żeby popłynęli razem. Próbowałem złapać ich nogi, ale pięć sekund okazał się duży odstępem czasowy i nie udało mi się ich dogonić. Z założenia odpuściłem pływanie, bo jak najmniej chciałem się zmęczyć. Głównym treningiem był rower + bieganie. Na tym się skupiłem.

Z każdą dyscypliną Sowiński się rozkręcał

Nadrabiałeś cały czas na rowerze. Jaki miałeś plan?
Starałem się rozkręcać. Na każdym okrążeniu patrzyłem głównie na prędkość. Przyśpieszyłem jeszcze na ostatniej pętli, aby zobaczyć, na ile jestem w stanie dojechać Tomka.

Na T2 zgubiłeś kolejną minutę. Co tam robiłeś?
Zakładałem skarpetki (śmiech), nie spinałem się w T2. Ćwiczę strefy zmian pod Ironmana, a nie pod 1/2IM. Założyłem skarpetki, wziąłem żele i na luzie wybiegłem. Głównym założeniem tego wyścigu było ściganie się z samym sobą. Cały czas starałem się wypierać myśli o miejscu, kto jest przede mną i kto za moimi plecami. Jechałem swoje.

Jak zobaczyłeś Tomka na biegu, to przycisnąłeś?
Tak trochę wyszło. Zamysł był taki, żeby biec mocno do 15 kilometra, a potem zobaczyć, jak będzie wyglądać sytuacja. Po tym odcinku dobrze się czułem. Kiedy usłyszałem, że mam niewielką stratę do Tomka, to faktycznie przyśpieszyłem na dwóch ostatnich kilometrach. Wszystko było pod kontrolą.

Sebastian Najmowicz startuje w sierpniu w Kopenhadze. To tydzień po Frankfurcie, w który planuje start Miłosz Sowiński. Podczas masażu i rozmowy Seba próbował namówić Miłosza na start w Danii.

Masz pięć tygodni do startu we Frankfurcie. Przez ten czas skupiasz się jedynie na treningach?
Tak, skupiam się na treningu. Szykując się do tego sezonu, widziałem, że mam dobrą formę. Widać też teraz na zawodach, że jest wysoka.Mam pięć tygodni, aby dopracować szczegóły. Wyjeździć oraz wybiegać odpowiednią liczbę kilometrów.

Sowiński: Hiszpania zaprocentuje we Frankfurcie

Czy masz konkretny cel na zawody we Frankfurcie?
Patrząc na wyniki z poprzednich lat, to myślę, że dobrze jest nastawić się na czas. Myślałem, że Ironman jest dystansem, gdzie da się ścigać z innymi zawodnikami, ale po ostatnim starcie w Hiszpanii zmieniłem zdanie. Najważniejsza jest walka samym ze sobą. Nie ma co patrzeć na innych. Cały czas trzeba pilnować własnego tempa. To jest klucz do sukcesu w Ironmanie.

Widać, a raczej słychać, że wyciągnąłeś cenne wnioski po starcie w Hiszpanii?
Tak. W Hiszpanii była taka sytuacja, że strefy nie były do końca dobrze zorganizowane. Okazało się, że na najważniejszej nie złapałem bidonu. Byłem godzinę bez picia, co zaowocowało poważnym odwodnieniem. Cała sól ze mnie uszła. Na ostatnim podjeździe byłem w szóstce. Później do strefy zmian zjechało 15 zawodników w minucie. Byłem lekko podgotowany. Zamiast robić swoje, to zacząłem się ścigać. Pierwsza dycha wyszła po 3:50, a potem odcięło mi prąd. Zebrałem cenne doświadczenie. We Frankfurcie postaram się trzymać grupy, ale jak będzie za słaba, to złapię kolejną lub pojadę samotnie. To długi wyścig, dlatego prawdziwe ściganie zaczyna się po 30 kilometrach biegu.  

Marcin Dybuk

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X