Rozmowa

Mateusz Pietruliński: Chcę wygrywać z idolami

Jeszcze siedem lat temu ważąc ponad 100 kilogramów z trudem przebiegał trzy kilometry. W tym sezonie Mateusz Pietruliński ukończył pięciokrotnego IM. Jednak to nie koniec. Jest już zapisany na 10-krotnego IM w kolejnym sezonie.

Czy triathlon jest pierwszym sportem, którym się zajmujesz?
Od małego uwielbiałem sport. Godzinami graliśmy z kolegami w kosza i piłkę nożną.  Jeździliśmy na rowerach. Jednak pierwszym sportem, który trenowałem, to było pływanie.

Jak ci szło?
Niestety, treningi pływackie rozpocząłem bardzo późno w wieku 17 lat. Więc jedyne, co osiągnąłem, to jakieś 14 miejsce w zawodach ratowników w województwie mazowieckim.  Natomiast to dało mi świetną bazę do startu w triatlonach.

Jak wyglądała Twoja droga do triathlonu?
Uwielbiam wyzwania i ciągle szukam nowych. Gdy ważyłem 118 kilogramów, powiedziałem dość. Zacząłem truchtać, biegając jednorazowo z wielkim wysiłkiem 2-3 kilometra. To było w 2012 roku. Rok później zapisałem się na pierwsze 10 kilometrów. Gdy okazało się, że byłem w stanie je przebiec, to od razu zapisałem się na maraton. Maraton „przebiegłem” przy wadze 102 kilogramów w czasie 5:29h. Potem były kolejne zgubione kilogramy i wyzwania  jak Bieg Rzeźnika. Następnie pojawił się pierwszy triathlon.

Kiedy zadebiutowałeś?
Na ¼ IM w Nieporęcie w 2015 roku.

Jak było?
Rewelacyjnie, wtedy jeszcze bardziej bawiłem się sportem, niż rywalizowałem. “Latałem” na wszystkich startach z kamerką GoPro. Nagrywałem. Wówczas nie patrzyłem na czas.

Mateusz Pietruliński

Zobacz też:

Krzemiński: od sportowca, przez muzyka do sportowca ROZMOWA


Czy po tamtych zawodach chciałeś dalej startować w triathlonie?

Zdecydowanie tak, zresztą już przed startem w ¼ byłem zapisany na pełny dystans we wrześniu w Malborku.

Jak wyglądał Twój debiut na pełnym dystansie?
Ten start okazał się super challengem. To było w tym samym roku, co mój pierwszy start triathlonowy. Wówczas na trasie rowerowej był potworny wiatr. Padał deszcz. Nawet przez chwilę grad. Więc warunki dawały w kość. Mimo to po starcie okazało się, że taki dystans to dalej za mało.

Jakie starty były następne?
W kolejnym roku wystartowałem w Hardej Suce. To było epickie wyzwanie. Zawodnicy mieli do pokonania 4,5km pływania 225km na rowerze z przewyższeniami trzy kilometry i bieg 55km granią tatr z pięcioma kilometrami przewyższeń. Ponownie pogoda nas nie rozpieszczała. W nocy padał zimny deszcz. Była burza, która na chwilę przerwała zawody. Ja dalej świetnie się bawiłem i nagrywałem cały start.    

Jak wyglądają Twoje treningi?
Zazwyczaj wykonuję trzy jednostki treningowe w okresie roztrenowania i pięć w okresie przygotowawczym.

Trenujesz pod okiem trenera, czy sam układasz plan przygotowań?
Sam układam plan treningów. Niestety, w naszym kraju ciężko znaleźć trenerów z doświadczeniem w ultratriatlonach. Oprócz tego liczba obowiązków domowych, firmowych i fundacyjnych nie pozwala mi na ścisłe trzymanie się ustalonego planu treningowego. Czasem muszę przekładać lub rezygnować z treningu.

Mateusz Pietruliński

Czytaj też:

Marcin Konieczny: Czuje niedosyt po Frankfurcie


Co jest kluczem do pogodzenia wszystkich obowiązków?

Trochę tego jest: dom, żona, dwójka dzieci, praca charytatywna dla fundacji Spartanie Dzieciom oraz Lions Club i oczywiście praca. Aby to pogodzić wystarczy dobra organizacja pracy oraz wyrozumiała żona. Jednak najważniejszy jest „upór osła”.

Czy rodzina też ma kontakt ze sportem?
Synowie są moimi największymi kibicami. Sami uwielbiają piłkę nożną. Żona zaraziła się ode mnie bieganiem. Uczestniczy ze mną w maratonach, biegach ultra. Więc sama często wychodzi na treningi. Rozumiemy się doskonale.

Z jakimi wyrzeczeniami wiąże się bycie ultra triathlonistą?
Największym problemem są koszty startów. Właśnie zapisałem się na mistrzostwa świata w DECA IM, czyli 10-krotny IM. Sama opłata startowa wynosi 12 400 złotych. Do tego dochodzi: transport do Szwajcarii, spanie i jedzenie dla mnie oraz supportu, sprzęt, suplementy. Więc wychodzi drugie tyle pieniędzy.

Czy możesz liczyć na jakieś wsparcie sponsorów?
Tak. W zeszłym roku udało mi się zebrać część środków. W tym roku spróbuję tego ponownie. Koszty startu zahaczają niestety o sport zawodowy, a to wywraca do góry nogami budżet domowy.

