Rozmowa

Maciej Brzyski rozważa w bliższej perspektywie pełnego IM

Jest w triathlonie od 2012 roku. Prowadzi własną drużynę. Łączy pasję z pracą oraz rodziną. W zeszłym roku walczył z kontuzją kręgosłupa. Maciej Brzyski w nadchodzących latach chce zadebiutować na Ironmanie i startować na większych zawodach.

Z perspektywy czasu jak oceniasz cały występ podczas Iron Dragon Challenge ekipy Brzyski TRI TEAM?
Przede wszystkim chcieliśmy się wdrożyć do sezonu, który z wiadomych przyczyn się opóźnia. Do tego to miał być test przed Triathlonem Sokoła, gdzie wystartujemy całą ekipą. Dla dwóch osób to był debiut, a inni mieli okazję po raz pierwszy w tym roku sprawdzić  formę, obeznać się ze strefą zmian i nabrać pewności siebie. Do tego pogoda dopisała, osiągnęliśmy bardzo dobre wyniki. Więc jestem zadowolony.

Ten start zaspokoił Twój głód do startów?
Rozbudził ciekawość, ile będę mógł z siebie dać, kiedy dojdzie do prawdziwej rywalizacji. Bo podczas tych zawodów, to w dużej mierze była walka o czas niż bezpośrednio z innymi zawodnikami. Jestem takim triathlonistą, który podczas walki bark w bark potrafi więcej z siebie wykrzesać. Triathlon Sokoła jest moim pierwszym celem i pokaże, co będzie dalej. Być może w sierpniu pojadę na mistrzostwa Polski lub na inne zawody. Nie ukrywam, że jestem po kontuzji kręgosłupa. Więc potrzebuję kilku startów na przetarcie i złapanie rytmu. Chcę też sprawdzić własne zdrowie i czy jestem w stanie rywalizować na dłuższych dystansach.

Jak doszło do tej kontuzji kręgosłupa?
Właściwie przez cały poprzedni sezon doskwierały mi bóle pleców. Zacząłem się tym zajmować po startach, kiedy byłem w czasie roztrenowania. Badania wykazały dość dużą przepuklinę. Przez to miałem dwumiesięczną przerwę w treningach oraz rehabilitacje, która okazała się skuteczna. Od kwietnia zacząłem trenować. Przygotowania do sezonu są krótkie oraz zachowawcze, aby nie pogłębić tego urazu.

brzyski

Zobacz też:

Daniel Juszkowiec: Powalczę o medal MP w Rawie Mazowieckiej

Czy podczas ostatniego startu odczuwałeś problemy z kręgosłupem?
Nie, było nadzwyczaj dobrze. Nie odczuwałem żadnych problemów. Czułem się komfortowo. Myślę, że uda się normalnie przepracować ten sezon i startować. Choć jeszcze wykonuję część ćwiczeń rehabilitacyjnych. Myślę, że tak to zostanie i włączę je na stałe do treningu.  

Z których sportów się wywodzisz?
Byłem ruchliwym dzieckiem. Od pierwszych klas szkoły podstawowej trenowałem w różnych klubach. Jednak to nigdy nie było nic na poważnie. Próbowałem piłki nożnej, koszykówki, tenisa stołowego, potem siatkówki. Byłem wszechstronny. Z czasem doszedłem do wniosku, że najlepiej odnajduję się w sportach indywidualnych, kiedy wszystko zależy ode mnie. Wtedy nie muszę z nikim współpracować. Końcowy wynik zależy tylko ode mnie. Więc dlatego pojawił się triathlon. W liceum więcej pływałem. Zrobiłem licencję ratownika WOPR. Na studiach okazało się, że całkiem nieźle pływam i wybijam się na tle innych. Więc zacząłem chodzić na zajęcia AZS do sekcji. Zawsze nieźle biegałem. W różnych zawodach szkolnych notowałem dobre wyniki. Widać było, że mam naturalny talent do tych sportów wytrzymałościowych. Po studiach zrobiłem kurs instruktorski z treningu na rowerkach Spinningowych. Więc zacząłem pracować w klubach sportowych. Mając pewną bazę w każdej dyscyplinie, zainteresowałem się triathlonem. Jednak nie zrealizowałbym planu debiutu w tym sporcie, gdyby nie mój kolega Marcin, z którym mieszkałem dziewięć lat temu. Powiedział, że zapisał się na zawody triathlonowe w Radkowie. To było dokładnie w 2012 roku. Jego namowa spowodowała, że kupiłem rower i po kilku miesiącach treningów, zadebiutowałem. Wówczas ten sport mnie wciągnął i tak jest do tej pory.

