Rozmowa

Bartosz Olejnik: Motywacja jest dla dzieci. Dla dorosłych samodyscyplina

Z jednej strony zaliczył wiele udanych startów m.in.: wywalczenie slota na MŚ w RPA, z drugiej zmagał się z poważną kontuzją pleców. Bartosz Olejnik sportowo spełnił już większość triathlonowych marzeń.

W zeszłym roku doznałeś kontuzji pleców. Jak poważny to był uraz?
Po zakończonym sezonie 2018 znacznie zredukowałem liczbę treningów. Zaniechałem też ćwiczeń stabilizacyjnych. To po kilku miesiącach skutkowało złapaniem kontuzji pleców. Na jednym z treningów, na siłowni podczas wykonywania przysiadów z większym ciężarem nadwyrężyłem odcinek lędźwiowy. Nie był to bardzo poważny uraz, aczkolwiek uniemożliwił mi trening na ponad dwa miesiące.

Ile trwał powrót do pełnej sprawności i treningów?
Przez pierwszy miesiąc praktycznie każda aktywność wiązała się z bólem. W pierwszej kolejności włączyłem lekki trening pływacki i orbitrek. Po dwóch miesiącach wszystko zaczęło wracać do normy. Dojście do pełnej sprawności zajęło mi trzy miesiące.

Co czułeś, powracając na pierwszy trening po tej kontuzji?
Na pewno nie mogę uznać, że był jakiś jeden przełomowy trening, na którym wszystko wróciło do normy. Stopniowo ból zaczął ustępować. Mogłem wykonywać jednostki treningowe. W chwili, kiedy ustąpiły dolegliwości, po prostu ruch znowu zaczął sprawiać mi większą radość.

Jak obecnie wygląda sytuacja ze zdrowiem?
Obecnie czuję się bardzo dobrze. Staram się cały czas prowadzić zdrowy tryb życia i być aktywnym. Kontroluję regularnie masę ciała i nie pozwalam sobie przekraczać pewnych wartości. Z racji na moją słabość do jedzenia i skłonności do tycia, muszę zwracać na to uwagę.

olejnik

Zobacz też:

Paulina Bohater: Triathlon w rodzinie od lat

Wróćmy do Twoich początków z aktywnością fizyczną. Jakim byłeś dzieckiem?
Byłem aktywnym dzieckiem i zawsze lubiłem się ruszać. Bardziej od ruchu lubiłem jednak jedzenie, a w szczególności słodycze. Przez nie nabawiłem się otyłości. Przyznam szczerze, że od ponad 15 lat moja waga stoi w miejscu. Oznacza to, że już w wieku 12 lat przy wzroście około 140 cm wzrostu ważyłem ponad 65 kg. Pierwszym zauroczeniem była piłka nożna i w szkole podstawowej godzinami kopałem piłkę z kolegami. W wieku dojrzewania zdałem sobie sprawę, że muszę coś ze sobą zrobić i zrzucić parę kilogramów. Przerzuciłem się na siatkówkę, w którą intensywnie grałem przez ponad pięć lat. Jednak nigdy nie uprawiałem  profesjonalnie żadnej z dyscyplin, wchodzących w skład triathlonu. Nauczyłem się pływać dopiero pod koniec gimnazjum. Jeździłem rekreacyjnie na rowerze na przejażdżki z kolegami, a truchtać zacząłem czysto dla redukcji masy.

Kiedy pojawił się triathlon?
Triathlon w moim życiu pojawił się dokładnie w maju 2011 roku. Pomysł o starcie w zawodach podrzucił mi mój tata. Poznał wtedy kolegę z pracy, który od jakiegoś czasu uprawiał triathlon. Jeździł na różne zawody odbywające się wtedy w Polsce. Tata opowiedział koledze, że uprawiam typowo rekreacyjnie każdą z dyscyplin wchodzących w skład triathlonu, a ten zaproponował mi start w jednych z zawodów. Mój debiut odbył się na zawodach Pucharu Polski w Konopiskach na dystansie sprinterskim. Pierwszy raz przepłynąłem tak duży dystans w otwartym akwenie oraz pierwszy raz jechałem na pożyczonym rowerze szosowym. Występ zakończyłem na przedostatnim miejscu, wyprzedzając o niecałe sześć minut, 73-letniego weterana. Pomimo sromotnej porażki i problemów z dotarciem do mety spowodowanych silnymi skurczami na etapie biegowym, nie zraziłem się i nie miałem żadnych wątpliwości, że spróbuje ponownie.

