Rozmowa

Lahti pierwszą dłuższą wycieczką

W Gdyni była drugą amatorką na 1/2IM. Gabriela Kaczka za kilka dni wystartuje w Lahti, w mistrzostwach świata Ironman 70.3, z nadziejami na dobrą przygodę.

Jakiś czas temu skończyłaś na drugim miejscu w Enea Ironman 70.3 Gdynia. Jakie masz odczucia po tych zawodach?
Z jednej strony mam spokojną głowę. Walczyłam do końca tak, jak mogłam, a z drugiej jednak trochę swędzi mnie za uchem fakt, że przegrałam z pierwszą zawodniczką o 28 sekund i czuję pewien niedosyt. Jestem Lionelem Sandersem, jeśli chodzi o rower – kocham Zwift i moje umiejętności techniczne nie są na topowym poziomie. To w połączeniu z dosyć trudną trasą kolarską w Gdyni oraz niesprzyjającą pogodą, nie pozwoliło mi w pełni pokazać na co mnie na stać na rowerze.

Czy to Twój największy sukces w dotychczasowej przygodzie z triathlonem?
Jestem jeszcze w takim miejscu, gdzie intensywnie i dosyć szybko się rozwijam. Praktycznie każdy start kończy się dla mnie życiówką i mniejszym czy większym sukcesem. Nigdy wcześniej nie byłam drugą kobietą open na zawodach pod marką Ironman (kilka tygodni temu byłam trzecią kobietą open podczas Challenge Gdańsk). W zeszłym roku, startując w Kanadzie i USA, stawałam na podium w AG.

Jak zareagowałaś na decyzję organizatorów o odwołaniu pływania z powodu pogody?
Choć czuję się dosyć pewnie w wodzie, poczułam ulgę, że nie będę musiała mierzyć się z dużymi falami i potencjalnie wychłodzeniem na rowerze. Brak pływania pozwolił mi porządnie ubrać się na część kolarską i zachować komfort termiczny. Gdyby jednak pływanie się odbyło, wierzę, że i z nim bym sobie poradziła.

Czy krążyła myśl, żeby ostatecznie wycofać się z wyścigu z powodu warunków atmosferycznych?
To trochę jak z wyjściem na ciężki trening – nie chce się, człowiek odwleka, ile może, ale ostatecznie trzeba wyjść poza swoją strefę komfortu i po prostu go wykonać. W dniu wyścigu, gdy patrzyłam za okno na drzewa uginające się pod podmuchami wiatru, czułam niepokój, ale po wyjściu na zewnątrz okazało się, że wcale nie jest tak chłodno i aż tak nieprzyjemnie. Na treningach niemal codziennie „zmuszam” ciało do rzeczy, które ono niekoniecznie chcę wykonywać. Zła pogoda podczas wyścigu jest tylko wariacją takiego nieprzyjemnego bodźca, który przecież regularnie stosuje wobec swojego ciała, aby je rozwijać i jestem do tego przyzwyczajona.

Jak przebiegał sam wyścig z Twojej perspektywy?
Na rowerze wyprzedzałam wielu mężczyzn. Zawodnicy na rowerach TT, również z dyskami, często jechali w górnym chwycie, widać było, że niektórzy nie radzą sobie z warunkami. Cieszę się, że ja z dysku zrezygnowałam. Natomiast moim problemem był parujący od środka i zachlapany deszczem od zewnątrz wizor w kasku. W połączeniu z mgłą i zachmurzonym niebem, ograniczało to moją widoczność oraz najbezpieczniej czułam się, gdy jechałam za kimś. Na trasie kolarskiej widywałam grupy nielegalnie draftujących za sobą osób. Sędziowie na motorach również je widzieli. Jednak nie podejmowali oni kroków, aby ukarać tych zawodników. Z jednej strony rozumiem – ciężkie warunki, bezpieczniej jechało się w grupie, ale z drugiej to jednak zawody. Organizacja wyścigów Ironman jest bardzo dobra, pod względem radzenia sobie z draftingiem mogliby się uczyć choćby od cyklu Garmin Iron Triathlon. O ile pogoda na rower nie była sprzyjająca, o tyle uważam, że na bieganie była wyśmienita. Nie było za gorąco i wiatr nie był bardzo odczuwalny. Gdy skończyłam wyścig, nastąpiło solidne oberwanie chmury. Uważam, że takie warunki są lepsze niż słońce i wysoka temperatura. Moje bieganie było bardzo szybkie w pierwszej części, ale niestety w drugiej dostałam kolkę i była to już walka o zwolnienie jak najmniej.

