Rozmowa

Daniel Jakimiuk: Nogi w Malborku mnie nie słuchały

Zszedł z trasy na 32,6 kilometrze. Nagle nogi odmówił posłuszeństwa. Próbował wszystkiego. Czuł się dobrze, ale nic nie mógł zrobić. Teraz Daniel Jakimiuk potrzebuje dobrego startu, aby się odbudować. Spróbuje w Płocku na 1/2IM.

Czy opadły już emocje po niedzielnym starcie w Malborku?
Cały czas są emocje i się przeplatają. Żal, złość, zawód, pojawiają się też pytania. Dostałem lekcję, ale jeszcze jej do końca nie przyswoiłem.

Jak zmieniały się Twoje odczucia po tych zawodach?
Najpierw był wielki żal, zrezygnowanie. To przeradzało się w złość i chęć rehabilitacji. Teraz właśnie ta chęć dalszego ścigania trwa we mnie. Jednak nie zniknęły pozostałe uczucia. Na pewno spadła pewność siebie i potrzebuję udanego startu, żeby ją odbudować.

Jakie miałeś cele oraz założenia na ten start?
Celem było zrobić wynik w granicach 8:30 – 8:40. Spodziewałem się, że ten wynik powinien dać miejsce w pierwszej szóstce.

Zacznijmy od pływania. Czy udało się zrealizować plan dotyczący tego etapu wyścigu?
Nie do końca. Celowałem w jedną godzinę. Popłynąłem 1:02 i już wiedziałem, że to będzie nieustanna pogoń.

Po wyjściu z wody musiałeś samotnie pokonywać część kolarską bez mocnych rywali. Jak to utrudniło dalszy wyścig?
Nie odczułbym tego za mocno, gdyby nie szalejący w Malborku wiatr. Wielokrotnie czułem nawet, jak rusza mi się od niego kask na głowie. Od początku widziałem, że z przodu są trzy grupy. Prowadziły trzy osoby, potem znów 3 i w trzeciej 4. Ja jechałem samotnie. Wyprzedzałem tylko kolejno szybciej pływających i już po pierwszej pętli z 20 miejsca, przesunąłem się na 12. Nie szalałem. Wiedziałem, że w grupie jedzie się łatwiej i mam nikłe szanse na dogonienie. Postanowiłem, że jadę swoje. Więc trzymałem prędkość około 40km/h, równo do czwartej pętli. Potem wiatr się wzmógł i ta ostatnia pętla była już wolniejsza.

Zobacz też:

Kacper Koszal kolarski podróżnik w triathlonie

Jaki miałeś plan po wyjściu z T2?
Po T2 widziałem na zegarku czas 5:40:30. Wiedziałem, że realizuję plan! Trzy godziny biegu dawały czas na mecie 8:40. Maraton w 3h to tempo 4:16/km. Wcześniej to planowałem i miałem zacząć po około 4:15/km. Na początku bolały plecy, ale miałem tak samo w debiucie i wiedziałem, że za chwilę puszczą. Tak też się stało. Po każdej kolejnej pętli planowałem odrobinę przyspieszać. Pierwsze siedem kilometrów minęło w tempie 4:09/km, drugie 7 km po około 4:05/km. Czułem się rewelacyjnie.

Czy pojawiały się sygnały o nadchodzących trudnościach?
Czułem się rewelacyjnie. Realizowałem plan żywieniowy i biegowy. Wyprzedziłem Krzysia Augustyniaka oraz Irlandczyka, który startował w tych zawodach. Trzecią pętlę zacząłem po 4:05/km i byłem już około 200 metrów za Sergiuszem Sobczykiem. Widziałem go. Czułem się wspaniale. Nic nie wskazywało, że coś będzie nie tak.

Na jakim odcinku zaczęły się problemy?
17 km… Zapamiętam go. Jeden krok w tempie około 4:05/km. Kolejny wryło mnie i 4:45/km to był maks. Czułem, jakby coś trzymało mi nogi. To nie była typowa bomba energetyczna. Czułem pełną świeżość umysłu, żadnych lotów. Nie miałem problemu z unoszeniem nóg, czy trzymaniem spionizowanej pozycji. Po prostu nie mogłem przekazać impulsu do nich. W ogóle się mnie nie słuchały. Biegły swoje. Walczyłem.

W jaki sposób próbowałeś jeszcze z tym walczyć?
Dorzuciłem więcej cukru. Żel, banan, żelki na bufecie, cola. Kontynuowałem i czekałem na powrót. Nic z tego. Półmaraton wyszedł jeszcze w 1:29. To było już z czterema wolnymi kilometrami… Kolejna pętla 28 km i nic nie wracało, a maksem stało się tempo 5:15. Nadal czułem się dobrze, tylko od pasa w dół przeżywałem jakiś paraliż. Dotąd nie wiem, co się stało.

Kiedy postanowiłeś o zejściu z trasy?
Zacząłem piątą pętlę, ale w środku miałem już jeden wielki żal i gorycz. Pytanie DLACZEGO!? Jadłem dalej i próbowałem przyspieszać, ale każdy zryw kończył się marszem. Nogi nie działały. Zszedłem dokładnie na 32,6 km biegu. Na zegarku miałem wtedy czas 8:11. Wiem, że to było już tylko dziewięć kilometrów i doczłapałbym w okolicach dziewięciu godzin, ale żal wziął górę. Nie miałem już radości w sobie. Tylko żal.

Czy to była najtrudniejsza decyzja w dotychczasowej karierze?
Tak, zdecydowanie.

W poprzedniej rozmowie zaznaczyłeś, że w Malborku walczysz o pozostanie w triathlonie. Jak wygląda sytuacja po tym starcie?
Jestem bardzo ambitny i trenowanie w połączeniu z etatową pracą i startowanie w AG mnie nie satysfakcjonuje. Nie będę owijał w bawełnę. PRO i dalszy rozwój albo po prostu koniec bycia zawodnikiem w najbliższym czasie. To nie tak, że nie jestem twardy, czy brakuje mi zapału. Chcę ścigać się z najlepszymi, a żeby to robić, muszę mieć zbliżone warunki treningowe do tej właśnie czołówki. Na razie pojawił się jeszcze jeden start. Związany jest właśnie z tą złością, czyli mistrzostwa Polski na ½ IM w Płocku. Potem, jeśli nie znajdzie się ktoś, kto chciałby mnie wesprzeć, będę stać przed trudną decyzją.

Przygotowujesz się do kolejnego startu, tym razem w Płocku. Jak przebiegają treningi?
Zacząłem ruszać się już we wtorek. Na razie to jest luźny rower i pływanie. Pobiegam coś w weekend. W dwa tygodnie po IRONMANIE (a dokładnie po 8:11 wyścigu), już nic nie wytrenuję. Muszę umiejętnie wykorzystać to, co mam, a przede wszystkim dobrze się zregenerować.

Z jakim nastawieniem staniesz na starcie w Płocku?
Zrobić swoje, tak żeby dało mi to satysfakcję i żebym patrząc w lustro, mógł powiedzieć, dałeś z siebie wszystko.

Czy to będzie ostatni akcent w tym sezonie?
Mam jeszcze zaproszenie na jeden duathlon. Chcę się z tego wywiązać. Jednak to będzie już w ramach roztrenowania.

Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X