Rozmowa

Andrey Tikhonov przełamuje bariery. Niewidomy ukończył triathlon

Jest niewidomy, ale to nie przeszkadza mu w spełnianiu marzeń. Jednym z nich był start w triathlonie. Pomógł mu w tym Jacek Marciniak, który był przewodnikiem. Obaj nie kryli zadowolenia po starcie. Nie wykluczają kolejnych wspólnych wyścigów.

Jak się poznaliście?
Andrey Tikhonov:
Facebook pokazał mi, że będzie bieg charytatywny organizowany przez Fundację „Potrafię pomóc”. Prezes Fundacji powiedział, że wystartuję właśnie z Jackiem. Przeczytałem w Internecie, kim on jest i byłem bardzo podekscytowany.

Jakie wrażenie na was zrobiła ta druga osoba?
AT
: Po pierwszej rozmowie telefonicznej zrozumiałem, że Jacek jest osobą zdecydowaną, otwartą i nie boi się nowych wyzwań. Bardzo lubię z Jackiem rozmawiać o sporcie i tematach pokrewnych. Dla mnie to encyklopedia wiedzy i niesamowity bagaż doświadczeń.
Jacek Marciniak: Andrzej zaraził mnie pasją, że mimo niepełnosprawności jest aktywną osobą. Powiedział, że wcześniej przebiegł półmaraton z przewodnikiem w Katowicach. Potem razem pobiegliśmy w Biegu Niepodległości. Od razu złapaliśmy chemię. Andrzej jest skromnym oraz inteligentnym człowiekiem. Ma wykształcenie polityczne, więc go czasem podpytuje na podobne tematy i jego poglądy, a ja dzielę się z nim wiedzą sportową. Andrzej też zadawał dużo pytań. Nie bał się pytać. Interesował go temat sposobów odżywania się podczas uprawiania sportów wytrzymałościowych, a to mój konik.  

Co spowodowało, że postanowiliście razem współpracować?
AT:
Dla mnie to wielki zaszczyt i fantastyczne doświadczenie. Uważam, że sporo osób niewidomych potrenowałoby pod okiem doświadczonych sportowców. Taka współpraca miałaby bardzo ważny wymiar społeczny. Po tym biegu charytatywnym przebiegliśmy Wrocławski Bieg Niepodległości. Jak dla mnie to mieliśmy super wynik, czyli 10 kilometrów w 54 min. Później zaplanowaliśmy triathlon. Jak pozamykali z powodu pandemii siłownie i baseny, zraziłem się. Na początku czerwca Jacek napisał, że startujemy. Bez dyskusji. Nie miałem z kim chodzić na basen. Więc musiałem pokonać mój duży lęk i samodzielnie zacząłem trenować na basenie. Nie jest to za bardzo komfortowe dla osoby niewidomej, ale co zrobić.

Jak wspominacie pierwszy wspólny trening?
JM:
Nie było żadnych treningów. Od razu wystartowaliśmy w biegu. Mieliśmy do pokonania sześć kilometrów po trasie w parku. To był Bieg Świadomości o chorobach rzadkich. Na 30 minut przed startem zapytałem Andrzeja tylko, co mam robić, jak się komunikować, bo miał doświadczenie we wcześniejszych zawodach z przewodnikiem. Pokazał, gdzie mam go chwycić, żebyśmy mieli swobodne ruchy i dokładnie ustaliliśmy sposób naszej komunikacji.

marciniak

Zobacz też:

Piotr Meller marzy o Patagonmanie

Jakiego sprzętu potrzebujecie do wspólnych startów?
JM:
Najdroższym sprzętem jest rower. My mamy właściwie sprzęt złożony z dwóch rowerów,  czyli tandem. Wcześniej raz jeździłem na nim z osobą widomą. Więc przed startem wypożyczyliśmy taki rower od znajomego. Znaleźliśmy bardzo komfortowy i bezpieczny na szerokich oponach coś bliżej roweru miejskiego. Znalezienie odpowiedniego sprzętu stanowiło największy problem, ale nam się udało. Drugą sprawą było pływanie. Byliśmy przepasani taką uprzężą połączoną sztywnym sznurkiem. Jeszcze przed zawodami przetrenowaliśmy jedną kwestię w wodzie. Mianowicie to, że lepiej nam się pływa, kiedy Andrzej jest po mojej lewej stronie. Wtedy łatwiej go kontroluję. Jednak to są drobiazgi. Nie mieliśmy też wiele czasu na wspólne treningi. Covid -19 spowodował, że baseny były zamknięte. Z tego powodu nie mogliśmy często się spotykać, ale przed zawodami udało nam się potrenować kilka rzeczy.