W jakim nastroju opuszczałaś Gdynię?
Przed dekoracją miałam okazję stanąć przy mecie i pokibicować zawodnikom kończącym dystans Ironman. Przyznam, że patrząc na radość i emocje na mecie, wzruszyłam się. Dodatkowo Pan speaker prowadzący imprezę był niesamowity. Opuszczałam Gdynię, ciesząc się z drugiego miejsca i naładowana pozytywnymi emocjami z linii mety.

Jak oceniasz dotychczasowe starty w sezonie 2023?
W 2023 w triathlonie startowałam tylko trzy razy – raz na ćwiartce i dwa razy na połówce, oraz 1 raz w wyścigu OW. Z osiągniętych wyników oraz codziennych treningów jestem bardzo zadowolona. Zanotowałam też progres na pływaniu. Bardzo się do tego przykładałam w zeszłym oraz tym sezonie. Nad techniką pracowałam pod okiem Brentona Forda z Effortless Swimming, nad szybkością na treningach grupy masters. Wydaje mi się, że w tym roku również wyjątkowo dobrze wchodzą mi treningi pływackie rozpisane przez mojego trenera. Na rowerze robię niezły progres podczas treningów. Jednak w tym roku jeszcze nie pokazałam tego na zawodach. Być może muszę poprawić technikę jazdy, aby odblokować się w tym względzie. Jeśli chodzi o bieganie, to w ćwiartce jest ono na tyle krótkie, że nie zdążyłam zaliczyć kolki ani bomby na trasie. W biegach połówkowych mam jeszcze sporo pracy do wykonania. W Gdyni pobiegłam średnio o ok. 10-15s/km szybciej niż kilka tygodni temu w Gdańsku. Wydaje mi się, że idę w dobrym kierunku. Każdy z moich startów miał dobre i słabe elementy. Ważne, że się rozwijam i jestem coraz szybsza.

Już za kilka dni wystartujesz w mistrzostwach świata Lahti 70.3. Jakie emocje towarzyszą Ci na myśl o tym wyzwaniu?
Przede wszystkim mam nadzieję, że ten wyjazd będzie fajną przygodą. Wraz z moim partnerem sami budujemy campera mieszkalnego i to będzie nasza pierwsza dłuższa wycieczka, gdy będziemy w nim spać. Nie ma we mnie jeszcze emocji związanych z samym startem. Być może to oznacza to, że po prostu treningi idą dobrze. Dlatego moja głowa jest spokojna.

Jak przebiegają przygotowania do tej imprezy?
Specyficzny blok treningowy pod tą imprezę rozpoczęłam pod koniec czerwca, po Challenge Gdańsk. Mój trener zastosował HIIT, czyli trening interwałowy o wysokiej intensywności. W ciepłe letnie można było mnie spotkać dyszącą i sapiącą na podbiegach, próbującą złapać oddech pomiędzy 50tkami pływania na maxa, czy wylewającą z siebie wszystkimi porami ciała litry potów podczas vo2 na trenażerze. Wszystko weszło pięknie, w szczególności te ciężkie treningi zaprocentowały na bieganiu. Czuję się mocna i gotowa na intensywny wysiłek.

Przytrafiały się jakieś problemy zdrowotne w dotychczasowych przygotowaniach do tego startu?
Konsekwentnie i niemal w 100% realizowałam trening od listopada 2022 aż do końca marca tego roku. Wiosną złapała mnie powracająca kontuzja mięśni płaszczkowatych, tzw shin splints. Walczę z tym co roku w okolicy lutego-kwietnia. W tym roku do odnowienia kontuzji przyczyniła się gorsza regeneracja i stres związany z przeprowadzką na kilka miesięcy do Polski z Kanady, gdzie na co dzień mieszkam. Z jednej strony zrobiłam regres na bieganiu. Z drugiej uważam, że mniejsze obciążenie biegowe popchnęło mój rozwój na basenie. Aktualnie bieganie idzie coraz lepiej, a tempo pływania nie spadło. Więc może w sumie nie wyszło najgorzej z tą kontuzją.

Czy jeszcze przed Lahti planujesz gdzieś wystartować?
Nie. Połówka w Gdyni była moim ostatnim startem przed Lahti. Aktualnie przerabiam ostatnie intensywniejsze treningi i za niedługo zacznę już taper.

