Łukasz Kalaszczyński: Cel Hawaje. To pozostaje bez zmian
Marzenie to samo, ale drużyna się zmieniła. Nowi trenerzy, fizjoterapeuta, stary-nowy sponsor. Jednak droga na Hawaje jest długa i wyboista. Łukasz Kalaszczyński nie poddaje się. Aby to zrobić wziął m.in. bezpłatny urlop. Wszystko postawił na jedną kartę.
Nastąpiły u Ciebie istotne zmiany przed sezonem 2020. Zacznijmy od trenera. Skąd taki pomysł?
Chcąc się dalej rozwijać, czułem, że potrzebuję zmiany, nowego bodźca oraz świeżości w treningu. Współpraca z Czarkiem Figurskim układała się bardzo dobrze. Treningi proponowane przez poprzedniego trenera służyły, ale w pewnym momencie po czterech latach czułem, że potrzebuję czegoś nowego. Więc wspólnie z Czarkem podjęliśmy decyzję o zakończeniu współpracy. Obserwuję trenerów w Polsce. Sam nim też jestem. Mam doświadczenie w pracy trenerskiej. Ktoś, z kim miałbym rozpocząć współpracę, musi być dla mnie autorytetem. Muszę być pewny, że praca z tą osobą przyniesie zamierzone efekty. Długo zastanawiałem się nad tym, kto to może być. Postawiłem na Tomka (Kowalskiego – dop.red.)
Jak wygląda Wasza dotychczasowa współpraca?
Jestem bardzo zadowolony ze współpracy. To jest coś, czego oczekuję od trenera, czyli pełna kontrola treningu. Wcześniej brakowało trochę tego ochrzanu od trenera. Kiedy jest taki moment, że trzeba opierdzielić, to się to robi. Tomek w pełni analizuje realizowane przeze mnie treningi. Kiedy widzi, że coś jest źle wykonywane, to mówi wprost o tym. To jest bardzo ważna informacja dla mnie. Jestem zawodnikiem, który przykłada się w 100 procentach, a nawet więcej do tego, co robi. Tak samo jest podczas treningów.
Czytaj także: Kamil Kulik wystartuje na mistrzostwach Europy w duathlonie
Czy często Tomek zwracał Ci uwagę w Portugalii?
Jeśli chodzi o zadania treningowe, to nie. Miałem treningi na podjazdach, które nie szły po mojej myśli. Więc zmieniliśmy pewne elementy. Nie umiałem dobrać odpowiedniej kadencji, żeby kształtować dany parametr. Dobra kadencja jest kluczowa do tego, żeby to nie był trening czysto siłowy, a mocna interwałowa praca. I on na to zwracał uwagę.
Byłeś na obozie z kilkoma innymi zawodnikami m.in.: z Marcinem Koniecznym, Jackiem Krawczykiem oraz Jackiem Tyczyńskim. Jak się pracowało w takiej grupie?
Super, tego też mi wcześniej brakowało, bo ile można indywidualnie trenować do długich dystansów. Chciałbym, aby ta grupa była większa i żebyśmy się zbierali w jedną, treningową ekipę. Wiem, że to jest trudne i niemożliwe, ale to by przyniosło pozytywne efekty dla naszej formy. Grupa ci pomaga wykrzesać dodatkową energię i dzięki temu trening jest efektywniejszy.
Czy coś Ciebie zaskoczyło na obozie w Portugalii?
Najbardziej mnie zaskoczył Marcin Konieczny. Naprawdę go podziwiam. Wcześniej go obserwowałem tylko poprzez social media. Wymienialiśmy ze sobą krótkie wiadomości, ale nie wiedziałem, jak trenuje. Jest autorytetem dla mnie i jest mocno zawzięty. Mimo, że jest starszy, to nie odpuszczał. Chciał pokazać, że możemy razem trenować. Jeśli chodzi o mój trening, to byłem mile zaskoczony. Realizowany trening przynosił efekty, mimo pojawiającego się zmęczenia.
Będąc w grupie na takim obozie, czy wzajemna obserwacja na treningach jest pomocna?
