Rozmowa

Joanna i Sebastian Borowik: Cel osiągnięty. Jedziemy na Hawaje

Zdobyli kwalifikację na Konę podczas Ironman Tulsa, choć nie obyło się bez problemów na trasie. Joanna i Sebastian Borowik teraz celują w przepustkę na MŚ na IM 70.3.

Jakie macie wrażenia po starcie w IRONMAN Tulsa?
SEBASTIAN:
Pływanie super. Dzień przywitał nas mżawką i lekką bryzą. Temperatura wody około 19 C, więc nie było dylematów, czy start w piance będzie możliwy. Sama trasa była prosta, a zarazem ciekawa. Ze startu do T1 oddalonych od siebie o około dwa kilometry po linii brzegowej. 

JOANNA: Warunki na rowerze już nie takie super (śmiech – przez łzy prawie). Cała trasa przebiega w niemal bajkowej scenerii. Śmiałam się przed startem, że jak nie będzie szło, to będę miała piękne widoki i super wycieczkę krajoznawczą. Jednak pogoda spłatała nam figla. Deszcz ustał dopiero na biegu. Niewiele było widać.

Jak czuliście się na trasie pływackiej?
S:
Mocno pracowaliśmy nad pływaniem przez ostatnie miesiące i pomimo, iż pogoda nie pozwalała trenować na wodach otwartych, czułem, że będzie dobrze. Starałem się kontrolować sytuację do momentu skurczów, które są moim przekleństwem w wodzie.

J: Weszłam do wody z późniejszą grupą i warunki po dwóch kilometrach u mnie uległy niestety zmianie na gorsze, gdyż nasilił się wiatr, a deszcz przybrał na sile. Pojawiła się fala i spadła widoczność, co utrudniało nawigację. Pomimo tego, iż mój czas tego nie pokazuje, w tym dniu to była chyba najłatwiejsza sekcja.

Jaki plan mieliście na część kolarską?
S:
Prosty, nadrobić zaległości z pływania i ścigać grupę prowadzącą. Robiliśmy objazd trasy i wiedzieliśmy, że nawierzchnia jest bardziej na grawel, niż TT bike. Kilka sekcji rzeczywiście okropnych. Kiedy mżawka zmieniła się w regularny deszcz, który towarzyszył nam do końca roweru, widoczność znacznie się pogorszyła i naprawdę trzeba było uważać. Na około 70 kilometrze złapałem gumę, opona całkiem przecięta – uratował mnie mechanik, ale 18 minutowa strata sprawiła, że wyścig zaczął się dla mnie od nowa. 

J: Na rowerze zawsze nadrabiam zaległości. Staram się jechać swoje i cały czas wyprzedzać.  Na szczęście nie złapałam gumy, ale muszę przyznać, że ze względu na panujące warunki, pierwszy raz bałam się tej jazdy.

S:  Pierwszy czas wśród kobiet AG i 17 open (wliczając zawodniczki Pro) cieszy.

Z jakimi założeniami wybiegliście na ostatni etap wyścigu?
S:
Wiedziałem, że rower pojechałem zdecydowanie za mocno, goniąc grupę po awarii. Zweryfikowałem założenia i postanowiłem biec luźno i o ile starczy sił, przycisnąć po 26 kilometrach. Nie chciałem ryzykować KQ.

J: Schodząc z roweru, totalnie nie miałam pojęcia, na którym miejscu jestem. Miałam tak rozmiękłe stopy, że zakładając skarpetki, już wiedziałam, że  wcześniej, czy później będzie masakra i muszę wykorzystać każdy kilometr. Do siódmego było dobrze, a później skończył się „dzień dziecka” i trzeba było po prostu już tylko dobiec (bądź dotoczyć się) do mety (śmiech).

Zobacz też rozmowę z Natalią Nikel

Jak przebiegały przygotowania do tego sezonu?
J:
Cały czas idziemy wg planu z trenerem Pawłem Janiakiem. Skupiamy się bardziej na poprawie pływania. Tak wiem, u mnie tego nie widać (śmiech).

Jakie macie cele na ten sezon?
S:
Pierwszy cel osiągnięty Kona dla mnie i Joanny. Kolejny to kwalifikacja na mistrzostwa świata na dystansie 70.3.

Jak wyglądają wasze plany startowe?
S:
70.3 Boulder, kilka mniejszych startów przygotowawczych na krótkich dystansach. St. George Worlds i Kona.

Co chcielibyście jeszcze poprawić w pierwszej kolejności przed kolejnymi zawodami?
S:
Pływanie, pływanie i strefy zmian. To zupełnie inny komfort na rowerze wyjść z wody po 1:05 a 1:15.
J: Zdecydowanie pływanie.

Gdzie teraz planujecie wystartować?
S: Lokalnie – Omaha Olympic Tri.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X