Rozmowa

Adrian Kostera: Doszedłem już do siebie, po tych 1171 km

Pokonał 1171 kilometrów w duathlonie w czasie 77:38:17. Byłe problemy. Mimo wszystko Adrian Kostera jest zadowolony z czasu oraz odzewu, z jakim spotkał się jego wyczyn. Teraz celuje w Quintuple Ultra.

Jak czujesz się po pokonaniu najdłuższego duathlonu na świecie?
Nadspodziewanie dobrze. Może dlatego, że to nie były zawody. Więc nie było presji i konkurowania z innymi. Jestem zadowolony z ukończenia treningu, ale dużo bardziej z przypadkowego zorganizowania sportowego, rozrywkowego wydarzenia, które przyciągnęło dziesiątki osób do Arcen i tysiące do śledzenia wydarzenia na Facebooku.

Czy zaskoczył Cię odzew medialny?
Zaskoczył, choć miałem nadzieję, że tak właśnie się stanie. Myślę, że z czasem zacząłem zauważać pewną zależność. Inni potrzebują mnie, a ja ich. Im silniejsza i większa to jest więź,  tym piękniejsze rzeczy możemy wspólnie osiągnąć.

Czy doszedłeś już do siebie po tym ekstremalnym wyzwaniu?
Doszedłem do siebie fizycznie już po ukończeniu startu po krótkiej 100-minutowej drzemce. Rodzaj zmęczenia można podzielić na trzy kategorie. Zmęczenie fizyczne mięśni, stawów i innych struktur zaprzęgniętych do poruszania się. Nogi są lekko obolałe, ale poza tym nic nie boli. Nie nabawiłem się żadnej kontuzji poza odciskami na stopach. Drugi rodzaj zmęczenia to niewyspanie. Myślę, że emocje po zakończeniu stłumiły poczucie senności. Priorytetem było dla mnie spędzenie czasu z przyjaciółmi, którzy przyjechali do mnie. Trzecim rodzajem  zmęczenia jest wyeksploatowanie organizmu z minerałów oraz olbrzymim spustoszeniem energetycznym. Podczas całego treningu na bieżąco uzupełnialiśmy kalorie i staraliśmy się o maksymalnie różnorodną dietę. Dlatego uderzenie po zakończeniu nie było tak dotkliwe, jakie już nieraz miewałem. Chociaż dzisiaj przy śniadaniu spędziłem dwie godziny.

kostera

Zobacz też:

Mateusz Pietruliński: Chcę wygrywać z idolami

Jak przebiegał cały start?
Rozpocząłem w sobotę o godzinie 10. Pobiegliśmy z grupą sześć pętli po 10 kilometrów w turystycznej i krajobrazowej okolicy. Kilka osób zostało ultrasami, ktoś maratończykiem. Inni wspierali mnie na kilku okrążeniach. Po biegu było tak, jak być powinno. Poziom zmęczenia i obciążenia był niemal zerowy. Potem ruszyliśmy na rower. Bałem się, że ciężko będzie znaleźć odpowiednio dużo ludzi do dotrzymywania mi tempa. Bo wspomnę, że to było  konieczne ze względów bezpieczeństwa. Na szczęście ktoś był zawsze przy mnie. Przyjaciel Dawid przejechał 600 kilometrów, a wiele osób na co dzień nigdy lub bardzo rzadko jeżdżących na rowerze, przekroczyło 200 km. Jazda na rowerze była porównywalna do mojego poprzedniego treningu kolarskiego na dystansie 725 km. W każdej chwili niezależnie od pokonanej odległości czułem się tak samo dobrze.

Kiedy pojawił się kryzys?
W nocy pojawił się kryzys senności, z którym bardzo ciężko walczyłem. Jednak dałem radę.  Pod koniec roweru bolały mnie ramiona. Drugi bieg drugi rozpocząłem z dobrym samopoczuciem. Pierwszy maraton szybko pokonałem w 4,5 godziny. Na początku nieco bolały uda od przewyższeń na rowerze, ale wolny bieg zadziałał jak recovery run i zakwasy samoistnie minęły.

