Ania Lechowicz jest najszybszą Polką na Hawajach
Anna Lechowicz jest najszybszą Polką na Hawajach. Jej czas 9:57:40 dał jej także ósme miejsce w kategorii wiekowej. Celowała w TOP 10. Udało się mimo wielu przeciwności. Ale w końcu stal hartuje się w ogniu. Hawajskim.
Na ile dni przed startem pojawiłaś na Hawajach?
Na Hawaje przyjechałam 11 dni przed startem. Wcześniejszy przyjazd zarządził mój trener w celu aklimatyzacyjnym.
Jak przebiegł proces aklimatyzacji?
Bardzo pomyślnie, dużo lepiej znosiłam tamtejsze warunki pogodowe i przygotowanie treningowe. Biegało mi się o wiele swobodniej, niż w zeszłym roku.
Co jest ważne, aby ten proces przebiegł prawidłowo?
Przede wszystkim w tych ostatnich dniach nie należy już testować organizmu. To już nie jest czas na sprawdzanie, czy w tych upałach jest się w stanie szybko biegać. To jest dość ryzykowne. Aby aklimatyzacja była efektywna, dawkowanie obciążeń powinno być mniejsze i stopniowe.
Jak fakt, że to był Twój drugi wyjazd na Hawaje, pomógł w przystosowaniu się do panujących warunków?
Drugi raz jadąc na Kone było mi o wiele łatwiej znieść panujące tam upały. Mój organizm nie był już tak bardzo nimi zaskoczony.
Czy miałaś jakieś problemy logistyczne przed tymi zawodami?
Nie miałam żadnych problemów. Byłam cały czas pod opieką mojego trenera Piotra Sauerlanda, który ma ogromne doświadczenie na Konie. Starałam się nawet pomagać innym uczestnikom na tyle, ile było to w mojej mocy. Kona to niewielkie miasteczko. Będąc tam już po raz drugi, poruszałam się tam dość swobodnie.
Zobacz też:
IRONMAN. Pogryziony przez psa tuż przed startem
Zajęłaś ósme miejsce w kategorii wiekowej. Czyli cel został osiągnięty?
Wszyscy wiedzą, że walczę o mistrzostwo świata. Więc ostatecznie mój najważniejszy cel jest nadal przede mną. Ale patrząc na pozycję, na której się uplasowałam, to cel na ten rok został zdecydowanie osiągnięty. Moja kategoria wiekowa w zawodach w tym sezonie była bardzo silna. Jadąc na Kone wiedziałam, że nie jestem w stanie wywalczyć mistrzostwa. Miałam nadzieję na pierwszą piątkę, ale patrzyłam realistycznie na możliwości. Na treningach dałam z siebie wszystko, co było możliwe.
Co czułaś, wbiegając na metę?
Czułam ogromną radość, a zarazem ulgę, że mam to piekło już za sobą. Wiadomo, że Hawaje to najtrudniejsze i najcięższe ze wszystkich zawodów. Są tu najlepsi z najlepszych. Od 32 kilometra musiałam zwalczyć w głowie strach.
Czego się bałaś?
Przypominała mi się sytuacja z zeszłego roku. Bałam się, że nie dobiegnę, że zasłabnę itd. Dobiegając na metę, odczułam radość nie do opisania. Ustanowiłam nowy rekord wśród polskich kobiet na Konie. Złamałam 10 godzin. Jeszcze wtedy nie miałam świadomości, która jestem dokładnie. Choć wiedziałam, że byłam w pierwszej dziesiątce.
Patrząc na cały sezon oraz przebieg przygotowawczy, czy jesteś zadowolona ze startu?
Zawsze mogło być lepiej. Ale z tego, co przepracowałam na treningach, dałam z siebie 120 procent. Nic więcej ponad to, co wytrenowałam, nie byłabym już z siebie dać na zawodach.
Przeczytaj też:
IRONMAN. Anna Lechowicz na ósmym miejscu
Jak przebiegł cały sezon przygotowawczy?
Cały sezon przygotowawczy był bardzo trudny. Od wczesnej wiosny pojawiły się problemy zdrowotne, czyli przeziębienia, przewlekłe stany zapalne oraz choroby. W Nicei miałam podejrzenie przesunięcia kręgu. Rezonans na szczęście wykazał, że to tylko przeciążenie. Musiałam przerwać treningi i dojść do siebie. Potem dokuczała mi nadal bolesność pleców. Wyjeżdżałam na 150-kilometrowy trening. Po 90 km musiałam go już przerywać, bo ból uniemożliwiał mi jego dokończenie. Po mistrzostwach Europy 30.06 we Frankfurcie długo nie mogłam dojść do siebie i zacząć znowu treningi.
Z jakich startów musiałaś zrezygnować?
Zrezygnowaliśmy ze startu w Gdyni właśnie z tego powodu. Do tego miałam nawał pracy. Uciekało mi bardzo dużo treningów. Starałam się je nadrabiać, jak tylko mogłam, ale to potęgowało tylko moje zmęczenie.
Kiedy poprawiła się sytuacja?
