Lekarz zabronił mu lecieć na Hawaje. Nie posłuchał
Na ostatnim treningu w Polsce uległ wypadkowi. Opinia lekarzy była jednoznaczna. Mimo to Paweł Targoni poleciał na Hawaje i stanął na starcie MŚ. W rezultacie pokonał trasę w czasie 10:00:35. Przywiózł z Hawajów niesamowite wspomnienia.
Jak wrażenia po debiucie na Kona?
To był najlepszy z dotychczasowych startów oraz mój debiut na Kona. Jechałem tam odebrać nagrodę. Na miejscu było tysiące kibiców i wolontariuszy, sławy sportu zawodowego i czołówka wycieniowanych age-gruper’ów zapewne w życiowej formie.
Co wtedy czułeś?
To było trochę deprymujące i stresujące. Na szczęście to uczucie minęło z pierwszym sygnałem do startu.
Czy nastawiałeś się na konkretny wynik przed startem?
Nie nastawiałem się na żaden wynik, bo miałem jeden cel. Chciałem przekroczyć linię mety i nie żałować żadnej minuty zawodów. Z takim nastawieniem było łatwiej wejść w zmagania i dać z siebie 100 procent.
Czego chciałeś doświadczyć na Hawajach?
Chciałem spełnić marzenia i doświadczyć czegoś wyjątkowego. Jechałem tam z myślą, żeby poczuć atmosferę i magię tamtego miejsca. Do tego chciałem czerpać energię z wyspy, od zawodników i kibiców, by w końcu stanąć na linii startu wypoczęty i głodny ścigania.
Zobacz też:
Paweł Jędrasiewicz: To był najwolniejszy start w karierze
Udało się?
Nie licząc mniejszego apetytu na ściganie, który straciłem jeszcze w Polsce, to reszta przerosła moje oczekiwania.
Czy przybyłeś na miejsce zawodów w odpowiednim czasie, żeby aklimatyzacja była prawidłowa?
Niestety dotarłem zbyt późno, aby dobrze przejść aklimatyzację i wypocząć po stresującej podróży. Przybyłem na dziewięć dni przed zawodami.
Jak przebiegł proces aklimatyzacji przed startem na Hawajach?
Zgodnie z oczekiwaniami aklimatyzacja przychodziła trudno. Leciałem na Konę po dotkliwym wypadku, który miałem na ostatnim treningu rowerowym w Polsce cztery dni przed wylotem.
Jak do niego doszło?
To było w czasie ostatniego trzygodzinnego treningu rowerowego. Ostatni próg spowalniający okazał się za wysoki.
Jakie były skutki wypadku?
Wówczas straciłem przytomność. Miałem poobdzierane biodro, kolana. Nadgarstki i twarz goją się bardzo długo. Każde wejście do słonej wody nie napawało optymizmem. Do tego miałem problem ze zgubionymi bagażem i rowerem. Te rzeczy doleciały trzy dni później. Nie ukrywam, że poziom stresu był wysoki.
Czy Twój start był zagrożony przez ten wypadek?
W opinii lekarzy powinienem zostać w domu i przez tydzień nie wykonywać żadnego wysiłku do momentu pełnego badania rezonansu z kontrastem. Jednak finał był inny.
Czytaj też:
Regina Kaplan-Rakowski: Największą trudnością był strach
W takim razie jak przebiegły zawody na Hawajach?
Nic nie szło zgodnie z planem. Jechałem na rowerze ze strupami na kolanach bez potrzebnej siły w nogach. Biegałem na pulsie, jakiego w Polsce nigdy nie miałem. Do tego pływałem ze strupami na twarzy.
Dystans IM nie wybacza błędów w przygotowaniach. Mnie też nie oszczędził. Już na pływaniu, gdzie warunki nie były idealne, miałem problemy z przeciekającymi okularami. Niestety, nie poradziły sobie z dużymi falami. Do tego drugi raz pływałem w swim skin’nie, który mnie mocno poobcierał. Czułem to za każdym razem, kiedy schładzałem się wodą na kolejnych etapach. Na rowerze miałem trochę problemów z trawieniem nowych żeli. Na koniec zaliczyłem upadek na bieganiu.
Czy ten start był dla Ciebie ostatnim w tym sezonie?
Tak, zgodnie z planem Kona kończyła roczny sezon startowy.
Czego nauczył Cię start na Hawajach?
Przede wszystkim nauczył mnie pokory i dystansu do siebie. Uświadomiłem sobie, że nie na wszystko mam wpływ. Jedynie to, co mogę kontrolować, to moją reakcją na niespodziewane sytuację.
Czy pojawia się tam gdzieś w głowie myśl o powrocie na Hawaje i poprawie rezultatu?
Hmm, kiełkuje we mnie pewna myśl i wizja o Konie. Jednak obecnie jest za wcześnie, aby o tym mówić.
Czy opinia o atmosferze tych niesamowitych zawodów się potwierdziły?
W pełni potwierdziły się wszystkie legendy i historie o Kona, kulturze, mieszkańcach, klimacie przyrody, pysznej Kona Cofee. Do tego rodzinną życzliwą atmosferę tworzą zawodnicy, kibice, wolontariusze i miejscowa ludność.
Przeczytaj też:
Ania Lechowicz jest najszybszą Polką na Hawajach
Czy jesteś zadowolony z przebiegu całego sezonu?
To dotychczas najlepszy rok w mojej karierze sportowca – amatora. Ciężko i mądrze na to pracowałem, a efekty były dla mnie znakomite. Apetyt rośnie…
Czy masz już plan przygotowawczy do kolejnego sezonu?
Obecnie jestem na roztrenowaniu i nic nie robię. Na plan przyjdzie jeszcze czas.
Kiedy planujesz rozpocząć przygotowania do sezonu 2020?
Planuję rozpocząć nowy sezon przygotowań z dniem 1 grudnia i zaszyć się w mojej jaskini bólu.
Gdzie będziesz trenował?
Będę przygotowywać się pod okiem Tomka Kowalskiego i głównie u siebie w domu i okolicach. Nie planuję żadnych obozów treningowych poza Polską.
Jaki masz pomysł na cele sportowe w kolejnym sezonie?
Czeka mnie długa rozmowa z trenerem. Mam pewien pomysł na siebie.
Jaki?
Myślę nad przerwą od startów na długim dystansie i ściganiu się na dystansie o połowę krótszym 70.3. Jednak zobaczymy, co na to powie mój Coach.
Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne