Rozmowa

Adrian Kostera: Muszę wykorzystać chwilową „sławę”, aby móc bić rekordy świata

Zajął drugie miejsce w Bretzel Ultra Triathlon na dystansie 5xIM. Zmagania cieszyły się dużym zainteresowaniem. Adrian Kostera dzieli się wrażeniami i nie może doczekać się kolejnych startów.

Czy doszedłeś już do siebie po starcie w pięciokrotnym Ironmanie?
Nie odzyskam jeszcze przez jakiś czas pełnej sportowej sprawności, ale mięśniowo już czuję się dobrze. Przeszły też prawie bóle kolan, które były spowodowane małymi wypadkami. Na pewno nie miałem okazji jeszcze nadrobić snu. Najpierw pragnąłem po swoich zawodach pomóc wszystkim innym ukończyć zmagania, a dzisiaj odpowiadam na wiadomości. Jest druga w nocy, kiedy doszedłem do pytań od Was – TriathlonLife.pl. Nie zamierzam iść spać, gdyż doceniam, ile zrobiliście dla mnie. Prowadziliście na bieżąco relację o mnie i o moich przyjaciołach na trasie. Doceniam to.

Dziękujemy i musimy powiedzieć, że cała przyjemność po naszej stronie. Przechodząc jednak do startu, pokonałeś pływanie w siedem godzin i 57 minut, o 30 minut poniżej założeń. Jak się pływało?
Dwa lata temu na MŚ Double Ultra Triathlon straciłem podium przez słabe pływanie. Teraz straciłem być może po raz kolejny, ale ty razem pierwsze miejsce. Od teraz ta dyscyplina podczas treningu będzie dla mnie priorytetem. Nie przeraża mnie samo przepłynięcie 19 kilometrów. Natomiast ciężkie jest to, że czuję, jak z dystansem tracę technikę i nie potrafię nic na to poradzić. Widzę, jak powoli przesuwają się koraliki, mimo że energii nie wkładam mniej niż na początku.

Adriana Kostery problemy na pływaniu

W trakcie tego etapu doskwierał Ci ból głowy oraz skurcz. Kiedy pojawiły się pierwsze problemy?
Skurcz to nie było nic poważnego. Po prostu wiedząc, że jestem gorszym pływakiem, odbijałem się bardzo dynamicznie, aż któregoś razu ścisnęło łydkę. Pływając w wodach otwartych trenuję jak sobie poradzić z każdym rodzajem skurczu. Więc szybko rozwiązałem problem. Przyjąłem dodatkowy magnez oraz zmniejszyłem dynamikę odbić. Ból głowy to był poważniejszy problem. Okulary miałem zaciśnięte lekko, to model pod open water, nie ściskający za mocno. Być może przyczyną było słońce lub coś innego. Kiedy już trójka moich towarzyszy z wspólnej linii opuściła basen, pływałem z zamkniętymi oczami, bo tylko to przynosiło ukojenie bólu głowy. Kilometry w basenie strasznie się dłużyły.

Jak wyglądała taktyka żywieniowa Adriana Kostery na etapie pływackim?
Kiedy pływam do dwóch godzin, to nie muszę jeść i pić. Tutaj od początku uzupełniałem kalorie, aby ruszyć na rower z pełnym zasobem energii. Poza tym od października do maja nie mogłem pływać  i bezpiecznie było robić co 1000 metrów krótką przerwę. W tym czasie zjadałem żelka i popijałem wodą lub piłem izotonik. Czasami uzupełniałem elektrolity.

Wychodząc z pływania jaki miałeś plan na rower?
Dzień przed zawodami zapoznałem się z trasą i wiedziałem, że muszę jechać szybciej w czasie dnia, bo w nocy nie da się jechać na takich prędkościach. W pierwszej kolejności chciałem przejechać 180 kilometrów tempem 30km/h. Wyszło idealnie, ale przeraziło mnie, jak dużo mocy muszę wkładać, aby osiągnąć taką średnią. Musiałem jechać pod wiatr 31 km/h i 38 km/h z wiatrem, aby zniwelować wszystkie zakręty i niezbędne postoje. Już wtedy dotarło do mnie, że rower się przedłuży.

Deszcz, noc. Co jeszcze przeszkadzało jechać szybciej Adrianowi Kosterze?

Co było największą przeszkodą dla Adriana Kostery na rowerze?
Dla mnie osobiście konieczność jazdy przez wiele nocnych godzin w górnym chwycie. Gdy tylko zapadł zmrok, zrozumiałem, że na tej trasie nocami leżenie na kierownicy to proszenie się o nieszczęście. Z bólem musiałem przełknąć to, że tracę zupełnie niepotrzebnie prędkość. Na dodatek przebywałem w pozycji, której nie mam wytrenowanej.

