Rozmowa

Kamil Grycz – podróżnik, naukowiec i… triathlonista

Zwiedził 53 kraje. Prowadzi bloga podróżniczego. Bada zmiany zachodzące po urazie rdzenia kręgowego. Triathlon Kamil Grycz uprawia od sześciu lat.

Twoją największą pasją są podróże. Prowadzisz bloga. Jakie kraje już  zwiedziłeś?
Aż przeliczyłem. Wyszły mi 53 zwiedzone kraje. Jednak chciałbym podkreślić, w trakcie wielu podróży nauczyłem się, że nie chodzi o „zaliczanie” , a o zatrzymanie się na dłuższą chwilę wśród miejscowych, poznanie ich kultury, kuchni, czy po prostu codzienności. Na specjalną uwagę zasługują: Papua Zachodnia należąca do Indonezji, Uganda, Tadżykistan, Indie i Czarnogóra.

Którą podróż najlepiej wspominasz?
Najlepiej wyprawę do Indonezji, w której wraz z moją dziewczyną spędziliśmy dwa miesiące. Podróż zaczęliśmy od dzikiej części kraju i jednocześnie jednego z najbardziej dzikich obszarów świata – Papui Zachodniej. 10 dni przedzieraliśmy się przez błotnistą dżunglę, żeby dotrzeć do krainy zamieszkanej przez plemiona Yali. Spędzenie dwa dni wśród „ludzi neolitu” pozwala spojrzeć na świat z nieznanej europejczykowi perspektywy: bez elektryczności, sklepów, czy nawet ubrań. Kolejny etap podróży był równie niesamowity. Przemierzaliśmy wyspy Indonezji, podróżując z miejscowymi, śpiąc w ich domach, wspólnie jedząc. Zwiedzanie zeszło na drugi plan. Między innymi udało nam się złapać policję na stopa, przenocować na posterunku, uczestniczyć w rodzinnym pogrzebie, jechać na dachu ciężarówki, nocować u lokalnych polityków zarządzających wyspą.

grycz

Zobacz też:

Daniela Jakimiuka blokują problemy finansowe

Do jakich miejsc chciałbyś jeszcze dotrzeć?
Myślę o dwóch wyprawach. Po pierwsze pokonanie trudno dostępnego przesmyku Darien, który łączy Panamę z Kolumbią. Jednak całość jest dużo większym przedsięwzięciem. Chcemy zacząć podróż od granicy z Meksykiem i pokonać w większości pieszo 2,5 tysiąca kilometrów przez Amerykę Środkową. Moim drugim celem, po udanym zdobyciu Piku Awicenny, jest próba zdobycia kolejnych siedmiotysięczników, żeby docelowo spróbować sił na jednym z 8-tysięcznych szczytów.

Oprócz podróżowania w życiu towarzyszy Ci sport. Od czego zaczęła się Twoja sportowa przygoda?

Sport zacząłem uprawiać w szkole podstawowej. Pływałem przez pięć lat. Niestety, nie miałem większych sukcesów, ale zbudowałem wydolność na całkiem niezłym poziomie. Później do powrotu do sportowej aktywności popchnęło mnie prywatne wydarzenie. Na czwartym roku studiów, siedem lat temu, straciłem w górach bliskiego przyjaciela. Po długim czasie w bezruchu wraz z innym przyjacielem postanowiliśmy przebiec maraton. Pomysł powstał pod wpływem impulsu. Zaledwie po 1,5 miesiącu biegania „od zera” zjawiliśmy się na starcie, a po trochę ponad 3,5 godziny na mecie.

Jak wyglądało przejście do triathlonu?|
Pierwszy bieg i to od razu na solidnym dystansie poszedł mi całkiem nieźle. Bardzo spodobało mi się aktywne spędzanie czasu i potrzebowałem nowych pomysłów. Kiedyś sporo pływałem, a że lubię nowe wyzwania, to pomyślałem o triathlonie.

