Rozmowa

Ania Lechowicz: Odebrałam lekcję pokory

Niestety, wyścig na Hawajach nie poszedł po jej myśli. Zawiódł żołądek. Ania Lechowicz stoczyła walkę samej ze sobą, nie poddała się i zameldowała na mecie. Lekko nie było.

Aniu, tak na gorąco, co działo się na trasie?
Do 70 kilometra na rowerze wszystko szło według planu. Wtedy nagle poczułam ból żołądka. Odbiło się to na rowerze w takim stopniu, że rozjazdy robiłam mocniejsze. Ciężko mi się jechało z powrotem. Dodatkowo od 120 kilometra już nic nie jadłam. Zwymiotowałam na drugim etapie rywalizacji dwukrotnie. Myślałam, że nie dam rady biec. Chciałam zejść z trasy przez pierwsze osiem kilometrów biegu. Cztery razy byłam w toalecie. Bałam się cokolwiek zjeść.

W drugiej strefie zmian byłaś aż sześć minut.
Tak, bardzo długo byłam w toalecie. Myślałam, że to pomoże. Miałam leki na biegunkę. Po drodze zjadłam ich osiem. W pewnym momencie organizm się uspokoił. Nie udało się, ale mimo wszystko cieszę się z wyniku, bo jak zobaczyłam mojego partnera po wyjściu ze strefy zmian, to się rozpłakałam. Powiedziałam mu, że nie tak to miało być i chyba zejdę. On powiedział, że jest ze mną mimo wszystko. To stwierdziłam, że spróbuję jeszcze powalczyć przez 10 kilometrów. Spotkałam go na podbiegu i krzyknął do mnie, że jest ze mną i mam spróbować. Jakoś się rozkręciłam i pobiegłam.

Anna Lechowicz i Jacek Marciniak

Wiadomo, że na wyciąganie wniosków przyjdzie dopiero czas. Tak na świeżo, co mogło spowodować taką reakcję organizmu?
Nie wiem, dzisiaj rano po śniadaniu mówiłam do Marcina Koniecznego, że coś mnie pobolewa żołądek. Myślałam, że to może przez stres. Na trasie korzystałam z żeli, które znam. Dobrze mi służą. Jadłam je np. w St. George. Nie robiłam nic nowego. Wiem, że za każdym razem mam problemy z niestrawnością na bieganiu. Może to jest czas, aby coś zrobić z tym, zanim znów zacznę walczyć o wynik. Cieszę się, że ukończyłam wyścig i dałam radę przed zachodem słońca.

Mam nadzieję, że to nie jest Twój ostatni start?
Nie, to jest Ironman. Uczy pokory. Wszystko może się wydarzyć, bez względu na to, jak jesteśmy przygotowani. Zawsze może nas coś zaskoczyć. Odebrałam lekcję pokory i bardzo się cieszę, że jakoś przeszły te skurcze i wbiegłam na metę.

Będąc tutaj na miejscu, mieszkasz razem z Marcinem Koniecznym. Chyba nie do końca poszło mu po jego myśli, mimo wicemistrzostwa?
Biegł jak natchniony i mnie wyprzedzał. Nawet podczas wyścigu pytałam się mojego partnera, gdzie jest MKON. Mówiłam mu, żeby pomagał Marcinowi, bo ja już nic nie wywalczę. Szkoda mi go, bo zasłużył na to zwycięstwo. Choć myślę, że cieszy się też z tego drugiego miejsca.

Powiedział, że jak wygra, to kończy z triathlonem. Po dzisiejszym wyścigu mam nadzieję, że zostanie i spróbuje jeszcze raz.
Kiedyś mi powiedział, jak mieszkaliśmy razem, mam nadzieję, że się nie obrazi, że jeśli kiedyś przyjdzie mu taki szalony pomysł, żeby wystartować na Hawajach, to wie, gdzie będzie mieszkać. Więc czas pokaże.  

Rozmawiał: Jacek Marciniak
foto: materiały prywatne, Jacek Marciniak

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X