Rozmowa

Adam Zięba: To był powrót do Roth po 15 latach

Podczas Challenge Roth uplasował się w TOP10 kategorii wiekowej. Oprócz Adama Zięby w tych kultowych zawodach startowało też kilku jego zawodników.

Jakie masz odczucia po minionym weekendzie z perspektywy zawodnika i trenera?
Wróciliśmy z Roth z dobrymi humorami. Praca, którą zrobiłem wraz z zawodnikami TRISPACE/TREK w ostatnich tygodniach, dała określone cele startowe. Chociaż wynik na dystansie długim, zależy od wielu czynników, to odpowiednie przygotowanie ma kluczowe znaczenie. Wykonaliśmy naprawdę kawał dobrej pracy. Udało się zebrać z grupy pięć osób, które wspólnie przygotowywały się na start i razem się wspierały. To miało duże znaczenie, szczególnie na tych długich treningach i kiedy pojawiały się gorsze dni. Potem wspólny start oraz celebracja i wspólne wspomnienia. Uważam, że jeśli jest możliwość, warto przygotować się na taki dystans w grupie.

Zająłeś 10 miejsce w M45, pokonując trasę z czasem 9:35:45 podczas Challenge Roth. Czy jesteś zadowolony z tego wyniku?
Wynik jest adekwatny do przygotowań. Cieszy, że zagrało kilka rzeczy. Zdrowie, odżywianie, sprzęt. Pewnie przy nieco chłodniejszej pogodzie, można było pokusić się o wynik poniżej 9:30, ale na to nie mamy wpływu. Na takim dystansie jest dużo składowych, aby skończyć z założonym celem. To na, co miałem wpływ, zrealizowałem w całości i to dla mnie najważniejsze.

Z jakim nastawieniem stawałeś na starcie?
Cieszyłem się, że mogłem po 15 latach wrócić do Roth. Wówczas był inny sprzęt, inna wiedza o odżywianiu. Przygotowania były intuicyjne. Nie było amatorskich klubów takich na TRISPACE/TREK. Nie można było skorzystać z wiedzy i doświadczenia trenera. Start był wielką niewiadomą. Teraz wystartowałem co prawda o 15 lat starszy, ale każdy etap był zaplanowany, świadomy. Byłem w całości w tym wyścigu i mogłem go kontrolować.

Jakie wrażenie zrobiła na Tobie sama otoczka oraz organizacja tych kultowych zawodów, które są niezwykle popularne wśród zawodników?
Powiem krótko, tam trzeba wystartować. Hawaje mają Konę, a Europa -Roth.

Jak przebiegał start z Twojej perspektywy?
Pływanie, w kanale nie sprawia problemu z nawigacją, ale właściwie ciągle płynie się w grupie. Start w falach co pięć minut po 200 osób. Masz zawodników ze swojej grupy, potem dochodzą pływacy, których doganiasz z grupy poprzedniej, ale pojawiają się też lepsi pływacy, którzy dogonili ciebie z grupy startującej po tobie. Trasa rowerowa z trzema podjazdami, ale też z szybkimi zjazdami. Dość techniczna, urozmaicona. Nie ma nudy. Pociągów nie widziałem, choć czasami w okolicach podjazdów, ale to naturalne, że zbierze się grupa. Bieg pamiętałem, że był płaski i szybki. Okazało się, że to było 15 lat temu (śmiech).  Duże było moje zdziwienie, jak od 27 km zaczęły się podbiegi i tak już prawie do mety. Tu właściwie mój jedyny błąd, że nie sprawdziłem trasy biegowej. Pewnie inaczej rozłożyłbym siły w pierwszej części biegu. Te ostatnie kilometry naprawdę bolały. 

Zawodnicy musieli walczyć ze sporym upałem na trasie. Jak sobie radziłeś z tymi warunkami atmosferycznymi?
Od samego początku zmniejszyłem intensywność na odcinku rowerowym. Kto nie dostosował się do upału na tej części, najczęściej zapłacił na bieganiu. I oczywiście wykorzystywałem wszystkie możliwości do chłodzenia na bufetach. Wolontariusze mocno nas chłodzili wodą. Były też miejsca, gdzie mieszkańcy polewali nas sami wodą z węży ogrodowych. Brakowało lodu, co było chyba jedynym minusem stref bufetowych. Jednak i tak od 27 km, to było naprawdę ciężkie bieganie, bo oprócz upału doszły podbiegi.

Oprócz Ciebie w miniony weekend startowali też inni Twoi zawodnicy. Jak oceniasz ich starty?
Przygotowaliśmy się w pięć osób. Dla Michała Martynowicza, Janusza  Zienkiewicza i Jacka Trawczyńskiego to był pierwszy start na takim dystansie. Założenia to, ukończyć w okolicach 10 godzin. I właściwie zrealizowali, to co było zaplanowane. Myślę, że jeśli mieliby doświadczenie, to z takim przygotowaniem spokojnie ukończyliby  SUB10. Jestem bardzo dumny z ich startu, bo była to trudna trasa, a potrafili świetnie sobie z nią poradzić. Marcin Andrzejewski przyjechał do Roth złamać 9 godzin. Do 165 km na rowerze wszystko szło planowo. Jednak mimo względnie dobrze zabezpieczonej trasy, miał kolizje z samochodem, który ominął barierki i wjechał na trasę zawodów. Niestety, nie mógł kontynuować startu. Jak się okazuje, nawet w Roth, ciężko zabezpieczyć całość trasy przed mieszkańcami. Na szczęście wszystko dla Marcina skończyło się dobrze. Zobaczymy go jeszcze na trasach w tym sezonie. 

Gdzie w najbliższym czasie będzie można na zawodach spotkać zawodników TRISPACE/TREK?
Teraz oczywiście na Enea Bydgoszcz Triathlon. Choć sezon jest w pełni. Więc będzie nas widać właściwie na wszystkich zawodach. Zawsze licznie pojawiamy się na Lotto Triathlon Energy i Ocean Lava Triathlon Polska w Bydgoszczy.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X