Wiadomości

IRONMAN Hawaje. Przebieg wyścigu Roberta Wilkowieckiego

Osiem lat czekaliśmy na ten moment, kiedy Polak w kategorii PRO, stanie na starcie na Hawajach. Robert Wilkowiecki zapowiadał walkę o jak najwyższe cele. Zamiast tego zmagał się z bólem, a zaczęło się tak dobrze. Wielka szkoda.

Na około godzinę przed startem Robert Wilkowiecki dotarł na miejsce zawodów. Kiedy pojawił się przywitały go oklaski wolontariuszy. Podobnie jak każdego z zawodników PRO, którzy szykowali się do startu o godzinie 6:25 czasu hawajskiego (18:25 polskiego). Wilku ostatnie chwile w strefie zmian wykorzystał, jak zawsze zresztą, na sprawdzenie roweru. Pół godziny przed znalazł sobie spokojniejsze miejsce, usiadł na ziemi i rozpoczął przed startowy rytuał. Jak widać na zdjęciu skupienie w tym momencie było duże.

Robert Wilkowiecki pół godziny przed startem

Chcę jak najlepiej wykonać robotę. Nie nastawiam się, że jestem tutaj, aby zdobywać doświadczenie, bo bardzo mocno wierzę w to, że już podczas pierwszych mistrzostw stać mnie na to, aby nawiązać walkę z najlepszymi. Chcę skupić się na wykonaniu pracy jak najlepiej i osiągnięciu wszystkiego, co sobie założyliśmy – twierdził przed startem Robert Wilkowiecki.

Gustav Iden mistrzem świata IRONMAN i rekordzistą trasy

Punktualnie o 6:25, kiedy termometry już o tej porze wskazywały 24 stopnie Celsjusza, wystrzał z armaty oznaczał, że 52 najlepszych zawodników PRO, którzy uzyskali kwalifikacje na mistrzostwa świata IRONMAN rozpoczęło rywalizację. Wśród nich Robert Wilkowiecki.

Robert Wilkowiecki świetnie popłynął

48 minut i 18 sekund później pierwsza grupa zawodników wyszła z wody, a wśród nich Robert Wilkowiecki. To było bardzo dobre pływanie w jego wykonaniu i przede wszystkim zgodne z planem. Wilku miał “zabrać” się z najlepszymi pływakami i kontrolować sytuację. Tak się właśnie stało. Nie było wiadomo tylko ile ten etap rywalizacji kosztował go energii.

Trzecie miejsce po pływaniu i trzeci wyjechał na trasę rowerową. Zmieniała się dwójka prowadzących, ale Polak został na tym samym, świetnym miejscu na podium :).

Plan na część rowerową była prosty, ale tylko w teorii. Robert miał kręcić swoje i pilnować, aby czołówka mu nie odjechała lub nie odjechała zbyt mocno. W miarę szybko, po kilkunastu kilometrach na czele jechało dwóch zawodników: Francuz Sam Laidlow i Australijczyk Max Neumann.

Za nimi z minutową stratą kolejni zawodnicy z faworytem Kristianem Blummenfeltem. Robert Wilkowiecki jechał w trzeciej, 17 osobowej grupie, która po 50 kilometrach miała koło 2:40 straty do lidera. Wilku kręcił w towarzystwie takich zawodników jak Niemiec Patric Lange, Amerykanie Rudy Von Berg i Ben Hoffman. Za nim ze stratą około półtora minuty jechali m.in. Australijczyk Cameron Wurf, Brytyjczyk Joe Skipper, Niemiec Sebastian Kinle, czy Kanadyjczyk Lionel Sanders.

I kto by pomyślał nawet rok temu, że będziemy się ekscytować wyścigiem najlepszych zawodników na świecie, w gronie których jedzie Polak. Emocje było duże, a przecież to było dopiero preludium przed etapem wyścigu, który miał decydować o medalach. Ponadto do przejechania było jeszcze 130 kilometrów i wiele mogło się wydarzyć.

Trudny moment Roberta Wilkowieckiego

Niestety, Robert tracił kolejne pozycje. Na 80 kilometrze trasy był na 34, a co najgorsze odpadł z grupy, w której dotychczas jechał. Do lidera tracił 6 minut i 27 sekund. Do jadącego przed nim zawodnika niespełna minutę i miał ponad minutę przewagi nad kolejnym. To oznaczało samotną jazdę Polaka w wymagających warunkach. Temperatura powietrza wzrosła do 28 stopni Celsjusza, a wilgotność miała 76 procent. Rywalizacja trwała od prawie trzech godzin.

Na kolejnych punktach pomiarowych sytuacja nie poprawiała się. 96 kilometr to już 37 pozycja i ponad 10 minut straty do lidera. Na 111 pozycja ta sama, ale strata wzrosła do prawie 12 minut. Czternaście kilometrów dalej dwie pozycje w dół i 14,5 minuty straty do lidera. Nie wyglądało to dobrze. Brakowało mocy. Rywale kręcili dużo mocniej od Roberta. 17:37 to strata po 145 kilometrze, a pozycja 38. Jedna w górę. Ostatecznie drugi etap rywalizacji Wilku ukończył na 35 pozycji tracąc do lidera prawie 24 minuty, a do TOP10 dziesięć mniej.

Pływanie – 48:18
T1 – 2:15
Rower – 4:28:55
T2 – 2:25

Razem 5:21:52

Ból pleców utrudniał zadanie Robertowi

Podczas wybiegu z T2 Robert Wilkowiecki, który tracił 15 minut do szóstej pozycji poinformował obecnego na Hawajach Filipa Szołowskiego, który go trenuje, że ma problemy z plecami. To jednak nie oznaczało jeszcze końca rywalizacji. Po pierwszych kilometrach biegu Wilku awansował o kilka pozycji. Na jedenastym kilometrze był na 32 pozycji, a do lidera tracił 24 minuty. Do dziesiątej pozycji 14, a do szóstej po minutę więcej. Pięć kilometrów dalej pozycja była ta sama, ale strata do TOP10 wydłużyła się o minutę. Do prowadzącego Francuza wzrosła do 25 minut. Niestety, ból nie odpuszczał, o czym mogliśmy się przekonać na 22,6 kilometrze ostatniego etapu rywalizacji. 36 pozycja i prawie 37 minut straty do lidera, a także 25 minut straty do TOP10 pokazywało, że nie jest lepiej, a wręcz przeciwnie.

Trwała walka, aby dotrzeć na metę debiutanckiego startu na Hawajach. I choć zapewne Wilku o tym nie myślał, to ciekawe było czy mimo bólu uda mu się zostać najszybszym Polakiem na Hawajach. Do tej pory był nim Mariusz Olejniczak, który w 2018 roku ukończył start w Kona w czasie 8:46:50, co dało mu szóste miejsce w kategorii wiekowej. Jak zdradził nam w rozmowie cztery tygodni temu liczył, że Robert zdejmie z niego ten “ciężar”.

Kiedy na 36 kilometrze Gustav Iden wyprzedzał dotychczasowego lidera Francuza Sama Laidlowa, poklepał go po plecach, a chwilę później przybili sobie piątkę, Robert Wilkowiecki spadł o kolejną pozycję, na 37, a jego strata do Norwega wynosiła ponad 40 minut. Ostatecznie Robert Wilkowiecki, mimo dużego bólu pleców dotarł na metę w czasie 8:45:18, odbierając Olejniczakowi tytuł najszybszego Polaka na Hawajach.

Pływanie – 48:18
T1 – 2:15
Rower – 4:28:55
T2 – 2:25

Bieg – 3:23:27
Razem 8:45:18

Gratulujemy determinacji i dotarcia na metę i czekamy na kolejny start Roberta Wilkowieckiego na Hawajach. Oby w 2023 roku, kiedy zdobyte doświadczenie zaprocentuje.

Opracował Marcin Dybuk
FOTO: Filip Szołowski, Magdalena Fast, Ewa Wójcik

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X