Zadebiutowałeś od razu na 1/2IM w Serocku w 2014 roku. Jak było?
Wielu zawodników ma barwną historię pierwszego startu. Ja też mam co opowiadać. Zacząłem w pożyczonej piance do windsurfingu. W strefie zmian pobiegłem do toi-toia, żeby zdjąć kąpielówki i po przebraniu byłem już w zasadzie gotowy na rower i bieg. Pożyczona kolarzówka miała pedały zaopatrzone w noski, a bezpieczeństwa dodawał pożyczony kask. Chyba tylko buty biegowe miałem swoje! Co ciekawe, zawody te wygrał mój obecny trener – Adrian Zarzecki.

grycz

Czytaj także:

Wygrał Mistrzostwa Świata Ultramana na Hawajach

Jak dalej potoczyły się Twoje starty w triathlonie?
Triathlon zaczął zajmować coraz więcej czasu w życiu codziennym. Początkowo był wyzwaniem i próbą czerpania z każdego dnia jak najwięcej. Później chciałem podnosić  poziom sportowy i rozpoczęła się rywalizacja. Większość wolnego czasu zacząłem ustawiać pod triathlon. Jeżeli planowałem weekendowe wyjazdy, to zawsze musiałem znaleźć czas, żeby wykonać zadany trening. Jeszcze nigdy nie byłem na obozie treningowym, ale dłuższy urlop wypoczynkowy zawsze przeznaczam na podróż, na którą czekam cały rok.

W 2015 roku stanąłeś przed dużym wyzwaniem –  Iironman podczas Castle Malbork Triathlon. Dlaczego akurat wtedy, po roku startów, zdecydowałeś się na próbę pokonania tego dystansu?
Myślę, że to przez biegi ultra. Przed startem na pełnym IM przebiegłem między innymi 100-kilometrowy Bieg Siedmiu Dolin czy kultowy Bieg Rzeźnika. To sprawiło, że dobrze czułem się podczas długiego wysiłku.

Jak wyglądały treningi przed tamtym startem?
Trenowałem zupełnie sam, niewiele korzystając z internetowych porad. Na początku nie miałem nawet roweru szosowego. Wrzucałem sobie pięciokilogramowe baniaki z wodą do dwóch sakw i tak jeździłem rowerem trekkingowym. Na szczęście na wakacje zdążyłem kupić pierwszą szosówkę. Poza tym pływałem po trzy kilometry w jeziorze, z pełną asekuracją mojej dziewczyny, która była obok w kajaku. Wybiegany byłym wystarczająco dzięki biegom górskim.

Jak przebiegały same zawody?
Wszystko się udało. Byłem nastawiony na pokonanie dystansu, a nie na wynik sportowy. Co ciekawe, dopiero ostatnia pętla biegowa naprawdę solidnie mnie zmęczyła. Zupełnie inaczej przebiegają zawody, kiedy nastawiam się na konkretny wynik. Kiedy dwa lata temu zauważyłem, że jestem w stanie rywalizować w kategorii wiekowej, starty triathlonowe zacząłem traktować jeszcze poważniej, ale i przynosiły mi większą satysfakcję.

grycz

Zajrzyj do:

Wojciech Łachut: Chcę otworzyć klub triathlonowy w Szklarskiej Porębie

Czy to był jedyny start na tym dystansie?
Po trzech latach przyszło mi zmierzyć się z pełnym dystansem drugi raz. Jednak były to zupełnie inne zawody. Miałem dwa cele na start w MP w Bydgoszczy. Uzyskać czas poniżej 10 godzin i zająć miejsce w pierwszej trójce w kategorii wiekowej. Niestety, jak u wielu osób na długim dystansie, przebieg zawodów odbiegał od założonego planu i nie byłem zupełnie zadowolony z czasu. Na mecie okazało się, że koledzy również walczyli z kryzysami i przekroczyłem metę na 3 pozycji w kategorii M25.

Oprócz Ciebie, także życiowa partnerka ma za sobą starty w triathlonie. W jaki sposób to pomagało w Twojej przygodzie w tym sporcie?
Chyba nie ma nic lepszego niż możliwość dzielenia pasji. W pewnym momencie i ja zacząłem asekurować Emilię płynąć obok w kajaku. Bardzo lubimy połączenie, kiedy mam mocne akcenty biegowe, a ona jedzie obok na rowerze. Wcześniej otrzymywałem ogromne wsparcie zarówno podczas treningów i na samych zawodach. Niezapomniane pozostają zawody z Lidzbarka w 2018 roku. Wtedy ruszając na kolejną pętlę, zobaczyłem, jak Emila kończy rower. Chyba zmotywowało mnie to na tyle, że uzyskałem najwyższe piąte miejsce open. W dodatku podczas startu kibicowało nam chyba 15 najbliższych przyjaciół oraz rodzice, jeszcze raz bardzo im za to dziękujemy!