Przeczytaj kim jest Adrian Kostera

Kiedy zaczął padać deszcz jak musiałeś zmienić sposób jazdy?
Jedyne co zmieniam, kiedy pada deszcz, to dynamika hamowania. Na suchym asfalcie dojeżdżam do zakrętów w pełnej prędkości, hamuje tuż przed i pokonuje zakręt. Karbon nie hamuje tak efektywnie w deszczu, więc musiałem wytracać prędkość znacznie wcześniej.

Z czym miałeś największy problem podczas tych obfitych opadów?
Raz, że pracuję w ogrodnictwie, a dwa że specjalnie wybieram takie ekstremalne warunki do treningów, aby właśnie w takich chwilach nie być zaskoczonym. Jedyny minus to ekstra postoje na przebranie ubrań z mokrych na suche.

Brałeś też udział w kolizji z autem. Jak to wyglądało?
Lekko zahaczyłem kolanem o auto. Na drodze pojawił się samochód i jechałem za nim może jakieś 15 km/h, nie mogąc go wyprzedzić. Kiedy Konrad z suportu zatrzymał auto, to chciałem się zmieścić w wąskim pasie pomiędzy nim, a krawędzią jezdni. Samochód nagle ruszył kiedy byłem obok dlatego uderzyłem prawym kolanem w coś wystającego. Do gorszej kolizji doszło niestety później. Trasa była otwarta dla ruchu, aczkolwiek nikt z nas raczej nie przestrzegał nakazów ustąpienia, a zakręty pokonywało się od wewnątrz, licząc, że nic nie nadjedzie albo, że szybko się zareaguje. Niestety jeden raz, kiedy ściąłem zakręt z naprzeciwka jechał inny, lokalny kolarz. Nasze kolana uderzyły o siebie i oboje się wywróciliśmy. Tak załatwiłem lewe kolano.

Czy doznałeś jakiś obrażeń po tym zdarzeniu?
Poza obtarciami po szlifach czułem lekki ból kolan, ale dopiero na biegu miałem się przekonać, że te problemy wcale nie są takie drobne.

Przeczuwałem, że Robert Karaś może wypaść z trasy

Na 366 kilometrze trasy kolarskiej Robert Karaś wypadł z trasy i musiał przedwcześnie zakończyć wyścig. Jak ta wiadomość wpłynęła na Ciebie?
Powiem szczerze, że o tym, że Robert wypadnie z trasy wiedziałem, przeczuwałem już w niedzielę przed startem. Wygląd trasy, pogoda, prędkość, cel, chęć osiągnięcia konkretnego wyniku… wszystkie te czynniki sprawiły, że ryzyko wypadku uznałem za bardzo wysokie. Niestety, to się sprawdziło. To zdarzenie oraz kilka dzików pod kołami utwierdziło mnie w przekonaniu, że muszę jechać w nocy górnym chwycie, mając ręce na hamulcach oraz mieć włączone lampki na 1000 lumenów. To dawało nadzieję na bezpieczne ukończenie przejazdu 900 kilometrów drugiego etapu rywalizacji.

Kiedy pojawił się pierwszy kryzys?
Gdy pojawiały się lekkie oznaki dekoncentracji i senności, to walczyłem z nimi. W większości przypadków dało radę je przeczekać. Kiedy nadszedł moment na trasie, że przyłapałem się na tym, że gubię się w myślach, wtedy zjechałem na drzemkę.

Kolarstwo to niebezpieczna zabawa, zwłaszcza gdy takie czynniki jak deszcz, noc, niewyspanie, presja na wynik, nawierzchnia z przeszkodami odgrywają dużą rolę. Mam półrocznego syna i nie chciałbym, aby ktoś mu musiał opowiadać, jaki był jego tata.

W jaki sposób Adrian Kostera poradził sobie z kryzysem?
10 minutowa drzemka resetuje nieco neurony i mózg potrafi naprawdę nieco wypocząć. Mam dar zasypiania na zawołanie i to bezpośrednio w głęboki sen.

Do tego doszły problemy z kołem. Ile trwał nieprzewidywany pit stop?
Od chwili gdy przebiłem dętkę i zadzwoniłem po suport, przebiegłem około półtora kilometra. Biegłem, aby nie wytracać ciepła. Chłopacy zmienili koło i pojechałem dalej. Oni w tym czasie naprawili mi właściwe koło. Z racji tego, że zapasowe jest węższe niż Zipp, to nie miałem na całym okrążeniu jednego hamulca. Dlatego jechałem asekuracyjnie. Gdy zrobiłem pełne okrążenie, zmieniliśmy koło na powrót i nie było więcej przygód.