Więc w jaki sposób sobie radziliście?
AT:
Zrobiliśmy trening open water. Było to zupełnie coś innego niż na basenie. Robię 66 basenów w godzinę, ale tu nie jest tak łatwo. Tak naprawdę po raz pierwszy założyłem kask rowerowy na dwa dni przed triathlonem. Przejechaliśmy 23 km. Gdy Jacek powiedział, że mieliśmy prędkość 53 km, myślałem, że zawał mięśnia sercowego już za chwilę mnie przywita. Jazda na rowerze bardzo mi się podoba. Chciałbym to trenować.

Skąd wziął się pomysł na udział w Triathlonie dla Grażyn oraz Januszy?
AT:
Ja chciałem spróbować. Lubię nowe doświadczenia.
JM: To było marzenie Andrzeja. Więc postanowiłem mu pomóc w jego spełnieniu. Cieszę się, że mogłem.

Co czuliście, stając na starcie tamtych zawodów?
AT:
Skupienie. To jak na scenie, gdy trzymasz skrzypce i teraz będziesz grał. W moim wypadku chodzi o zaufanie do przewodnika. Gdy startuję z Jackiem, wiem, że wszystko będzie allright.

Jak przebiegał etap kolarski?
JM:
Myślę, że na rowerze wykręciliśmy jeden z lepszych wyników na tych zawodach. Mieliśmy do dyspozycji cztery nogi, a nie dwie. Nikt nam nie dorównywał. Rower miał też podstawowe przerzutki i nie mieliśmy problemów z podjazdami których było sporo na trasie. Komunikacja była wzorowa. Przetrenowaliśmy ją przed startem.

W jaki sposób współpracowaliście w strefach zmian?
AT:
Było wszystko dokładnie umówione i przygotowane. Wiedziałem, gdzie są buty, koszulka i kask. Dla osoby niewidomej najważniejsze jest porządek. A tak właśnie u nas było.
JM: Byłem pod wrażeniem jego samodzielności. Omówiliśmy przed zawodami strefy zmian. Jedynie wyciągnąłem kask ze skrzynki, wsadziłem mu bidon w koszyk. Pomogłem mu jedynie z zakładaniu koszulki na rower i bieg. Wszystko wyszło wzorowo. Tak bardzo Andrzej pokochał jazdę na rowerze, że obecnie negocjujemy cenę jego z właścicielem. Kiedy załatwimy tę kwestię, to on będzie mógł trenować i czasem wyjeżdżać po prostu na przejażdżki z żoną. 

Jak wyglądał wasz bieg?
JM:
Okazał się dla nas największym wyzwaniem. Mieliśmy to w sumie najlepiej przetrenowane. Startowaliśmy już przedtem w zawodach biegowych. Byliśmy na tej trasie kilka dni temu, żeby Andrzej mógłby się z nią zapoznać. Sama trasa stanowiła dla niego spore wyzwanie, bo było na niej sporo korzeni i kamieni, trasa to w 90% taka typowo leśna ścieżka. Przed zawodami On używając laski, po prostu zbadał sobie cały odcinek. Pierwsza pętla wyszła nam spokojnie. Na drugiej chcieliśmy przyśpieszyć, ale na jeden kilometr przed metą Andrzej podkręcił nogę. Później do mety mieliśmy kilka postojów. Sugerowałem, żeby związał mocniej sznurowadło w bucie. Okazało się, że kiedy wyszliśmy na prostą asfaltową drogę, to nie doskwierała mu ta kontuzja. Finalnie nic poważnego się nie stało i dotarliśmy rozradowani do mety.