Czy po debiucie zainteresowałeś się bardziej triathlonem?
Tak, zacząłem coraz intensywniej interesować się tematem triathlonu. Więcej czytałem na temat treningu, diety i sprzętu. Przez pierwsze kilka lat trenowałem jednak w dalszym ciągu typowo rekreacyjnie z myślą  o utrzymaniu tak ciężko wypracowanej sylwetki i dobrej ogólnej formy. W zawodach brałem udział maksymalnie 2-3 razy w roku. Pierwszy rower szosowy kupiłem dopiero w 2013 roku.

Kiedy zacząłeś poważniej trenować?
Poważniejsze treningi rozpocząłem w 2015 roku. Wtedy na jednych z zawodów poznałem Kubę Woźniaka, jednego z czołowych triathlonistów w Polsce na dystansie średnim. Okazało się, że mieszkamy razem na Campusie AGH w Krakowie. Na dodatek pochodzimy z tych samych okolic. Nawet chodziliśmy do tego samego liceum. To był jeden z przełomów, jeśli chodzi o mój rozwój sportowy. Miałem okazję zobaczyć z bliska trening profesjonalisty. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Kuba umożliwił mi treningi grupowe, które sprawiły, że moja forma zaczęła rosnąć.

olejnik

Zajrzyj do:

Daniela Jakimiuka blokują problemy finansowe

Jak się zmieniły Twoje treningi?
Pojawiły się regularne treningi tempowe i siłowe, które zaczęły dawać natychmiastowe rezultaty. W pewnym momencie uznaliśmy, że drzemie we mnie potencjał rozwoju i Kuba został moim trenerem. Ustaliliśmy wspólnie cele na sezon 2017. Były one ambitne, ale w zasięgu moich możliwości. Po wyznaczeniu celów osiągnąłem drugi kamień milowy. Rozpocząłem współpracę  ze sponsorem strategicznym, którym został profesjonalny team kolarski TEAM HUROM. Marcin Pec, czyli Dyrektor Sportowy Teamu w ogromnej mierze przyczynił się do moich dalszych sukcesów, zapewniając mi możliwość startów w największych imprezach triathlonowych w Polsce na sprzęcie z najwyższej półki. Bez tej współpracy bez wątpienia nic by z tego nie było. Całe szczęście po zawarciu współpracy wszystko szło po mojej myśli. Mogłem spokojnie robić swoje. W sierpniu 2017 roku zebrałem  żniwa. Okoliczności złożyły się w pozytywny dla mnie sposób i na zawodach Ironman 70.3 w Gdyni mogłem cieszyć się ze slota na MŚ w RPA. Miesiąc później cieszyłem się z kolejnego sukcesu. Na zawodach w Malborku rozgrywanych na początku września zostałem Mistrzem Polski AG 18-24. Jeszcze dwa lata wcześniej nawet nie pomyślałem, że to wszystko może mieć miejsce.

Tak ładnie opowiadasz o sezonie 2017, który był bez wątpienia udany. Co uważasz za największy sukces?
Za największe sukcesy uważam: pierwsze miejsce AG 18-24 Ironman 70.3 Gdynia 2017 (slot na Mistrzostwa Świata IM 70.3 RPA), mistrzostwo Polski AG 18-24 na dystansie ½ IM Malbork 2017 oraz pierwsze miejsce w AG 25-29 IRONMAN Malbork 2019 – debiut na pełnym dystansie.

