Rozmowa

Sandra Michalak: Kontuzje zastopowały rozwój sportowy

Zaczynała od siatkówki na pozycji libero. Jednak największe sukcesy osiągała w biegach na średnich oraz długich dystansach. Spróbowała też sił w triathlonie. Sandra Michalak szykuje się do powrotu do startów lekko atletycznych, ale nie zapomina o triathlonie.

Przed rozpoczęciem treningów lekkoatletycznych trenowałaś w siatkarskim klubie MKS Mos Płomień Sosnowiec. Jak wspominasz tamten okres?
O matko, kiedy to było (śmiech). Piłka siatkowa była zabawą i bardzo dobrze!!! Choć porażki już wtedy bardzo mnie bolały oraz irytowały. Siatkówka jest grą zespołową, a ja jestem indywidualistką. Bardzo się cieszę, że w ostateczności ukierunkowałam się na sporty indywidualne, w których czuje się zdecydowanie najlepiej.

Kiedy poznałaś smak prawdziwych treningów?
Poznałam, co to prawdziwy trening, zaczynając treningi lekkoatletyczne w wieku 17 lat. Wtedy jechałam na obóz to po, żeby potrenować, a nie na pół kolonie gry i zabawy. Tak bywało za czasów obozów siatkarskich, ale bardzo dobrze wspominam ten okres. Wyjazdy na mecze to najpierw był piknik: ciastka, cola. Natomiast jadąc za zawody biegowe, nie byłam w stanie nic przełknąć. Do dzisiaj mam taki ścisk w gardle spowodowany stresem przed startowym. Im bardziej ci zależy, tym większy jest stres. Wiadomo, że z wiekiem zaczyna się prawdziwy trening. Jestem zdania, że zbyt wczesne wejście w trening specjalistyczny, do tego reżim w postaci diety obowiązków, brak zabawy spotkań z rówieśnikami, nie jest zawsze dobrym rozwiązaniem. Zbyt wczesne rozpoczęcie treningu ukierunkowanego pod daną dyscyplinę, też często się nie sprawdza. Poza tym grałam w licencjonowanym klubie, trenerzy oraz nauczyciele uczyli nas gry w piłkę ręczną, koszykówkę oraz pływania. Po prostu wszystko było w mojej szkole sportowej.

Na jakiej grałaś pozycji w siatkówkę?
W ostateczności przy wzroście 164 centymetrów pozostała mi pozycja libero. Choć na początku grałam na wszystkich pozycjach. Jednak z biegiem lat dziewczyny mnie przerosły. Do tego siatka poszła w górę. Doszło parę urazów. Więc moja dynamika, zasięg wyskoku pod siatką spadła i skończyło się moje gwiazdorstwo na parkiecie (śmiech).

Dlaczego postanowiłaś zamienić siatkówkę na lekką atletykę?
Byłam zawsze dobra w bieganiu. Mimo, że trenowałam piłkę siatkową. Jeździłam na wszystkie zawody szkolne, regionalne i potrafiłam wygrywać. Zresztą bardzo szybko zauważono mój potencjał biegowy, ale trenerzy z piłki nie chcieli mnie puścić. Na tamten czas byłam jeszcze potrzebna w zespole i tutaj toczyła się bardziej rozgrywka między trenerami. Sama musiałam ostatecznie podjąć tę decyzję.

Zaczęłaś treningi biegowe w wieku 17 lat. Jak wyglądały początki w nowym sporcie?
Sama poszłam do prezesa klubu z prośbą o przyłączenie do jakiejś grupy treningowej. Na początku trafiłam do sprintu, ale nudziłam się tam, za długie przerwy. Bardzo szybko trafiłam do grupy średniaków. Oczywiście na początku musiałam wysłuchać niejednokrotnie, że jestem za stara i nic ze mnie nie będzie oraz mam za grube nogi najpierw musisz schudnąć (śmiech). Bardzo szybko zanotowałam progres biegowy na każdych dystansach od 200m do 1000m.

michalak

Zobacz też:

Michał Twarowski: Pandemia to dla mnie świetny okres

Zadebiutowałaś w zawodach rangi międzynarodowej w Klubowym Pucharze Europy Juniorów w Anglii w 2004 roku, gdzie wspólnie z koleżankami wywalczyłaś srebrny medal w sztafecie 4*400 m. Jak zapamiętałaś tamte zawody?
Szczerze to nic nie pamiętam z tych zawodów. Taka byłam zestresowana. Chyba na tamten czas nie zaliczyłam żadnej poważnej imprezy biegowej. Pojechałam bez żadnego doświadczenia. W nagrodę za zakwalifikowanie się na puchar dostałam pierwsze kolce. Wcześniej na każde zawody pożyczały mi koleżanki sprinterki. Chyba z tych kolców cieszyłam się najbardziej, a możliwość startu była dla mnie wielkim wyróżnieniem. W biegu indywidualnym na 800 metrów byłam piąta, ale się pogubiłam. Biegłam jak oszołom. Impreza przerosła mnie pod względem mentalnym i psychicznym. 

Czy ten sukces był wówczas impulsem do kolejnych dobrych wyników?
Na pewno za rok pojechałam na kolejny puchar do Bośni i Hercegowiny, gdzie też biegałam w sztafecie 4*400m, zdobywając brązowy medal. Indywidualnie już startowałam na 1500m. Wówczas uplasowałam się na piątej pozycji, tam znowu pomyliłam okrążenia. Myślałam, że mam jeszcze jedno, a to był już finisz (śmiech). Wtedy mogłam powalczyć o medal.

Jak dalej rozwinęła się Twoja kariera na średnich oraz długich dystansach?
Może od razu powiem, że nie czuję się do końca spełnionym sportowcem. Nie osiągnęłam tego, co mogłam z uwagi na poważne problemy ze zdrowiem. Na ten moment doceniam wszystko, co udało się osiągnąć pomimo tak wielu przeciwności.  Wiele lat byłam w kadrze narodowej. Przez cały okres moich zmagań sportowych towarzyszyły mi poważne kontuzje i  problemy zdrowotne. Mimo wszystko biegałam średnie dystanse na poziomie klasy mistrzowskiej. Mój rozwój dwukrotnie zatrzymały kontuzje. Wracałam do sportu po dwuletnich przerwach!!! Wyobraźcie sobie dwa lata bez biegania i startów. Za pierwszym razem szybko wróciłam. Mimo, że weszłam w wiek seniora, dalej biegałam bardzo dobrze.  Zdobywałam medale MP oraz wróciłam do kadry. Biłam rekordy na każdych dystansach. Teraz traktuję to jako duży sukces. Niestety, w 2015 roku, kiedy po raz kolejny musiałam zaprzestać treningi, poddając się kolejnym zabiegom. Wróciłam po raz kolejny po dwóch latach w 2017 roku, ale już było znacznie ciężej. Naprawdę, to był trudny i bolesny dla mnie czas. Od tamtej pory już nie zdobyłam medalu. Nie uzyskałam klasy mistrzowskiej, ale mało kto wierzył, że wrócę i dawał szanse na powrót. Mieli wątpliwości, że hemofilia choroba tkanki łącznej,  nieswoiste zapalanie stawów pozwoli na rywalizację. Cały czas walczyłam i w dalszym ciągu walczę.

Jednak równocześnie z karierą sportową rozwijasz się zawodowo jako fizjoterapeuta. Skąd wziął się pomysł na taki kierunek?
Odkąd pamiętam, chciałam być fizjoterapeutą. Zaraz po ukończeniu licencjatu poszłam do pracy. Był czas, że studiowałam, pracowałam i trenowałam. Naprawdę miałam super rezultaty, ale myślę, że to było za dużo. Obecnie inaczej bym to rozegrała. Znowu w momencie kryzysu w sporcie zawsze miałam alternatywę w postaci pracy, która dawała mi poczucie bezpieczeństwa.  Miałam własne pieniądze. Nawet jak zabierali stypendium sportowe, bo nie mogłam startować z uwagi na zdrowie.