Co czuliście, wbiegając na metę?
AT:
Chciałem pić i myślałem, ile będzie kosztowała konsultacja fizjoterapeuty. Na poważnie – właśnie dostałem potężną dawkę hormonów i mógłbym jeszcze raz powtórzyć triathlon.
JM: Widziałem uśmiech na jego twarzy. Naprawdę był szczęśliwy. Odczuwałem też radość, że wszystko się udało. Miałem też uczucie ulgi, bo spadła ze mnie mimo wszystko bardzo duża odpowiedzialność.

marciniak

Czytaj także:

Joanna Sołtysiak zwycięsko powróciła do triathlonu

Andrzej, co dla Ciebie oznacza ukończenie pierwszego triathlonu?
AT:
Jestem dumny z tego, że mam jakąś formę fizyczną i staram się zarządzać skomplikowanymi sytuacjami w perspektywie psychicznej. Niezmiernie się cieszę, że w kraju mojego pochodzenia, do którego się przeprowadziłem, spotykam i znam ludzi, którzy mnie wspierają. Bez Jacka nie wystartowałbym w triathlonie. Cała nasza rzeczywistość ludzka konstruuje się w oparciu o założenie, że człowiek widzi. Brak możliwości postrzegania świata za pomocą zmysłu wzroku jest ograniczeniem i barierą. Tacy jak Jacek pomagają mi przełamywać bariery.

Z jakimi reakcjami spotykałeś się, ze względu na to, że jesteś niewidomy?
AT:
Z bardzo różnymi. Jak byłem jeszcze dzieckiem, mówiono mi, że nigdy nie skończę szkoły, bo brak wzroku wpływa na inteligencję. Znam cztery języki, piszę doktorat. Do tego odwiedziłem ponad 20 krajów. Nikt z rodziny oprócz żony nie wiedział, że przygotowuję się do półmaratonu. Wszyscy byli w szoku. Ojciec też miał taką reakcję, ale po chwili dodał, że to tylko 21 kilometrów. Mimo różnych stereotypów głęboko zakorzenionych staram się wyznaczać cele, dobierać odpowiednie środki i je osiągać. Dziękuję tym, którzy wspierają mnie w osiąganiu moich celów.

Co Ciebie motywuje do podejmowania kolejnych wyzwań sportowych?
AT:
Chęć rozwijania się. WHO dowodzi, że aktywność fizyczna pozytywnie wpływa na rozwój intelektualny i na szeroko rozumiane zdrowie. Taką opinię m.in. też miał filozof Karl Popper. Moim głównym celem jest dobry stan psychiczno-fizyczny, a osiągnięcia sportowe to przy okazji. Jednak bez wątpienia dają one poczucie własnej wartości.

Jak inni reagują, kiedy dowiadują się o Twoich kolejnych startach?
AT:
Większość popiera i kibicuje. Są też tacy, którzy zazdroszczą. Mama zawsze się martwi i mówi, żebym po prostu chodził na siłownię, bo zawody to niebezpieczeństwo. W pełni zdaję sobie z tego sprawę. Nawet zwykłe bieganie może przysparzać kłopotów i skończyć się poważną kontuzją. To chyba już uzależnienie. Potrzebuję takich neuroprzekaźników jak serotonina, oksytocyna i dopamina. A dawkę dostaje się na mecie.

Z którymi zawodami pokonanymi wspólnie macie najlepsze wspomnienia?
AT:
Oczywiście z triathlonem. No świetna zabawa! Nie jest to takie nudne jak tylko bieganie przez dwie i półgodziny. Tak, biegam półmaratony bardzo powoli.
JM: Zgadzam się. Nie da się porównać triathlonu do biegów ulicznych. Z triathlonem wiążą się większe emocje oraz przeżycia. Dowodem na to jest fakt, że Andrzej przed naszym startem triathlonowym nie przespał parę nocy przed i po zawodach.

Andrzej jest Rosjaninem. Czy mieliście problemy z komunikacją?
AT:
Język literacki i naukowy w mojej dziedzinie znam dobrze. Czasem sprawiają mi problem słówka języka potocznego, a także pojęcie sportowe albo żargonizmy.