Jak u Ciebie wygląda godzenie obowiązków zawodowych, treningów i startów?
Od momentu zakończenia sezonu 2018 moje podejście do treningu zmieniło się radykalnie. Takie też były moje założenia. Wraz z zakończeniem sezonu 2018 postanowiłem zdecydowanie zredukować czas poświęcany na triathlon. Pod koniec roku zakończyłem studia, broniąc pracę magisterską. Naturalnie wraz z ukończeniem studiów rozpocząłem pełnoetatową pracę. Przez kilka miesięcy istniał również problem rozłąki z moją ukochaną. Praktycznie co tydzień kursowaliśmy między Krakowem a Warszawą, żeby się zobaczyć. Oczywiście nie porzuciłem treningów definitywnie, bo bez tego prawdopodobnie bym oszalał, ale ćwiczyłem maksymalnie 5-8 godzin w tygodniu.

Skąd czerpiesz motywację do dalszych treningów oraz startów?
Kiedyś przeczytałem pewną sentencję, która na trwałe utkwiła mi w pamięci, a brzmiała ona następująco: „ Motywacja jest dla dzieci, dorośli bazują na samodyscyplinie”. Chyba właśnie wtedy uznałem, że czas stać się dorosłym. Motywacja raz jest, a raz jej nie ma. Dlatego bazując głównie na niej, dużo ciężej jest realizować plany i osiągać cele. Z tego właśnie powodu uważam, że w głównej mierze samodyscyplina pomaga mi w realizacji treningów. Pół żartem pół serio moją największą motywacją jest pełny talerz po zrealizowaniu treningu.

olejnik

Czytaj także:

Wojciech Łachut: Chcę otworzyć klub triathlonowy w Szklarskiej Porębie

Jak obecnie wygląda Twoja sytuacja trenerska?
Przez kilka pierwszych lat przygody z triathlonem sam rozpisywałem sobie treningi. Bazowałem na czytanych materiałach. W 2016 roku pod opiekę trenerską przyjął mnie Jakub Woźniak i to pod jego opieką osiągałem największe sukcesy. Obecnie biorę udział w badaniach naukowych, prowadzonych przez Hadiego Namizedeha w ramach pracy doktorskiej. Otrzymuję cotygodniowe plany treningowe, które staram się sumienie realizować.

Czym jest dla Ciebie triathlon?
Triathlon jest dla mnie stylem życia. Od momentu rozpoczęcia treningów dużo się w tym życiu zmieniło. Na pewno stałem się bardziej poukładany i zorganizowany. Triathlon pozwala mi poznawać  ciekawych ludzi oraz piękne miejsce, których na pewno nie odwiedziłbym, gdyby nie on.

Gdybyś musiał scharakteryzować, co jest Twoją najsłabszą stroną?
Bez wątpienia przyznam, że pływanie jest moją piętą achillesową. Nigdy nie pływałem w żadnej sekcji pływackiej. Nauczyłem się pływać kraulem dopiero pod koniec liceum. Najtrudniej jest mi przełknąć myśl, że jest to miłość nieodwzajemniona. Bo naprawdę uwielbiam spędzać czas w wodzie i gdyby nie to, na pewno nie kontynuowałbym mojej przygody z triathlonem. Pomimo ogromnej liczby godzin i przepłyniętych kilometrów nie posunąłem moich czasów do przodu. Boli mnie to, ale wiem, że jest potencjał.

A w której płaszczyźnie jesteś najmocniejszy?
Jeśli chodzi o moją najmocniejszą stronę, to w czasach świetności zdecydowanie był to rower. Zgadzam się ze zdaniem ekspertów, że jest to dyscyplina najłatwiejsza do  wypracowania. Mimo to wymaga dużej liczby godzin pracy. Moją mocną stroną jest też fakt, że lubię biegać po zejściu z roweru. Jednostki zakładkowe należą do moich ulubionych. Czasem nawet bez zaleceń trenera przed mocniejszą jednostką biegową wykonuję około godzinki luźnej jazdy dla rozkręcenia nogi.

Z jednej strony dobre wyniki na zawodach. Jak w tym wszystkim odnajduje się rodzina i najbliżsi?
W triathlon wkręcił mnie tata. Potem musiał płacić za to cenę. Mam tu na myśli zakup pierwszego roweru szosowego i wpisowych na zawody (śmiech). Przez  kilka pierwszych lat bliscy patrzyli na moje fanaberie z przymrużeniem oka. Kiedy pierwszy raz stanąłem na podium w kategorii wiekowej, zaczęło się to zmieniać. Uważam, że od tego momentu zacząłem w większym stopniu przemycać sportową dyscyplinę do domu. 

