Rozmowa

Klaudia Petters: Dalej nie wierzę, że mam drugi czas OPEN

Podczas mistrzostw świata w duathlonie na Ibizie wygrała kategorię wiekową i miała drugi wynik OPEN wśród kobiet. Klaudia Petters nadal nie dowierza w ten sukces, a za kilka dni wystartuje w Czempiniu.

Jak się czujesz jako mistrzyni świata w duathlonie?
Minęły trzy dni, a ja dalej nie wierzę. Przez sześć godzin po wyścigu sprawdzałam co chwilę wyniki, bo w to nie wierzyłam. Chociaż bardziej nie wierzyłam w to, że miałam drugi czas ze wszystkich kobiet. To było do tego stopnia, że w strefie finishera bałam się włączyć telefon i odpalić wyniki, bo miałam wrażenie, że to tylko sen.

Jakbyś zareagowała, gdyby ktoś powiedział jeszcze w styczniu, że będziesz mistrzynią Europy oraz świata w duathlonie?
Bliskich znajomych bym wyśmiała. A jeżeli chodzi o innych, to myślałabym, że zdecydowanie przecenia moje możliwości, bo ja nie mam wrażenia, żebym robiła coś lepiej niż inni.

Z jakimi oczekiwaniami jechałaś do Hiszpanii?
Zupełnie szczerze, to jechałam być w pierwszej trójce open, taki był cel. Tak, było w tym sporo pewności siebie, ale to właśnie daje mi siłę, jakoś z taką wiarą łatwiej mi startować. Oczywiście, jak przegram, to trudno. Jestem daleka od obrażania się czy załamywania, jeżeli wiem, że dałam z siebie wszystko, to jestem szczęśliwa.

Czy po sukcesie w ME nakładałaś podświadomą presję, że chcesz z Ibizy też przywieźć mistrzowski tytuł?
Tak, zdecydowanie byłam bardziej zestresowana tym startem niż na ME. Wygrałam w Caorle,  więc postawiłam sobie dosyć wysokie oczekiwania co do wyniku. Tam jechałam z większym luzem i po tym, co zaprezentowałam z jednej strony, oczekiwałam, że będę wysoko, a z drugiej bałam się, że tamten wynik to po prostu jakiś przypadek. Ogólnie stres towarzyszył mi przez większość przygotowań, wyjazdu i nie był on nawet związany z samym startem, a wszystkim dookoła. Jechałam sama i musiałam ogarnąć wszystko z tym związane. Śmieszna i jednocześnie bardzo stresująca sytuacja dzień przed startem – okazało się, że w dzień zawodów na dystansie sprint busy nie jeżdżą, więc nie miałam jak dostać się po pakiet do Ibizy oddalonej o 30km od miejsca, w którym śpię. Pakiety wydawane do 17, jest godzina 12, a ja stoję przy drodze i próbuję złapać stopa. To było naprawdę stresujące. Więc myślę, że  cudem w ogóle tam wystartowałam.

Jak przebiegał sam wyścig?
Pierwsza Brytyjka nie dała nam złudzeń i odbiegła od razu, a ja z dwoma innymi biegłyśmy razem mniej więcej do połowy dystansu. Niestety to tempo okazało się dla mnie za mocne i drugą pętlę pokonałam sama na czwartej pozycji. Po ok dwóch kilometrach etapu kolarskiego wyszłam na drugą pozycję. Liczyłam, że dojadę w ten sposób, niestety na pierwszej nawrotce ( ok 7km) wyprzedziła mnie inna Brytyjka i Nasza Kinga. Znowu byłam czwarta. Trochę mnie to zdołowało, że dziewczyny doszły mnie tak szybko i mam wrażenie, że do końca tej pętli popadłam w jakiś letarg. Z jednej strony trochę się poddałam, a z drugiej miałam w głowie, że 4 miejsce na MŚ to mega wyczyn i biorę w ciemno. Nie poznałam się tam, bo raczej daleka jestem od tego, żeby tak wcześnie się pogodzić z jakimś miejscem.  Wjeżdżając na drugą pętlę, rozmówiłam się sama ze sobą i obudziłam w sobie moje motto, że wyścig trwa do ostatniego uderzenia serca na trasie. Nie wiem, co działo się dalej. Nie jestem w stanie powiedzieć, w jaki sposób pojechałam te 2 następne pętle, do dziś nie wiem. Rzuciłam wszystko na szalę na ME na części kolarskiej to nie umiem określić tego, co zrobiłam tutaj. Po prostu pojechałam 30 w więcej niż w Caorle, ja nie wiem czy to w ogóle możliwe, ale wszystko na to wskazuje. W ten sposób znowu znalazłam się na drugim miejscu. Jeszcze większe zdziwienie spotkało mnie w strefie zmian, kiedy wybiegłam z niej z liderką wyścigu. Wiedziałam, że jej nie utrzymam, ale marzyłam o utrzymaniu tej drugiej lokaty, a to bez przeszkód się udało.

