Rozmowa

Ania Halska walczyła z atakiem paniki, a nie rywalkami

Rozpoczęła sezon w Płocku, gdzie zajęła trzecie miejsce na 1/4 IM. Droga do tego sukcesu była jednak wyjątkowo trudna. 

Rozpoczęłaś w ostatni weekend sezon indywidualnych startów w tri. Jak czułaś się na trasie po tak długiej przerwie od startów?
Poza etapem pływackim, które bardzo nadwyrężyło moją psychikę, czułam się dobrze. Byłam przygotowana do mocnego biegu po mocnym rowerze, choć do pierwszych startów w sezonie podchodzę zawsze z dużym dystansem. Traktuję je jako sprawdzian formy, na jaką pracowałam od listopada.

Czy jesteś zadowolona z osiągniętego rezultatu?
Biorąc pod uwagę czyste liczby, nie powinnam być zadowolona z pływania, które jest było znacznie poniżej możliwości. Jednak patrząc przez pryzmat tego, co działo się ze mną w wodzie i jak z tego wybrnęłam – to jest dla mnie wynik, którego absolutnie się nie spodziewałam. Obstawiałam co najwyżej szóstą pozycję open kobiet przy tym poziomie rywalizacji.

Co wydarzyło się w wodzie?
Mój organizm kompletnie nie radzi sobie z tak niską temperaturą wody. Już po rozpływaniu wyszłam w złym stanie. Trzęsłam się z zimna i stojąc przed startem, dostawałam bolesne skurcze w stopach. Było znacznie gorzej, niż zakładałam po wcześniejszym treningu open water, który skończyłam w podobnym stanie. Zdecydowałam, że spróbuję, choć patrząc z perspektywy tego, co działo się potem, to nie była najmądrzejsza decyzja.

W jaki sposób poradziłaś sobie z atakiem paniki wskutek wychłodzenia?
Już po skoku do wody moje ciało sprowadziło mnie do parteru: skurcz oskrzeli, płytki i bardzo przyspieszony oddech nie pozwoliły mi płynąć kraulem. Włączyła się panika. Usunęłam się na bok, by nie staranowali mnie wyprzedzający zawodnicy i do pierwszej boi, czyli jakąś połowę dystansu płynęłam rozpaczliwym stylem na przemian: 5 ruchów kraul – 3 żabki sanatoryjne – 5 ruchów kraul. W połowie panika minęła, chyba dlatego, że powiedziałam głowie – wychodzimy i kończymy tę bezsensowną walkę. Zaczęłam płynąć normalnie i szybko, bo nasilało się wychłodzenie.

W którym momencie na trasie doszłaś do siebie?
Wychodząc z wody, nie mogłam zdjąć pianki, miałam zgrabiałe ręce. Częściowo rozgrzałam się już szybkim biegiem podczas kilometrowego dobiegu do T1, ale tu również przeceniłam możliwości organizmu. Wbiegając na schody prowadzące do strefy, dostałam silnego skurczu w obu udach, przewróciłam się. Do siebie doszłam dopiero po kilku kilometrach roweru, na pierwszym podjeździe.

halska

Zobacz też rozmowę z Maciejem Ogrodnikiem

Jaki był plan na bieg?
Tu nie było konkretnego planu. Wiedziałam już, że nie pobiegnę założonym tempem 4.05’/km, bo zmarznięte na kamień nogi były na granicy skurczu już na rowerze. Biegłam równo i z kontrolą, mimo niewielkiego zapasu tempa nie chciałam ryzykować kolejnego skurczu w udach i zakończenia wyścigu na kilka kilometrów przed metą.

Czy oprócz problemów w wodzie miałaś jeszcze jakieś przeszkody podczas zawodów w Płocku?
Nie, kontuzjowane biodro odezwało się dopiero po wyścigu.

Zeszły sezon też nie obfitował w starty. Jakie były tego powody?
Startowałam tylko cztery razy  – poniekąd z powodu odwołania imprez przez COVD19, ale bardziej z powodu braku ciągłości i regularności treningu spowodowanej przewlekłą kontuzją biodra. Musiałam odpuścić, bo nie startuję nieprzygotowana, na „zaliczenie” imprezy. To był  też dobry moment na doprowadzenie nogi do stanu, który pozwoli trenować z bólem i jest do zaakceptowania i pewnością lekarzy, że trening nie spowoduje dalszych zniszczeń.

Czy w związku z tymi problemami rozważałaś całkowitą rezygnację z tegorocznych startów?
Tak. Kontuzja biodra to jedno, w obecnym stanie jedynie utrudnia mi trening biegowy, ale w żaden sposób nie przeszkadza w treningu kolarskim i pływackim, gdzie nie odczuwam bólu. Jestem też pod kontrolą lekarzy z Kliniki Sportowej w Żorach. Więc robię, co mogę i się nie przejmuję. Jednak ataki paniki to chyba większy problem i za radą Marcina Florka, którego uważam za wybitnego trenera, będę to konsultować z psychologiem sportowym, ponieważ kompletnie nie rozumiem, dlaczego moja głowa funduje mi taka jazdę. Rywalizacja mnie pozytywnie napędza. Im wyższy poziom ścigania, tym lepiej, nawet jeśli będę daleko poza czołówką kobiet. Ale zadziało się coś złego i zanim zrezygnuję, poszukam pomocy tam, gdzie widać trzeba jej szukać.

Kiedy planujesz kolejne starty?
Teoretycznie 30.05 i 13.06, główny start tej części sezonu to MP na ½ w Poznaniu. Choć po starcie w Płocku zupełnie nie przywiązuję do tego uwagi. Najpierw głowa, potem będę myśleć o rywalizacji.

Jakie masz cele trenerskie oraz zawodnicze na ten sezon?
Cele trenerskie to przede wszystkim wprowadzenie w świat triathlonu grupę zawodniczek, które debiutują lub zaczynają przygodę z triathlonem. Trzeba je jeszcze wiele nauczyć, ale też być przy tych startach, bo wiem ile to może kosztować. Moje cele są zlokalizowane na wrzesień i październik na startach zagranicą. Więc jeśli tylko przepracuję te ataki paniki, będę musiała zrobić mini roztrenowanie w lipcu, żeby organizm wytrzymał tak długi sezon. Jak na razie jednak skupiam się na tym, co jest tu i teraz, bez nakręcenia na sezon. Jeśli nie ten, będzie przecież kolejny.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X