Jak było?
Widziałem wokół siebie mnóstwo ludzi, którzy wydawało mi się, że zjedli zęby na tym sporcie. Mieli profesjonalny sprzęt oraz pianki. A ja? Nie miałem nic. Wystartowałem w zwykłym stroju. Woda była lodowata, więc to było dla mnie trudne doświadczenie. Choć udało się wyjść zwody dość szybko. Na rowerze znalazłem rytm. Na biegu okropnie cierpiałem. Musiałem trzykrotnie się zatrzymywać. Łapały mnie skurcze. Po prostu mięśnie nie były przyzwyczajone. Choć to był jedynie dystans olimpijski. Mimo wszystko wpadłem na metę zadowolony. Od razu stwierdziłem, że chcę to robić.

Jak potoczył się kolejny sezon?
Wtedy wystartowałem chyba w trzech zawodach. Wszystkie rozgrywały się w okolicach Krakowa. Z każdym rokiem przybywało tych startów w moim kalendarzu. Przez pierwsze 3-4 sezony podchodziłem spontanicznie do treningów. Nie było to ułożone i zaplanowane. Choć z czasem startowałem i trenowałem coraz więcej. Polepszały się wyniki. W pewnym momencie stwierdziłem, że warto przekazać wiedzę ze studiów jako trener. Więc zacząłem układać trening. Czytałem książki o triathlonie. Podpytywałem doświadczonych kolegów. W ten sposób rozszerzałem wiedzę dotyczącą triathlonu i treningu. Sam układałem sobie plan treningowy i zacząłem go realizować. Zacząłem większą uwagę zwracać na regenerację oraz dietę. Wszystko robiłem z głową. W pewnym momencie stwierdziłem, że chcę trenować inne osoby i założyć własną grupę. W ten sposób dwa lata temu miałem już pierwszych zawodników.

brzyski

Czytaj także:

Alistair Brownlee: Staram się pozbierać po porażce i wprowadzić zmiany w treningu

W jaki sposób działasz?
Organizuję treningi biegowe, pływackie czasami także kolarskie. Rozpisuję plany treningowe. Od niedawna zacząłem organizować także obozy. Treningi prowadzone są profesjonalnie i staram się dostosować ich poziom do grupy. W taki sposób działa Brzyski Tri Team. Obecnie mam w grupie około 12 osób, które są nastawione na triathlon i jeżdżą na zawody. Sam trenuję około 12-15 godzin tygodniowo, to jest o połowę mniej od czołowych polskich zawodników. Mam świadomość, że jestem na innym etapie. Mam inne priorytety, trenuję na poważnie, ale nie za wszelką cenę. Staram się rywalizować z tymi, którzy funkcjonują podobnie do mnie.

Jakie masz podejście do zawodników?
Staram się w nich zaszczepiać pasję do triathlonu jako sposób na życie. Stawiam na zdrowie oraz dobre samopoczucie. Trening ma być dobrą zabawą, choć jest prowadzony profesjonalnie oraz poprawnie merytorycznie. Natomiast nie staram się być katem. Staram się być przyjacielem moich zawodników, skracać dystans. Chcę, aby czuli się swobodnie przy mnie oraz w tej grupie.

