Rozmowa

Jan Frodeno pokazał goły tyłek, bo…

„W trakcie kwarantanny nauczyłem się jak ważna jest wolność, co mnie motywuje, co napędza i jak radzić sobie z trudnymi sytuacjami, które każdemu się przytrafiają”. To i wiele innych ciekawych informacji w rozmowie z najlepszym triathlonistą na świecie.

Jaką chciałbyś mieć supermoc?
Być niewidzialnym.

Jedna rzecz jaką zmieniłbyś w wyglądzie?
Chciałbym mieć zarost.

Opisz siebie z dzieciństwa w trzech słowach.
Byłem totalnym dupkiem. Zawsze byłem dzieciakiem, który dokuczał innym.

Twoja ulubiona rzecz w szafie?
Lubię nowy zegarek. Z wielką przyjemnością wyszedłbym na ulicę mając na sobie tylko zegarek

Kiedy ostatni raz płakałeś?

Pierwszy poranek po kwarantannie, kiedy wolno nam było znowu wychodzić na zewnątrz.

Czego najbardziej się boisz?
Że moje dzieci nie będą wiedziały kim jestem.

Jaka była najlepsza rada, którą dostałeś od rodziców?
Rób jedną rzecz i rób ją na sto procent swoich możliwości.

Co poza sportem sprawia, że przechodzą Cię ciarki?
Jazda na rowerze i odkrywanie nowych rzeczy. Chociaż niekoniecznie musi to być na rowerze. Ekscytuje mnie odkrywanie nowych miejsc, jedzenia, podróżowanie.

Kto jest najśmieszniejszym triatlonistą?
Murphy, ma swoje oryginalne poczucie humoru. Świetne jest to, że potrafi się śmiać sam z siebie.

Jakie jest Twoje najlepsze sportowe wspomnienie?
2019 rok na Hawajach.

A najgorsze?
Moment, w którym straciłem tytuł mistrza świata w ostatnim wyścigu w 2010 roku w Budapeszcie. Jechałem tam jako lider klasyfikacji generalnej i żeby utrzymać pozycję musiałem zająć miejsce w pierwszej piątce. Niestety, rozbiłem się i byłem czterdziesty. W tamtym czasie myślałem jeszcze, że sport to całe życie, a ono właśnie rozpadło się na kawałki.

Kto ma umiejętności, żeby Cię pokonać, ale nigdy mu się to nie uda?
Serio muszę to mówić? (śmiech) Lionel Sanders. Za każdym razem gdy go widzę motywuje mnie trochę bardziej.

Z jakim triathlonistą z przeszłości chciałbyś się ścigać?
Myślę, że z Simonem Lessingiem. Miał taki ognisty charakter. Niestety, miałem przyjemność ścigać się z nim tylko raz na początku mojej kariery.

Kto pierwszy odejdzie na emeryturę? Ty czy Patrick Lange?

Jezu Chryste co za pytanie (śmiech). Nie wiem, ja się na razie nigdzie nie wybieram.

A teraz czas zapytać o Twoje najważniejsze wydarzenia tego roku, czyli pokazania gołej dupy w social mediach. Czy pomyślałbyś, że coś takiego może się kiedykolwiek zdarzyć?
To nie jest tak wielka rzecz w dzisiejszych czasach. Po prostu chciałem, żeby ludzie się pośmiali i nie brali wszystkiego tak bardzo na poważnie. Chyba to osiągnąłem.

Jakie uczucie towarzyszyło Ci kiedy wyszedłeś po raz pierwszy na zewnątrz po kwarantannie?
Możliwość ścigania się w wielu miejscach dookoła świta zawsze była niesamowitym przywilejem, ale jestem pewien, że wyścigi domowe zapamiętam równie dobrze i na długo. Wyjście z powrotem na świeże powietrze i możliwość świętowania wolności była niesamowitym uczuciem. W trakcie kwarantanny nauczyłem się jak ważna jest wolność, co mnie motywuje, co napędza i jak radzić sobie z trudnymi sytuacjami, które każdemu się przytrafiają.

Jan Frodeno w Gdyni, w 2019 roku.

Czytaj także:
Jan Frodeno zdradza skąd czerpie motywację


Zimą próbowałeś wielu nowych rzeczy. Nie tylko odkrywałeś okolice, ale jeździłeś na skitourach, podróżowałeś na rowerze. Wiele osób, które widziały to na Twoich social mediach myślała pewnie, że odchodzisz na emeryturę. Skąd takie pomysły?
Po jakimś czasie zmienia się motywacja i wartości. Zawsze robiłem takie rzeczy, które zgadzały się z wyznawanymi przeze mnie wartościami. To część mojego życia, że czasem muszę spróbować czegoś nowego, zaszaleć, dać się ponieść i przestać być na chwilę profesjonalnym sportowcem. Robię to, żeby nie zapomnieć, że to co mamy poza naszym codziennym życiem to czasem najlepsze co może nas spotkać. Przez koronawirusa mieliśmy kilka miesięcy więcej, żeby odkrywać niektóre z tych rzeczy w domu.