Jak zaczęła się Twoja kariera zawodowa jako fizjoterapeutka oraz trener personalny?
W zawodzie jako fizjoterapeuta pracuję od 21 roku życia, zaraz po uzyskaniu licencjata. Wiele lat pracowałam w Międzyszkolnym Ośrodku Sportowym, mając pod skrzydłami młodocianych sportowców. W 2014 roku uzyskałam papiery trenera personalnego. Wtedy zaczęłam także pracować jako trener oraz instruktor. Stworzyłam także własny program treningowy „Trening biegacza”, który na Śląsku w paru klubach cieszył się dużą popularnością, teraz inni kontynuują moje dzieło.

Jak na Twoją pracę oraz plany sportowe odbił się najcięższy okres pandemiczny?
Rzeczywiście z pracą była katastrofa. Nie było co robić, ale pod względem sportowym dla mnie to był strzał w 10. Odrodziłam się na nowo. Zaczęłam fajnie trenować i nie mowa tutaj o dokładaniu treningu, a bardziej regeneracji, która była widoczna w kolejnych tygodniach. Co prawda łapałam lekką depresję, że nie ma pracy, a  sport nie jest moim zawodem. Wtedy mówiłam sobie: Sandra to zaraz się skończy, nie katuj się psychicznie, tylko wykorzystaj ten czas najlepiej, jak potrafisz.

Co było najcięższą kontuzją, z którą musiałaś walczyć?
Chyba pierwszy raz w życiu wypowiem się na ten temat, bo długo siedziałam cicho. Nie chciałam zrażać do siebie jeszcze bardziej trenerów, działaczy oraz zawodników, z którymi miałam przyjemność pracować. Z uwagi na hemofilie, wysiękowe zapalanie stawów wszystko źle się goi u mnie. Nawet regeneracja trwa znacznie dłużej, a która jest kluczowa w sporcie. W moim przypadku nie przebiega jak u zdrowego sportowca. Czasem drobny uraz był dla mnie bardzo niebezpieczny. Wszystko długo się goiło i leczyło. Przeszłam parę zabiegów operacyjnych, ale zdrowa osoba znacznie szybciej powróciłaby do sportu i bez takich komplikacji jak ja. Jednak nie znam żadnej osoby w środowisku lekkoatletycznym, która  potrafiłaby pozbierać się po takich perypetiach zdrowotnych. Brakowało mi zawsze tego zdrowia, a chciałam dorównać najlepszym. Tak też chciałam trenować, jednak to nie było zawsze dobre. Do tego nieustanny pośpiech gonitwa za wynikami. Sami wiecie, w sporcie wyczynowym liczy się tylko wynik na mecie, nic poza tym.

michalak

Czytaj też:

Daniel Juszkowiec: Powalczę o medal MP w Rawie Mazowieckiej

W jaki sposób Twoje doświadczenia z kontuzjami wpłynęły na decyzję o zajęciu się fizjoterapią?
Myślę, że mam znacznie więcej empatii w sobie w stosunku do pacjenta jak inni terapeuci. Zależy mi, żeby jak najszybciej wrócił do sportu, co też nie jest zawsze dobrym rozwiązaniem. Jednak za każdym razem walczę do końca o każdego pacjenta. Chcę, żeby wrócił do pasji, nawet jeżeli lekarze ortopedzi mówią, że on/ona już nie mogą trenować. Znajduję rozwiązanie, aby mogli trenować, bo aspekt psychiczny jest czasem bardziej istotny niż fizyczny. Najłatwiej jest powiedzieć, nie biegaj i nie trenuj, bo sobie pogorszysz. Brakuje mi też asertywności. Nie umiem odmawiać pomocy. Pracuję nawet w niedzielę, jak jest zawodnik w potrzebie, aby mógł zrealizować jednostkę treningową. Takiej pomocy chciałam i oczekiwałam od swoich fizjoterapeutów.

Co uważasz za największy sukces w lekkiej atletyce?
Kiedyś pisałabym zapewne o własnym dorobku medalowym, który nie jest jakiś duży, ale były medale. Teraz doceniam siebie za całokształt. Czyniłam progres przez wiele lat, bijąc rekordy życiowe. Mam wiele wartościowych wyników na średnich dystansach jak: 800- 2.04; 1500m – 4.14; 3000m- 9.09, czy 2000m z hali – 6.00 co jest dalej rekordem Śląska. Patrząc przez pryzmat problemów, z jakimi musiałam się uporać, to udało mi się sporo osiągnąć. Choć to nie jest mój szczyt marzeń, ale wciąż mam cele sportowe.