W jaki sposób udaje się Ci godzić prowadzenie grupy, własne treningi, starty, pracę oraz obowiązki rodzinne?
Z pewnością to wymaga perfekcyjnej organizacji czasu. Wszystko muszę zaplanować z odpowiednim wyprzedzeniem. Mam tę dogodność, że pracuję w Krakowskim Ośrodku Sportowym. Tam pracujemy cztery godzinny dziennie. Więc mam chwilę w środku dnia, żeby wygospodarować czas na 2 godzinny trening. Wieczorami zazwyczaj prowadzę jakieś zajęcia z własną grupą. Tutaj także w części realizuję treningowe zadania. W miejscu pracy mam dostęp do basenu, z czego chętnie korzystam. Często dojeżdżam rowerem, czasami biegam do pracy i do domu. Z tego też staram się robić formę treningu. W ten sposób staram się przetrenować 12-15 godzin w tygodniu. To nie jest łatwe. Żona Karolina i syn Adaś niestety często spędzają czas beze mnie. Często jeździmy razem na zawody. To też kosztuje wiele poświęcenia oraz wyrzeczeń. Jestem ogromnie wdzięczny żonie i synkowi, że mnie wspierają i mi towarzyszą. Niektóre jednostki treningowe wykonujemy razem. Biegamy z wózkiem, jeździmy z przyczepką lub syn towarzyszy nam na rowerku, gdy my biegamy. Myślę, że triathlon wsiąkł w nasze życie.  Zdarzyło się nawet niejednokrotnie wystartować z wózkiem w zawodach, raz pokonując nawet trasę krakowskiego półmaratonu.

Jak zniosłeś najcięższy okres pandemii?
Szczególnie na mnie odbił się znacząco. Przez zamknięcie basenów nie miałem możliwości przeprowadzania treningów pływackich. Wówczas było za zimno na open water. Później obostrzenia rządowe spowodowały, że odpadły grupowe treningi. Więc mogłem jedynie rozpisywać indywidualne programy treningowe i pracować zdalnie z zawodnikami. Na szczęście obecnie powoli wszystko wraca do  normy, odbywają się treningi biegowe i na akwenach otwartych, niebawem mam nadzieję wrócimy także na baseny.

Jak musiałeś zmienić plany startowe na ten rok?
Przez tę kontuzję kręgosłupa nie miałem sprecyzowanych planów na ten sezon. Śmiałem się, że ta pandemia jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Gdyby nie ona, to trening byłby mocniejszy. Od maja startowałbym w zawodach, a tak organizm dostał trochę więcej czasu na dojście do siebie. Ten rok był pierwszym, którego nie planowałem. Stwierdziłem, że po pierwszych startach po skontrolowaniu samopoczucia, mój plan będzie elastyczny. Myślę, że w sierpniu rywalizacja triathlonowa wróci do normy. Powoli to jest odmrażane. Więc za miesiąc planuję jeden start na krótszym dystansie. Do tego chcę pojechać na MP do Białegostoku. Myślałem też o 1/2IM w Nieporęcie, do tego dojdzie na pewno start w podkrakowskim Iron Dragonie i być może jeszcze jakieś krótsze start. Mam nadzieję, że zdrowie nie pokrzyżuje planów. Wtedy mam szansę na przygotowanie dobrej formy.

Co jest takim Twoim marzeniem triathlonowym?
Chodzi mi po głowie start na pełnym dystansie. Wcześniej nie próbowałem tego. Więc chciałbym się sprawdzić na Ironmanie. Może spróbuję za dwa lata. Na pewno chciałbym udać się w przyszłym roku na nasze większe imprezy, czyli 5051 Warszawa, Ironman 70.3 Gdynia. Do tego myślę o starcie zagranicznym. W najbliższych sezonach planuje startować nieco rzadziej, ale częściej na imprezach większej rangi.  

Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X