Lahti głównym punktem sezonu

W triathlonie jest już trzeci rok, a znalazł się w tym sporcie pośrednio dzięki złamaniu nogi. Maciej Skórnicki nie ukrywa, że głównym startem sezonu 2023 będą MŚ w Lahti.
Jaki był dla Ciebie 2022 rok?
Był tak dobry, że sam bym tego nie wymarzył. Był to drugi “pełny sezon” w mojej triathlonowej „karierze”. Po roku współpracy z Tomkiem Kowalskim ustawiłem życiówkę na połówce na 4:06:15 w Elblągu. Zaliczyłem świetny start na mistrzostwach świata. Wygrałem na olimpijce w Wolsztynie, gdzie dwa lata wcześniej miałem triathlonowy debiut. Najważniejsze jest to, że przebiłem przed sezonowe założenia trenera (śmiech).
Co najbardziej zapamiętałeś po zeszłym sezonie?
Start na MŚ w Utah. – niesamowita impreza, super atmosfera i wsparcie najbliższych.
Udało się Tobie w Gdyni wywalczyć slota na MŚ Ironman 70.3 Lahti. Jak wspominasz tamte zawody?
Gdynia to moje ulubione zawody w Polsce. Rok wcześniej zaliczyłem tam moją pierwszą połówkę, lecz nie byłem zadowolony z tego startu. Bardzo chciałem się poprawić. Na mecie pojawiłem się z czasem 4:11:28 szybciej niż rok wcześniej. Dało mi to dużo satysfakcji.
Czy ten start w Finlandii będzie dla Ciebie głównym punktem sezonu 2023?
Tak, cel główny to Lahti i zaliczenie tam możliwe najlepszego startu w sezonie. Wiem, że pod okiem trenera Tomka czeka mnie mnóstwo treningowej pracy, ale po Utah wiem, że warto.
Jak oceniasz współpracę z Tomkiem Kowalskim?
Dotychczasowa współpraca układa się genialnie. Tomek jest dla mnie dużym autorytetem. Dlatego zawsze słucham się jego wytycznych. Dodatkowo jest to moim zdaniem topowy trener triathlonu w tym kraju, zresztą wyniki wszystkich zawodników Trinergy to chyba potwierdzają.
Zaplanowałeś już tegoroczne starty?
Jeszcze nie. Na pewno wystartuję na MP na połówce w Poznaniu, połówce w Gdyni i MŚ w Lahti.
Jak przebiegają przygotowania do sezonu 2023?
Dobrze, na razie z trenerem skupiamy się na systematycznej pracy, z nieco większą objętością niż rok temu. Dużą uwagę przykładam do treningu motorycznego, ale to takie zawodowe “zboczenie”.
Jak znalazłeś się w triathlonie?
Mój kolega ze studiów Bartek Sarbak pochodzi z Wolsztyna i jest triathlonistą. Tak usłyszałem o triathlonie pierwszy raz. W 2020 roku, gdy przez covid odwołano wszystkie wiosenne imprezy biegowe, potrzebowałem jakiegoś celu. Zacząłem przygotowania do startu w Wolsztynie, bo to jest rodzinna miejscowość mojej narzeczonej. W maju mój kolega Oskar Jabłoński wziął mnie na szosę. Zrobiliśmy 80 km i był zgon. Kupiłem za „postojowe” szosę z OLX-a za 2,5 tysiąca, coś pojeździłem. Do tego trochę popływałem, ale strukturę treningu miało tylko bieganie. W Wolsztynie skończyłem z dokładnie takim czasem, jak zakładałem i byłem siódmy w open. Wtedy uwierzyłem, że znalazłem miejsce do realizacji dziecięcych marzeń o byciu sportowcem.
Czy przed triathlonem miałeś kontakt ze sportem?
W liceum trenowałem w klubie lekkoatletycznym, ale bardziej dla siebie niż dla wyników. Byłem słaby w porównaniu do innych, ale po prostu lubiłem biegać.
-
Zajrzyj do: Magda Lenz: Będę startować w PRO, w tym roku
Co Ci dało dotychczasowe uprawianie innych dyscyplin?
Na pewno to, że bieganie to moja ulubiona dyscyplina i że w sporcie nie ma drogi na skróty. Na wszystko trzeba sumiennie zapracować.
Jak wyglądały początki w tym sporcie?
W 2011 roku jeździłem na rowerze MTB typu dirt&street i na skateplazie w Lesznie poważnie złamałem nogę. Po zdjęciu gipsu byłem prawie 10 kilogramów cięższy. Z trudem mogłem wrócić do wykonywania sztuczek na rowerze. Aby zbić wagę zacząłem biegać. Po jakimś czasie dołączyłem do klubu lekkoatletycznego MKS Baszta Szamotuły, który działa przy moim byłym liceum – i tak to dalej poszło.
Jak wspominasz triathlonowy debiut?
Niesamowicie. Wolsztyn to rodzinna miejscowość mojej Martyny. Poza tym mamy tam masę znajomych. Na debiucie miałem największy “support team” ze wszystkich zawodników i przez to nie zapomnę tego dnia do końca życia.
Czym zafascynował Cię triathlon?
Tym, że wyścig trwa długo, a mijanki i ściganie mają miejsce cały czas. To daje mi niesamowitą adrenalinę.
Jak łączysz na co dzień treningi z obowiązkami rodzinnymi i zawodowymi?
Zazwyczaj 6:00 pobudka i do pracy, po 1-2 treningach z klientami jadę na pierwszy trening, wracam, chwila przerwy i drugi trening. Około 15-16 wracam na siłownię i znów pracuję do wieczora. Praca to moja pasja i jest bardzo elastyczna. Więc mogę ją bez problemu łączyć ją z treningami. Rodzinnie też nie mam problemów. Moja narzeczona też trenuje triathlon, dlatego jest bardzo wyrozumiała.
Czym zajmujesz się poza triathlonem?
Pracuję jako trener przygotowania motorycznego. Dodatkowo mam własny team Sqoora Training, gdzie przygotowuję zawodników do startów w biegach ulicznych i triathlonie.
Ile czasu w ciągu tygodnia poświęcasz na treningi?
Różnie – wszystko zależy od tego, co planuje trener, średnia z zeszłego roku to było 11,5h.
Jakie masz marzenia związane z triathlonem?
Nie mam żadnych marzeń. Natomiast mam sportowe cele. Ten najbliższy to złamanie 4h na połówce Ironmana w tym sezonie.
Czego Ci życzyć na nadchodzący sezon 2023?
Zdrowia przede wszystkim! No i żebym te 4h złamał w Gdyni, bo dla mnie byłoby to coś niesamowitego (śmiech).
Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne