Rozmowa

Katarzyna Łazarowicz wróciła „ z zaświatów” ROZMOWA

Ostatni raz wystartowała w 2019 roku. Następnie miała wiele „przygód”. Mimo wszystko Katarzyna Łazarowicz wróciła do triathlonu i trenera Jakuba Czaji. Szykuje się do sezonu 2021.

Jak sama podkreślasz, zaliczyłaś niezły „zgon” w 2020 roku. Dlaczego?
Myślałam, że już po moim triathlonie. Po trzech latach coś się skończyło bezpowrotnie i nie dam rady podjąć próby przygotowania się do pełnego dystansu na 50 urodziny. To jest taki stan, kiedy nie widzisz dalszego sensu robienia czegoś, co było dla Ciebie bardzo ważne do tej pory i dawało ogromną satysfakcję, przy okazji motywując do innych rzeczy.

Jedną z najważniejszych decyzji był powrót pod skrzydła Jakuba Czaji. Jakie były powody takiej decyzji?
Jakub Czaja poza ogromnym doświadczeniem jest bardzo odpowiedzialnym trenerem i chyba  lubi zawodnicze wyzwania. Gdy podejmuje się opieki trenerskiej, to nie zniechęci go byle niedyspozycja zawodnika. Zaczęliśmy współpracę na koniec sezonu letniego w 2019 roku. Pierwsze w moim życiu tri pudło we wrześniu 2019 w Strykowie, a potem w październiku ukończenie wymagających zawodów IM 70,3 w Marakeszu, to wszystko odbyło się pod jego czujnym okiem trenerskim. Później pomimo tych pozytywów zaczęły się schody, czyli przeciągająca się kontuzja nadgarstka i sytuacja z pandemią. Dlatego nie miałam siły i poprosiłam trenera o krótką „dziekankę”. Gdy szykowałam się do powrotu, zdarzył się mały incydent na rowerze i szlaban od lekarza na dwa miesiące na pływanie, rower i bieganie. Wtedy zapytałam trenera, czy będę mogła wrócić po skończonej rekonwalescencji. Tak naprawdę dopiero udało mi się to w grudniu 2020. Na spokojnie, bez ciśnienia i z nową motywacją. Wiedziałam, że tym razem „nie mogę zawieźć” i zamiast szukać kolejnej wymówki, muszę zabrać się porządnie do roboty.

Zobacz też:

Krzysztof Hadas: Raczej zostanę w Tajlandii

Jak obecnie przebiegają treningi?
Zgodnie z planem trenuję sześć dni w tygodniu: bieganie głównie outdoor, trenażer, basen w grupie lub indywidualne zadania, a do tego kontynuacja zajęć siłowych i ogólnorozwojowych z trenerem personalnym Mateuszem Krzewiną.

Wszystkie starty zaplanowane na zeszły sezon przeniosłaś na obecny. Jak wygląda plan startowy?
Tak naprawdę większość, czyli ChampionMan Duathlon w Czempiniu (długi dystans), ¼ JBL Triathlon Sieraków, IronMan 70,3 Westfriesland i Iron Man 70,3 Gdynia. Ostatni traktuję jako start A.

Jak ten brak startów wpłynął na Ciebie?
Na początku było kiepsko. Do tego uruchomiła mi się spirala dziwnych zdarzeń, a po sezonie pozostał żal, że nigdzie nie wystartowałam. Jednak z perspektywy czasu bardzo dobrze się stało, ponieważ teraz bardziej świadomie podchodzę do triathlonu. Dostałam od losu czas na dopracowanie niedociągnięć ogólnorozwojowych.

Ostatni start zaliczyłaś w październiku 2019, gdzie wystartowałaś w Maroku. Jak wspominasz  tamte zawody?
Wszyscy jednogłośnie nazwaliśmy ten start Masakresz. Dla mnie to była lekcja pokory i długa kontuzja nadgarstka, którą ostatecznie już wyleczyłam farmakologicznie.

W jakich okolicznościach przytrafiła Ci się ta kontuzja?
Prawdopodobnie nawierzchnia trasy rowerowej w Maroku, stres podczas tego odcinka i brak wcześniejszej pracy nad wzmacnianiem tułowia oraz górnych partii ciała przyczyniły się do tego, że kontuzja nie chciała odpuścić przez kilka miesięcy. Mimo konsultacji z kilkoma fizjoterapeutami skończyło się wizytą i ingerencją lekarską.

Po jakim czasie od tego urazu udało się wrócić do treningów?
Wróciłam po przerwie, ale ból powracał i przesuwał się wyżej z nadgarstka. Był uciążliwy podczas treningów oraz w codziennym funkcjonowaniu. Lekarz nazwał to pechem, ja brakiem ćwiczeń ogólnorozwojowych.

Następnie zaczęła się pandemia. Jak ona się na Tobie odbiła pod względem sportowym, mentalnym oraz prywatnym?
Kiepsko, zresztą dotyczyło to wielu spraw w życiu. U mnie musi być równowaga między życiem prywatnym, zawodowym i pasją, jaką jest triathlon. Kiedy któryś z elementów nie gra, zaczyna się problem. Pandemia naruszyła każdy z tych obszarów. Trzeba było zrobić  porządki. Myślę, że udało mi się na tyle, żebym znowu obrała dobry kierunek.

Zajrzyj do:

Jakub Senkowski: Chcę ukończyć Hardą Sukę

 

Dlaczego w tym okresie zdecydowałaś się na indywidualne treningi?
Nie miałam wyjścia. Po incydencie na rowerze i po okresie dwóch miesięcy rehabilitacji uszkodzonego prawego więzadła obojczykowo-barkowego musiałam wrócić do aktywności. Zaczęła się o to domagać też moja głowa. Do tego bratnia tri dusza, Monika Polkowska poleciła mi trenera personalnego. Namawiano mnie na zajęcia z Krzewiną od dłuższego czasu. Opowiadano o elastycznym i indywidualnym podejściu, ciekawych i zróżnicowanych treningach, wydających się mało obciążającymi, ale odczuwalnych na drugi dzień i przynoszących efekty. Sam powrót nie był łatwy. Mimo to cierpliwość i wsparcie trenera personalnego zdało rezultaty. Do wszystkiego przyplątała się niechęć do biegania. Wtedy zdałam sobie sprawę, że od sześciu lat nie miałam tak długiej przerwy od tej aktywności. Lubiłam zawsze bieganie i dopóki nie zaczęłam przygody z triathlonem, potrafiłam co weekend startować w jakiś zawodach biegowych. Mam z tego okresu niezłą kolekcję pamiątkowych medali. Natomiast w połowie ubiegłego roku na samą myśl o założeniu butów biegowych i wyjściu na trening robiło mi się słabo. Wówczas Mateusz zaczął organizować środowe outdoorowe zajęcia siły biegowej. Biorąc w nich udział, bez presji rozkręciłam nogi na nowo.

Jakie dotychczas skutki przyniosła ta wspólna praca?
Jestem bardzo zadowolona. Mateusz pozwolił odbudować się mojej głowie, nie mówiąc o tym, że wziął się za moją ogólno rozwojówkę. Właściwie zaczęliśmy od podstaw. Po siedmiu miesiącach stałej współpracy czuję się silniejsza fizycznie. Mam lepsze czucie. Wiem, że zrobiłam dużo więcej niż wcześniej, żeby uchronić się przed niepotrzebnymi kontuzjami w dalszej przygodzie z triathlonem. Teraz wiem, że same treningi biegowe, rowerowe i pływackie to za mało, nawet jak ktoś tak, jak ja jest amatorem i bawi się sportem. Dlatego tak ważne było dla mnie to, że dostałam zielone światło od trenera Czaji. Więc co tydzień wpisuję w mój grafik treningowy zajęcia z Mateuszem Krzewiną.

Podczas jednego z treningów rowerowych uległaś wypadkowi. Co się stało?
Byłam po ciężkim treningu rowerowym i wracaliśmy z kolegą Mariuszem do „bazy”. On przejechał bezpiecznie przez rondo. Natomiast mnie nie zauważył czekający samochód i ruszył wprost na mnie. Przestraszyłam się. Za mocno zahamowałam jednym hamulcem i rower stanął tzw. dęba. Przeleciałam przez kierownicę i wylądowałam na prawym barku, zrywając ścięgno barkowo-obojczykowe. Kierowca zdążył zahamować. Skończyło się tylko na niezbyt miękkim lądowaniu na ulicy przed rowerem. Następnie osiem godzin spędziłam na SOR, wstępna diagnoza i skierowanie na dodatkowe konsultacje. Najgorsze przyszło później, kiedy doktorek dał szlaban na wszystko: pływanie, bieganie i rower. Z aktywności zostały mi tylko spacery.

Jak wyglądał powrót do zdrowia?
Długi, powolny i wymagający cierpliwości. Cierpliwie czekałam, spacerowałam. Patrzyłam, jak inni trenują. Kibicowałam na zawodach. Tęskniłam za bólem mięśni po porządnym treningu i wiedziałam, że tak tego nie zostawię.

Które z tych zaplanowanych startów w sezonie 2021 będą dla Ciebie najważniejsze?
Stanowczo GDYNIA 70.3! Trochę wyzwanie a może dlatego, że przeszła mi koło nosa w zeszłym roku. Poza tym wiem, że trener Jakub i ekipa CTS zrobią niesamowitą atmosferę, co powoduje, że już nie mogę się doczekać.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X