Które z dotychczasowych zawodów byś najbardziej wyróżnił?
Ironman 70.3 Gdynia 2017, wtedy wygrałem swoją AG, zdobywając slot na MŚ IM 70.3 RPA. Na tych zawodach wszystko szło po mojej myśli. Od samego początku czułem się bardzo dobrze. Wykręciłem własny najlepszy czas pływania na dystansie ½ IM. Znałem dobrze całą trasę kolarską. Startowałem w jednej z pierwszych fal. Dzięki temu mogłem jechać na luźnej trasie. Wiedziałem, jak odpowiednio rozłożyć siły i kiedy najlepiej uzupełniać kalorie. Tego dnia nie przeszkodził mi nawet poważny upadek ok. 85km trasy kolarskiej.

olejnik

Przeczytaj też:

Pokochaj proces! On zrobi wyniki

Co się stało?
Na jednym z ostatnich zakrętów, w który z racji na szeroką drogę wszedłem prawie z pełną szybkością. Wykonałem można powiedzieć fikołka w przód. 90 stopniowy zakręt osłonięty był banerem i nie było widać, co jest za nim. Zakręt pokonałem bardzo ciasno i po wyjściu z niego ujrzałem głęboką studzienkę kanalizacyjną. Trzymając ręce w dolnym chwycie, automatycznie zacisnąłem dłonie na klamkach hamulców. Tym sposobem przeleciałem przez kierownice. W pełnym ferworze walki nawet nie zastanawiałem się, co się właśnie wydarzyło i dosłownie po kilku sekundach siedziałem z powrotem na rowerze w pozycji czasowej. Chwała Bogu nic poważnego się nie stało. Skończyło się na obdartym ramieniu i jednej zadrapanej manetce. Wyścig kontynuowałem z pozytywnym skutkiem.   

Wyróżnić trzeba też IM Malbork w 2018 roku. Dlaczego? 
To był debiut na pełnym dystansie z czasem 9:40h. Wówczas wystąpiłem typowo z marszu. Wiedziałem, że porywam się na coś szalonego, ponieważ niespełna tydzień przed tymi zawodami startowałem na Mistrzostwach Świata IM 70.3 RPA. Do Polski wróciłem w czwartek rano, a ostateczna decyzja o starcie zapadła w piątek rano, gdy stwierdziłem, że czuję się doskonale.

Skoro ten start był z marszu, to dlaczego zdecydowałeś się na niego?
Chciałem spróbować, ponieważ solidnie przepracowałem cały sezon. Wykonałem kilka treningów symulujących długi dystans i dodatkowo były to ostatnie zawody na pełnym dystansie w kalendarzu w naszym kraju. Więc nie miałem innego wyboru. Dodatkowo po tym sezonie w planach miałem reorganizację życia z racji ukończenia studiów. Potraktowałem to jako eksperyment i zakończenie pewnego etapu w życiu. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, abym startował.  Nawet pogoda, która na czas zawodów w Malborku co roku jest, mówiąc delikatnie paskudna. Wówczas o dziwo miała być doskonała. Na ostatnią chwilę udało się dzięki zaprzyjaźnionej ekipie Twister Team zorganizować nocleg i to praktycznie przy samym starcie. To znacznie ułatwiło całą logistykę wydarzenia. Co do samych zawodów wszystko było przygotowane perfekcyjnie, jak to zawsze bywa na imprezach organizowanych przez chłopaków z Labosport.

Jak było na pływaniu?
Pływanie o wschodzie słońca z widokiem na zamek krzyżacki było naprawdę epickim doświadczeniem. Dzięki niesamowitej scenerii pływanie minęło mi bardzo szybko. Jednak gdy w strefie zmian zobaczyłem czas, byłem mocno niezadowolony. Potem okazało się, że jedna z bojek delikatnie odpłynęła i cały dystans liczył około 4,2km.

Co było dalej?
Etap rowerowy zacząłem bardzo spokojnie. Realizowałem strategię i dopiero w drugiej części delikatnie podkręcałem tempo. Czułem się naprawdę dobrze i po zejściu z roweru nie miałem problemów z biegiem. Wręcz przeciwnie nakręcony dopingiem kibiców zacząłem trochę za szybko. Problemy pojawiły się dopiero po 30 kilometrach biegu, ale wtedy już byłem pewny, że muszę dotrzeć do mety. Bezcenny był suport  dziewczyny, która na każdym z sześciu okrążeń czekała na mnie z colą i odpowiednimi przekąskami. Sama jej obecność była już dużą motywacją. Moment przekroczenia mety był czymś wyjątkowym. Wracam często do niego pamięcią i daje mi siłę w trudniejszych momentach. Nie pozwala mi się poddawać. W końcu teraz już jestem Ironmanem. Więc nie ma żadnych wymówek.

W jaki sposób rodzina wspiera Cię w triathlonowej przygodzie?
Największe wsparcie ze strony rodziny odczuwam na pewno w trakcie trwania zawodów. Bliscy pomagają mi z logistyką startów. Pomagają mi ogarnąć cały ekwipunek przygotowany do strefy zmian. Na początku przygody z triathlonem na każde zawody jeździłem z tatą, który mocno przeżywał moje występy. Obecnie dużym wsparciem na zawodach jest dziewczyna, która doskonale sprawdza się w roli suportu. Przed zawodami omawiamy, gdzie i kiedy ma stać, jakie informacje mi przekazywać.

Obecnie zmagamy się z pandemią koronawirusa. Jak odnajdujesz się w tej sytuacji?
Oczywiście nie podoba mnie się to, co obecnie się dzieje. Jednak jak wszyscy musiałem się z tym pogodzić i dostosować. Przyznam jednak, że mój tryb funkcjonowania nie zmienił się w znaczący sposób. Normalnie na co dzień jeżdżę do pracy. Wychodzę w pojedynkę pobiegać,  czy pojeździć na rowerze. Jednak nie wykonuję mocnych jednostek i ruszam się dla zachowania formy. Zaczynam tęsknić za basenem i siłownią. Jednak nie doskwiera mi to specjalnie mocno.

Jak są Twoje odczucia względem tych wszystkich nałożonych ograniczeń?
Moje odczucia do nakładanych na nas wszystkich ograniczenia są bardzo negatywne. Uważam, że rządzący nie mają zielonego pojęcia, co robić i blokują działanie całego państwa na oślep. Miałem okazję zapoznać się z kilkoma matematycznymi modelami postępowania, które mogłyby pomóc w  pokonaniu pandemii. Nie spotkałem natomiast żadnych konkretnych wyliczeń i sensownych pomysłów ze strony rządzących. Skutki całego zamieszania dopiero odczujemy.

olejnik

Zobacz także:

COVID 19. Maseczki obowiązkowe. Zrób to sam. To łatwe

Jak spędzasz wolny czas poza treningami?
Wolny czas poza treningami w większości staram się spędzać z ukochaną. Od roku mieszkamy razem w Warszawie. W miarę możliwości staramy się wspólnie poznawać miasto i okolice. Prowadzimy dosyć bogate życie towarzyskie i kiedy jest to tylko możliwe,  spotykamy się ze znajomymi. Oczywiście mam na myśli normalne czasy, bo obecna pandemia to uniemożliwia. Poza triathlonem mam też kilka innych zainteresowań i z przykrością stwierdzam, że brakuje mi wolnego czasu na wszystko. 

Czy masz jeszcze jakieś triathlonowe marzenia?
Większość marzeń związanych z triathlonem już zrealizowałem. Biorąc pod uwagę fakt, że zacząłem trenować triathlon bardzo późno i nie wywodziłem się z żadnej z dyscyplin, to poziom, jaki reprezentowałem był całkiem przyzwoity jak na amatora. Z całą pewnością, jak chyba większość triathlonistów na świecie, chciałbym zaliczyć zawody na Hawajach i myślę o tym bardzo poważnie. Jednak jeszcze nie czas na to. Chciałbym też przyczynić się do rozwoju i popularyzacji triathlonu w naszym kraju i do zdobycia przez naszego rodaka medalu igrzysk olimpijskich. 

Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X