Rozmowa

Krzysztof Litwiniuk przyznaje, że to byli nadludzie

W wieku 16 lat zaczął treningi u Piotra Nettera, ale po dwóch latach je przerwał. Czas mijał, a on postanowił zmienić tryb życia i wrócił do triathlonu. Obecnie Krzysztof Litwiniuk marzy m.in.: o medalu MP w AG w sprincie. 

Pochodzisz z Susza. Czy od początku byłeś skazany na triathlon?
Nie byłem skazany na triathlon, ale jako nastolatek oglądałem zawody triathlonowe z otwartą buzią. Wszyscy mieszkańcy Susza byli zafascynowani „ludźmi z żelaza” – triathlonistami. Dla nas dzieciaków wysportowani ludzie o żelaznych sylwetkach byli niczym nadludzie. W szkole podstawowej dobrze biegałem na 1000 m oraz 3000 m. Uwielbiałem też jeździć rowerem. Dlatego wystartowałem w triathlonowych zawodach dla dzieci w Suszu, gdzie było do przepłynięcia 200 m, 5 km jazdy rowerem, 1 km biegu. Zająłem wówczas trzecie miejsce.

W wieku 16 lat rozpocząłeś treningi u Piotra Nettera. W jakich okolicznościach trafiłeś pod jego skrzydła?
Dobrze mi poszły pierwsze zawody w triathlonie, ale potem to przycichło. Nie było łatwo uprawiać triathlon. Trochę potrenowałem sam. Potem mi się nie chciało, i tak kilka razy. Natomiast zauważyłem, że kilku chłopaków w moim wieku, którzy regularnie trenowali u Piotrka, zaczęło wchodzić na zupełnie inny poziom sportowy. Dlatego postanowiłem dołączyć tak na dobrą sprawę w 1996 roku.

Jak wyglądała wówczas rzeczywistość treningowa?
Zacznę od tego, że Piotr trenował nas wszystkich całkowicie za darmo. Trenowaliśmy w klubie TKKF Susz. Z pływaniem nie było lekko. Najbliższy basen był w Malborku. Wstawałem o 4:45, o 5:15 był pociąg do oddalonego o 50 kilometrów Malborka. Tam robiliśmy trening, potem wracałem przez Susz 70 km do Iławy, gdzie chodziłem do liceum. Trening pływacki był wtedy 3-4 w tygodniu. Odstawałem poziomem pływania od chłopaków i pływałem z początkującymi dziewczynami. Po południu był zazwyczaj drugi trening i tak to leciało. Dzięki lokalnym sponsorom (szczególnie Pan Janusz Górny i firma Rolmax) i determinacji Piotra mieliśmy zapewnione stroje sportowe oraz basen i zgrupowania. Za pozostały sprzęt płacili rodzice.

Jakie wtedy odnosiłeś sukcesy?
Na początku byłem, jak to mówiliśmy „leszczem barowym”, ale dzięki systematycznym treningom i planie Piotra, mój poziom sportowy rósł. W 1997 roku wraz z TKKF Susz zdobyliśmy z dwoma kolegami srebrny medal podczas klubowych mistrzostw Polski na dystansie sprinterskim w Suszu, a w 1998 roku kilka razy stanąłem na podium podczas zawodów regionalnych, a na MP na dystansie olimpijskim w Górznie zająłem indywidualnie szóste miejsce w juniorach młodszych.

Dlaczego przerwałeś treningi po dwóch latach?
Poszedłem na studia do Olsztyna i krótko mówiąc, pochłonęło mnie życie studenckie. Patrząc też z perspektywy, po prostu nie chciało mi się, trening nie był lekki. Byłem tam sam bez grupy. Nie miałem wtedy takiego poziomu motywacji jak teraz.

litwiniuk

Zobacz też:

Kacper Koszal kolarski podróżnik w triathlonie

Czym się zajmowałeś po zakończeniu pierwszej przygody z triathlonem?
Ukończyłem studia w Olsztynie. Pracowałem w Grupie Żywiec S.A. do 2009 r. Od tamtej pory jestem w branży medycznej. Jeśli chodzi o sport, to chodziłem okazjonalnie na siłownię, trochę jeździłem MTB.

