Rozmowa

Diablak Fest. Najtrudniejsze zawody w Polsce?

Pomysł narodził się podczas koleżeńskiego spotkania przy piwie. W efekcie w minionym roku odbyła się już czwarta edycja zawodów. Mimo to aspiracje organizatorów są bardzo ambitne. Daniel Wójcik, jeden z organizatorów Diablak Fest opowiada o początkach, ostatniej odsłonie oraz o ambicjach związanych z imprezą.

W 2019 roku wprowadziliście istotną zmianę w Diablak Fest. Jak została przyjęta?
To była już czwarta edycja tych niezwykłych zawodów. Ta ostatnia była wyjątkowa szczególnie z tego względu, że połączyliśmy wszystkie trzy dystanse. Zawodnicy w sobotę zmagali się z legendarnym już pełnym dystansem. W niedzielę walczyli na dystansie połowę krótszym i popularnej „ćwiartce”. Propozycja się przyjęła, bo wielu z zawodników z krótszych dystansów mogła śledzić Diablaków w sobotę, a w niedzielę oklaskiwać ich na scenie.

Czy jesteś zadowolony z końcowego efektu pracy nad tą edycją oraz odbiorem wśród kibiców?
Tak, ostatnia edycja miała wyjątkową atmosferę. Zawody mają już wyrobioną opinię i oczekiwania wśród zawodników. Wielu z nich przyjeżdża już po raz kolejny.

Czy wystąpiły jakieś problemy organizacyjne przed lub w trakcie tegorocznych zawodów?
W tym rokiem największym problem była… pogoda w sobotę. Wówczas termometry pokazywały 33 stopni w cieniu. Z tego względu kilkunastogodzinny wysiłek miał miejsce, że tak powiem na piekielnie rozgrzanej patelni. Mieliśmy też małe nieporozumienie wśród naszej najbardziej doświadczonej załogi. Depozyt na metę na Skrzyczne na połówkę dotarł z godzinnym opóźnieniem.

Diablak

Zobacz też:

Enea Bydgoszcz Triathlon prężnie się rozwija

Jak oceniasz zainteresowanie kibiców Diablakiem w tym roku?
Kibiców najwięcej mamy cały czas … on-line. Specjalny GPS Track, który pokazuje pozycję zawodników podczas Diablaka. Ma kilkanaście tysięcy wyświetleń w ciągu tych kilku godzin. Cała Polska pcha „kropki” przyjaciół.

Czy edycja 2019 była najlepsza ze wszystkich?
Tak trzeba powiedzieć, że to cały czas nowe i kameralne zawody, ale one są bardzo trudne do zorganizowania logistycznie. My staramy się nie zostawiać samego sobie żadnego zawodnika. Więc pracy i zaangażowania jest naprawdę sporo.

Czy dotychczasowa liczba edycji Ciebie zadowala?
Cztery edycje to dużo i mało. Uważam, że cały czas doskonalimy trasę, opiekę, rozwiązania logistyczne i wiele innych. Pogoda już zdążyła nam dwa lata temu zafundować śnieg na Babiej Górze. Musieliśmy zmienić trasę na końcowym odcinku. Mgła i burza prawie spowodowały, że musieliśmy odwołać konkurencję pływacką.

Jak wyglądały początki Diablaka?
Początki były magiczne. Podczas biegowych Andrzejek w przepięknym schronisku na Markowych Szczawinach wraz z moimi przyjaciółmi ultrasami i ludźmi gór, przy symbolicznym piwku uznaliśmy, że musimy sobie zrobić zawody, które nas naprawdę „sciorają”. Palcem po mapie określiliśmy jak natchnieni z grubsza plan zawodów podczas imprezy. Od razu mieliście poparcie i zgodę cudownej gospodyni schroniska – Izy.

Jak wspominasz przygotowania do pierwszej edycji?
Oj było wesoło. Szczególnie, że zdecydowałem się wystartować w pierwszej edycji. Stresu, załatwiania różnych spraw było sporo. Do tego to była wielka niewiadoma. Pamiętam, że  spałem godzinę, zanim o 2.30 wstałem i przygotowałem się do startu o 3.30.