Adrian Kostera nie gonił Niemca, to Richard uciekał przed nim 

Po odpadnięciu Roberta Karasia nastawiałeś się na gonienie prowadzącego Niemca, czy miałeś inny plan?
Nie goniłem Richarda, ale własny cel. Richard zauważywszy, że się do niego zbliżyłem, zaczął zmieniać plan, aby nie zostać wyprzedzonym. Jakiś dreszczyk rywalizacji czułem i próbowałem ze wszystkich sił nie dać się w to wciągnąć, tylko robić swoje.

Robert Karaś przyznał po wypadku, że jest szczęśliwy

W jakich przypadkach Adrian Kostera decydował się na 10-minutowe drzemki i co one mu dawały?
10 minutowe drzemki wykorzystuję, kiedy mój mózg zaczyna mi przeszkadzać albo robię się zdekoncentrowany, senny lub tracę dynamikę i wysoką kadencję. Po takich drzemkach jadę zawsze tak, jakbym dopiero zaczynał.

Podczas zmagań na trasie kolarskiej mogłeś też liczyć na doping ze strony najmłodszego członka suportu, syna Davida. Jak to na Ciebie wpływało od strony mentalnej?
Przywołanie w pamięci wyrazu twarzy, uśmiechu, głosu momentalnie grzało, gdy było zimno i deszczowo. Goiło jak balsam obtarcia. Masowało zmęczone kark i ramiona.

Finalnie ukończyłeś etap kolarski w niecałe 35 godzin. Czy ten czas mieścił się w Twoich założeniach?
Rower ukończyłem najszybciej ze wszystkich zawodników. Jest to o dwie godziny wolniej, niż zakładałem.

Organizatorzy wysłali filmik z trasą rowerową

Na specjalnym live po zawodach Adrian Kostera nie chciał za bardzo komentować stanu oraz zabezpieczeń trasy kolarskiej. Czy tym razem dasz się namówić na wyrażenie opinii w tej kwestii?
Organizator wysłał nam wielokrotnie filmik, gdzie objeżdża całą trasę. Każdy z nas był świadomy tego, co nas czeka. Wiadomo było też, że jedyny odcinek bez ruchu samochodowego, to od startu do pierwszego mostu. Wiadome było także, że nie będzie oświetlenia.

W dzień przed zawodami objechałem trasę i musiałem podjąć decyzje: kategorycznie się nie zgadzam i żądam zwrotu pieniędzy, przyjmuje to co jest i sam zapewniam sobie bezpieczeństwo. 

Przy tym godzę się na gorszy wynik. Półtora roku pandemii sprawiło, że każdy z nas jest głodny startów w zawodach. Nikt z nas nie chce więcej ich przenosić, przekładać, odwoływać. Wystartowałem. Znam organizatora osobiście i wiem, że z własnych pieniędzy ostatecznie dołożył, aby odbyły się zawody. Z drugiej strony życie i zdrowie uczestników powinno być priorytetem. Z trzeciej świat ultra triatlonu nie jest gotowy, nie spotykał się prędzej ze ściganiem się podczas zawodów. Do tej pory były to kameralne imprezy ludzi, którzy w dzień jechali 20km/h, a nocami spali. Dla nich cała trasa była bezproblemowa i bezpieczna. Jak wspomniałem w LIVE, cała sytuacja jest wielowarstwowa.

Na pewno napiszę oficjalny list do IUTA na temat zawodów i nie tylko w kwestii stanu trasy kolarskiej, ale wielu innych rażącym błędów. Jak chociażby brak kogokolwiek informującego zawodnika o tym, że to ostatnie okrążenie lub meta. Jak zawodnikowi spada czepek, to się zatrzymuje i go podnosi, a nie przymyka się na to oko. O tym, że rekord świata pada w miejscu, gdzie skracanie trasy mogło potencjalnie być wykonalne i przez nikogo niezauważone. Miejmy nadzieję, że IUTA zadba o to, aby zawody sygnowane ich logiem, reprezentowały pewny poziom.

Co się działo podczas biegu Adriana Kostery?

Jaki był plan Adriana Kostery, kiedy rozpoczynał bieg?
Mój plan skończył się już podczas pierwszego okrążenia. Obydwa kolana bolały, a do tego kujący ból ITBS sprowadził mnie na ziemię. Wiedziałem, że to będzie tak trudna przeprawa jak podczas debiutu w biegu 24h, który wygrałem, ale po nim nie mogłem samodzielnie chodzić. Byłem gotowy zrobić to samo. Parłem do przodu. Zamrażałem i obklejałem kolana. Ale i tak nie byłem w stanie biec tak, jak zaplanowałem. Mimo tego, że wolniej pojechałem rower, to kosztował mnie więcej energii, niż powinien.

W jakim stopniu udało się go zrealizować?
34 godziny to drugi czas na zawodach. Sam czas nie jest dla mnie powodem do dumy na tym dystansie. Ten etap potrafiłbym skończyć w 21 godzin. Natomiast jestem dumny z ilości bólu, który z każdym krokiem potrafiłem ściskać w sobie i ignorować.