Z jakimi oczekiwaniami pojedziesz do Finlandii?
Nie łudzę się, że po niecałych trzech latach trenowania triathlonu jestem najlepszą amatorką na świecie na dystansie średnim, ale chciałabym dać z siebie wszystko. Jestem spokojna. Jadę tam bez oczekiwań wobec wyniku. Raczej chciałabym być skupiona i aż do mety walczyć tak, jak będę mogła. Na treningach daję z siebie naprawdę dużo, to kiedyś zaprocentuje. Jeśli jeszcze nie w tym roku, w porządku, jestem cierpliwa.

Jakie masz doświadczenie w wyścigach rangi mistrzowskiej?
W 2021, czyli w pierwszym sezonie od rozpoczęcia regularnych treningów triathlonowych, startowałam w Mistrzostwach Challenge w Samorin na Słowacji. Były to dosyć brutalne zawody jak na pierwszy sezon startowy. Ciężkie i bardzo zimne pływanie, mocny wiatr na rowerze, a na biegu dostałam okres i złapałam taką bombę, że rzuciłam triathlon (choć tylko na ok 60minut). Na mecie zameldowałam się jako 10 kobieta w AG. Zawody wspominam jednak bardzo miło. Miałam okazję przyjrzeć się najlepszym PRO zawodnikom na świecie. Tego dnia m.in. zrobiłam sobie zdjęcie z moim ulubionym zawodnikiem – Lionelem Sandersem, które można zobaczyć na moim profilu na Instagramie.

Czy ten wyścig będzie dla Ciebie głównym startem w sezonie 2023?
Tak. Na początku roku planowałam jeszcze wystartować na pełnym dystansie IM i z mojej perspektywy ten wyścig byłby dla mnie bardziej interesujący niż start w Lahti, ale to raczej w tym sezonie już się nie uda. W tym roku zdobyłam kwalifikacje na Mistrzostwa Challenge na średnim dystansie w 2024 w Samorin, Mistrzostwa Challenge na długim dystansie w 2024 w Roth oraz slot na Mistrzostwa Świata 70.3 w Nowej Zelandii w 2024. Do kompletu na rok 2024 brakuje mi tylko kwalifikacji do Nicei i będę o nią walczyła na dystansie pełnego IM w nadchodzącym sezonie.

Jak trafiłaś do triathlonu?
Od dziecka byłam niespodziewanie zawzięta na sport, bo byłam chorowita. Miałam astmą i moi rodzice raczej nigdy nie traktowali tego mojego sportowego zapału na serio. W podstawówce tańczyłam w zespole gimnastyki artystycznej. W nastoletnim wieku zaczęłam regularnie pływać i w zasadzie nigdy nie skończyłam. W liceum byłam zafascynowana triathlonem. Uważałam ukończenie wyścigu na pełnym dystansie za ostateczny cel sportowy. Niestety w młodzieńczych latach nigdy nie miałam okazji trenować niczego tak na serio. Na studiach, które były dosyć ciężkie i raczej nie pozwalały na regularne treningi, byłam wyraźnie niespełniona sportowo, rozpoczynając staż programistyczny w dużej korporacji.  Wysłałam do wszystkich powitalnego maila, w którym napisałam mniej więcej „Co prawda myślałam, że w lecie 2016r będę na Igrzyskach w Rio, ale w sumie staż programistyczny w Oslo też ostatecznie może być”. Oczywiście był to mail z przymrużeniem oka i pozwolił na przełamanie pierwszych lodów, ale to uczucie niespełnienia sportowego towarzyszyło mi bardzo długo. Na studiach wystartowałam w dwóch krótszych wyścigach triathlonowych, ale w pewnym momencie pogodziłam się z tym, że jestem już za stara na trenowanie pływania lub triathlonu. Pod koniec studiów i już po przeprowadzce do Kanady trenowałam kilka lat brazylijskie jiu-jitsu (bjj), trochę się wspinałam. Do tego raz wystartowałam w połówce IM. Przyszedł jednak covid i uniemożliwił mi on regularne treningi bjj na macie. Pewnego dnia obudziłam się i kierowana jakimś impulsem zapisałam się na wyścig Ironman w Cozumel w 2020 roku. Nie miałam pojęcia, jak się do niego przygotować i skończyło się tak, że w ogóle nie trenowałam. Korzystając z sytuacji z covidem, przeniosłam wejściówkę na 2021 rok. Pod koniec października 2020 rozpoczęłam współpracę z trenerem, aby przygotować się do tego wyścigu i tak to się zaczęło. Po roku trenowania skończyłam wymarzony IM Cozumel z czasem 10h35min oraz sporą dozą rozczarowania. Coś, co uważałam za morderczy i ostateczny sprawdzian sportowy, okazało się wcale nie takie trudne.