Jednak jednym ze sportów, w którym postanowiłaś spróbować sił to triathlon. Co Cię przekonało do tego ruchu?
Tylko i wyłącznie brak zdrowia, który nie pozwolił mi realizować treningu biegowego. Od wielu lat jeżdżę na rowerze, pływam, biegam w basenie. Tutaj także stworzyłam własny program treningowy jako forma zastępcza treningu biegowego, ale nigdy tego nie robiłam z zamiarem startu w triathlonie. Trening zastępczy na rowerze pod bieganie wygląda również zupełnie inaczej, zwłaszcza kiedy trenuje się pod 800m i 1500m. Niestety, zeszłego roku po raz kolejny w kluczowym momencie, jeśli chodzi o przygotowania do sezonu biegowego, doznałam wysięków w stawie kolanowym. Uzgodniliśmy z ortopedą Liberskim z kliniki Galen, że pomaga mi wyjść z tego i uporać się po raz kolejny z tymi problemami, ale nie mogę biegać i to przez dłuższy czas. Kiedy doktor Kuba mówił, że nie mogę biegać, to podkreślało kiepski stan tego kolana. Jest jedynym lekarzem, w którego wierzę i jestem w stanie posłuchać. Niestety, na wielu się zawiodłam. Natomiast Sylwek znalazł sposób, żebym się nie załamała oraz nie płakała dzień po dniu do poduszki z powodu braku możliwości biegania. Rozpisał trening pływacki oraz kolarski pod triathlon!!!

Jak wyglądały Twoje przygotowania do debiutu?
To, że zadebiutowałam w zeszłym roku w TRI, było próbą odreagowania, bo uciekał mi kolejny sezon biegowy. Wiedziałam, że nie uda mi się wystartować na stadionie. Trenując od połowy maja pod triathlon, nie mogłam biegać. Więc to było dla mnie trochę stresujące, jak sobie poradzę na zawodach, gdyż wznowiłam trening biegowy na 10-12 dni przed debiutem. To były tylko biegi na zakładkę od 3-4km. Pływanie miałam opanowane. Całą zimę chodziłam dwa razy w tygodniu na trening pływacki do Triathlon X Team. Do jeziora weszłam na dwa tygodnie przed imprezą. Na szczęście nie miałam żadnych obaw, lęków, wręcz pływałam jeszcze szybciej z uwagi na brak nawrotów. Do tego ta pianka od Sylwka o dwa numery za duża i mocno podziurawiona też przyśpieszyła moje pływanie.

Jak wspominasz debiut?
Bardzo dobrze, ale to był dla mnie bardzo kosztowny wysiłek. Popłynęłam „w trupa”.  Wychodząc z wody, miałam mroczki omdlenia. Znam doskonale własny organizm, myślę, że wychodząc z wody, miałam zakwaszenie 14-16 mol więc to musiało zaboleć, ale znowu wyszłam z wody z bardzo dobrymi zawodniczkami. Popłynęłam, jakby to była jedyna konkurencja. Moje rywalki nie wyglądały tak źle, wychodząc z wody. Całe 21 kilometrów jechałam solo. Nawet jak było się kogo złapać, puszczałam wszystkich, panicznie boję się jeździć na kole z uwagi na wypadek, który miałam na chwilę przed startami. Bieg po 4.00- 4.05/km, ale to była trasa pod ultra. Trzeci triathlon kończyłam już prędkościami 3.43/km. Wtedy pierwszy raz uwierzyłam, że nawet z tak małego kilometraża treningu mogę wrócić do biegania, chociaż długich dystansów. Za jakiś czas zadebiutowałam na ulicy na mistrzostwach Śląska na dystansie 10 kilometrów. Zajęłam drugie miejsce z czasem 36.33.

michalak

Przeczytaj też:

Alistair Brownlee: Staram się pozbierać po porażce i wprowadzić zmiany w treningu