W 2012 roku postanowiłeś zmienić tryb życia. Dlaczego?
Żyłem od weekendu do weekendu. Nadużywałem alkoholu, któregoś dnia zważyłem się – waga pokazała 103 kilogramów przy wzroście 174 cm. Przyszły głębsze przemyślenia, że to nie jest droga dla mnie. Podjąłem męską decyzję, że zmienię styl życia.

Wystartowałeś w Suszu na dystansie supersprinterskim. Jak było?
Zanim wystartowałem w Suszu, to już się solidnie ruszałem przez trzy miesiące.  Początki treningu były dramatyczne. Przyzwyczajony do lekkiego biegania w tempie 5:00/km, poruszałem się po lesie w tempie 9:00/km. Na początku myślałem, że to zegarek mnie oszukuje, gubi zasięg czy coś, ale nie, to było tak wolne tempo, na które „pracowałem” wiele  lat. Pierwsze zawody były bardzo trudne. Po wodzie już byłem „ugotowany”, ale trochę nadrobiłem na rowerze, który miałem zawsze dość mocny, a na biegu była już „umieralnia”.  Zająłem jedno z końcowych miejsc. Mimo wszystko bardzo mi się spodobało i chciałem wrócić do lepszej formy.

Czy na trasie wróciły wspomnienia sprzed lat, kiedy zajmowałeś się triathlonem po raz pierwszy?
Oczywiście, natomiast tempo było kiepskie. Wspomnienia były z zupełnie innego poziomu sportowego, do którego zapragnąłem wrócić.

W jaki sposób ten start dał Ci do myślenia?
Start uświadomił mi, jak się „zapuściłem” i że chcę wrócić do lepszego ścigania.

Jak przebiegał potem powrót do formy?
Powrót do formy był długi, trudny, etapowy, z wieloma kryzysami. Natomiast nie poddawałem się, padałem, wstawałem i taki dziesiątki razy. Nieraz szło bardzo dobrze, ale przez stare nawyki (weekendowe imprezki), to co nieraz poprawiłem w tygodniu (waga, nawodnienie), spadało w weekend. Systematycznie wprowadzałem kolejne zmiany.

Jakich zmian przy tym dokonałeś w życiu?
Odstawienie alkoholu, wprowadziłem zdrowe odżywianie. Miałem zaplanowany i systematyczny trening. Jednym słowem zmiana o 180 stopni.

Jak przebiegały starty?
Starty były raz lepsze oraz gorsze, ale gdybyśmy naszkicowali taką trochę sinusoidę, to cały czas pięła się do góry, jeśli chodzi o poziom sportowy.

W międzyczasie poprawiania formy i czasów na zawodach, czym zacząłeś się interesować?
Z racji naturalnych „skłonności” do chemii, biochemii, anatomii, jak również z profilu pracy (branża medyczna, głownie endokrynologia i diabetologia), coraz bardziej interesowałem się fizjologią człowieka, szczególnie wysiłkową, planowaniem treningu, bodźcami treningowymi, triathlonem.

Jaki to przyniosło efekt?
Czytałem coraz więcej specjalistycznej literatury. Wchodziłem w temat treningu wytrzymałościowego coraz głębiej i dalej, a gdyby w Olsztynie pojawiła się okazja zrobienia uprawnień instruktora sportu w dyscyplinie triathlon, to nie wahałem się ani chwili. W kolejnym roku zaś zdałem egzaminy na trenera drugiej klasy w dyscyplinie triathlon. Układałem plan treningowy sobie i zaprzyjaźnionym sportowcom-amatorom.

Prowadzisz klub Kriss Coaching od 1998 roku. Skąd taka decyzja?
Przez lata byłem członkiem kilku klubów sportowych. Zapragnąłem mieć własny.