Ja przede wszystkim podpatrywałem chłopaków Jacka Krawczyka i Jacka Tyczyńskiego na pływaniu. Staram się obserwować ich podwodne ruchy i przekładać to na własną technikę. Bo wiem, że tutaj mam największe rezerwy. Spędziłem kolejny obóz z moim przyjacielem Łukaszem Remisiewiczem, od którego dużo się nauczyłem w kuchni, gotowania. On jest świetny w te klocki. Wiele mnie nauczył, a to ma pozytywny wpływ na przygotowania. Bez odpowiedniego paliwa przy takich intensywnościach, trudno jest trenować na odpowiednim poziomie.
Zajrzyj też do: Czy wiesz już kiedy zawody IRONMAN odbędą się w Polsce
Wróciłeś do sponsorskiej współpracy z Michałem Niewiadomskim, właścicielem KM Sport. Dlaczego?
Z Michałem zawsze dobrze mi się współpracowało. Decyzja o zakończeniu współpracy i przejściu wówczas do GVT BMC była dla mnie bardzo trudna. Długo nad tym zastanawiałem, ale chciałem spróbować współpracy z grupą, która miała być w pełni profesjonalna. Taka okazja mogła się nie powtórzyć. Myślałem, że nie będę musiał się o nic martwić i będę mógł skupić się na treningach.
I co?
Nie było tak, jak miało być. Po roku się rozstaliśmy. Mam bardzo dobre sportowe wspomnienia z tego okresu. W Gdyni podczas Ironman 70.3 miałem na rowerze nieszczęśliwy wypadek. Mocno się poobijałem i roztrzaskałem sprzęt. Wtedy Michał jako jedyny wyciągnął do mnie pomocną dłoń, w tym trudnym dla mnie momencie. Byłem wtedy w ciężkiej sytuacji, a prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Wypadek miałem w niedzielę, a w poniedziałek miałem sprzęt, na którym mogłem trenować. Michał dostarczył mi nowy rower. Jestem mu za to bardzo wdzięczny. Cieszę się, że możemy dalej współpracować i rozwijać współpracę. Mam nadzieję, że odwdzięczę się Michałowi sukcesami sportowymi i realizacją naszych wspólnych celów.
A jakie stawiacie sobie cele z Tomkiem i Michałem?
Cel jest ambitny, czyli wywalczenie kwalifikacji na mistrzostwa świata na Hawajach. Wiem, że to jest bardzo trudny plan do realizacji. Staram się dzięki wsparciu Tomka i Michała, ale też nie mogę zapomnieć o pomocy ze strony rodziny w tym żony Doroty, bez której nie mógłbym myśleć o takich planach. Tylko my wiemy, ile nas to kosztuje i z jakimi to się wiąże wyrzeczeniami.
O kwalifikacje planuję powalczyć w Brazylii, 31 maja 2020 roku. Trenuję do tego startu, ale obecnie nie wiem, czy pojadę. Nie mam wystarczającego budżetu, który pozwoliłby mi wyjechać. Cały czas szukamy dodatkowego wsparcia, abym mógł kupić sobie chociażby bilety lotnicze. To jest dla mnie duże obciążenie. Biorę urlop bezpłatny w szkole, żeby realizować treningi. Prowadzę triathlonową grupę, ale dobrze wiemy, jakim drogim sportem jest triathlon. Na szczęście mam wspierających mnie ludzi. Dzięki anonimowej osobie mogłem pozwolić sobie na obóz w Portugalii. Tydzień wcześniej nie wiedziałem, czy ten wyjazd dojdzie do skutku. Przyjaciel – triathlonista, bo tak można nazwać tę osobę, wspomógł mnie finansowo. Dużo mówi się o tym, że my zawodnicy PRO mamy fajnie. Ja jestem takim zawodnikiem, bo lubię duże wyzwania i rywalizację z najlepszymi. Sama licencja zawodnika PRO, to koszt 900 dolarów. W przeliczeniu na złotówki to duży wydatek. Takie są realia, jeśli chodzi o polskich zawodników. Normalnie pracując, mógłbym rywalizować w AG. Jednak ciągnie mnie do rywalizacji z najlepszymi. Zrobię wszystko i mam nadzieję z pomocą sponsorów, aby wystartować w Brazylii i powalczyć o jak najlepsze miejsce.