Jakie miałeś problemy na trasie biegowej?
Bóle kolan, obtarcia na pachwinach po rowerze (z powodu górnego chwytu i piasku z deszczem), odciski na stopach. Nie miałem oprócz kilku pierwszych godzin bóli mięśni ani nie byłem zmęczony. Nie bywałem też senny.

Ostatecznie udało Ci się ukończyć zawody z czasem 76:01:11. Z perspektywy czasu oraz patrząc na wszelkie okoliczności jak oceniasz ten wynik?
Gdybym dzisiaj mógł podejść do startu jeszcze raz, to prawdopodobnie odpuściłbym godzinę lub dwie na rowerze. W ten sposób uniknął kolizji i nadmiernej eksploatacji nóg. Wtedy być może pobiegłbym dużo, dużo szybciej. Ale nie liczy się to, ile potencjalnie można zrobić, a co jest na tablicy wyników. Miałem szansę. Zdobyłem olbrzymie doświadczenie. Tak samo jak mój nieziemski suport team.

Dlaczego Adrian Kostera i team wspierał innych Polaków

Kilka godzin po zakończeniu wyścigu nagrałeś live z suportem oraz dopingowałeś resztę uczestników zawodów na różnych dystansach. Skąd wykrzesałeś w sobie tyle sił po tak wymagającym wyzwaniu?
Dobrałem się z suportem charakterami. Jesteśmy zwyczajnymi, uczynnymi, dobrymi ludźmi. Nie mogliśmy sobie wyobrazić, że ktoś kończąc zawody, przeszedłby przez linię mety w ciszy. Pragnęliśmy każdemu z osobna zrobić ten moment wyjątkowym. Poza tym dodatkowo byłem tak, aby własnym doświadczeniem służyć innym Polakom i zagwarantować, aby każdy dotarł do mety. Ostatniej nocy z Dawidem co pół godziny nastawialiśmy budzik w nocy, aby Nadine i Węgra powitać na mecie. Oczywiście nie było łatwo. Chodziliśmy jak zombi.  Biegałem z potwornymi odciskami i tylko suport wie, że gdy biegałem obok innych,  wyglądałem dobrze, a jak wracałem do hotelu, to jęczałem z bólu, ale nie można inaczej. Tym bardziej jak mam przeczucie, że ktoś będzie smutny lub zawiedziony, kiedy mnie tam nie będzie.

Czy zaskoczył Cię odzew, którym cieszył się Twój start na 5xIM?
Od początku staram się zaciekawić tym światem wszystkich. Pokazywać, że Kostera to nie posąg z żelaza, a jeden z nich. Takie rzeczy nie są zarezerwowane dla gigantów, ale każdy z nas może nim być. Na wszelkie sposoby staram się dotrzeć do ludzi. Tym razem udało się bardziej niż zwykle. Może kiedyś zainteresują się duże media i odbiór nie będzie liczony w pół miliona jak teraz, a w milionach odbiorców. Chociaż jak pomyślę, że ruch na moim fun page w ciągu tygodnia wyniósł pół miliona unikatowych kont, to jestem z nas dumny, a głównie z Dawida i Konrada, którzy dbali o relacje.

Co dalej czeka Adriana Kosterę?

Zapisałeś się na UltraPark w sierpniu. Czy w związku z tym wróciłeś już do treningów?
Już mnie ciągnie. Choć najpierw muszę wykorzystać chwilową „sławę” i działać w marketingu. Wysyłam setki listów. Media próbując zainteresować historią. Szukam potencjalnych sponsorów. Musze się śpieszyć. Za rok mam bardzo realne szanse wygrać i ustanowić rekord świata w Deca Ultra Triathlon. 38km pływania, 1800km roweru i 422km biegu. Odbywają się mistrzostwa świata w Szwajcarii. To są super prestiżowe i perfekcyjnie zorganizowane zawody. Jest ograniczona liczba miejsc, a większość listy już jest zapełniona. Wpisowe to 3300 CHF, czyli około 3000€. Jeżeli chodzi o UltraPark, zawsze mnie ciągnęło, aby spróbować sił w biegu 48 godzinnym. Poza tym mam szanse spotkać tak wielu wspaniałych biegaczy z Polski, których zawsze podziwiam i są moimi idolami.

Czy Adrian Kostera planuje powrót na dystans 5xIM, aby spróbować pobić rekord świata?
To już zależy tylko od finansów. Priorytetem będzie Deca, ale jak znajdzie się sponsor na Quintuple, to na pewno nauczony doświadczeniem, tym razem zrobię wszystko bezbłędnie. Za chwilę będę mógł się skupić w 100 procentach na treningach, a nie na pracy. Bez wątpienia wzrost mojej formy będzie skokowy w najbliższych miesiącach, roku.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne, Adrian Kostera FB

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X