Co było dalej?
Tego roku przez całą zimę do czerwca trenowałam pod triathlon, ale pandemia trochę namieszała w moim życiu sportowym. Cały czas moim głównym celem tego sezonu miały być mistrzostwa Polski na sprincie AG, komercyjne starty w triathlonach, starty uliczne i debiut na 10000m elity. Niestety, przez dłuższy czas nie było żadnej informacji o wznowieniu mojej docelowej imprezy. Krążyły informację, że marne szanse, żeby się odbyły. Zdecydowanie szybciej podano nowy termin Mistrzostw Polski w lekkiej atletyce. Spontanicznie wrzuciłam parę relacji z treningów biegowych. Nawet paru trenerów się odezwało, mówiąc, że naprawdę dobrze wyglądam biegowo i powinnam wracać na stadion. Sponsor się także odezwał i zaproponował pomoc, jeżeli się zaangażuję w bieganie i wystartuję na mistrzostwach Polski we Włocławku, które odbędą się 28 sierpnia. W tym roku już nie pojadę na mistrzostwa Polski w triathlonie. Nie dlatego, że nie poradziłabym sobie, ale muszę się dobrze przygotować do stadionu. Jednak całkowicie nie zostawiam triathlonu. Wiem, że  na pewno wrócę do tego sportu, ale na razie mam zdrowie, które pozwala mi realizować trening lekkoatletyczny. Więc będę biegać i tam się ścigać.

W jakich okolicznościach trafiłaś do Triathlon X-Team?
Założyciel teamu Sylwester Kuster jest moim partnerem życiowym. Na początku trafiłam do grupy jako fizjoterapeuta. Większość zawodników Sylwka jest pod moją opieką z zakresu regeneracji odnowy biologicznej oraz przygotowania sprawnościowo- siłowego. Jestem także trenerem odpowiadającym za technikę biegu. Z mojej strony jest duży nacisk na prewencje oaz poprawność wykonywania ruchu. Realizują ze mną trening szybkościowy oraz siłowy, a także funkcjonalny w zależności od potrzeb zawodnika. Jako zawodniczka trafiłam najpóźniej, ale szybko się zadomowiłam. Bardzo dobrze mi się trenuje w tym teamie. Mimo, że jestem indywidualistką, a triathlon jest sportem indywidualnym, uważam, że mając grupę ludzi, z którymi możesz się pośmiać i zrealizować jakieś jednostki treningowe to genialna sprawa.

Jak układa się współpraca z trenerem Sylwestrem Kusterem?
Oj ciężko, wieczna zadyma o trening (śmiech). Sylwek nie popuści. Problem polega na tym, że jestem taka sama, jak i on. Obydwoje jesteśmy bardzo uparci i wybuchowi. Oczywiście też są plusy takiej relacji. Na czas przygotowań do stadionu oddał mnie pod skrzydła trenera Darka Jurkowskiego. Mój trening od czerwca jest ukierunkowany na stadion, a Pan Darek ma dużo większe doświadczenie. Więc uważam, że bardzo słusznie postąpił, a mi bardzo podoba się ten trening, jego koncepcja oraz metody treningowe. Kiedy tylko zapragnę pościgać się na triathlonach, to wracam do Sylwka. Uważam, że jest idealnym trenerem, jeśli chodzi o triathlon. Ma niesamowitą wiedzę. Przede wszystkim potrafi odróżnić trening wyczynowca od amatora i nie chciałabym tutaj nikomu ujmować. Sama jestem amatorem z uwagi na pracę i brak możliwości realizacji tak dużej liczby treningów. Trener Kuster to jedyny trener, jakiego znam, który nie jest w stanie w mojej ocenie „zajechać” zawodnika, a przecież doskonale wiemy, że lepiej być niedotrenowanym niż przetrenowanym.

Co chciałabyś jeszcze osiągnąć w triathlonie po powrocie do tego sportu?
Jeżeli podejdę na poważnie do tri, będę chciała być w tym po prostu dobra,  reprezentując dobry poziom. Znam własne możliwości oraz rezerwy. Muszę zawsze mieć jasno sprecyzowane cel, żeby móc trenować i znaleźć motywację do treningu. To cel napędza mnie do pracy oraz walki z przeciwnościami. Dla mnie triathlon był zawsze odskocznią, szansą na powrót do zdrowia. O tym, co ja mogę jeszcze osiągnąć, wiem tylko ja i mój trener Sylwester Kuster.

Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X