Rozmowa

Kalaszczyński: Nie jestem zadowolony z Kopenhagi, powalczę w Malborku

Wystartował w sztafecie podczas Enea Bydgoszcz Triathlon, a w najbliższą niedzielę wystartuje w mistrzostwach Polski na długim dystansie w Malborku. Z Łukaszem Kalaszczyńskim rozmawiamy jeszcze o starcie w Kopenhadze.

Wystartowałeś w sztafecie w Bydgoszczy, ale wróćmy do Kopenhagi. Czytając Twój post w mediach społecznościowych czuć było niezadowolenie.
Trudno był zadowolonym z takiego startu. Kiedy przygotowujesz się pod ten jeden wymarzony start i czujesz rosnącą formę, a jednego dnia coś nie chce zaskoczyć. Z tego powodu pojawia się smutek. Bo włożyłem w to dużo pracy, a do tego dochodzi poświęcenie mojej rodziny oraz sponsorów, za które im bardzo dziękuję. No nie poszło. Przejechałem bardzo słabo rower na niskiej mocy. W Bydgoszczy potrzebowałem potwierdzenia, sprawdzenia, co się dzieje na  rowerze. Udało się wykręcić średnią ponad 44,5 km/h na spokoju i z lekkim hamulcem. Jest dobrze. Tak wygląda sport. Trzeba przyjąć to z pokorą, dalej trenować i czekać na kolejny wystrzał formy.

W Kopenhadze zabrakło roweru, ale za to był świetny bieg…
Wiedziałem, że jestem mocny na tej części wyścigu. Wszystkie treningi pokazywały, że jest dobrze. Biegłem bez wielkiego zacięcia. Tam było jeszcze z 2-3 minuty do urwania. Kiedy schodzi się z roweru z wielką stratą i walczy się o „pietruszkę”, to trzeba oszukiwać głowę. Oczywiście można było zejść i powiedzieć, że nie było idealnie. Nie lubię jednak tego robić. Postanowiłem polecieć. Wyszło przyzwoicie. Po 36 kilometrze pojawiło się zmęczenie mięśniowe, ale nie wygrywa się samym biegiem. Trzeba dobrze popłynąć i pojechać na rowerze, tym bardziej w stawce, która wówczas pojawiła się na trasie. Nie jestem zadowolony z tego startu, ale wiem, że zaprocentuje wykonana robota z trenerem Tomkiem Kowalskim. Myślę, że wystartuję w Malborku, bo regeneracyjnie jest nieźle.

W zeszłym roku przegrałeś z Miłoszem, to w tym roku interesuje Cię tylko złoto?
Chyba każdy sportowiec startuje, aby wygrywać. Kiedy jadę na start, to nie po to, aby zająć piąte, szóste, czy trzecie miejsce. Dążę do wygranej. Przede wszystkim skupiam się na pływaniu, potem na rowerze i na końcu bieg. Zobaczymy, jak ułoży się wyścig. Można planować i kalkulować, a Kopenhaga pokazała, że wszystko weryfikuje start.

Czy po Malborku czekają Cię jeszcze jakieś ważne starty?
Trzeba będzie zrobić roztrenowanie, bo dwa Ironmany w tak krótkim czasie są wielkim obciążeniem dla organizmu. Normalnie nie pozwoliłbym sobie na to, ale wiem, jaką zrobiliśmy robotę. Układ mięśniowy w dobrym tempie dochodzi do siebie. Na pewno są mikrourazy i to odczuję. Mimo tego podejmuję ryzyko. Będę walczyć.

Rozmawiał: Marcin Dybuk
foto: Marcin Dybuk, materiały prywatne

 

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X