Jaką rolę w Twoim życiu pełni triathlon?
Ważną, ale nie najważniejszą. Na pierwszym miejscu jest rodzina.  
Sam triatlon jest czymś wspaniałym. Dla mnie jest kwintesencją sportu. Powodem jest  połączenie trzech różnych i wymagających dyscyplin. To doskonała metoda na samodoskonalenie. Ten sport umożliwia poznanie ludzkiego organizmu i przesuwanie granic.

Przeczytaj też:

Ulatowska wystartowała 25 razy. „To był mój najlepszy sezon”.


W jakim sensie ten sezon był dla Ciebie ważny?

W tym roku zakończyłem zabawę ze sportem. Zacząłem uprawiać ultratriathlon. Start w Quantipla Ultra Triatlon był pewnym przełomem. Podczas tych zawodów dowiedziałem się o sobie więcej niż podczas ostatnich sześciu lat. Teraz wiem, jak dużo pokładów energii kryje nasz organizm. Uświadomiłem sobie, jak bardzo głowa można uruchomić zniszczone i zmasakrowane mięśnie. Dowiedziałem się o sposobie ciągłego dostarczania organizmowi energii. Oprócz tego wiem jak dużo mam jeszcze potencjału do wykorzystania.

Jakie miałeś cele na ten rok startowy?
Chciałem ukończyć pięciokrotnego IM i sprawdzić, czy jestem zdolny do startu w 10-krotnym IM.

Udało się?
Zdecydowanie tak, ukończyłem zawody 40 godzin przed limitem w pełnym zdrowiu ze sporym zapasem energii.

Z których zawodów jesteś najbardziej zadowolony?
Właśnie z Quantipla Ultra Triathlon w Austrii.

Czy zmagałeś się z jakimiś problemami na trasie w trakcie tamtych zawodów?
Jeden raz podczas biegu, gdy zlekceważyłem sygnały od organizmu. Mimo wyczerpania napierałem dalej. Miałem lekkie „odłączenie prądu”. Dotarłem do bazy i padłem. Musiałem odpocząć dwie godziny. Słuchanie organizmu jest bardzo ważnym elementem długich startów.  

Jak wyszły poszczególne etapy?
Pływanie było bardzo dobre. Bieganie wyszło znacznie lepiej, niż się spodziewałem. Problem pojawił się na trasie rowerowej. Zapisując się na quantiple, nie wiedziałem, że na pętli rowerowej będzie podjazd o długości 800-900 metrów. Ten podjazd pokonywałem 333 razy w nocy,  dzień,  upał i zimny deszcz. To zdecydowanie zepsuło średnią i plan czasowy rozpisany na rower.

Mateusz Pietruliński

Sprawdź także:

Spinning czy trenażer?


Jak wyglądał i ile trwał proces regeneracji po tym wymagającym starcie?

Po ukończeniu startu w Austrii myślałem, że padnę i zasnę na dwa dni. Jednak było inaczej.  Spakowaliśmy kampera. Pojechaliśmy do Pragi na tatara i piwo. Dojechaliśmy do domu. Kładąc się do łóżka i sącząc szklaneczkę whisky, odpaliłem wyniki. Patrzyłem, jak zawodnicy, z którymi byłem kilkadziesiąt godzin temu na trasie, dalej napierają. Emocje wróciły i ciężko mi było zasnąć. Następnego dnia oddając kampera, zabrałem rower. Do domu wróciłem na około, robiąc 40-50 kilometrów. To był świetny relaks. Do pełni sił wróciłem po jakimś tygodniu.

Jakie znaczenie ma dla Ciebie start na 10-krotnym IM?
Start na DECA traktuję poważnie. Zainwestowałem w porządną czasówkę Specialized S-works Shiv. Mój stary ciężki bulls za 3000 złotych idzie na zasłużoną emeryturę. Pracuję mocno nad bieganiem. Zrzuciłem od quantipli już pond 10 kilogramów. Czuję sporą różnicę w mocy, wytrzymałości i prędkości.  

Nad czym pracujesz szczególnie na treningach?
Bieganie to jest obszar, nad którym ostro pracuję. Widzę spory progres.  

Który start jest głównym w sezonie 2020?
Deca IM w Szwajcarii, do tego treningowo zrobię jeden albo dwa IM lub podwójnego IM.

Jakie masz cele na kolejny sezon?
Na pewno chcę ustanowić rekord kraju w DECA IM. Mam zamiar wyśrubować go tak, aby utrzymał się przez kilka lat. Później będę chciał poprawić rekord kraju na Quantipla IM, który w przyszłym roku z pewnością ustanowi Adrian Kostera.  

Jakie masz marzenia triathlonowe?
Mam dwa rodzaje marzeń: startowe i rywalizacyjne. Te drugie pojawiły się w tym roku.  Każdego roku spełniam moje marzenia startowe: IM, Hardasuka, Double, Quantiple, a teraz jest DECA, Jednak to nie jest koniec. Istnieje jeszcze kilka startów dużo bardziej wymagających, o których na razie szepczę w myślach. Więc nie wypowiem ich na głos.

A rywalizacja, o której wspomniałeś?
Dawno temu jako 100-kilogramowy grubasek chodziłem na spotkania z mega ultrasami triatlonowymi. Śledziłem profile zagranicznych zawodników. Teraz startuję z nimi wszystkim. Moi dawni idole stają się zawodnikami, z którymi w najbliższych kilku latach mam zamiar rywalizować. Moim marzeniem jest z nimi wygrywać. 

Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne

 

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X