Dopiero we wrześniu, kiedy zatrudniliśmy nowego lekarza w klinice, mogłam realizować plan treningowy w 100 procentach. Wtedy miałam już świadomość, że bardzo dużo formy mi brakuje. Pomocny był dla mnie wówczas Krzysztof Śmiglak. Poświęcił mi masę własnego czasu na przygotowania do Kony. Wspierał na treningach. Pomagał w robieniu interwałów oraz motywował do pracy.
Czy któraś z płaszczyzn nie wyszła według oczekiwań na zawodach?
Zakładaliśmy, że pojadę lepiej rowerem. Natomiast ostatnie 30 kilometrów gorzej pojechałam. Nie wiem, czy powodem były myśli, które już skupiły się na przygotowaniu nóg do odcinka biegowego. Może to był też problem odżywienia, czegoś nie dojadłam na końcówce roweru. To mogło być spowodowane też zbyt małą liczbą treningów i brakiem wytrzymałości, której nie zdążyliśmy do końca zrobić.
Sprawdź też:
Anna Żychska: Celem jest slot na Hawaje w 2021
Co Tobie powiedział trener przed startem?
Trener przed zawodami powiedział mi, że martwi się o moją wytrzymałość. Nie zdążyliśmy jej wypracować na takim poziomie, który byśmy pragnęli. Na pewno wyzwaniem było tegoroczne pływanie. Zmieniono system wypuszczania zawodników na rolling start – start falowy. Byliśmy podzieleni na grupy wiekowe. Najpierw startowali mężczyźni, a dopiero po nich kobiety. Kategorie wypuszczano co 5 minut.
Jaki wpływ miała kolejność startowania?
Ci, którzy ruszyli jako pierwsi, mieli najdogodniejsze warunki. Bo ocean zmienia się z każdą minutą. Fale przybierają na sile. Grupa startująca na samym końcu miała zdecydowanie najtrudniejsze warunki. Warto podkreślić, że jest to grupa osób, która otrzymała kwalifikacje, a nie wywalczyły. Odcinek biegowy był dla mnie najmniej kłopotliwy. Lekkie chwilowe zachmurzenie przynosiło momentami ulgę.
Jakie problemy pojawiły się na trasie podczas wyścigu?
Dwa razy odwiedziłam toaletę, mając drobne problemy z żołądkiem. Pierwszy raz przydarzyło mnie się coś takiego. Mam nadzieję, że to był ostatni. Podczas pływania, na ostatnich 200 metrach zgubiłam czepek. To brzmi trywialnie, jednak jest dużym utrudnieniem, kiedy ma się długie włosy.
Czy ten start na MŚ na Hawajach był najlepszy w tym sezonie?
Nie, ale był zdecydowanie udany. Najlepsze były mistrzostwa Europy, kiedy wygrałam pierwsze miejsce w age grupach.
Czego nauczył Ciebie ten start?
Za każdym razem Hawaje uczą pokory. Pokazują człowiekowi, gdzie jest jego miejsce w szeregu. To są ogromnie trudne zawody, które wymagają mocnej odporności psychicznej i super przygotowania. Przez ten jeden sezon zobaczyłam, jak bardzo trudna jest to rywalizacja. Podsumowałabym to, tak przekornie, że świat przyspieszył trzykrotnie, a ja zaledwie trochę. Ten start nauczył mnie też tego, aby nie trzymać sztywno założenia, ale dopasowywać plan do siebie podczas trwania zawodów. Trzeba umieć czytać ciało, żeby nie zrobić sobie krzywdy.
Czytaj także:
Ania Lechowicz: Krok po kroku do Mistrzostwa Świata
Czy to ostatni start w tym sezonie?
Raczej tak, ostatni w triathlonie. Na początku grudnia są, co prawda zawody, które wpisują się w potencjalnym kręgu moich zainteresowań. Ale nie wiem, czy uda mnie się zdobyć na nie pieniądze.
Jak oceniasz cały sezon?
Oceniam bardzo dobrze. Wywalczyłam tytuł mistrzyni Europy. Osiągnęłam trzecie miejsce na the Championship Chalenge w Sanmorin oraz ósme miejsce na Hawajach. To zdecydowanie jest bardzo dobry sezon. Nicea nie wyszła tak, jak bym tego pragnęła, ale trzeba się z tym pogodzić. Należy odhaczyć i wyciągnąć wnioski.
Jakie masz dalsze plany?
Ponownie powalczę o kwalifikacje na Kone, Frankfurt, Mistrzostwa Niemiec. Na horyzoncie rysuje się też Nowa Zelandia, na dystansie 1/2IM na połówce. Jednak ten start jest wyjątkowo zaplanowany na koniec listopada. Taki zarys wymaga dobrego zaplanowania sezonu. Gdyż jest on dłuższy niż dotychczasowe. Trzeba przemyśleć strategię przygotowań i być może zrobić dwie fale. Pierwsza szczytowa pojawiłaby się na start Frankfurt, a następnie byłoby roztrenowanie. Potem ponowne zbudowałabym drugi szczyt formy na kolejne mistrzostwa. Ten cały plan trzeba skroić do życia prywatnego i zawodowego. Zarys ogólny na pewno jest zrobiony na następny sezon. W jego trakcie będziemy decydować, jak będzie wyglądało jego wykonanie.
Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne