IRONMAN Klagenfurt. Austriacka perfekcja
Zawody IM Austria Klagenfurt w nadchodzącym 2020 sezonie zostaną rozegrane po raz dziewiąty. Tutaj wygrywali taki zawodnicy jak: Jan Frodeno (2017), Daniel Bakkegard (2019), czy Marino Vanhoenacker (2015, 2016). Startowało też wielu reprezentantów Polski. W 2019 roku było ich 70.
Podczas edycji 2020 zawodnicy będą walczyć o 40 slotów na MŚ Hawaje 2020. Więc jest się o co bić. IM Austria Klagenfurt odbędzie się 5 lipca 2020 roku. Klagenfurt leży w południowej Austrii i liczy około 100 tysięcy mieszkańców. Jest szóstym co do wielkości miastem w tym kraju.
Jakie tam panują warunki atmosferyczne?
W Klagenfurcie panuje klimat umiarkowany. Obfite opady w ciągu całego roku nikogo z miejscowych nie dziwią. Średnia temperatura w lipcu wynosi 18,5°C. Tym samym to jest najcieplejszy miesiąc w tym mieście w całym roku.
Najlepszy transportem auto
Kluczową kwestią jest transport. Oczywiście najlepiej, aby był tani, szybki i bezproblemowy. A jak jest w Austrii? Z pomocą przychodzą zawodnicy, którzy już startowali na tych zawodach.
– Zawsze byłem autem. Jest komfortowo. W dniu zawodów nie spotkałem się z problemem parkowania – przyznaje Mariusz Chrobot, który startował na tej imprezie w 2019 roku.
Zobacz też:
IM 70.3 Marrakesh. Wiele niedociągnięć organizacyjnych
– Najlepiej podróżować do Klagenfurtu samochodem, ponieważ odległość z Polski nie jest odstraszająca, a droga jest bardzo dobra. Poza tym samochód na miejscu może być bardzo przydatny, jeżeli będziemy mieszkać trochę dalej – tłumaczy Tomasz Rudnik, który startował w Klagenfurcie w 2019 roku. – Osobiście nie sprawdzałem możliwości podróżowania samolotem, ale to było świadome. Na start pojechaliśmy tydzień wcześniej. Chcieliśmy zabrać ze sobą, jak najwięcej rzeczy, a wiadomo, że start w Ironman wymaga zabrania ze sobą całego sprzętu. Polecam dłuższy pobyt, niż sam start i wykorzystanie tego miejsca na krótki urlop. Jest pięknie – dodaje zawodnik.
Co z noclegami?
– To jest chyba najcięższy aspekt całego wyjazdu. Klagenfurt nie jest wielkim miastem z wieloma hotelami. Hotel najbliżej startu jest chyba już zabookowany z góry – przestrzega Tomasz Rudnik. – Trzeba mieć znajomości, żeby tam się dostać albo zapłacić sporą kasę za noclegi. Generalnie Austria nie jest tania. Więc nie spodziewałbym się tanich noclegów. Ja z moim kolegą Krystianem i Krzyśkiem z GVT mieszkaliśmy w Gasthof Appartements Erlenheim w miejscowości Velden położonej przy jeziorze około 20 kilometrów od startu. Ceny były przystępne z bardzo fajnym zapleczem. Hotel był dokładnie na trasie drugiej pętli rowerowej. Bardzo dobre jedzenie, cisza i spokój. Tam były idealne warunki do przygotowania się do startu. Była też grupa z Polski, która się zdecydowała na pole namiotowe, kampingowe niedaleko startu. Też byli zadowoleni. Wzdłuż całego jeziora jest bardzo dużo gasthausow i różnych hotelików. Więc nie ma problemów z dostępnością, ale niestety nie jest najtaniej – kończy Rudnik.
– Te zawody wyprzedają się bardzo szybko. Podobnie jest z dobrymi hotelami. Jednak okolice Klagenfurtu to jest bogata baza noclegowa. Na pewno można znaleźć coś dla siebie – dodaje Mariusz Chrobot. – Fajnie jak znajdzie się jakiś ośrodek z własną plażą. To ułatwia trening w jeziorze. Inaczej trzeba będzie korzystać z plaż publicznych lub czekać na oficjalne treningi w miejscu startu – kończy Chrobot.
Czytaj także:
Ironman 70.3 Nicea. Popularne i wymagające zawody
– Nocleg udało się załatwić przez Airbnb. Trafiłem na naprawdę super mieszkanie. Znajdowało się cztery kilometry od miasteczka IM – mówi Grzegorz Strzelecki, który startował w IM Austria Klagenfurt w 2019 roku.
Piękna i szybka trasa
Trasa pływacka składa się z jednej pętli o długości 3,8 kilometra w turkusowych wodach jeziora Wörthersee. Po około dwóch trzecich trasy zawodnicy wkraczają do wąskiego Lendkanal z ogromnymi tłumami kibiców wzdłuż brzegów.
– Podczas pływania po wpłynięciu do kanału lepiej trzymać się środka, ponieważ brzegi są kamieniste i dosyć płytkie – opisuje Tomasz Rudnik. – Na pewno samo jezioro jest przepiękne. Czysta i ciepła woda, ale sam kanał nie jest ciekawy, kiedy wpływa do niego kilka tysięcy osób – dodaje.
– Trasa jest bajeczna. Jezioro miało 25 stopni. Było turkusowe oraz przejrzyste, choć płynięcie bez pianki 1,5 kilometra w głąb jeziora to ciekawe przeżycie. W kanale, gdzie kończy się pływanie słuchać doping – mówi Grzegorz Strzelecki.
– Pływanie odbywa się w krystalicznych wodach jeziora Wortersee. Trasę można podzielić na dwa główne etapy, czyli pływanie w jeziorze oraz w kanale. Te pierwsze jest bardzo przyjemne, woda jest na tyle czysta, że można ją pić. Płyniemy prosto, następnie mamy dwa razy skręt w lewo i zaczynamy nawigowanie do wpłynięcia do kanału – opisuje Mariusz Chrobot. – To dosyć wymagający moment, ponieważ płyniemy pod słońce, które bardzo utrudnia nawigowanie. Warto podnosić głowę częściej, niż zwykle oraz płynąć na obrany wcześniej punkt orientacyjny. Proponuję trzymać się lewej strony i szukać bojek. Bardzo często trafiają się długie wycieczki w stronę łódek po prawej, które powodują, że można nadrobić sporo dystansu. Następnie wpływamy do kanału. To jest najlepsza część dla kibiców, ale nie szczególnie fajna dla zawodników. Jeżeli jesteś dobrym pływakiem i robisz dystans w około 60 minut, w kanale możesz liczyć na względny luz i jeszcze niezmąconą wodę. To niezwykle pomaga. Bo jeżeli trafisz na tłum, nie sposób płynąć tam własnym tempem. Czeka Cię 1000 metrów klepania po plecach i nie tylko. Utrudnieniem mogą być zakotwiczone łódki lub drewniane pale wbite w dno przy brzegach, czy wszechogarniająca ciemność. W wodzie nic nie widać. Mimo wszystko warto mieć ułożony w głowie scenariusz na taki wariant i nie panikować, a starać się trzymać środka kanału. Należy równo płynąć, nie tracąc energii na szarpanie się z innymi zawodnikami. W lipcu w Klagenfurcie potrafi być gorąco. Więc warto przygotować się na pływanie bez pianek. Jeżeli jednak woda będzie wystarczająco chłodna na pianki, to i tak warto w strefie zmian mieć przygotowany izotonik. Po czasie spędzonym w piance na pewno będziemy odwodnieni. Nie ma co panikować na sytuację bez piankową – dodaje Chrobot.
Zajrzyj do:
Ironman Kalmar. Na co zwrócić uwagę?
Nowo utworzony jednopętlowy tor rowerowy o długości 180,2 km prowadzi z obszaru przejściowego w pobliżu Uniwersytetu w Klagenfurcie przez wioski i miasteczka otaczające Klagenfurt. Druga część trasy prowadzi następnie przez światowej sławy Wörthersee.
– W 2019 część kolarska składała się z dwóch pętli. Pierwsza rozpoczęła się od wyjazdu z miasta i odcinkiem około 35 po drodze ekspresowej. Po tym zaczęły się górki – opisuje Tomasz Rudnik. – Występuje dużo podjazdów i zjazdów, ale w bardzo malowniczych okolicznościach i mnóstwem kibiców, co bardzo pomagało podczas zmagań z trudnościami. Druga pętla była zdecydowanie trudniejsza. Zmęczenie po pierwszych 90 kilometrach zdecydowanie miało wpływ na efekty jazdy na drugiej pętli. Podjazdy były bardziej wymagające. W ostatnich 20 kilometrach przeważa jazda w dół z kilkoma hopkami. Wszystkie punkty żywieniowe są na najwyższym poziomie. Nie ma, do czego się przyczepić. Nawiązując do mojego pierwszego zdania, że trasa na pierwszy rzut oka jest wymagająca, chciałbym podsumować, że można na niej wykręcić niezłe czasy, a kibice bardzo motywują do podkręcania mocy. Jeżeli chodzi o rower, to na pewno trzeba zwrócić uwagę na zjazdy w miejscowościach, ponieważ zdążają się ostre zakręty i można wylecieć z drogi. Trasa była super zabezpieczona z materacami w najgroźniejszych miejscach na ścianach albo słupach. Mimo to trzeba mieć ten fakt na uwadze przy rozpędzaniu się. Poza tym w kilku miejscach jest kostka podczas przejeżdżania przez centra miejscowości – dodaje Tomasz Rudnik.
