Rozmowa

Robert Karaś: Jestem w stanie złamać 8 godzin

Marcin Dybuk: Robert kiedy tydzień przed zawodami rozmawialiśmy powiedziałeś, że nie chcesz rozgłosu wokół tego startu. Ujawniłeś się z informacją w ostatniej chwili. Dzień przed. A powiedź czy liczyłeś na tak dobry występ?

 

Robert Karaś: Nie nastawiałem się na żaden wynik. Interesowała mnie tylko wygrana w tym wyścigu. Plan był taki, aby robić swoje. Kiedy zobaczyłem w wodzie, że nikt nie chce prowadzić, to ruszyłem w swoim tempie i na nikogo się już nie oglądałem. Kiedy na pierwszej boi odwróciłem się i zobaczyłem, że nikt nie trzyma, to wiedziałem, że będę musiał to sam rozegrać. Można powiedzieć, że te zawody to było dla mnie mocne rozpływanie, a na rowerze mocny rozjazd. Nie liczyłem na dobrą średnie, bo dzień wcześniej porywy wiatru były do 80 kilometrów na godzinę. Średnia wiatru w piątek była 50 kilometrów na godzinę. W dniu wyścigu wiatr był 35, a w porywach nawet pokazywało do 60 kilometrów na godzinę.
 

 

To warunki były ciężkie?
Przy bocznym wietrze było trzeba mocno trzymać rower, aby nie upaść. Nie brakowało zawodników, którzy zatrzymywali się, a niektórzy nawet schodzili z trasy. Widziałem na poboczu leciutką dziewczynę, która stała i płakała, bo nie była w stanie jechać. Te warunki nie były warunkami na dobry wynik. Dla mnie to był test. Także sprzętu. Od roku nie jeździłem na dysku. Na treningach na Gran Canaria jeździłem po górkach, a tutaj była płaska trasa. Tak naprawdę nie wiedziałem na co mnie stać. Kiedy z Hiszpanii wróciłem do Polski, gdzie była temperatura osiem stopni i padał deszcz to wyszedłem na zewnątrz na rower tylko na chwilę, aby sprawdzić czy dysk dobrze „chodzi” i to wszystko. Start w Katalonii był dla mnie jedną wielką niewiadomą.
 

Były trudne momenty?
Walka z wiatrem była ciężka, co denerwowało.  Przez cały etap trzymałem założoną moc, a licznik momentami pokazywał  prędkości poniżej 20 kilometrów na godzinę. Po odcinku rowerowym była lekka wycinka dlatego na biegu wiedziałem, że nie mogę mocno cisnąć, aby nie przegiąć. Biegłem przez cały czas w tempie 4:15-4:20, a i tak na ostatnich kilometrach było mi ciężko. Na ten moment dałem z siebie wszystko. Ciężko jest zrobić dobry wynik w samotnym wyścigu i przy tak mocnym wietrze.
 

Jednak mimo tego co mówisz, to zrobiłeś najlepszy wynik w wykonaniu Polaków na dystansie długim – 8:13:43…
Tak, ale ja się nie podniecam tym czasem. Można pojechać na zawody gdzie jest szybsza trasa, gdzie startują zawodnicy PRO i warunki do rywalizacji będą całkiem inne. Na tych samych watach, które kręciłem w Katalonii dojadę do mety szybciej i mniej zmęczony. I wynik też będzie lepszy. Myślę, że na takich właśnie zawodach nie będzie problemu ze złamaniem ośmiu godzin.

 

Ale ze startu w IRONCAT jesteś zadowolony?
Tak, jak najbardziej. Przyjechałem wygrać te zawody, a na czas nie zwracałem uwagę. W tym sezonie myślę o wygrywaniu i o tym, aby na mecie być spełnionym i mieć przekonanie, że dałem z siebie wszystko. To ma mnie przybliżyć do najważniejszego celu.
 

Start w Katalonii był startem na przetarcie przed walką o kwalifikacje na Hawaje 14 lipca 2019 roku. Wygląda na to, że wszystko dobrze wypadło…
Tak. Jest moc. Ale tak jak za dużo nie chciałem mówić o samy starcie, tak nie chciałem mówić, że tydzień przed zawodami, jak wróciłem do Polski przeziębiłem się. Niestety, takie zmiany klimatyczne  znoszę bardzo źle. Przez siedem dni byłem na lekach i nie byłem wstanie zrealizować planu, który miałem na tydzień przed zawodami. Dusiłem się, odrywało mi się podczas kaszlu. Obawiałem się, że znowu będę miał zapalenie oskrzeli.
 