Jak wyglądały początki w tym sporcie?
Pewnie tak jak większości triathlonistów na początku – „zone 2” biegałam za szybko, kolarstwo trenowałam na niedopasowanym rowerze. Po każdym treningu bolała mnie pupa, a na pływaniu, pomimo wielu lat w wodzie, miałam fatalną technikę. Pierwszy trening siłowy (lekkie ćwiczenia rozciągające i z ciężarem własnego ciała na podstawie filmików z YT) oceniłam na RPE 6/10. Byłam wykończona, mój komentarz z tego treningu brzmiał „Dobrze pompi ten trening”. Gdy pojawiła się kontuzja – shin splints, biegałam z bólem przez miesiąc, bo myślałam, że samo przejdzie. No nie przeszło samo.

Z czym miałaś najwięcej problemów na początku przygody z triathlonem?
Miałam problem z wyczuciem własnego ciała – oddzieleniem „złego” zmęczenia (np. zbyt długa praca) od tego „dobrego” (porządnie wykonany trening). Nie do końca rozumiałam, co się ze mną dzieje i dlaczego. Chciałam trenować tylko mocno, bo jak trening to wiadomo – trzeba się porządnie zmęczyć. Na biegu często bolał mnie brzuch, bo mój system trawienny nie był przyzwyczajony do biegania po jedzeniu. Długo przekonywałam się też do wspomagania treningów węglowodanami. Przecież cukry proste są niezdrowe. Jeśli chodzi o dyscypliny triathlonowe, to najbardziej frustrujące było dla mnie pływanie. Ciapiąc wodę sama przez wiele lat na basenie, zbudowałam fajne podstawy enduransowe, ale też mocno utrwaliłam niepoprawne wzorce ruchowe. Innymi słowy nie miałam krzty techniki. Pływając wszystko bardzo siłowo, szybko dobiłam do treningowego sufitu. Wyjście na prostą zajęło mi ponad rok. Dopiero miesiące ćwiczeń technicznych z regularną video analizą, a później dołączenie do grupy pływackiej masters, pozwoliło mi w tym roku odblokować progres. Moja technika pływacka to wciąż praca w toku. Jednak czuję to wszystko coraz lepiej.

Z jakimi wyrzeczeniami wiąże się triathlon?
Takie, że nie zrobię jakiegoś kursu, bo brak mi czasu i sił. Nie zarobię tyle ile mogłabym czy to, że permanentnie zasypiam na filmach, przez co gubię główny wątek, to mój własny i świadomy wybór. Nie martwi mnie to, bo wiem czemu się na to decyduję. Prawdziwe wyrzeczenia w triathlonie to te, do których zmuszeni są moi bliscy tylko ze względu na to, że są moją rodziną i zostali wplątani przeze mnie w moją triathlonową przygodę. Triathlon przynosi mi spełnienie i zdrowie. Oni w zamian dostają tylko chwilowe uczucie dumy, gdy uda mi się stanąć na podium jakichś zawodów. No i w sumie może jestem dla nich bardziej znośna, gdy się zmęczę na treningach.

Co najbardziej lubisz w triathlonie?
Triathlon często nie jest miły, ładny i przyjemny. Zdarzają się dni, gdy trening wejdzie idealnie. Obiad po nim smakuje jak nigdy, a energia dopisuje przez resztę dnia. To takie uczucie zdrowia, siły i młodości, bardzo to lubię. Jest to też sport, który przynosi wymierne rezultaty i systematyczną pracą można zajść naprawdę daleko. Tutaj nie ma niespodzianek – brak treningu lub realizowanie go tylko częściowo skutkuje złymi wynikami podczas zawodów. Przykładanie się do codziennej pracy nad sobą prędzej czy później przyniesie dobre rezultaty. Bardzo lubię też rozmawiać o triathlonie i czasem ułatwia mi on życie. Przykładowo po zawodach w Cozumel w 2021r, w ostatnią noc przed wylotem złapałam straszne zatrucie pokarmowe. W skrócie podróż z Meksyku do Kanady spędziłam głównie w toalecie. Był to jeszcze okres pandemii covid i podczas przechodzenia przez granicę wybrane osoby były kierowane na testy covid. Na lotnisku w Kanadzie, podczas przejścia przez kontrolę graniczną trzeba było podać powód wyjazdu. Gdy powiedziałam strażnikowi, że startowałam w triathlonie, on odpowiedział „Ah Ironman. Welcome home”. Granicę przekroczyłam bez problemu i bez testu na covid. Choć pewnie byłam cała zielona i średnio świeża po długich zmaganiach z zatruciem podczas lotu.