Zdziwiło Cię jak dużo frajdy sprawiały Ci te rzeczy?
Zjeżdżając na nartach pierwszy raz od wielu lat poczułem się szalony i zachwycony. Tak jak jesteś zmęczony na koniec biegu, tak samo czułem bijące serce w klatce i mogłem cieszyć się jak dziecko. To było zupełnie szalone. W próbowaniu nowych rzeczy jest balans pomiędzy braniem ryzyka, a byciem wynagradzanym. Z jednej strony jesteś trochę jak narkoman, a z drugiej nowicjusz, który nie ma pojęcia o tym co robi.

Jesteś bardzo ambitną osobą, inaczej nie byłbyś w tym miejscu. Czy robienie takich rzeczy jako hobby jest w porządku z Twoim zawodem?
Jeśli mam być szczery to straciłem chęć do rywalizacji poza sportem. W zawodowym sporcie oczywiście uwielbiam rywalizację, daje z siebie sto procent i nigdy nie odpuszczam. Żeby jednak móc utrzymać te intensywność, muszę czasem spuścić trochę powietrza poza triathlonem. W byciu bardzo słabym piękne jest to, że stajesz się lepszy dużo szybciej, niż ci bardziej zaawansowani. To kolejna rzecz, która ulega stagnacji. Jest mi bardzo ciężko podnieść wyniki w triathlonie w krótkim okresie czasu. A na nartach wygląda to zupełnie odwrotnie. Zjazd dwie i pół minuty szybciej już nie jest taki trudny, bo jeden zjazd jest tragiczny, a następny jest po prostu zły  i się udaje. (śmiech)

Stawiasz sobie kolejne cele albo wpadasz na nowe pomysły? Myślisz, że jak skończysz ścigać się profesjonalnie, to spróbujesz wyścigów adventure albo zjedziesz na rowerze cały świat? Masz jakieś marzenia?
Marzenia i cele to podobna rzecz. Dla mnie cel to inaczej marzenie z jasno określonym planem jak go osiągnąć. Odpowiadając na pytanie, nie mam tak dalekosiężnych planów.

Moje motto to powiedzenie, że nie ma planu B, więc plan A musi zadziałać.

Problem z posiadaniem zbyt wielu celów jest taki, że w pewnym momencie nie wiesz, w którą stronę chcesz iść. Wiem, że ten piękny sport daje mi tysiące różnych możliwości, pozwala mi poznawać niesamowitych ludzi z całego świata. Jednak te wszystkie możliwości będą tutaj tylko przez ściśle określony czas, a po zakończeniu kariery mogą przeminąć albo mogę mieć ich jeszcze więcej i zupełnie inne, jeśli tylko uda mi się osiągnąć cele jakie mam teraz do osiągnięcia.

Wrzuciłeś kiedyś post mówiący o tym, że numer 6 to ładna liczba. Przypuśćmy, że żyjemy w idealnym świecie- 6 razy KONa. W jakim stopniu jest to marzenie, a w jakim stopniu jest to coś na czym się zawiesiłeś i do czego po prostu dążysz?
Szczerze powiedziawszy nawet nie myślę o tym, że mógłbym tego nie osiągnąć. To na pewno marzenie i robię wszystko najlepiej jak potrafię, żeby je zdobyć. Spójrzmy prawdzie w oczy, mam już 38 lat i muszę dbać o siebie trochę bardziej i zdaje sobie sprawę z tego, że kontuzja mogłaby być tym kijem, który włożę sam sobie między szprychy. Muszę dbać o ciało i starać się osiągnąć ten cel, to marzenie.

Zastanawiałeś się kiedyś czy nie powinieneś wcześniej przerzucić się na dłuższy dystans?
Oczywiście, że o tym myślałem. Pod koniec mojej kariery w ITU miałem raczej przeciętne wyniki, ale pomimo tego były dla mnie bardzo cenne. Dzięki nim zrozumiałem dlaczego to wszystko robię, obudziły we mnie głód zwycięstwa, sprawiły że stałem się jednym z najtwardszych. Czas bardzo przeciętny w moim życiu, ale jak się okazało bardzo cenny, więc raczej niczego nie żałuję.

Rozmawiał Till Schenk, tłumaczenie Dawid Dybuk, foto Marcin Dybuk
dzięki uprzejmości PTO HUB


Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X