Jaka była tego przyczyna?
Problem wynikł z mojego błędu. Korzystałem z cienkich i kompresyjnych skarpetek. Założyłem je po rowerze. Po pierwszym maratonie zacząłem odczuwać odciski. Nigdy wcześniej mi się to nie przytrafiło. Po drugim maratonie już wiedziałem, że w butach jest jakaś tragedia. Teoretycznie mógłbym biec szybciej, ale każdy kontakt stopy z podłożem przeszywał bólem. Po trzecim maratonie zdecydowałem się przeciąć skarpetki. Obawiałem się zdejmować butów. Zauważyłem, że moje łydki mocno spuchły. Po 3,5 maratonie należało coś zmienić, bo coraz więcej chodziłem i mniej biegałem. To była dobra decyzja. Kompresja,  która na ogół jest ciasna na spuchniętych stopach, była tak duża, że nie mogłem zdjąć skarpet. Założyłem nowe, luźniejsze skarpetki. Od razu nastąpiła poprawa, ale odciski pozostały.

Ile spałeś podczas całego wyzwania?
Pierwszej nocy miałem 15 minut drzemki. Następnej nocy dwie po 30 minut i 15. Ta dłuższa okazała się gorsza od tej krótsze. Podczas ostatniej doby miałem kilka 15-minutowych drzemek.

Pokonałeś trasę w 77:38:17. Czy jesteś zadowolony z osiągniętego czasu?
Z wielu poprzednich tego typu treningów doskonale wiem, jaki jest przelicznik wyniku uzyskanego podczas treningu do ostatecznego rezultatu na zawodach. Jestem bardzo zadowolony. Dla mnie wynik składa się z czasu brutto i netto. Ten drugi wyniósł około 72 godzin.

Jak wyglądało żywienie podczas całego wyzwania?
Przez pierwsze dwie doby żywienie było standardowe. Podstawę stanowiły żele, izotoniki, napoje, mnóstwo wody, kabanosy i tabletki saltstick. Moje nowe żele są w 100 procentach  naturalne. Zjedzenie 100 sztuk nie było żadnym problemem. Jednak trafiła się też pizza i obiadki dla niemowląt. Trzeci dzień był inny, bo co za dużo, to nie zdrowo. Wówczas jadłem  zupy, owoce, smoothi, pierogi, naleśniki, ciasta i wszystko, co ktoś przywiózł.

W poprzednich wyzwaniach często dołączały do Ciebie inne osoby. Jak było tym razem?
Masowo dołączali Holendrzy i Polacy. To jest niewyobrażalne. Ludzie pojawiali się codziennie. Wiem, że mieli do mnie 80 kilometrów, a niektórzy ponad 200 km. Inni kładli dzieci spać i jechali ponad godzinę, aby pobiegać w nocy ze mną. Debiutowali w maratonie, po czym spieszyło się, aby zaprowadzić dzieci do przedszkola i iść do pracy. Tego nie da się opowiedzieć.

Dzisiaj poszedłeś do pracy. Z jakimi spotkałeś się tam reakcjami?
Jeszcze mam tydzień urlopu. Nie miałem przymusu iść, ale środy są ważne u mnie w pracy. Zależało mi na tym, aby tam być. Bezsprzecznie mój szef jest bardzo wyrozumiały dla mnie. Dzięki temu mogę spełniać się w hobby. Z drugiej strony bardzo poważnie traktuję własne obowiązki. Oczywiście były gratulacje. Chociaż trzy lata temu po pierwszym półmaratonie spotkałem się z szokiem i niedowierzaniem, a teraz to już nie jest niczym nadzwyczajnym.

To był Twój debiut w duathlonie. Czy planujesz kolejne starty w tej formule?
Nigdy, zawsze, na pewno – staram się nie używać tych słów. To była fajna zabawa, ale jednak wolę triathlon.

Jakie są Twoje dalsze plany sportowe?
Jeżeli chodzi o triatlon, to wystartuję w Quintuple Ultra Triathlon (5 razy Ironman – dop. red.) w tym w roku. Mam też w planach m.in.: 24-godzinny bieg.

Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X