Jaką rolę w Twoim życiu pełni triathlon?
Jest odskocznią od codziennych problemów, choć z tym też trzeba uważać. Zdarzały się momenty, gdy łapałam się na uciekaniu w triathlon i trening. To powodowało zaniedbania w obowiązkach i życiu prywatnym. Jestem również raczej osobą nieśmiałą i sport pomaga mi z tym walczyć. Nie do końca wiem, jak to działa, ale gdy jestem zmęczona, moje mięśnie są napięte po wysiłku, łatwiej mi przychodzą kontakty z ludźmi. Oczywiście ma to też granice.  Tuż po ukończeniu zawodów mówię od rzeczy i mam problemy z kojarzeniem faktów.

Kto Cię trenuje?
Od początku regularnych treningów, czyli października 2020, współpracuję z Jackiem Tyczyńskim. Jestem przekonana, że tego dnia gdy zdecydowałam się zacząć trenować triathlon (co w sumie odbyło się bez większego przemyślenia sprawy) gwiazdy zagrały, ziemia znalazła się pod optymalnym kątem. Wróble zaćwierkały i bez znajomości tematu, po pierwszym wysłanym mailu, trafiłam pod opiekę znakomitego trenera, którym jest Jacek. Dodatkowo, o moją siłę i sprawność motoryczną dba Piotr Komorowicz.

Na co zwraca uwagę ten trener we wspólnej pracy?
Najczęstszym pytaniem ze strony trenera Jacka jest to o moje samopoczucie. Jacek zawsze wie, co u mnie się dzieje, czy wszystko gra w treningu i poza nim. Świetna komunikacja, szczerość i otwartość, to podstawa naszej współpracy. W kwestii treningów, trener dba o urozmaicenie – rzadko klepiemy te same treningi przez dłuższy czas. Jacek jest również mistrzem „gotowania żaby”. Dokłada bodźce i intensywność bardzo stopniowo, niemal niezauważalnie. W kontekście kilku tygodni widać spory progres obciążeń, ale różnice pomiędzy kolejnymi treningami są bardzo małe, niemal nieodczuwalne.

Jak godzisz triathlon z pracą oraz rodziną?
Mniej lub bardziej świadomie stworzyłam sobie dobre warunki do uprawiania sportu. Mojego życiowego partnera spotkałam wiele lat temu na basenie. Jest to osoba związana ze sportem od dziecka, aktualnie aktywnie trenująca kolarstwo torowe. Nie wyobrażam sobie uprawiać triathlonu z takim zaangażowaniem jak teraz bez jego wsparcia i zrozumienia. Z drugiej strony trzyma mnie on mocno na nogach i nie pozwala „odpłynąć”, jeśli chodzi o triathlon. W jasny sposób komunikuje mi, gdy przez treningi zaniedbuję nasz związek lub obowiązki. Na co dzień jestem programistką i moja praca jest bardzo elastyczna. Pomimo tego, gdy w mojej głowie pojawił się pomysł na założenie małego biznesu produkującego ubranka dla chartów, musiałam przejść na 4/5 etatu jako programistka, aby pogodzić to wszystko z triathlonem. Ten sport w dość brutalny sposób uświadamia człowiekowi, że zasoby czasowe i energetyczne nie są nieskończone. Jeśli coś nowego dochodzi w moim życiu, z czegoś innego muszę zrezygnować. W tym roku, od kwietnia, zrobiłam sobie przerwę od pracy na etacie i jestem profesjonalną amatorką. Moim głównym zajęciem są treningi.  Czułam się zmęczona i trochę przytłoczona. Jedni w takiej sytuacji rzuciliby triathlon, a ja zrezygnowałam na jakiś czas z pracy. Oczywiście nie polecam podejmować takich kroków pochopnie i bez odpowiedniego przygotowania. Balansowanie treningów, życia prywatnego i zawodowego bywa ciężkie, ale jest to satysfakcjonujące życie.

Jakie masz marzenia związane z triathlonem?
Praktycznie od początku przygody z tym sportem mam ambicję rywalizować z najlepszymi kobietami w Polsce i być może na świecie. Dążę do zostania PRO. Mam nadzieję, że w przyszłości dopisze mi zdrowie, a życie prywatne pozwoli na ten krok. Jeszcze wiele pracy przede mną, ale zostanie profesjonalnym sportowcem byłoby spełnieniem marzeń, które towarzyszą mi od młodzieńczych lat.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X