Jaki był dla Ciebie sezon 2019?
To był pierwszy sezon, kiedy zacząłem w pełni trenować z Teamem Trizarza. Po wielu latach znowu zacząłem pływać w grupie oraz dzielić emocje i doświadczenie ze świetnymi koleżankami i kolegami. Wcześniej długo wzbraniałem się i chciałem trenować indywidualnie. Dołączenie do drużyny okazało się świetną decyzją, szkoda, że tak późno. Jeśli chodzi o same starty, to głównym celem sezonu był start na dystansie ½ IM i złamanie czasu 4:30. Z Suszu wróciłem bardzo zadowolony, wszystko zagrało i przekroczyłem linię mety w czasie 4:26.

Jakie miałeś cele i założenia odnośnie tego roku?
W tym roku chciałem pozostać na moim ulubionym dystansie, czyli ½ IM. Plan był bardzo ambitny, ponieważ zakładał pięć startów w cyklu Garmin Iron Triathlon. Chciałem powalczyć o jak najwyższe miejsce w klasyfikacji generalnej na koniec cyklu, do której wchodzi łączny czas z czterech startów.

Jak już musiałeś zmienić te plany ze względu na obecną sytuację?
W tym momencie dwa pierwsze zaplanowane starty zostały przełożone. Pozostaje trzymać kciuki, że pościgamy się np. w sierpniu, czy we wrześniu. Zawodnikom pozostaje nie poddawać się i czekać na rozwój sytuacji.

Jak obecnie wyglądają treningi, uwzględniając te obostrzenia?
Przede wszystkim poznałem, czym są wyścigi wirtualne. Tu można się naprawdę solidnie zmęczyć. Dodatkowo jestem w bardzo komfortowej sytuacji. Na weekendy mogę jeździć do rodziców, którzy mają dom w lesie oraz nad jeziorem. Czekam, aż zrobi się trochę cieplej i przyjdzie czas na założenie pianki.

Oprócz na treningi ta sytuacja wpływa też na Twoją pracę w Instytucie Naukowym. W jaki sposób?
Praca naukowa ma tę zaletę, że oznacza ogromną różnorodność zadań. Jest oczywiście praca laboratoryjna, która faktycznie obecnie zwolniła. Jednak poza bezpośrednim wykonywaniem eksperymentów zajmujemy się analizą uzyskanych danych, czy opracowaniem otrzymanych wyników. Osobiście ostatni miesiąc w największym stopniu poświęciłem na napisanie pracy doktorskiej.

Na jakim etapie są Twoje badania związane z zachodzącymi zmianami po urazie rdzenia kręgowego?
To są badania bardzo złożone, nad którymi pracuje cała nasza Grupa Neurobiologii Naprawczej. Mamy do czynienia z żywymi zwierzętami. Zajmujemy się badaniem zmian zachodzących po uszkodzeniu rdzenia kręgowego, który powoduje całkowity paraliż kończyn tylnych. W laboratorium stosujemy różne techniki stymulacji, które mają wspomóc upośledzony układ nerwowy. Wykazaliśmy między innymi, że zarówno stymulacja elektryczna nerwu obwodowego, jak i trening lokomotoryczny prowadzą do wzrostu liczby zakończeń nerwowych na komórkach nerwowych. W związku, z czym stosując np.: trening ruchowy,  możemy wpłynąć na stan unerwienia mięśni sparaliżowanych kończyn.

Czyli sport może pomóc?
Uważam, że nasze badania wyraźnie pokazują, że szeroko pojęty trening ruchowy naprawdę przynosi pozytywne zmiany w unerwieniu upośledzonych neuronów. Oczywiście przed nami jeszcze długa droga, ale niezależnie od zastosowanej terapii, leczenie zawsze powinno być łączone z rehabilitacją. Tu z pomocą mogą przyjść treningi do pierwszego etapu zawodów triathlonowych – ćwiczeń na basenie.

Jakie masz długofalowe cele oraz marzenia związane z triathlonem?
Przede wszystkim chciałbym poprawiać wyniki. Kiedyś sądziłem, że pojawi się bariera i koniec. Jednak poważne podejście do treningów, które dodatkowo są mądrze rozplanowane, potrafi zdziałać cuda. Chciałbym bardzo solidnie przygotować się do startu na pełnym dystansie za granicą i osiągnąć czas, który będzie mnie satysfakcjonował.

W jakich sportach chciałbyś jeszcze spróbować sił?
Każdej zimy staram się spędzić kilka weekendów w górach, jeżdżąc na nartach skiturowych poza trasami. Dotychczas trzykrotnie wystartowałem w takich zawodach. Był to poziom bardziej rekreacyjny niż sportowy. W przyszłości chciałbym to zmienić. Innym sportem, również multi dyscyplinarnym, są rajdy przygodowe. Miałem przyjemność raz wziąć w nich udział. Mam nadzieję, że nie był to ostatni raz.

Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X