To nie wszystkie zmiany?
Dzięki współpracy z kliniką SportLab do mojego teamu dołączył trener Dorian Łomża, który odpowiada za moje przygotowanie motoryczne oraz siłowe. Pod jego okiem ćwiczę dwa razy w tygodniu. Jestem bardzo zadowolony z efektów naszej pracy. Ten element przez wiele lat niestety zaniedbywałem. Liczę, że ten nowy bodziec odda mocno szczególnie podczas zawodów na pełnym dystansie. Wielką rolę w moich przygotowaniach odgrywa także fizjoterapeuta Mateusz Dzięgielewski. Trenując około 30h w tygodniu organizm narażony jest na bardzo duże obciążenia. Dzięki systematycznej pracy z Mateuszem skutecznie udaje nam się omijać kontuzje.
Przeczytaj: Marcin Konieczny z oporami myślał o powrocie do triathlonu
Kiedy pierwszy start?
Na pierwszy sprawdzian formy jadę do Salou w Hiszpanii. Start odbędzie się 29 marca. W tym przypadku udało się wszystko dopiąć finansowo. Tam będzie ścigał się z najlepszymi m.in.: Patrickiem Lange, Davidem McNamee, czy Pieterem Heemeryckiem. Tam będzie światowa czołówka.
Jakie znaczenie będzie miał dla Ciebie ten start?
Ten start jest elementem przygotowań do zawodów w Brazylii.
Oprócz tych dwóch startów gdzie jeszcze się pojawisz?
Wystartuję w GIT w Płocku. Zobaczymy, czy coś jeszcze będzie. Nie chcę też mieć za dużo startów.
Będziesz bronić Mistrzostwa Polski w duathlonie w Czempiniu, czy odpuszczasz?
Bardzo chciałbym, bo czuję się coraz mocniejszy na biegu i rowerze. Choć ten start nie wpisuje się w plan ułożony przez Tomka. Mam nadzieję, że jeszcze go przekonam do zawodów w Czempiniu. Mam same pozytywne wspomnienia z tej imprezy.
A Malbork i obrona mistrzostwa na dystansie długim?
To wszystko zależy od wyniku w Brazylii. Te zawody są w kalendarzu, ale jeszcze nie wybiegamy tak daleko. Po drodze mamy trzy plany startowe. Dalej planować będziemy po starcie w Brazylii.
Czy masz szansę w 2020 roku złamać osiem godzin?
Ciężko powiedzieć, to zależy. Jeśli chcemy tego dokonać, to jedziemy na szybką trasę. Ja nie myślę o tym, choć chciałbym. Gdzieś ta myśl jest z tyłu głowy. Jednak najważniejszym celem jest dla mnie miejsce. Triathlon jest sportem gdzie ważniejsza jest pozycja na miecie, a nie czas. Możesz złamać osiem godzin i zająć szóste miejsca, a na innych zawodach zakwalifikować się na Hawaje z wynikiem 8:15. I to jest większym sukcesem. Chciałbym złamać osiem godzin, ale cel jest zupełnie inny. Dla mnie nie jest priorytetem łamanie godzin, tylko walka o Hawaje.
Czego ci życzyć na 2020 rok oprócz zdrowia i sponsorów?
Właśnie zdrowia i sponsorów, resztę mam. Jest zapał, wsparcie najbliższych, KM Sport oraz kilku „bossów” np. mój przyjaciela triathlonista z Płocka Jarek Sosnowski. On mnie wspiera, jak tylko może. Każdy ma ograniczony budżet. Mam pomocnych przyjaciół. Jeśli będzie zdrowie i możliwość finansowej stabilizacji, to będę mógł powiedzieć z czystym sumieniem, że niczego mi nie brakuje.
Marcin Dybuk
foto materiały prywatne