Rozmowa

Bihun biegła śladami dzików

Do tego sezonu przygotowuje się pod okiem nowego trenera. Dzięki temu wprowadziła kilka zmian w treningu. Choć nie zabrakło przygód. Natalia Bihun w sezonie 2021 celuje w IM Klagenfurt.

W listopadzie zaczęłaś przygotowania do nowego sezonu. Jak one przebiegają?
Po prawie miesięcznych regeneracyjnych wakacji zaczęłam od testów sprawdzających mnie, z jakiego poziomu startuje, jak szybko się przemieszczam na różnych płaszczyznach. Wyszło zadawalająco. To pokazuje mi, że z każdym rokiem człowiek, który systematycznie pracuje nad formą, po nawet miesięcznym roztrenowaniu jest w stanie wyjść z bardzo dobrego poziomu do nowego cyklu przygotowań. Wysoka motywacja wewnętrzna do treningów, z jaką weszłam w nowy sezon, trochę osłabła po wprowadzeniu wielu restrykcji covidowych.  Mimo wszystko wygrałam z głową i zabrałam się do pracy nad ciałem! Zapisałam się do jednego z najlepszych trenerów pływania we Wrocławiu – Michała Stasiaczka. Kupiłam, co się okazało później w atrakcyjnej cenie nowy trenażer. Zainstalowałam aplikację Zwift, a w bieganiu zaczęłam realizować w niedzielnych treningach szybkie odcinki tempowe, które mocno bodźcują moje nogi. Zmiany pomogły mi odświeżyć mój mindset triathlonowy.

Trenujesz pod okiem nowego trenera Macieja Bodnara i to jest Wasz pierwszy wspólny cykl przygotowawczy. Jak przebiega współpraca?
Maciej Bodnar prowadzący grupę pod nazwą MBC Maciej Bodnar Coaching przygotowuje profesjonalnie zawodników do każdego wybranych przez nich dystansów. Maciek ma bogate doświadczenie jako zawodnik, który aktualnie nadal startuje i dobrze zna środowisko startów, ale szczególnie dla mnie ważne – jako trener, który jest mocno zaangażowany w przygotowanie od podstaw planu na sezon. Wszyscy mamy nadzieje się odbędzie. Szczególnie cenię sobie u niego bieżące reagowanie na sytuacje. Zmieniające się terminy startów, odwołane imprezy biegowe, chęć sprawdzenia nas jako zawodników na wewnętrznie zorganizowanych niebawem zawodach dla członków MBC. Stale reaguje, ustala z nami nowe terminy. Dostosowuje się do różnych moich innych aktywności poza tri.

Na co trener zwraca szczególną uwagę w pracy z Tobą?
Na samopoczucie (śmiech). To pytanie pojawia się nadzwyczaj często, co mnie ogromnie cieszy, że ważniejsze jest to, jak czuję się danego dnia, czy po danym ciężkim tygodniu, a nie to czy wszystko zrobiłam zgodnie z planem. Nie mam siły na dane jednostki, to tak ułoży plan, aby to odrobić i ze zrozumieniem tłumaczy, skąd pojawiło się to zmęczenie. Konsultuje się, by dopasować nowe intensywności na nadchodzące treningi, tak ułożyć bodźce, aby stale mi się chciało trenować mimo wysokiego zmęczenia treningowego. To ma kolosalne znaczenie dla każdego sportowca amatora, czy pro! Cenię sobie to w naszych konsultacjach, że pojawiają się te na pozór proste pytania „jak Ty się czujesz po tym tygodniu, czy po tym wyjazdowym weekendzie”. Liczby, waty są w drugiej kolejności.