Jak obecnie wygląda sytuacja i rozwój klubu?
Klub Kriss Coaching zrzesza amatorów na różnym poziomie sportowym, zarówno triathlonistów, jak i biegaczy. Obecnie klub liczy 30 osób. Nie mamy na celu budowy dużego komercyjnego klubu. Działamy bardziej na zasadzie koleżeńskiego klubu pozytywnie zakręconych sportowców amatorów, wzajemnie się wspierających. Nie mamy na celu się rozrastać, ale budować jakość.

W zeszłym roku wróciłeś do współpracy z Piotrem Netterem. Dlaczego?
Prowadziłem już 10 osób jako trener. Natomiast trudno jest trenować samego siebie. Ciężko jest być obiektywnym względem własnej osoby. Brakuje spojrzenia z boku. Wyniki w 2019 r. jako zawodnik miałem już całkiem niezłe – 1:06 na dystansie sprinterskim w Suszu, ale wiadomo, im dalej w las, tym trudniej. Dlatego postanowiłem poszukać trenera z najwyższej półki. Z tego względu, że Piotrka już znałem z czasów juniorskich i miałem do niego zaufanie, wybór był oczywisty.

litwiniuk

Przeczytaj też:

Kamil Grycz – podróżnik, naukowiec i… triathlonista

Jaki przyniosła efekt wspólna praca?
Pracujemy wspólnie dopiero niecały rok, a już są bardzo wymierne rezultaty w sezonie 2020:
– 1 miejsce M40 1/8 IM Garmin Iron Goładap,
– PB na dystansie sprinterskim podczas MP AG w Rawie 1:04,
– 4 miejsce M40 i nowy PB na MP AG w Białymstoku 2:09, zabrakło 14 s do 3 miejsca,
– Elemental Triathlon Olsztyn dystans sprinterski 2 miejsce M40,
– Castle Triathlon Malbork 1/8 IM 9 miejsce open, 2 miejsce M40,
– Garmin Iron Płock 1/8 IM, 3 miejsce OPEN, 1 miejsce M40.
Poprawione rekordy życiowe na dystansie 1/8 IM, sprint oraz olimpijce. Dzięki Piotrowi rozumiałem zaawansowany trening jako zawodnik i trener. To jest niesłychanie ważne, żeby rozumieć się na linii zawodnik-trener, żeby czuć trening. Organizm bardzo wiele nam podpowiada. Tylko trzeba go słuchać.

Jak przebiega współpraca?
Nie chcę przechwalić, ale współpraca przebiega rewelacyjnie. Oprócz tego, że rozumiemy się jako zawodnik-trener, szanujemy i lubimy się prywatnie. Obaj też wysoko cenimy uczciwość, honor, zaangażowanie oraz pracowitość.

Co Cię tak fascynuje w triathlonie?
Rywalizacja z innymi i z samym sobą, dojście do swojego mistrzostwa w trzech konkurencjach. Walka do końca, pomimo cierpienia sportowego.

Czym jest dla Ciebie triathlon?
Sposobem życia, poprawianiem błędów, radością, czasami dużym zmęczeniem i znużeniem, entuzjazmem, wolą walki, możliwością rywalizacji, zdrowym i ciekawszym życiem.

Jak on Cię zmienił jako człowieka?
Zmienił mój charakter i nawyki żywieniowe. Byłem zawsze nerwowy, ale na pewno jestem teraz niesłychanie uparty, bardziej pewny siebie i waleczny. Do tego dopisuje zdrowie, sprawność i jako 40 latek mam sylwetkę wysportowanego 20 latka.

Jakie masz obecnie cele oraz marzenia związane z triathlonem?
Jako trener chciałbym doprowadzić moich zawodników do ich mistrzostwa sportowego. Jako zawodnik marzę o medalu mistrzostw Polski AG na dystansie sprinterskim/olimpijskim oraz stroju startowym z godłem Polski. Cichym marzeniem jest też zajęcie wysokiego miejsca (na pudle) podczas zawodów w Suszu, z którego pochodzę. Chciałbym, żeby zawodnicy triathlonu jeszcze bardziej się szanowali, aby honor był ważniejszy niż miejsce. Zarówno jako trener i zawodnik chcę poszerzać własne kompetencje. Bardzo przyjemnie byłoby powiązać pasję i życie zawodowe, kiedyś.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X