Czy to przeziębienie miało jakiś wpływa na Twój start?
Mięśniowo nie. Tylko cały wyścig kaszlałem, co mnie wkurzało. Gdybym musiał się ścigać z jakimś zawodnikiem, to myślę, że byłby to czynnik, który utrudniałby zadanie i działał negatywnie na psychikę. Na szczęście tutaj nic takiego nie miało miejsca i mogłem przez cały wyścig  trochę się oszczędzać. Bawić się tymi zawodami.

 

Ale na mecie widać jak padasz…
To prawda. Ale to wynikało z tego, że jak zobaczyłem na „ostatniej prostej” jaki mam czas i, że mogę zrobić 8:14, a nie wiedziałem dokładnie jaki jest rekord Marka (Marek Jaskółka – 8:14:37 dop. red.) to postanowiłem przyspieszyć. Przez ostatnie 5 minut biegłem na maksa i na mecie trochę mnie odcięło. Ale tylko na chwilę. Po zawodach szybko wróciłem do siebie. Normalnie chodziłem, nie było żadnych z tym problemów, co pokazuje, że przygotowanie jest dobre.

 

Czyli żaden zawodnik nie był w stanie nawiązać z Tobą równej walki, a największym rywalem był kaszel i wiatr…
Tak. Ale to były lokalne zawody. Puchar Katalonii. Tym bardziej się cieszę z tego wyniku. W grudniu byłem totalnym zerem po wypadku i poważnej chorobie z antybiotykami  i dopiero w styczniu bez przeszkód zacząłem trenować. Przez cztery miesiące wypracowałem życiową formę i to jest świetna wiadomość. Czuję, że jak już nie będzie żadnych przeszkód to w pierwszym wyścigu z dobrymi zawodnikami jestem w stanie złamać osiem godzin.

 

Zasłużyłeś na przerwę czy wracasz do treningów?
Nie ma żadnej przerwy. Już w tym tygodniu zaczynam  pierwsze treningi po zawodach. Czuje się dobrze i nie ma po czym odpoczywać. Ten wyścig nie był dla mnie jakoś specjalnie ciężki.

 

To teraz ostatnia prosta. Jak będą wyglądały przygotowania?
Wracam do Polski i tutaj będę trenował. Na ostatnie trzy tygodnie przed zawodami (14 lipca 2019 – dop. red.) wyjadę do Hiszpanii, aby spokojnie  przepracować ostatni okres bezpośrednio przed zawodami.  

 

A sprawdzałeś kto jest na liście startowej IRONMAN Vitoria-Gasteiz w Hiszpanii?
Nie interesuje mnie to. Nie oglądam się na innych, tylko chcę zrobić jak najlepiej robotę. Wiem, że ma być Llanos Eneko, który pochodzi z Vitoria-Gasteiz w Hiszpanii. To jest doświadczony, 42 letni zawodnik, ale ciągle bardzo mocny. Podczas Ironam RPA do końca walczył o zwycięstwo (Llanos Eneko w RPA zajął 4 miejsce – dop. red.) Na szczęście on ma już slota na Hawaje (śmiech). Ale to dobry zawodnik i tak jak wcześniej mówiłem, będzie z kim się ścigać, a rywalizacja może tylko dobrze wpłynąć na mój wynik. Warto także pamiętać, że to będę jeden z ostatnich zawodów w Europie podczas, których będzie można zdobyć kwalifikacje na Hawaje, tak więc nie zabraknie mocnych zawodników, którzy slota na Kona jeszcze nie mają.

 

Czas Roberta w IRONCAT Katalonia
pływanie 47:51, T1 1:19, rower 4:22:35, T2 00:34, bieg 03:03:17 = 8:13:43

 

Rozmawiał Marcin Dybuk

 

Czytaj także:

Natalia Ćwik-Karaś: Robert nie słucha nikogo

Robert Karaś: Czuję się mocniejszy niż przed wypadkiem

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X