Wiadomości

Dramat w Tatrach. Nasz kolega Bartosz Apanasiewicz nie żyje WSPOMNIENIE

Wraz z partnerką wybrali się w weekend na górską wyprawę w Tatry. Niestety, doszło do tragicznego wypadku, w którym triathlonista Bartosz Apanasiewicz (na zdjęciu w środku) oraz jego partnerka Anna zginęli.

– Bartek był moim przyjacielem od ośmiu lat – mówi Mateusz Zieliński z Bydgoszczy. – Można było liczyć na niego w życiu sportowym oraz prywatnym. Kiedy mojej żonie popsuł się samochód i nie mogłem do niej pojechać, Bartek zostawił pracę i momentalnie przyjechał do niej i naprawił auto. Innym razem wracaliśmy w nocy z imprezy. Okazało się, że nasz kierowca nie miał ważnego prawa jazdy. Co zrobił Bartek? Jak się dowiedział o problemie przybiegł trzy kilometry do nas. Wsiadł do samochodu i wszystkich odwiózł. Kiedy potrzebowałem pomocy zawsze mogłem na niego liczyć. Był uśmiechnięty i zabawny. Nie zliczę tych wszystkich spotkań, imprez, dyskusji. Bartek był mi bratem. Dla niego ważniejsze było, żeby coś dać, a nie mieć.

Przygotowania do wyprawy w Tatry

Bartosz Apanasiewicz oraz Anna Szymańska w miniony weekend wybrali się w Tatry. Do wyprawy byli przygotowani dobrze. Pomagał im w tym właśnie Mateusz Zieliński.

– Widzieliśmy się dwa dni przed wyjazdem. Dyskutowaliśmy o wielu rzeczach. Mówiłem mu, jak ma się zachowywać w danych sytuacjach. Radziłem Bartkowi, żeby monitorował pogodę. Mieli spać jedynie w idealnych warunkach na Zawracie, a w razie niepewnej pogody zejść do doliny. Ta burza przyszła niespodziewanie. Ania i Bartek byli bardzo dobrze przygotowani do wyprawy. Mieli ode mnie dużo sprzętu – opowiada Zieliński. – Wiem, co się tam stało, ale dowiedziałem z nieoficjalnych źródeł. Dlatego nie chciałbym o tym opowiadać. Byłem pierwszą osobą, która dowiedziała się o tragedii. Identyfikowałem telefonicznie zwłoki. Musiałem także poinformować o wszystkim jego brata.

Nie wiadomo ostatecznie jak doszło do tragedii w Tatrach. W sobotnią noc w górach była burza. Najprawdopodobniej Bartek oraz jego partnerka Anna spadli z wysokości. Nie wiadomo jeszcze kiedy odbędą się uroczystości pogrzebowe.

Ważniejsi ludzie od wyników

Prywatnie był pomocnym oraz oddanym przyjacielem. Warto jednak podkreślić, że Bartek był też w środowisku bydgoskim znanym zapaleńcem sportowym o wielkim sercu.

– Podczas imprez triathlonowych trudno sobie pomagać, bo to jest sport indywidualny. Nie było takiej możliwości podczas pływania, czy jazdy na rowerze. Jednak, kiedy biegaliśmy po górach, to zawsze zatrzymywaliśmy się i pomagaliśmy innym zawodnikom. Najczęściej kończyło się na łyku jagermeistera dla otuchy  – wspomina ze wzruszeniem Mateusz Zieliński. – Dobre słowo oraz wsparcie na trasach padało z jego strony niemal zawsze.

Bartek nie rywalizował z ludźmi, ale z dystansem. Nie szukał rekordów oraz życiówek. Po prostu chciał przeżyć przygodę podczas startu.