Często pojawiał się stres na trasie?
Nie, ja się stresowałam przed startem. Po sygnale było już skupienie na tym, co robię i to do tego stopnia, że nie zawsze słyszę, co krzyczą ludzie.

Co czułaś, wbiegając na metę jako mistrzyni świata?
Nie wierzyłam, tradycyjnie popłakałam się i ryczałam chyba z pięć minut. Bałam się, że zobaczę w wynikach coś innego. Bałam się w ogóle te wyniki odpalić. Z jednej strony chciałam do wszystkich dzwonić i krzyczeć, że to zrobiłam, a z drugiej bałam się, że to nie prawda. Do tego stopnia, że wszyscy sami sprawdzali wyniki i pisali. Nawet na Facebooku tę informację wrzuciłam strasznie późno, jak trochę to przetrawiłam.

Z jednej strony masz na koncie już dwa mistrzostwa w duathlonie, ale z drugiej jeszcze wiele wyzwań przed Tobą w tym sezonie. Co w szczególności chciałabyś poprawić przed kolejnymi startami?
Ogarnięcie całej otoczki, żeby się nie stresować dojazdem po pakiet, jakimiś problemami technicznymi, bo i te się pojawiły. Jeżeli chodzi o sam wyścig, to w tym momencie nie mam sobie nic do zarzucenia. Może dalej jestem zbyt szczęśliwa, żeby to zrobić.

Wystartujesz w Czempiniu. Celem będzie kolejne mistrzostwo do tegorocznej kolekcji?
Przecież zawsze jadę, żeby wygrać (śmiech). Żarty, żartami, ale myślę, że może być ciężko, bo to jednak 6 dni po długim dystansie, który będę robić pierwszy raz. Będę walczyć o podium w Open, a co z tego wyjdzie, zobaczymy.

Jak będą wyglądać te ostatnie dni przed Czempiniem u Ciebie pod względem treningowym?
Tu już chyba jedyne co zostało to luźne treningi. Dlatego boję się trochę tego startu, bo przez trzy tygodnie jedyne co robię, to odpoczywam po zawodach lub przed zawodami. Mój kilometraż strasznie spadł, ale jednak to trzy ważne starty pod rząd. Wiem, że muszę się zregenerować, bo już nic nie wytrenuję, a zmęczenie może bardzo negatywnie wpłynąć na wynik.

Podczas naszej ostatniej rozmowy sprzed miesiąca przy pytaniu o życzenia na najbliższy czas wspomniałaś o znalezieniu sponsora dla siebie oraz klubu, gdzie trenujesz. Czy nastąpił jakiś postęp w tej kwestii?
Trenuję sama, a startuję w barwach klubu XTRaBike IBIS Bolesławiec. Mały postęp jest, może nie w kwestii sponsora dla klubu, ale dla mnie. Miasto Bolesławiec dało mi pieniądze chociaż na przelot. Sklep IROMAN.pl zaczął mnie wspierać pod kątem wyposażenia, za co jestem im wdzięczna. Liczę, że będziemy kontynuować tę współpracę, a wyszło to całkowicie niespodziewanie, bo przyjaciel szepnął o mnie parę dobrych słów, tak na prawdę on ogarnął temat i sprawił mi niespodziankę. Myślę, że po prostu mam szczęście do ludzi.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

1 komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X