Rozmowa

Jacek Tyczyński: Gdynia dalej ma wpływ na mnie

Wygrał w Iron Dragon Triathlon na olimpijce. Choć jeszcze Jacek Tyczyński wraca myślami do feralnego startu w Gdyni, gdzie zszedł z trasy po defekcie roweru. Obecnie rozważa dalszy kształt kalendarza startów.

Jaka była Twoja pierwsza ocena zwycięskiego startu w Iron Dragon Triathlon na olimpijce?
To moje czwarte zwycięstwo w Iron Dragon. Startuję tu z wielkim sentymentem za każdym razem. To są zawody pod Krakowem, czyli miastem, które stało się moim domem. Mnóstwo kibiców na trasie, jak i obok. Dla mnie to jest zawsze istotny występ w roku.

Czy na trasie miałeś jeszcze w pamięci ten nieudany start w Gdyni?
Na trasie raczej myślałem o przebiegu rywalizacji i własnym samopoczuciu. O Gdyni myślałem w każdej godzinie minionego tygodnia, ale nie podczas startu. Zawodnicy w trakcie zawodów myślą i czują trochę inaczej niż normalnie. Ja w ogóle mało widzę w trakcie startów. Włącza mi się tryb startowy. Wtedy myślę o rywalizacji i wsłuchuję się, co mówi organizm.

Jak przebiegała niedzielna rywalizacja z Twojej perspektywy?
Wyszedłem z wody jako pierwszy zawodnik indywidualny. Przede mną były bardzo mocne sztafety, które miały bardzo mocnych pływaków w składach, między innymi vice mistrza świata na 800 metrów Wojtka Wojdaka. Nie udało mi się zabrać z nimi na rowerze, w czego konsekwencji jakieś 30 kilometrów jechałem sam. Pod koniec doszła mnie grupa pościgowa. Sporo mnie kosztował rower, ale na biegu już kontrolowałem sytuację. Włączyłem tempomat na 3:30 i tak też dotarłem na metę na pierwszej pozycji z wyraźną przewagą.

Jakie wrażenie na Tobie zrobiła sama atmosfera zawodów?
To święto triathlonu w naszej okolicy. Dużo było kibiców. Same znajome twarze. Doping na trasie biegowej był niesamowity i towarzyszył mi na każdych 100 metrach trasy.

Oprócz Ciebie startowali też Twoi podopieczni. Jak oceniasz ich starty?
Pozytywnie. Alek Wójcik z naszej drużyny był trzeci OPEN, trener Hydzik był drugi w kategorii, Maciek Król 3 w kategorii. Wiele było życiówek i miejsc w czołówce, co cieszy. Nasza grupa na pewno była bardzo mocna i liczna. Z tego miejsca jeszcze raz gratulacje dla Was!

tyczynski

Zobacz też:

Marcin Stanglewicz: Gdynia była startem treningowym

Wracasz jeszcze pamięcią do tego feralnego startu w Gdyni?
Tak. Gdynia była dla mnie ważna i skłamałbym, mówiąc, że to, co się wydarzyło, nie ma na mnie dalej wpływu. Zwłaszcza w kontekście startu w 2019 roku, gdzie to był mój najlepszy start na ½.

Jak przebiegał wyścig do czasu defektu roweru?
Mówiąc szczerze, popłynąłem poniżej oczekiwań. Liczyłem na rehabilitację na rowerze. Miałem czteroosobową grupkę zawodników po T1. Natomiast od początku czułem, że coś stuka w korbie i jest nie tak. To utrudniało intensywną pracę na rowerze. Na 20 kilometrze  ramie korby się urwało i tak zakończył się dla mnie ten wyścig.

Po tej sytuacji chciałeś już zakończyć tegoroczne starty, czy jak najszybciej wrócić na trasę?
Obecnie zastanawiamy się z trenerem, jak powinien wyglądać kalendarz startów w kolejnych tygodniach. Decyzję podejmiemy wspólnie w najbliższych dniach w tym o starcie w Płocku.

Ten start był planowany od początku, czy był reakcją na bieżące wydarzenia związane z pandemią?
Iron Dragon to ważny start dla mnie, jak i dla mojego głównego sponsora firmy „U Jędrusia”,  który również wspiera tę imprezę. Więc od początku planowałem w niej udział. Na koniec chciałbym podziękować sponsorom i osobom, które mnie wspierają w tym trudnym roku. Firmie U Jędrusia, trenerowi Kowalskiemu z Trinergy, firmie High5 Polska oraz Pawłowi Osakowi z Dotfizjo. Wspierają mnie od dawna, kiedy nie idzie i w momencie stania na pudłach.

Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X