Rozmowa

Hania Bakuniak pierwsza Iron Ice Women w Polsce

Specjalizuje się w pływaniu na długich dystansach oraz w wodach otwartych. Ma wiele sukcesów oraz rekordów. Hania Bakuniak zadebiutowała w tym roku w triathlonie i od razu na pełnym dystansie.

Specjalizujesz się w pływaniu długodystansowym na wodach otwartych oraz w zimowym pływaniu. Jak rozpoczęła się ta pasja?
Pływanie na wodach otwartych zaczęło się od startu i od razu wygranej na zawodach Woda Bydgoska, rozgrywanych na rzece Brda w moim rodzinnym mieście. Zimowe pływanie to był trochę efekt mojego szaleństwa. Oglądałam zdjęcia i filmy z zawodów w Rosji (chyba z mistrzostw świata), jak ludzie pływają w wykutym w lodzie basenie, a wokół tylko śnieg i grubo ubrani sędziowie, ratownicy, kibice. Pomyślałam, że spróbuję tego za kilka lat, jak skończę wyczynowo pływać. Niedługo po tym trafiłam na post Bogusława Ogrodnika, że brakuje im kobiety do sztafety na Pucharze Świata w zimowym pływaniu. Byłam wtedy po operacji kolana i z trudem wracałam na basen po ponad miesięcznej przerwie. Stwierdziłam, że zaryzykuję, bo nie miałam już nic do stracenia, a zimna woda mogła mi tylko pomóc w rehabilitacji kolana. Dogadałam z Bogusiem szczegóły tego sportu oraz jak się do tego przygotować, bo czasu miałam niewiele. Jak dobrze pamiętam, to max dwa tygodnie do pierwszego wejścia do zimnej wody na otwartym akwenie (w kamieniołomie pod Wrocławiem), a dzień po nim pierwszego startu w zawodach (międzynarodowych, lecz nie z cyklu Pucharu Świata).

Dlaczego akurat pływanie?
Generalnie poszłam do pierwszej klasy podstawówki o profilu sportowym, ukierunkowanej na pływanie. Z każdym kolejnym rokiem rozwijała się we mnie pasja do tego sportu. Pojawiały się mniejsze i większe sukcesy, które motywowały do pracy. Były też gorsze momenty i chwile zwątpienia, ale mój charakter nie pozwalał mi zaprzestać pływania. Ten sport pozwolił mi także poznać wiele wspaniałych osób, przyjaciół, znajomych.

Jakie masz sukcesy w tej dziedzinie?
W pływaniu na basenie oraz na wodach otwartych jestem wielokrotną medalistką Mistrzostw Polski. Dodatkowo reprezentowałam Polskę na Pucharze Świata w pływaniu na wodach otwartych. Przepłynęłam Kanał Catalina (USA) z wyspy na ląd jako pierwsza Polka oraz wiele mniejszych akwenów. W zimowym pływaniu mam „na koncie” Rekordy Guinnessa, rekordy świata, medale mistrzostw świata i Pucharu Świata, rekord Polski. Także przepłynęłam prestiżową Lodową Milę (1609m w wodzie poniżej 5°C), a ukończenie do tego pełnego dystansu Ironman dało mi tytuł IRON ICE WOMEN (jako 9. kobiecie na świecie i pierwszej Polki).

Masz też na koncie rekord Guinnessa w lodowym pływaniu. Skąd wziął się pomysł na takie wyzwanie?
Chciałam po prostu przepłynąć dystans, którego wcześniej nie pokonałam. Przygotowując się do dystansu, wiedziałam, że jestem zdolna do ustanowienia rekordu. Jednak nie dopuszczałam do siebie myśli, że to jest mój cel, który NA PEWNO osiągnę oraz nie pozwalałam, by ktoś mi o tym wielokrotnie przypominał. Wywołałoby to na mnie niepotrzebną presję, a jak mówiłam na początku – chciałam tylko pokonać dystans.

Zobacz też:

Piotr Ławicki: Przyjechałem bez formy, a wracam z medalem

Jak ono przebiegało?
Rekord Guinnessa na jednym kilometrze ustanowiłam, płynąc na zawodach w Veitsbronn (Niemcy). To był mój pierwszy start na tej imprezie, w dodatku rozgrywany już o zmroku (przy świetle reflektorów). Wtedy ciężko było stwierdzić, w jakiej jestem formie. Byłam rozstawiona obok faworytki i ówczesnej rekordzistki na 1km. Trafił mi się świetny tor, z którego bardzo dobrze widziałam wyniki po każdych 100 metrach. Mój support i wszystko co dzieje się wokół, zachowując przy tym odpowiednie skupienie i koncentrację. Dystans Lodowej Mili mogłam płynąć dzięki uprzejmości organizatorów Mistrzostw Europy Morsów. Właśnie na tych zawodach w Gdańsku miałam osobną konkurencję – 1625m, ale przez pewien czas na torach obok towarzyszyli mi mężczyźni startujący na 450m. Aby moja próba była w pełni zatwierdzona, potrzebowałam minimum dwóch świadków (członków IISA), nagrania jak startuję, płynę (chociaż część na filmie), i kończę dystans – wszystko o własnych siłach, do tego zapisany wynik i pokazanie, jak przebiegała trasa (w moim przypadku pływanie w basenie 25m). Przed startem konieczny jest również pomiar temperatury wody trzema różnymi termometrami i uwiecznienie ich wyników na zdjęciu/ filmie. Wszystko szczegółowo wyjaśniają przepisy International Ice Swimming Association (IISA)

Czy planujesz podobne inicjatywy?
Mam w głowie sportowe marzenia, które chciałabym spełnić. Wymagają one nie tylko przygotowania fizycznego, ale i psychicznego, organizacyjnego oraz zainwestowania w to pieniędzy. Oprócz tego, że będę starać się spełnić własne marzenia, chciałabym, aby to, co robię, miało również cel charytatywny. Podobnie jak było z Polską Przeprawą Stulecia (przepłynięcie Kanału Catalina), czy z moim triathlonowym debiutem na dystansie pełnym.

Jak narodził się pomysł na triathlon?
Pływać umiem, bardzo lubię jeździć na rowerze. Do biegania się przełamałam, więc myślałam, by kiedyś spróbować sił w tej dyscyplinie. Tylko to „kiedyś” znaczyło dla mnie: gdy będę miała rodzinę, stałą pracę i wiek ok. 40 lat. Z tego względu, że pojawił się COVID, to stwierdziłam, że nie ma sensu czekać. Znałam też atmosferę i po części adrenalinę, jaka się wydziela podczas zawodów triathlonowych, bo brałam w nich udział jako wolontariusz albo „pierwsza zmiana” w sztafecie. Więc to był dodatkowy motywator.

Dlaczego zdecydowałaś się zadebiutować od razu na pełnym dystansie?
Lubię wyzwania. A tak poważniej to w planie miał być wcześniej chociaż jeden start „na przetarcie”, ale było kilka czynników, przez które nie mogłam tego zrealizować.

Jak przebiegały przygotowania do tego sezonu?
Kiedy covid w połowie marca zamknął baseny w Polsce, mogłam bardziej skupić się na  bieganiu, jeździe na rowerze, czy treningu ogólnorozwojowym. Poważne myśli o IM pojawiły się w kwietniu. Dlatego po Wielkiejnocy zaczęłam pływać w jeziorze i poniekąd przyzwyczajać się do pianki. Przygotowywałam się według tego, co mówił mi organizm. Planowałam sobie, co kiedy robić w tygodniu, ale zdarzało mi się, że z wielu powodów musiałam ten plan zmieniać z dnia na dzień. Ostatniego dnia czerwca postanowiłam definitywnie, że się zgłoszę do zawodów na pełnym dystansie.

 

Czytaj także:

Michał Jadach i jego pasje. Strojenie fortepianów i triathlon

W jakim stopniu treningi utrudniała sytuacja epidemiologiczna?
Myślę, że w niskim. Planowałam przerwę od pływania w kwietniu, ale koronawirus sprawił, że zaczęła się ona wcześniej i potrwała dłużej. Treningi poza domem starałam się realizować tak, aby napotkana na drodze osoba nie była narażona na kontakt ze mną i panowała bezpieczna odległość.

Co Ci sprawiało najwięcej problemów w trakcie przygotowań?
Na początku wykonywania treningu rower + bieg (tzw. zakładki) moje nogi na biegu odmawiały posłuszeństwa i czułam dyskomfort. Musiałam zacząć praktycznie od zera, aby przyzwyczaić organizm i nie doznać kontuzji.

Jakie pokonałaś słabości dzięki triathlonowi?
Myślałam, że wiele przeszłam i jestem wystarczająco silna psychicznie, by poradzić sobie ze wszystkim. Niestety myliłam się. Trzy tygodnie przed głównymi zawodami w Borównie zmarła moja babcia, a ja dosłownie sięgnęłam dna. Zastanawiałam się wtedy czasem nad rezygnacją ze startu, ale znam się i gdybym to zrobiła, to czułabym się jeszcze gorzej. Tym bardziej że moje przygotowania i start w triathlonie niosły pomoc dla Mareczka (młodszego brata koleżanki ze Szczecina). Dzięki temu, że miałam cel i przy tym wsparcie najbliższych (za co im ogromnie dziękuję!), powoli wracała we mnie wiara, że to, co robię, ma sens i zakończy się sukcesem. Oprócz tego treningi triathlonowe (szczególnie biegowe) utwierdziły mnie w tym, że granice są tylko w głowie, a niemożliwe nie istnieje.

Zadebiutowałaś w sierpniu na pełnym dystansie w Bydgoszczy Borównie. Jak przebiegał start?
Generalnie cały czas z uśmiechem na twarzy, z dobrym samopoczuciem oraz kontrolą tego,  co się dzieje. Trasy też okazały się przyjemne. Zakładałam, że pływanie zrobię jako rozgrzewkę i po godzinie wyjdę z wody. Na tym etapie pogoniła mnie trochę Ewa Komander.  Więc wyszło szybciej, niż zakładałam. Pierwsza strefa zmian na spokojnie i po godzinie od sygnału startowego zaczynałam już jazdę na rowerze. Cały czas pilnowałam się, aby jechać ostrożnie i nie szarżować. Nie miałam licznika, ale sprawdzałam tempo na zegarku i obliczałam, ile mniej więcej będę jeszcze jechać. Na rowerze dopadł mnie największy kryzys w okolicach 130-165 km. Niestety towarzyszył temu wiatr i deszcz. Mimo to się nie zniechęciłam. Na bieganiu przez pierwszą połowę dystansu musiałam korzystać z toalety co pętlę, czyli ok. 7km. Czułam też wtedy, jak mocno spięte są moje plecy po przebytych kilometrach. Na tym etapie najbardziej obawiałam się bólu kolan. Ból się pojawił, ale dość szybko przeszedł. Chyba wiedział, że tego dnia mnie nie pokona.

Co czułaś, stojąc pierwszy raz na starcie zawodów?
Lekki stres, czy wszystko pójdzie zgodnie z planem, a zarazem ulgę, że pokonałam wszystkie moje słabości. Więc teraz już nic mnie nie powstrzyma. Do  tego towarzyszyła mi  napływającą adrenalina.

Czy jesteś zadowolona z osiągniętego wyniku?
Tak. Sukcesem dla mnie było zmieścić się w limicie organizatora (15h). Kalkulując w czasie wyścigu tempo, wiedziałam, że jestem w stanie złamać 14 godzin. Na ostatnich 10 kilometrach postawiłam sobie za cel 13h i 45 min. Udało się. Swoją drogą, w czasie zawodów ten sam czas obstawił mój tata – jak on mnie zna!

Co Ci sprawiało najwięcej problemów na trasie?
Na rowerze zdecydowanie brak doświadczenia i wyjeżdżonych kilometrów, do tego pełny pęcherz przez ostanie prawie 1,5H jazdy. Na biegu miałam tylko przymusowe przystanki w toalecie. Problemem, którego się zupełnie nie spodziewałam, była opuchlizna lewej dłoni i w znacznym stopniu bezwładne palce (środkowy, serdeczny i mały). Stało się tak, ponieważ na nadgarstku miałam za mocno zaciśnięty zegarek oraz opaskę na rękę (tyvek), przy tym końcówkę rękawa kompresyjnego. Wszystko to przy zgiętej lekko ręce trzymającej kierownicę roweru przez ok. trzech godzin.

Na trasie rowerowej miałaś wraz z jednym zawodnikiem nieprzyjemną przygodę z kierowcą auta. Co się stało?
Mając ok. 150 km na jednym ze skrzyżowań ulic nie wiadomo skąd na zamkniętej drodze,  pojawiło się auto. Wiedziałam, że kierowca musi ustąpić nam pierwszeństwa, ale jakoś nie wierzyłam, żeby akurat ten to zrobił. Coś mnie tknęło, aby lekko odbić na bok i zwolnić prawie do zera. W tym samym czasie zobaczyłam, jak zawodnik stara się uniknąć kraksy z samochodem i niestety upada. Wyglądało to strasznie, ale mężczyzna szybko zebrał się z ziemi i ruszył ku kierowcy, który wyglądał, jakby chciał uciec. Do tego prędko zareagował stojący niedaleko wolontariusz. Ja przejechałam obok całej sytuacji, ale po tym, co zobaczyłam, serce zaczęło mi o wiele mocniej bić.

Jakie miałaś jeszcze przygody na trasie?
Poza moją dłonią i incydentem z autem to nic większego się nie wydarzyło. Zapadło mi za to w pamięci parę pozytywnych, krótkich zdarzeń. Na przykład, kiedy inni zawodnicy mnie mijali i mówili coś w stylu „dajesz, dajesz..”, „jeszcze tylko trochę”, „wszystko ok? Jak się czujesz?” albo to coś podobnego krzyczeli kibice przy trasie. Nie zapomnę też sytuacji, gdy w pełni skupiona wjeżdżałam na wąską nawrotkę i zauważyłam, że za mną zbliża się mężczyzna szybszy ode mnie. Tym bardziej chciałam dobrze wykonać ten manewr, żeby zawodnik mógł mnie łatwo wyprzedzić za zakrętem. Będąc w poprzek ulicy, usłyszałam piskliwe „aaaa!” wjeżdżającego za szybko w nawrót mężczyzny. Ten dźwięk tak komicznie zabrzmiał, że nie mogłam powstrzymać się od lekkiego śmiechu, a całe moje skupienie pękło jak bańka mydlana.

Kto Ci pomaga w treningach?
Wszystkie treningi oprócz pływania zazwyczaj wykonuje samodzielnie. Na basenie trenuję ze znacznie młodszymi ode mnie, ale mi to nie przeszkadza. Mam dobry kontakt z trenerem, co również pozytywnie wpływa na moje podejście do pływania. Kiedy jestem w rodzinnym mieście (Bydgoszczy), do zrobienia czegoś (de)motywuje mnie młodszy brat. Jeśli jest okazja,  to mogę zrobić grupowy trening z Kliniką Triathlonu albo dołączyć do pływaków z Astorii. Oczywiście znaczącą rolę ma też moja najbliższa rodzina i przyjaciele. Jest wiele osób, które wspierają mnie mniej lub bardziej w przygotowaniach i nie sposób mi wszystkich wymienić. Jednak wszystkim równie ogromnie dziękuję.

Warto też wspomnieć, że miałaś w 2016 roku artroskopię kolana. Na czym polegał zabieg?
Usunięto mi część łąkotki. Po zabiegu dowiedziałam się także, że z powodu doznanego kiedyś w przeszłości urazu kolana zerwałam więzadło ACL. Jestem przykładem, że bez niego również można uprawiać sport.

Jakie były przyczyny zabiegu?
Pewnego dnia moje kolano mocno strzyknęło, gdy klękałam po jogurt w sklepie. Staw się zblokował i nie mogłam wyprostować nogi. Do tego pojawiał się ból, a po pewnym czasie obrzęk. Po konsultacjach z fizjoterapeutami i ortopedą wróciłam do pewnej sprawności, która pozwalała mi wykonywać ćwiczenia rehabilitacyjne. Niestety, po sześciu miesiącach nie było znacznej poprawy.

Jakie przyniosły skutki ta operacja?
Ponad miesiąc bez wchodzenia do basenu, co dla pływaka jest wielką stratą w przygotowaniach do zawodów. Wbrew pozorom zamiast czuć pragnienie powrotu wejścia do chlorowanej wody, miałam ochotę omijać basen bardzo szerokim łukiem. Patrząc z tej pozytywnej strony, to był powód, by zacząć pływać w zimniej wodzie. Mam też teraz dwie drobne blizny na kolanie i mogę wykonywać więcej czynności z wykorzystaniem pracy nóg.

Kiedy spowrotem przekonałaś się do basenu?
Pierwsze zawody w lodowatej wodzie zmotywowały mnie do treningów w wodzie. Wiedziałam, że ograniczając treningi pływackie, nie osiągnę już sukcesów w tej dyscyplinie oraz nie przygotuję się do marzenia, jakie wtedy miałam (start w międzynarodowych zawodach na wodach otwartych).

Jakie masz najbliższe plany?
Czerpać przyjemność z treningów i zawodów sportowych. Ze względu na panującą pandemię  to obecnie myślę o zrobieniu czegoś, czego Covid mi nie odwoła. Z czym dokładnie to jest związane, nie chcę jeszcze zdradzać.

Co chciałabyś osiągnąć w triathlonie?
Na pewno chcę ukończyć każdy dystans krótszy od IM. Choć nie ukrywam, że pojawiają się czasem myśli o double Ironman. Jednak do tego potrzebowałabym minimum rok „stabilności” w życiu, doświadczenia i funduszy (w szczególności na sprzęt), aby móc na spokojnie się przygotować.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X