apanasewicz
Bartek, z praweji jego przyjaciel Mateusz

Był najlepszym przyjacielem

– Kiedy się poznaliśmy, to przechodził duże zmiany w życiu. Był po rozwodzie, a sport zaczął go kreować na nowo. Wówczas był po 30-stce, a ja byłem młodszy o dziewięć lat – mówi Mateusz Zieliński. – Poznaliśmy się na siłowni. Obaj biegaliśmy na bieżni zawsze w porannych godzinach. Tak od słowa do słowa umówiliśmy się na wspólne treningi. Potem razem wyjeżdżaliśmy w góry. On zabierał mnie w Bieszczady, a ja go w Tatry. On mi pokazał bieganie po górach, a ja wspinaczkę górską. W ten sposób zaczęliśmy się poznawać. On był częścią mojej rodziny. Pomagał mi przy zaręczynach. Bartek był w moim życiu tyle czasu, co spędziłem z żoną.  Uczestniczył w jakimś stopniu w każdym wydarzeniu mojej rodziny. Doradzaliśmy sobie wzajemnie praktycznie w każdej kwestii. To były lata wielu dyskusji, wspólnych wypadów w góry, wypitego alkoholu, przesłuchanej muzyki oraz różnych zabawnych sytuacji – wspomina przyjaciel triathlonisty.

Jednym ze sportowych wyzwań Bartka Apanasiewicza było ukończenie Ironmana. Był tylko jeden problem. Nie potrafił pływać. To jednak nie okazało się dla niego zbyt dużą przeszkodą.

Nauczyłem go pływać

– Bartek wymyślił sobie, że chce ukończyć Ironmana i przygotuje się do tego w rok. Kiedy mi o tym powiedział zapytałem o jego pływanie. Przyszedł do mnie na trening na basenie. Po tym co zobaczyłem już wiedziałem, że czeka nas dużo ciężkiej pracy – dodaje Mateusz. – Zapowiedziałem mu, że nauczę go pływać, ale to będzie boleć. Przeprowadzaliśmy dwugodzinne treningi 3-4 razy w tygodniu. Był zawzięty. Cały plan dnia podporządkował pod  treningi. Nigdy nie odpuścił. Finalnie nauczyłem go pływać w trzy miesiące. Zawdzięczał to determinacji oraz zaangażowaniu. Jako osoba z kanapy przygotował się w 10 miesięcy do Ironmana, którego ukończył w 2015 roku. Zrealizował jeden z celów. Choć pamiętam, że po tamtym starcie przespał pół dnia (śmiech).

Po starcie na pełnym dystansie przyszedł czas na kolejne duże wyzwanie. Wybór padł na Hardą Sukę.

Trzy próby

– Próbował ukończyć te zawody trzykrotnie. Niestety, za każdym razem nie udawała mu się ta sztuka. Na przeszkodzie za każdym razem stawała pogoda. Jest jedyną osobą, która trzy razy z rzędu wracała na Hardą Sukę. To pokazuje, jaką miał determinację. Wielu ludzi odradzało mu kolejne podejścia. Ja mu zabraniałem poddawać się. Obiecaliśmy sobie, że razem wbiegniemy na metę, ale się nie udało – kończy Mateusz Zieliński.

apanasewicz
Bartosz Apanasiewicz (z lewej) i Mateusz Zieliński

Rodzinie oraz najbliższym składamy wyrazy współczucia.
Ciebie Bartku żegnamy z żalem. Do zobaczenia już w innym świecie i na innych zawodach.

Przemek Schenk, Marcin Dybuk
foto: materiały prywatne Mateusza Zielińskiego

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

1 komentarz

  1. Straszna tragedia aż mam ciarki jak o tym myślę. Osobiście wspinam się taternicko i nie raz zaskoczyła mnie burza. Zaskoczyła to kluczowy tutaj wyraz. Latem bardzo często zdarza się, że tworzy się formacja, która nie raz daje opad gradu i pioruny. Mimo to, szlak mnie trafia, jak czytam co nowe publikacje, w których autor próbuje wytłumaczyć ofiary. Pogoda już od wtorku pokazywała ostre burze i opad na poziomie 4-8l/m2 w Tatrach wysokich (do końca tygodnia!) . Dlatego też, nasza ekipa zrezygnowała w ogóle z wyjazdu w tatry. Spanie na Zawracie. Cholera! Przy takich prognozach wystawianie się w tak eksponowanym terenie to szaleństwo. Zejście w poszukiwaniu koleb na pewno by im się opłaciło. Szkoda ludzi bo pewnie przeżyli grozę mimo wszystko ich zachowanie powinno być przeanalizowane i przedstawiane w artykułach w wydźwięku lekcji i nauczki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X