Diablak

Zajrzyj do:

Robert Gudowski: Inspiracją dla Karkonoszmana był Norseman

Jak Ci poszło na trasie?
Wystarczyło mi sił do 22 kilometra biegu w Korbielowie. To uważam za sukces. Pierwszy na mecie zameldował się Jarek Kocur. On był bardzo dobrze przygotowany i powalił konkurencję.

Jak zmieniały się te zawody z każdą edycją?
Zawody zmieniały się głównie przez dodatkowe dystanse, które dołączyliśmy do cyklu. Najpierw to była polówka na Skrzyczne i ćwiartka. Potem zorganizowaliśmy bardzo ciekawy i ekstremalnie trudny duathlon na początku sezonu w Wiśle. Zmieniliśmy dwa razy część trasy biegowej do Korbielowa. Staraliśmy się znaleźć optymalne rozwiązanie między ilością kilometrów, zminimalizowaniem biegania po asfalcie oraz niedokładaniu już kolejnych metrów przewyższenia. Wygląda na to, że od trzeciej edycji mamy już złoty środek, dzięki któremu pozostało 44 kilometry, bieganie po niezatłoczonych kawałkach ulic w drodze do Korbielowa i niezdobywaniu dodatkowych szczytów.

Ile osób jest zaangażowanych przy organizacji Diablaka?
Osób zaangażowanych w ciągu roku jest dosłownie kilka. Przed samymi zawodami i w weekend Diablak Fest jest to między 50 – 70 osób w zależności od pory dnia i godziny.

Jaka jest rola wolontariatu z perspektywy organizatora?
Wolontariat to jest od samego początku pomoc niezastąpionej szkoły wojskowej z Żywca, która stawia się zawsze w odpowiednim stroju i przygotowaniu do pomocy. Oczywiście zdarzają się też osoby, które pomagają nam z sympatii do zawodów. Szczególną rolą w ostatnim roku i w kolejnym też już zapowiedzieli obecność, to jest grupa treningowa z Krakowa WMTriself Wojtka Mazurkiewicza zwycięzcy Diablaka. On jest naszym serdecznym przyjacielem i też pomagaliśmy mu w organizacji Xterra Poland. Bardzo zresztą ubolewamy, że te zawody zniknęły z mapy Polski.

Diablak

Czytaj także:

„Stryków? A to tam gdzie jest zimna woda”

Dlaczego zdecydowałeś się na organizowanie imprez triathlonowych w dodatku w górach?
Startuję w triathlonie szosowym tradycyjnym od 10 lat. Moi przyjaciele i współorganizatorzy wspomniany Wojtek, Michał (mistrz Polski w AG na dystansie średnim), czy Sebastian też mogący się pochwalić kilkoma zwycięstwami. Lubimy góry. Trochę przez znudzenie i w opozycji do trochę za dużej „napinki” w środowisku triathlonu chcieliśmy zorganizować normalne zawody, gdzie nie liczy się strój startowy, pianka, rower, czy ilość zdjęć na mecie.  Diablak miał być niekomercyjnym spotkaniem i swoistą podróżą osób, którzy kochają góry i długie dystanse.

Czy przed zorganizowaniem pierwszych imprez triathlonowych, miałeś styczność z tym sportem?
Ja osobiście trenowałem wyczynowo całe życie. Najpierw był to chód sportowy z byciem członkiem młodzieżowej kadry Polski, a potem hokej na lodzie i grałem w pierwszoligowych klubach. Po zakończeniu kariery sportowej cały czas szukałem własnej drogi sportowej.

Od kiedy zacząłeś startować w triathlonie?
Od 2008 roku na początku w Czechach, kiedy to były, jak się nie mylę trzy imprezy triathlonowe komercyjne w Polsce.  Do tego czasu zdążyłem zrobić kilka połówek, jeden pełny dystans. Trzy razy zaliczyłem Bieg Rzeźnika i wiele innych zawodów biegowych i triathlonowych. Michał Lisieński, z którym od początku organizujemy zawody, jest byłym zawodnikiem i wielokrotnym MP w triathlonie. On jest jeden z najlepszych pływaków wśród triathlonistów oraz wieloletnim trenerem.

