Poradnik

Nie pozwól, aby jeden kawałek ciasta przechylił całą blachę

Paweł Mitruś radzi Czytelnikom TriathlonLife.pl co zrobić, aby widok wagi już w Nowym Roku nie sprawił nam przykrości.

Święta tuż tuż, wszyscy jak zwykle podekscytowani wypatrują pierwszej gwiazdki, ale nie nasz przeciętny triathlonista-amator. Ale jak to, dlaczego? – ktoś zapyta. Bo oczyma wyobraźni widzi, że gdy stanie na wadze w Nowym Roku, to aż krzyknie ze zdziwienia „no jak to, niemożliwe!”. Chyba nie muszę nikomu wyjaśniać, że to nie będzie krzyk zachwytu. W takim razie co z tym zrobić? Jak oprzeć się świątecznym pokusom i z uśmiechem wejść na wagę na początku 2020 roku?

Czy jest się czym martwić?

I od tego pytania proponuję zacząć. No bo czy naprawdę jesteś osobą, która powinna się przejmować wagą w okresie świąt? Jeżeli okres świąteczny trwa u ciebie 2, góra 3 dni (tak jest w moim przypadku), to nie spowoduje on wzrostu tkanki tłuszczowej. Cały nadmiar jedzenia zniknie, gdy tylko wrócisz do codziennej diety i nawyków. Z drugiej strony może być też tak, że uparcie i bezskutecznie walczysz ze zrzuceniem paru kilogramów (dosłownie paru). Patrzysz na świąteczne przejedzenie krytycznie, traktujesz to jako przeszkodę na drodze do realizacji celów. Czy na pewno tak musi być? Uważam, że zapieranie się rękami i nogami akurat w święta to kiepski pomysł. Zmiana w jedzeniu jest czasem tak samo potrzebna jak zmiana bodźca treningowego. Organizm wyrwie się z pewnej stagnacji, a to pomoże rozkręcić metabolizm. Krótki skok wagi w górę, odbije się pozytywnie na późniejszym zrównoważonym spadku. W podobny sposób działają znane nam wszystkim „cheat meale”. Od rygoru nie odpoczywa tylko głowa, ale także nasz organizm. Jeżeli jednak czujesz, że brakuje ci wspomnianych dobrych nawyków żywieniowych i zbilansowanej diety, to jak najszybciej przejdź do następnego punktu.

Musisz mieć plan na każdą okazję, zwrot „jakoś to będzie” nie zadziała

Skoro jesteś w punkcie drugim to znaczy, że nie chcesz złapać dodatkowych kilogramów. Proponuję ci zrobić pewne ćwiczenie. Postaraj się wyobrazić, w jakich sytuacjach możesz sięgnąć po dodatkowe (niepotrzebne) kalorie. U mnie będzie to dla przykładu poniższa. „Po rodzinnym śniadaniu siadamy wspólnie w salonie. Ostatnia wchodzi jak zwykle mama. Patrzy na nas wszystkich i z ogromnym uśmiechem zapyta, komu nałożyć ciasto.” A uprzedzam, moja mama piecze wybornie! To pytanie uruchamia w moim mózgu jakieś dziwne receptory, które czekają w uśpieniu na ten moment cały rok. Na takie sytuacje mam ułożoną konkretną strategię obronną. Może to być plan ewakuacji w inne miejsce, do czasu aż wszyscy zjedzą. Może to być lista, na której konkretnie wypiszę, na ile kawałków ciasta mogę sobie pozwolić. Nie ma najmniejszych szans, że przekroczę te granice. A wtedy i wilk syty (ja), i owca cała (mama, bo dla niej moje niejedzenie to poważny cios).

Pochwal się innym postanowieniem i celem

Ten chwyt bardzo często stosuję w pracy. To miejsce, w którym wiecznie krąży mnóstwo słodyczy. A to ktoś ma urodziny, imieniny, tak po prostu, bo leżało w domu, ktoś jest ostatni dzień w pracy. Okazji jest bez liku. Natomiast w moim przypadku, każdy doskonale wie, że nie jem słodyczy. Mówię o tym głośno i podkreślam wielokrotnie. Stąd, gdy tylko mam gorszy dzień i ręka mimowolnie idzie w stronę talerza z ciasteczkami, to ktoś zaraz rzuci „Paweł, jak to Ty!?”. No i już nie sięgam, bo mi głupio złamać się przed innymi. Czasem bardziej niż przed samym sobą. Oczywiście, że innych nie obchodzi, czy ja zjem ciastko, czy nie. Ale wystarczy, że pokuszą się o taki luźny komentarz. Pewnie nawet sami tego nie zauważą. A ja się zdążę opamiętać.

Czytaj także pierwszy tekst Pawła Mitrusia: Trenażer zło konieczne, czy aby na pewno?

W domu na święta może być podobnie, tylko proszę pamiętajcie o jednej subtelnej różnicy. Znajomych z pracy nie ucieszy fakt, że ostatecznie ciasto zostało zjedzone. Z mamami jest inaczej, one w tym przypadku nie stoją po waszej stronie! Należy mądrze wybrać sojuszników, którym na czas świąt zaszczepimy ziarno naszego postanowienia. Myślę, że w takiej roli dobrze sprawdzi się brat lub siostra. Szczególnie jak lubią dogryzać. Komentarz „No proszę, czyli w taki sposób nie jesz słodyczy i trzymasz formę” na pewno będzie się cisnął na usta, gdy przyłapią cię w chwili słabości.

Jesteś tym co myśli zero-jedynkowo, czyli albo wszystko, albo nic

Wszystkie punkty które opisuje, odtwarzam z własnych doświadczeń. Ten jest mi szczególnie bliski. Jak w coś się angażuję to na 100%, niestety to się tyczy i dobrych i złych rzeczy. Czyli jak się mam przejeść, to tak że ból brzucha będzie spektakularny. To zachowanie objawia się w taki sposób, że realizujemy plany idealnie do czasu, aż pojawi się pewna przeszkoda. Gdy tylko raz odpuścimy, to kolejne razy przychodzą bardzo łatwo. W końcu porzucamy plan, bo efekt nigdy nie będzie ten sam. W naszych głowach istnieje on idealnej odsłonie, tylko i wyłącznie w takiej formie, żadnej innej. Bardzo mnie ten wzorzec denerwuje. Dlatego gdy łapię się na tym, że odpuszczam z podobnego powodu, mówię do siebie „ciągle jest szansa na 95% planu”. Albo „idealny efekt ciężko odróżnić od prawie idealnego”. Nie pozwól, aby jeden kawałek ciasta przechylił całą blaszkę! Waga może nawet nie zauważyć 0,1kg różnicy, ale o 3k z pewnością się nie pomyli.

Znajdź bliski cel nadrzędny, coś co prawdziwie motywuje

Odmówienie sobie świątecznego szaleństwa samo w sobie, nie jest niczym fajnym. Zrzucanie wagi tak po prostu, nie jest motywujące. Zawsze stoi za tym coś większego. Przygotowanie do sezonu nie będzie w tym wypadku dobrym motywatorem – przecież to dopiero za 5-6 miesięcy. Każdy zdąży do tego czasu zejść z wagi. Dlatego potrzeba czegoś bliskiego, może mniejszego, ale trzymającego w ryzach. U mnie to po prostu zwykłe wyjście na trening. Jeżeli mam się czuć komfortowo w czasie treningu, nie mogę być przejedzony! W przeciwnym przypadku będzie to zwyczajnie nieprzyjemne. Kilka razy zdarzyło mi się biegać po czymś cięższym i uwierzcie, nie było ciekawie. Przywołuję te wspomnienia w momencie, gdy mogę sięgnąć po dodatkową porcję. Dlatego też świadomie przesuwam świąteczne jednostki treningowe na późniejsze godziny. Wtedy dłużej muszę nad sobą panować jedzeniowo.

Odpuść trochę z treningiem

Święta to przede wszystkim dobry czas, żeby zwyczajnie poluzować. Jestem zwolennikiem podejścia, aby wykorzystywać w 100% sytuację i otoczenie, w którym się aktualnie znajdujemy. Skoro już zjechała się rodzina i bliscy, spędźmy z nimi czas. Jak jesteśmy nad morzem, to przejdźmy się na plaże. Jak w górach, to zaplanujmy pieszą wycieczkę. Zwyczajnie dlatego, że próg wejścia w takie aktywności będzie znacznie niższy. Spróbujcie zebrać rodzinę w zwykły weekend. Na pewno będzie to wymagało dużo więcej zachodu. Także zaplanuj mocniejsze jednostki przed i po świętach, a te parę dni poświęć bliskim!

To tyle ode mnie, powodzenia w święta! ?

Paweł Mitruś,
Autor bloga: sport, work, balance

Kim jest autor? Dowiesz się więcej z rozmowy z Pawłem

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X