– Uważnie trzeba pokonać pierwsze kilometry roweru. Tam mniej doświadczeni zawodnicy mogą powodować niebezpieczne sytuacje jeszcze w mieście – przestrzega Mariusz Chrobot. – Warto mieć dobrze przymocowane bidony. Szczególnie na początku trasy, gdzie jeszcze w mieście przejeżdża się przez jakąś nierówność na drodze. Tam od samego początku ludzie tracili mnóstwo bidonów oraz sprzętu. Łapali gumy. Sam straciłem bardzo ważny bidon oraz poluzowała mi się lemondka. Polecam ostrożność na zjazdach, które mogą być szybkie. Jeżeli jest się wystarczająco odważnym. Warto nie przepalić się na pierwszej pętli rowerowej, bo dużo ludzi traci moc na drugą pętlę i wspomniane ostatnie 40 kilometrów – radzi Chrobot.
Przeczytaj też:
Ironman Kopenhaga. Co warto wiedzieć o imprezie
Trasa biegowa składa się z dwóch pętli o łącznej długości 42,2 km. Jest płaska i szybka. Triathloniści uciekają do miasta Krumpendorf, a następnie zawracają w kierunku centrum Klagenfurtu. Tam widzowie ustawiają się na ulicach, aż ostatni sportowiec dotrze do linii mety.
– Część biegowa jest bardzo fajna i mega urozmaicona. Jest dużo punktów żywieniowych. Przebiega przez wiele miejsc z kibicującymi ludźmi – mówi Tomasz Rudnik. – Najciekawszy jest nawrót w centrum miasta z tysiącami ludzi siedzącymi przy stolikach w ogródkach restauracji. Fajna jest możliwość uderzenia w dzwon, który jest umiejscowiony przy nawrocie w centrum. W ten sposób zaznaczyć kolejne przebyte kilometry. Końcówka trasy to jest już bardzo kolorowy bieg wzdłuż jeziora i meta na przepięknej scenie – kończy Rudnik.
– Trasa biegowa jest różnorodna. Jest trochę biegania po miękkiej nawierzchni, kluczenia w alejkach parkowych. Są długie, niekończące się proste wzdłuż jednej z głównych ulic miasta, z dobiegiem do ryneczku – opisuje Mariusz Chrobot. – Na trasie znajdziemy miejsca zacienione, ale będzie też dużo miejsc w słońcu. Bieganie nie jest trudne. Na samej trasie znajdziemy kilka krótkich zbiegów i podbiegów. Jeżeli ścigamy się ze znajomymi, z łatwością będziemy mogli kontrolować dystans pomiędzy sobą, ale też zbijać piony. Jak jest słonecznie to pilnujemy nawadniania – przestrzega Chrobot.
Niesamowita meta
– Na zakończenie czeka nas absolutnie fenomenalna meta-scena, której według opinii wielu, nie ma nigdzie na świecie – chwali Mariusz Chrobot. – Przez moment można się poczuć, jak gladiator, który wychodzi na arenę, otoczony z trzech stron kibicami. z tym, że zamiast walczyć, trzeba wykonać ostatni wysiłek i wbiec na potężną scenę, na której znajduje się meta zawodów – kończy.
Wzorowa organizacja
– Oceniam organizację zawodów 10 na 10. Byłem tutaj dwa razy i stawiam te zawody za wzór pod względem organizacji – ocenia Mariusz Chrobot. – Wszystko jest na najlepszym poziomie, od administracji, strefę expo, obsługę na zawodach. No może poza jedną uwagą, że na drugiej rowerowej pętli bidony były różnie napełnione. Dlatego trafiały się takie bardziej wodniste oraz takie mocniejsze – dodaje.
Zobacz także:
IRONMAN 70.3 Turcja. Rosnąca popularność wśród Polaków
– Organizacja stoi na najwyższym poziomie. Startowałem już w wielu 70.3, a to był mój drugi Ironman. Oceniam go najwyżej. Austriacka perfekcja jest widoczna na każdym kroku – chwali imprezę Tomasz Rudnik. – Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Strefa finishera była bardzo dobrze wyposażona. Jedyne na co trzeba zwrócić uwagę, to że nie jest zaraz za metą. Tylko należy przejść około 200-300 metrów do wielkiego namiotu po drugiej stronie drogi. Wcześniej wspomniane strefy żywieniowe są bardzo dobrze zaopatrzone. Niczego nie brakowało przez cały dystans. Bardzo fajne imprezy towarzyszące jak IronWonam i IronKids. Na pewno tam kiedyś wrócę, ale jak na razie mam dość tych górek – kończy Rudnik.
Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne, Ironman