Przeczytaj też:

Radków stałą triathlonową marką

Czemu Diablak zawdzięcza opinię jednych z najtrudniejszych zawodów?
On jest przede wszystkim w całości rozgrywany na terenie Polski. Jest w konwencji od wschodu do zachodu i to stwarza ogromny problem. Bo dystans pełnego Ironmana trzeba pokonać w 18 godzin. Druga sprawa to są przewyższenia. Jedynie Swissman ma więcej przewyższeń, dzięki dystansowi na rowerze. Jednak bieg jest łatwiejszy u nich. U nas przewyższenia wynoszą ponad 6 000 metrów. Z tego prawie połowa jest na biegu. To czyni go naprawdę morderczym. Przewyższenia na rowerze z podjazdem na Zameczek to jest pętla, którą ciężko przejechać „na świeżości” jeden raz, a co dopiero dwa razy, mając przed sobą jeszcze Babią Górę. Na nią trzeba się dostać z 350 metrów n.p.m, na jakiej zlokalizowany jest Żywiec.

Czy są w planach jakieś nowości dla zawodników oraz kibiców przy kolejnej edycji Diablaka Fest?
Znowu łączymy wszystko w jeden weekend. Sobota będzie pełny dystans, a w niedzielę dla pretendentów do tytułu pogromcy Diablaka. Nowością jest powrót po roku przerwy Hotel Podium Extreme Duathlon, który 10 maja zostanie rozegrany w Wiśle Malince. 5 km biegu,  24 km na rowerze i 3 km biegu to zabawa tylko z pozoru mała. Tam jest prawie 2 000 metrów przewyższenia. Oprócz tego będzie możliwość utworzenia sztafety na pełnym dystansie.

Od kiedy można zapisywać na te zawody w 2020 roku?
Zapisy ruszyły 10 stycznia.

Jakie masz długofalowe plany rozwoju zawodów?
Chcemy, aby nasze zawody dołączyły do serii ALL Xtri. Do niej zaliczają się najtrudniejsze zawody na świecie. Mamy potencjał. Jeśli ten rok będzie równie dobry, jak poprzedni to wystąpimy o dołączenie do tej serii. Liczymy, że Diablak stanie się obok Swissmana najtrudniejszymi zawodami serii All Xtri.

Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: Diablak Fest

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

1 komentarz

  1. Diablak to mogłyby być naprawdę świetne zawody, gdyby nie ogromne braki logistyczne u organizatorów. Z roku na rok, jest coraz gorzej ale za to coraz drożej ?? dajmy na to w 2023 na połówce tradycyjny burdel na kółkach. Pomyłki w imieniu na numerach startowych, pomyłka w informacji na temat kolorów worków do strefy zmian ( inaczej na odprawie, inaczej w racebooku – szybkie przepakowywanie worków w T1 w błocie, bo oczywiście nawet kuwet nie zapewniają ?), z zawodnikami łażą inni ludzie, saport – nie saport, przy mnie czlowiek “spacerujący” podszedł do czyjegoś roweru i oglądał sobie licznik Garmina za miliony monet. Luzik.
    Zawodnicy w ciszy startują i w ciszy wychodzą z wody, zaledwie kilka oklasków od dopingujących, żadnej muzyki, żadnego komentarza, pełen relax.. ale za to organizator przydźwigał wielką, świecącą kolumnę! Brawo. Wszyscy podziwiali jakie ma ładne światełka ???
    90 km na rowerze i żadnego bufetu, nawet z wodą. Luz, zawodnicy sobie coś dokupią w Żabce, albo saport poda gdzieś na poboczu. Za to na biegu już po 5 km i po 10 km – rewelacja!!! Gdy zwróciłam uwagę to jeszcze zostałam zakrzyczana, ze mam sobie pójść, bo tu musi panować jakiś porządek ??? “PORZĄDEK?” – dawno się tak nie uśmiałam. Aspiracje ogromne, kasa za wpis coraz większa, a organizacja pikuje na łeb na szyję. Podsumowując, to zdecydowanie najsłabsze zawody w jakich uczestniczyłam jako saport, a uczestniczyłam w wielu. Z roku na rok coraz slabsze. Szkoda…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X