Zobacz też:

Ania Żychska wraca po rocznej przerwie

 

Jak zmieniły się Twoje treningi od czasu rozpoczęcia współpracy z Maciejem Bodnarem?
Wielu się tu zacznie śmiać, ale mówię prawdę. Pojawił się pomiar mocy, konto na Zwift i treningi na trenażerze, po sześciu latach uprawiania triathlonu. Do listopada zeszłego roku trenowałam głównie na osobiste samopoczucie i odczuwane tętno na grupowym spinningu. Obecne treningi to także analiza wielu wykresów. Co ciekawsze dla mnie, przestałam co niedzielę biegać po okolicznej Ślęży (górka 717 m. n.p.m. ok 30 km od Wrocławia) i „odmuliłam” nogi cotygodniowym tuptaniem 25 kilometrów. Może dla wielu zabrzmi to śmiesznie lub dziwnie. Teraz kiedy mamy zimę, jestem w stanie biegać zadania ze średnią około 4,0 min/km, kiedy w ostatnich latach tą średnią prędkością zaczęłam biegać dopiero na wiosnę.

 

Jesteś po trzecim mini obozie biegówek w Jakuszycach. Nad którymi elementami skupiałaś się na treningach?
Narty biegowe to fantastyczna przygoda ciała i ducha, dosłownie. Nie wymagają tak dużych umiejętności technicznych, jak narty zjazdowe, a dają dużo ruchowej satysfakcji. Co ciekawsze mocno angażują nasze ciało podczas jazdy w górę aniżeli w dół. Podczas uprawiania tej dyscypliny zaangażowane jest cale ciało. Obręcz barkowa, ramiona, przedramiona zaangażowane są cały czas i symulacją zajęcia na basenie. Korpus utrzymuje nas w pionie i napina mięśnie brzucha, naprzemienny krok biegowy symuluje bieganie w terenie. Biegówki są głównie treningiem wzmocnienia mięśni głębokich. Przy okazji zmieniamy klimat na górski. Oddychamy innym powietrzem oraz odreagowujemy codzienny stres.

Jak traktujesz takie urozmaicenie treningu w standardowym cyklu przygotowawczym? 
Polecam wszystkim, którzy szukają treningu, który łączy pracę na świeżym powietrzu, bo to jest ogromny atut tego sportu, że spędzone 2-3 h na powietrzu, a nie przejechane na trenażerze daje niezłego kopa do pracy i świeży umysł. 25 kilometrów przejechane na nartach biegowych potrafi nas wymęczyć tak samo, jak zwykle bieganie w terenie, a jeśli jeździmy poprawnie technicznie, to nie doznajemy żadnego bólu stawów, czy kości. 

W międzyczasie byłaś na wyjeździe w Szklarskiej Porębie. Jak wspominasz bieg śladami dzików w lesie?
(śmiech) Góry mnie mocno relaksują. Są odskocznią od codziennych treningów w mieście i w garażowej siłowni. Kiedy są okazje, aby wyskoczyć na cały weekend, to zabieram MTB i buty z bieżnikiem, aby polecieć na szlaki pobliskich mi Karkonoszy. Ostatnio podczas długiego górskiego wybiegania totalnie się zgubiliśmy, zbiegając ze szlaków. Trafiliśmy na masę wydeptanych w śniegu śladów dużej grupy dzików. Co ciekawe, podążając ich tropem, udało nam się powrócić do leśnych wydeptanych przez ludzi szlaków. Kiedy naprawdę zgubimy się w lesie, czy parku, warto zaobserwować, jak natura ukształtowała teren i przyrodę bez ingerencji człowieka. Tworzy się zupełnie inny ekosystem.

Nie ukrywasz, że przygotowujesz się do Ironman Klagenfurt. Czy to będzie Twój główny punkt tego sezonu?
Tak, na teraz mam zaplanowane dwa główne starty z cyklu Ironman. Pełny dystans na trasach Karyntii, czyli słynny Klagenfurt, o ile nie zostanie przełożony lub odwołany oraz połowa dystansu IM także w Austrii – Zell am See w drugiej połowie lata. Oba te starty mają trasę w pofałdowanym i górzystym terenie. Bardzo mi to odpowiada. Uwielbiam górskie trasy szosowe, długie kilometrowe i ciężkie podjazdy. Kilka startów krajowych jest przewidzianych i jestem otwarta na to, że jak w 2020 roku wszystkie starty mogą się także odbyć w kraju. Jeśli pełny dystans w Klagenfurcie nie dojdzie do skutku, jestem gotowa na ściganie się w pełnym dystansie w Wolsztynie lub Malborku.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

 

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X