Alicja Ulatowska i jej najlepszy tydzień w karierze
Trzy starty w osiem dni. Taki maraton ma za sobą Alicja Ulatowska. W tym czasie młoda zawodniczka zakwalifikowała się na Mistrzostwa Europy, wywalczyła Mistrzostwo Świata i mimo trudności w Madrycie pokazała, że ma charakter, dzięki któremu może dużo osiągnąć. Ale po kolei….
Alicja Ulatowska rocznik 1996. W ubiegłym roku rozpoczęła współpracę z profesjonalną firmą treningową TGU, a co za tym idzie nowym szkoleniowcem, Luisem Miguelem Gomezem.
– Od tego czasu mój plan treningowy totalnie się zmienił – powiedziała TriathlonLife.pl Alicja. – Trenuję nie tylko więcej, ale też intensywniej. Do podstawowego treningu triathlonowego doszła mi siłownia i kilka innych fantastycznych jednostek, których wcześniej nigdy nie wykonywałam. Jestem naprawdę zadowolona, bo czuję, że ten system naprawdę jest dla mnie dobry i się sprawdza. Nie jest łatwo, ale widzę ogromny progres. Z treningu na trening czuję się coraz mocniejsza.
Tuż za podium
Pierwsze efekty pracy odczuła w trakcie Pucharu Europy we Francji. Tam odbyły się zawody pod dachem. Po raz pierwszy w takiej formule. Polka zajęła wysokie, czwarte miejsce.
– Do Francji leciałam z założeniem, że jeżeli znajdę się w czołowej „dziesiątce”, to będzie dla mnie wspaniały wynik – mówi. – W kwalifikacjach czułam się fatalnie, a po nich jeszcze gorzej. Skończyłam czwarta, więc mogłam walczyć ponownie o finał. Po godzince wzięłam udział w repasażu i czułam się zupełnie inaczej, jakby pierwszy start był formą rozgrzewki. Do finału przystąpiłam z dużym spokojem, bez stresu, z myślą, że 8-10 lokata będzie dla mnie sporym sukcesem. Po wystrzale startera i pierwszych ruchach w wodzie czułam się wyśmienicie, najlepiej spośród tych trzech wyścigów. Kiedy biegłam, byłam mocno zaskoczona, że jestem w stanie utrzymać tempo prowadzących. W momencie, gdy zajmowałam około szóstej pozycji, postanowiłam zaatakować i ostatecznie linię mety przekroczyłam jako czwarta.
W Pontevedra Alicja z medalu cieszyła się razem z Kamilem Damentką, który zdobył srebro
Mobilizacja i pech
Sukces we Francji jeszcze bardziej zmobilizował ją do ciężkiej pracy. Na początku kwietnia jechała do Melilla na Puchar Europy z konkretnym celem. Zdobyć kwalifikacja na Mistrzostwa Europy. Szło jej bardzo dobrze. Po pływaniu była w pierwszej grupie. Wskoczyła na rower i spadł jej łańcuch. To nie był jednak koniec pecha. Zablokował się pomiędzy blatem, a ramą. Kolejne zawodniczki ją mijały, a ona nie mogła uporać się z awarią. Tak chwilę później zakończył się jej start. Pozostał niesmak i brak kwalifikacji na mistrzostwa. To wymusiło zmiany w planach. Pierwotnie miała wystartować w maju na Mistrzostwach Świata w Pontevedra, w aquathlonie i w Pucharze Świata w Madrycie. Jednak po pechowym starcie w Melilla musiała szukać zawodów, gdzie mogła powalczyć o kwalifikacje na Mistrzostwa Europy. Wybór padł na Puchar Europy w Portugalii 27 kwietnia 2019 roku. To oznaczało trzy starty w osiem dni. Puchar Europy w Quarteira, Mistrzostwa Świat w aquathlonie w Pontevedra 2 maja i Puchar Świata w Madrycie 5 maja.