Andrzej, kiedy przyjechałeś do Polski?
AT:
Przybyłem do Polski po raz pierwszy we wrześniu 2001 roku w celu uczestnictwa w Międzynarodowym Konkursie Muzycznym im. Ignacego Jana Paderewskiego w Lublinie.  Uczestniczyłem też w kolejnych edycjach tego konkursu jako skrzypek i pianista. We współpracy z różnymi instytucjami realizowałem projekty społeczne w Polsce. W sierpniu 2015 roku przeprowadziłem się z żoną do Wrocławia i osiedliłem się w Polsce na stałe.

Dlaczego akurat ten kierunek?
AT:
Od dłuższego czasu chciałem opuścić Rosję z różnych przyczyn o charakterze politycznym, ideowym, poglądowym, kulturowym, etc. Szukałem możliwości. Jeden z członków mojej porozrzucanej po całym świecie rodziny znalazł na Ukrainie dokumenty potwierdzające, że mamy polskie pochodzenie. Mój pradziadek Andrzej był Polakiem. Całą jego rodzinę wywieziono wiosną 1940 roku do łagrów radzieckich. Dziadek nigdy nie mówił, co wiąże go z Polską. Zacząłem uczyć się języka polskiego. Wziąłem udział w intensywnych kursach języka polskiego w Polsce. Odbyłem rozmowę w Konsulacie RP w Petersburgu i uzyskałem Kartę Polaka. Mając tę kartę i dwie walizki, skrzypce i bęben, wsiadłem do pociągu – kierunek Warszawa.

Jakie wrażenie zrobił na Tobie obcy kraj?
AT:
Napisałbym o tym książkę. Polska nie była dla mnie obcym krajem. Byłem tu wielokrotnie wcześniej. Mieszkając w Rosji, sporo czytałem o Polsce, o polityce, o kulturze, o ludziach. Podoba mi się w Polsce. Mam tutaj więcej możliwości. Mogę się rozwijać, działać i pracować. Nie dzwonią do mnie służby specjalne i nie zapraszają grzecznie na rozmowy. Jako osoba całkowicie niewidoma cieszę się, że osoby z niepełnosprawnościami są wspierane, a dostępność jest na dobrym poziomie. Kuchnia polska, poczucie humoru, życzliwość, grzeczność, chęć rozwoju i dążenie do współpracy. To mi odpowiada.

Czy miałeś problemy z aklimatyzacją?
AT:
Główne problemy wynikały z tego, że w Polsce inaczej funkcjonują różne systemy instytucjonalne. Obowiązuje inne prawo i kody kulturowe. Tego się nadal uczę. Sposób myślenia ludzi, zachowania i reagowania w różnych sytuacjach. Jestem dzieckiem, które poznaje nowy świat. Uczę się i zmieniam się.

Jak wyglądała Twoja nauka języka polskiego?
AT:
Zaopatrzyłem się w książki brajlowskie, które kolega wysłał mi z Polski. Oglądałem filmy na YouTube, słuchałem radia i podcastów. Wiedziałem, że to nie wystarczy. Dlatego pojechaliśmy z żoną latem 2014 roku do Krakowa i Wrocławia. Języka uczy się w kraju, w którym go się używa. Wiem to jako nauczyciel języków obcych i językoznawca. Miałem pięć godzin nauki języka polskiego w szkole, a później do pierwszej w nocy siedziałem w akademiku i wkuwałem. Moim zdaniem to podstawa, jak się rozpoczyna przygoda z językiem obcym. Język polski jest bardzo złożony i skomplikowany. Będę do końca życia jego się uczył.

Co Ci sprawiało najwięcej problemów w nauce?
AT: Dopełniacz! Wszelakiego rodzaju nieregularności. Eksperci mówią, że więcej jest wyjątków niż zasad. Język polski ma inny system gramatyki i filozofię. Też inaczej się wymawia pewne dźwięki. Piszę teksty naukowe i popularne do różnych czasopism, doktorat też piszę w języku polskim, ale nigdy się nie pozbędę akcentu wschodniego i będę zawsze sięgać po słowniki. Język trzeba czuć, trzeba nim się bawić.

Czy planujecie już kolejne wspólne starty?
AT: Zobaczymy. Bardzo bym chciał.
JM: Powiedziałem po starcie Andrzejowi, że chętnie mu pomogę, jeśli będzie chciał. Sprawa jest otwarta.

Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X