Rozmowa

Paweł Mitruś: Uczucie z pierwszej wygranej w Ironman 70.3 było wyjątkowe

Był najszybszym zawodnikiem AG OPEN na 1/2IM w Grecji. Paweł Mitruś podzielił się odczuciami z tych zawodów i przyznał, co czuł, kiedy osiągnął wynik, na który czekał od pięciu lat.

Kilka dni temu byłeś najszybszy zawodnikiem AG OPEN na 1/2IM w Grecji. Jak smakuje pierwsza wygrana w Ironman 70.3?
Przyznaję, że w uczuciu z finiszu oraz dekoracji przy linii mety było coś wyjątkowego. Chyba nawet na moment się wzruszyłem, a nie jestem wyjątkowo emocjonalną osobą. Niewielu Polaków może się pochwalić takim tytułem, więc coś w tym musi być.

Na taki wynik czekałeś pięć lat. Co było najtrudniejsze podczas tej triathlonowej drogi przez pięć lat?
Nie mogę powiedzieć “czekałem na to”, bo od dłuższego czasu ścigam się z samym sobą i staram się nie patrzeć na wyniki innych. Najtrudniejsze było znalezienie mojej drogi w triathlonie, zrozumienie tego, co sprawia mi przyjemność i jak czerpać z tego jak najwięcej. Przestałem oglądać się na innych, stąd rywalizacja nie jest na pierwszym planie, a ta wygrana nie była tu najważniejsza.

Z jakim nastawieniem jechałeś do Grecji?
Bardzo słabym, to był szybki wypad na parę dni, a mnie zaskoczył ciężki tydzień w pracy. Do tego pogoda w Polsce nie rozpieszcza i czułem się lekko osłabiony. Mówiąc krótko, nie miałem oczekiwań. Chciałem skończyć z uśmiechem na ustach i wracać szybko do domu.

Jak czułeś się na pływaniu?
Były dość duże fale. Pierwszy raz widziałem, żeby na tym etapie panował taki bałagan. Nie czułem za specjalnej mocy w rękach. Więc stwierdziłem, że nie będę walczył z żywiołem.  Wyszło bardzo fajnie, jedno z lepszych pływań w moim wykonaniu.

Jak oceniasz z perspektywy czasu etap kolarski?
Rower zawsze był moją najmocniejszą stroną i tu miało być podobnie. Lekko pofałdowana trasa, gdzie jak mocniej przycisnąłem podjazd, to prędkość nie spadała poniżej 30km/h, była idealna na moje warunki fizyczne. Na pierwszej nawrotce zobaczyłem, że jestem wysoko i chwilę po wjechałem w grupkę 4 osób z zaburzeniami oceny odległości. Mimo że staram się nie patrzeć na innych, to draftowanie wciąż wywołuje u mnie skrajne emocje. Przestałem jechać swój wyścig i chciałem uprzykrzyć życie pozostałym, z których może 1 osoba jechała fair. Niestety na takiej trasie ciężko zgubić ogon, ale starałem się zmęczyć chłopaków na podjazdach jak tylko się dało, nie ubijając przy tym siebie. Czasem zmusiłem ich do wyjścia na przód, po czym znowu atakowałem pod górkę. Chyba się udało, bo trzech z nich spadło nisko na biegu.

Jaki miałeś plan na bieg?
Biegowa trasa była ciężka. Biegliśmy dwie pętle po wahadle z dużą górą po środku. Dla uproszczenia wychodziły interwały z 10’ podbiegiem i 10’ zbiegiem. Plan był taki, żeby się nie wyjechać do końca na rowerze i to udało się zrealizować. Na takiej trasie wygrywa nie ten,  kto jest najszybszy, a ten, którego nogi wytrzymają taką zabawę. W moim treningu jest bardzo dużo elementów siłowych, które jak widać, działają. Do pierwszego zawodnika po rowerze traciłem ponad 9 minut, ale już na pierwszej nawrotce wiedziałem, że jest w zasięgu. Biegnący za mną nie wydawali się za specjalnie odrabiać, byłem dobrej myśli.

Co czułeś, wbiegając na metę ze świadomością, że jesteś najlepszym age grouperem zawodów?
W zasadzie to po prostu najlepszym, bo nikt z kategorii PRO nie startował na tych zawodach. A tak na serio, to czułem się zwyczajnie szczęśliwy, że to już koniec. To były jedne z tych zawodów, gdzie człowiek pcha od startu do mety, ale więcej jest w tym oporu materii niż przyjemnego flow.

Jaki do tej pory to jest dla Ciebie ten sezon?
To chyba najciekawszy sezon odkąd bawię się w sport, bo razem z kolegami umówiliśmy się na start w wyścigu rowerowym Haute Route Alps. Jest to 7 dniowa etapówka kolarska po Alpach, najtrudniejsza rzecz, jaką w życiu przyszło mi robić, zdecydowanie polecam. Zupełnie inny poziom doświadczania różnych emocji, niż w zawodach triathlonowych. Taki wyścig buduje również wyjątkową wydolność, więc idąc za przykładem Przemka Szudera (który mówiąc nawiasem bardzo dobrze umie grać w tę grę), zapisałem się na pełny dystans.

Już za kilkanaście dni wystartujesz ostatni raz w tym sezonie, na Ironmanie?
Ostatni raz w tym sezonie, ale pierwszy raz w życiu na pełnym Ironmanie! Po Haute Route Alps w gronie moich znajomych rozgorzała dyskusja – co jest trudniejsze, wyścig po Alpach czy Ironman. Ja odpowiedź już znam, ale dla świętego spokoju Arka Podziewskiego muszę sprawdzić na własnej skórze.

Jak będą wyglądać Twoje przygotowania do tego startu?
Długie i żmudne jazdy na trenażerze, wstawanie, jak jeszcze jest ciemno, bieganie jak już jest ciemno i próba uniknięcia infekcji, jakie serwuje nam pogoda w Polsce w tym okresie.

Z jakimi oczekiwaniami pojedziesz na te zawody?
Tak jak do Grecji, z żadnymi. Zrobię swoje na 100 procent danego dnia i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Ten rok i tak już jest super pod wieloma względami, tyle radości, ile chciałbym już z tego wynieść, to dostałem. Po zawodach zostajemy jeszcze tydzień w Arizonie, a to na pewno będzie fajne!

Czego Ci życzyć przed najbliższym wyzwaniem?
Zdrowia! I może jeszcze tego, żebym w końcu poleciał gdzieś na wakacje bez walizki rowerowej.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X