Kwalifikacje na Mistrzostwa Europy
– Bardzo się cieszę, że start wyszedł idealnie, tak jak założyłam z trenerem w przed dzień – powiedziała po pierwszych zawodach TriathlonLife.pl Alicja Ulatowska. – Cały plan taktyczny zrealizowałam tak jak powinnam. Tym razem pływanie było najtrudniejszym elementem. Ogromne fale rozbiły całą stawkę na kilka małych grupek. Myślę, że podobnie jak ja, każda z zawodniczek walczyła, o to żeby nabrać powietrze i nie połknąć kolejnej dawki słonej wody. Mega ekstremalnie. Rower bez zbędnych komplikacji. W grupce, z założeniem, żeby zaoszczędzić i odpalić na biegu. Następnie bieg z rekordem życiowym na 10 km (38:32 – dop. red.). Cieszę się z miejsca 7 (2:09:15 – dop.red.), bo jechałam, aby walczyć o TOP16, a kryteria mówią, że daje to kwalifikację na Mistrzostwa Europy.
Po zawodach w Portugalii zawodniczka mówiła, że czuje się mocna, a przepracowana zima przynosi oczekiwane efekty. Jednak nikt, nawet ona w najśmielszych snach nie spodziewał się tego co wydarzy się w Pontevedra.
Podwójna mistrzyni świata
– Od początku chciałam ten wyścig rozegrać taktycznie – relacjonowała rywalizację tuż po wyścigu w mistrzostwach świata Ulatowska. – Kiedy wskoczyłam do wody, to się ustawiłam w nogach prowadzącej zawodniczki. Płynęłam, jako druga aż do wyjścia z wody. Na biegu podobnie byłam za plecami Węgierki. Czekałam na odpowiedni moment, żeby zaatakować. Taka była taktyka. Wierzę w mocny finisz. Byłam pewna, że utrzymując tempo i plasując się w czołówce, to zwycięstwo będzie możliwe.
Pierwsze miejsce w elicie, a co za tym idzie także złoto w U23. Po Pontevedra Alicję czekał start w Madrycie. Trzeci start w tak krótkim czasie, ale jak sama przyznała Polka nie czuła zmęczenia. Jednak 50 miejsce pokazało co innego.
Ciało odmówiło współpracy
– To start poniżej oczekiwań – powiedziała TriathlonLife.pl Alicja. – Spodziewałam się, że po dwóch startach w tak krótkim czasie nie będzie łatwo, ale że, aż tak fatalnie to się nie spodziewałam (śmiech). Chciałabym w Madrycie wypaść tak świetnie jak wcześniej, ale wszystko się skumulowało i ciało odmówiło posłuszeństwa. Oprócz startów trzeba jeszcze uwzględnić setki kilometrów w samochodzie, w podróży. Do Portugali 800 km i z powrotem. Do Pontevedry 650 i z powrotem. Nie czułam zmęczenia cały tydzień, ale to pewnie przez radość. Takie jest ściganie. W złe dni też trzeba startować i walczyć. Na biegu w Madrycie zatrzymałam się pięć razy przez okropne kłucie w brzuchu. Ale nie potrafiłam zejść z trasy. Wolałam skończyć 50.
Start poniżej oczekiwań w Madrycie nie zmienia jednak faktu, że dla Alicji Ulatowskiej był to najlepszy tydzień w jej karierze sportowej.
– Mimo wszystko cieszę się ogromnie, bo nie codziennie zdobywa się mistrzostwo świata – dodaje śmiejąc się.
Co dalej?
– Trochę odpocznę. I pewnie wrócę zaraz do treningu. Muszę pomyśleć o kolejnych wyścigach i ułożyć wszystko z trenerem. Mój kalendarz na pewno nie będzie się składał z samych startów ITU czy ETU. Muszę się zregenerować, bo sezon się dopiero rozpoczyna, a ja już mam za sobą chyba 9 startów. Ale się cieszę. Kocham to co robię – kończy Ulatowska.
Marcin Dybuk
Foto materiały prywatne