Rozmowa

Adrian Kostera: W grudniu zostanę ojcem

Niestety nie udało mu się pokonać 322 kilometrów w 48 godzin. Z powodu kontuzji kilometraż zatrzymał się na 200 km. Jednak najważniejsze czeka Adriana Kosterę w grudniu.

Niestety nie udało się pokonać zamierzonego dystansu. Licznik stanął na 200 kilometrów. Co było przyczyną?
Troczek górny prostowników. To jest stara historia, która czasem powraca. Może to i lepiej, że to jest dobrze znany i poznany problem. Dzięki temu dobrze wiedziałem, co muszę robić. W poprzednim wywiadzie wspomniałem, że ostatnie tygodnie były bardzo ubogie w treningi. Ten mały kilometraż i nagły przeskok na tak długie ultra sprawiło, że w zgięciu stopa-piszczel, na dole piszczela wdało się zapalenie. Zaczęło się po 160 kilometrach. Z każdym kilometrem ból się nasilał. Aż ostatecznie, aby ratować dalsze treningi, które są kluczowe w najważniejszych zawodach roku, postanowiłem zakończyć bieg. To była słuszna decyzja. Dzisiaj ból jest niewielki. Widzę, że po tygodniu odpoczynku wrócę do treningów.

Jakimi sposobami starałeś się złagodzić ból?
Doraźnie zamrażanie i maść przeciwzapalna. Jednak to są raczej sposoby tłumienia oznak. Dzięki temu można dokończyć bieg na zawodach, ale na treningu nie ma sensu, gdyż mimo iż nie czuć tak bardzo bólu, to jednak całe zło gdzieś tam się nawarstwia.

Na którym odcinku trasy już nie dałeś rady biec dalej?
Po 160 kilometrach zacząłem plątać bieg z szybkim marszem. Z każdych trzech kilometrów ostatnie pół kilometra marszu. Po 200 kilometrach już nawet w trakcie marszu ból nie odpuszczał.

Co czułeś, kiedy było już wiadomo, że nie da się zrealizować celu?
W pierwszej chwili wielki żal i wstyd. Żal, bo bardzo trudno pogodzić się z koniecznością przerwania, kiedy nie jestem zmęczony, a serce rwie się do kontynuowania. Wstyd, bo wiedziałem, że gdzieś tam jeszcze czeka na mnie bardzo dużo ludzi, chcących pobiec ze mną.

kostera

Zobacz też:

Kostera ukończył najdłuższy duathlon na świecie

Czy byłaby szansa, żeby w gorszym czasie, ale pokonać cały dystans?
Tak. W pierwsze 20 godzin przebiegłem 100 mil, czyli na kolejne 100 mil zostało 28 godzin, co jest do zrobienia marszem. W chwili, gdy kończyłem, pozostało 122 kilometry do domu i 23 godziny. Co oznacza, że musiałbym się poruszać tempem 11,5min/km. Nie byłoby to trudne, ale zabrakłoby w tym celu treningowego. Do tego dochodzi niemal pewne ryzyko, że po wszystkim dłużej musiałbym dochodzić do siebie.

Jak przebiegało wyzwanie do tamtej pory?
Najważniejsze do opowiedzenia jest chyba to, że po raz kolejny wspaniała grupa Polacy Biegają w NL nie zawiodła. W kolejnych miastach wyczekiwali mnie, machając polską flagą, dołączali do biegu. Niektórzy pobiegli pierwszy maraton. Inni pierwsze ultra. To jest zawsze najpiękniejsze w tych wydarzeniach. Sam bieg niespodziewanie łatwo mi przychodził. Niesamowite nawet było dla mnie to, że po 200 kilometrach nie byłem zmęczony. Nie miałem trudności mentalnych, nie bolały mnie nogi (w sensie mięśnie). Nie było obtarć i innych dolegliwości. Wiem, że tego dnia mogłem przebiec 200 mil.

Jak wyglądało Twoje żywienie, regeneracja oraz przyjmowanie płynów?
Z powodu anulowanego pociągu na start w Amsterdamie zamiast półtorej godziny prędzej, to trafiłem 10 minut przed startem. Miała być zupa, herbata, i odpoczynek. Za to była na szybko bagietka z mozarellą i pomidorem. Potem okazało się to wielką pomyłką. W nocy mój żołądek się zbuntował i przeżywałem prawdziwe tortury. Jednak odpuściło i reszta biegu była spokojna. Podczas biegu jadłem własne żele Huma oraz piłem wodę. Czasami mam ochotę na coś gazowanego. Było tradycyjnie piwko w połowie trasy. Tabletki z solą co półmaraton i szot magnezowy raz na dobę. Jak się zrobiło gorąco, to nawet ktoś miły kupił mi lody.

Z jakimi reakcjami spotykałeś się na trasie ze strony przypadkowych ludzi?
Przypadkowi biegacze, czy inni przechodnie nie wiedzą, że chłopak, który ich mija, ma właśnie 160 kilometrów na zegarku. Zapewne by się zdziwili i byłoby, o czym opowiadać,  gdyby się zapytali. Natomiast każdy, kto wiedział, co się szykuje i chciał mieć w tym udział,  przywitał mnie na trasie mega cudownie.

Jakie są Twoje dalsze cele oraz plany sportowe?
W pierwszej kolejności organizuję towarzyszki triatlon w mieście Horst w Holandii. Będą trzy dystanse: olimpijski, połówka i cały. Cel jest taki, aby każda grupa wspólnie rozpoczęła i skończyła. Nie ma najszybszych i najwolniejszych. Wspólne pływanie, wspólna wycieczka rowerowa i wspólne kręcenie kółek w biegu. Do tego dojdzie Polski Triatlonowy Piknik w NL. Jeśli chodzi o mnie, to wystartuję w mistrzostwach Holandii w biegu dobowych. Bronienie tytułu i zarazem kwalifikacja na Spartathlon, czyli 225 kilometrów jako minimum. Ostatni tydzień października będzie oznaczać start na pięciokrotnym Ironmanie i atak na rekord świata. W grudniu zostaje ojcem i to zdecydowanie najważniejsze wydarzenie tego roku.

Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X